1. John Irving, Hotel New Hamphsire
To pierwsza książka mojego ulubionego pisarza, która wpadła mi w ręce, i to całkiem przypadkiem. Nie wiem, dlaczego po nią sięgnęłam, po prostu coś w bibliotece poprowadziło mnie ku szalonym przygodom rodziny Berrych. Historia uczyniła moje życie ciekawszym, nauczyła czarnego humoru, pokazała, że mimo nie mamy na wiele rzeczy wpływu, to i tak nie powinniśmy się poddawać. Dała początek moim pasjom literackim związanych z motywem kazirodztwa oraz obdarowała mistrzem, który stanowi ideał, do jakiego nieustannie dążę.
3. Jack Kerouac, W drodze
To początek mojej przygody z bitnikami, pierwszymi hipsterami. Dzięki tej książce zachciało mi się żyć i w pędzie poznawać nowe barwne postacie. No i Dean Moriarty.
5. Igor Ostachowicz, Noc żywych Żydów
Absurd goniący groteskę, szczera prawda o Polakach i szarej współczesności. Uśmiałam się setnie, czytając tę książkę, momentami wzdrygałam się z obrzydzenia, a czasami myślałam z fascynacją, jak bardzo autor miał nasrane w głowie, żeby coś takiego wymyślić. Przede wszystkim spodobało mi się jedno z przesłań: w każdym człowieku tkwi bohater.
7. Lucy Maud Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza i pozostałe części
Trudno mi skomentować tę pozycję, ale chyba z żadną bohaterką (nie licząc Bunny Tsukino) nie uświadamiam się aż w takim stopniu. Ania jest jedna jedyna.
Istna uczta dla wyobraźni. Czas potraktowany jako przestrzeń – say whaaat?! A jednak. Postacie, o których Wam się nie śniło, barwne ilustracje, wpływające niepokojąco na podświadomość, ale sprawiające, że czyta się każdym zmysłem… I przygoda. Przygoda, w którą sama chciałabym ruszyć,
bardziej chyba nawet niż pójść do Hogwartu czy mieszkać w Rivendell. Dzięki tej lekturze uświadomiłam sobie, że każda kobieta jest jednocześnie twardo stąpającą po ziemi dziewczyną, jak i mogącą zdziałać cuda królową. Tak jak Candy Quackenbush.
I, ostatni punkt, proszę o fanfary…
Mojemu dziecku będę czytać je do snu, a gdy obudzi się rano, nie będzie płakało, że pada deszcz i w taką pogodę trzeba iść do szkoły. Nie będzie płakać w ogóle, bo będzie wiedzieć, że wszyscy na tym padole łez mamy równo przechlapane. A ten, kto pozornie ma lepiej w życiu, sam na to zapracował.
Tako uczy XBW Krasicki.
Za wyzwanie dziękuję serdecznie Olusi. Sama zaś wyzywam osoby oznaczone przeze mnie w poście na FB, ale i MatiPro, Misako, Miyę oraz Eulalię nie tylko do stworzenia takiej listy na fejsie czy swoim blogu, ale i przeczytania jednej z książek polecanych przeze mnie. Nawet, jeśli jedną lub więcej z tych lektur macie ze sobą, dobierzcie jakąkolwiek inną spośród dziesiątki.
Piwo na hejnał piłem jak jeszcze nie było facebooka. Jabola też mi się zdarzało rozpracować tą metodą. Gdybym wtedy wiedział o takich "wyzwaniach", to w życiu bym tego nie zrobił; może i na lepsze by wyszło.
Ale książki to co innego, każdy pretekst jest dobry, by je czytać i o nich pisać. Z Twojego zestawienia czytałem "Świat według Garpa", "W drodze" i "Zakon Feniksa". Dzieło Kerouaca jest dla mnie, ważne ale jak tak teraz się zastanawiam, to do mojej dziesiątki chyba nie wejdzie. W pierwszej wolnej chwili postaram się ją ogarnąć i zamieścić.
