Czasem dopuszczam do siebie ciemność. Sama przychodzi, a ja nie mówię jej nie, bo i tak prędzej czy później wdarłaby się do mojego umysłu poprzez głupkowate reklamy w telewizji, absurdalne wymagania państwa względem jednostki, społeczne konwenanse… I ta ciemność mówi mi: rzuć to wszystko, jedź na Alaskę, bądź dla siebie i innych dobrym człowiekiem, a resztę chrzań… Wczoraj miałam taki moment, lecz zamiast spakować plecak, na co wiecznie brakuje mi odwagi, włączyłam film pt. Wszystko za życie (Into the Wild). I od razu zrobiło mi się lepiej. No, może nie do końca…
Film czekał bardzo długo, żebym w końcu go obejrzała (pewnie z pięć lat). Został wyreżyserowany przez Seana Penna, który napisał też scenariusz do filmu na podstawie książki Jona Krakauera pod tym samym tytułem. Into the wild to historia autentyczna, opisująca niezwykłą wyprawę Christophera McCandlessa (w roli głównej Emile Hirsch).
Zainspirowany książkami m.in. Jacka Londona i Lwa Tołstoja, po zakończeniu studiów, Christopher postanawia spakować plecak i ruszyć na włóczęgę. Pozostawiwszy rodzinę i przekazawszy oszczędności na cele dobroczynne, wyrusza w podróż przez USA, na czas włóczęgi przybierając imię Alexander Supertramp. Jego celem i największą przygodą, do jakiej dąży, jest spędzenie kilku miesięcy na łonie dzikiej natury, w całkowitym osamotnieniu, w sercu Alaski.
W drodze Alex spotyka mnóstwo ciekawych ludzi – parę przesympatycznych hippisów, zakochanych w sobie postrzelonych Holendrów, nastoletnią piosenkarkę country, artystę garbarniczego w podeszłym wieku… Alex pojawia się w ich życiu w kluczowym momencie. Dzięki nim chłopak staje się mądrzejszy, choć i wcześniej życiowej mądrości mu nie brakowało.
Ciesząc się otaczającą go przyrodą, docierając do najdzikszych zakątków Ameryki, Alex po prostu cieszy się własnym istnieniem. Myślę, że to najcudowniejsza z umiejętności, jakie może nabyć człowiek w trakcie swojego życia, lecz nie każdemu jest to dane. Bohater (a zarazem postać autentyczna) pokazuje, jak bardzo jesteśmy złaknieni bliskości z naturą, prostoty i spokoju. Zachowanie Aleksa wzbudza jednak kontrowersje. W końcu od samego początku podróży ani razu nie dał znać swoim bliskim, że żyje. A idee, którymi się kierował, czasem nie do końca pokrywały się z realnym życiem… Interpretacja jednak, jak zawsze, zależy od naszych osobistych doświadczeń, a co za tym idzie, indywidualnego spojrzenia na sprawę.