Sięgnę po "Hotel New Hampshire". Dawno temu, jeszcze w czasach gimnazjum, oglądałem ekranizację w ramach szkolnego DKF, ale już słabo ją pamiętam poza kilkoma scenami.
o, noc żywych żydów właśnie czyta moja współlokatorka. a w drodze mam w planach od wakacji. to chyba nawet dwie będą… 😉
Podobno picie na hejnał piwa Polacy mają we krwi, ale żeby jabola? Pełen respekt. ; )
Z wielką ciekawością czekam na Twoją dziesiątkę, bo jesteś moim przewodnikiem w kwestii literatury amerykańskiej. : )
Bardzo się cieszę, że sięgniesz akurat po "Hotel". Jest moim najulubieńszym dziełem Irvinga. I chyba tak ogólnie też. Film oglądałam niedawno, ale w porównaniu z książką jest niestety nudny. Smuteczek.
Czytaj, warto! : )
Jaki tam respekt… Gdybym teraz zobaczył gnojka wyczyniającego takie rzeczy, to bym mu powiedział "ogarnij się typie" 😉
Ile Irvinga! Dużo osób zachwalało mi już jego utwory i dwie książki temu miałam okazję sięgnąć po "Regulamin tłoczni win" i muszę przyznać, że ten cały Irving ma coś w swoim stylu pisania i sama nie umiem określić, co tak właściwie mnie urzekło. Zamierzam sięgnąć po kolejną jego książkę. Którą byś polecała na "drugi ogień"?
PS moja lista w toku
Teraz czytam najdłuższą książkę, jaką Irving napisał, czyli "Zanim cię znajdę". Myślę, że to może być całkiem niezła pozycja na drugi ogień, choć jestem dopiero na początku. Przede wszystkim jednak polecam "Hotel New Hampshire" – dziwny, pokręcony, jednym słowem: cyrk na kółkach. Dlatego, że jest moją ulubioną, moją pierwszą, moją naj, jeśli chodzi o Irvinga, a może i o wszystko.
Trzymam kciuki za jak najszybsze powstanie listy. : )
Abarat! Ścierwnik i te sprawy…w sumie to był spoko facet tak naprawdę, interesujący w ten pokręcony sposób 😀
Jasne, że tak! Christopher Ścierwnik był jedną z moich najulubieńszych postaci. To nie jego wina, że miał ześwirowaną matkę. Stąd wszystkie problemy!
no kuzyneczko – jako że już jestem na wiadomej końcóweczce mojego błogosławionego stanu jak to niektórzy określają ( ja obecnie powiedziałbym raczej że utożsamiam się bardziej z wielorybem…) wieczorami nie robię nic poza czytaniem. NIgdy nie czytałam Irvinga – ale w Twoim "wydaniu" brzmi on bardoz zachęcająco – więc chyba po niego sięgnę 🙂 Czytałaś kiedyś coś Jonathana Carrolla? jeśli nie – polecam – kilka pozycji wg mnie ma godnych, są troszkę pokręcone i oderwane od rzeczywistości – a to lubię najbardziej. Ściskam mocno i trzymam kciuki za Piromanów :* normalnie jestem z Ciebie dumna 🙂
Błogosławiony wieloryb zawsze spoko! Imię dla najmłodszego kwiatuszka w końcu Tomek powiedział? : P Bo jestem bardzo ciekawa!
Tak, zachęcam do Irvinga, polecam z całego serca! Idzie się zmęczyć lekturą, to są książki momentami dziwne, ale przepiękne!
Tak, czytałam "Krainę Chichów" – genialna, na pewno sięgnę po resztę pozycji z jego dorobku literackiego.
Trzymam kciuki za szybkie i szczęśliwe rozwiązanie i bardzo, bardzo dziękuję Ci za miłe słowa!
Pozdrawiam cieplutko, kochana kuzyneczko! :*
🙂 Tak – wspólnymi siłami postanowiliśmy dać na imię Lilianna 🙂 W takim razie zabiorę się za Irvinga, jak skończę mojego ukochanego Carrolla – niektóre pozycje czytałam po trzy razy 😛 (np. ulubione "Śpiąc w płomieniu") ściskam mocno :*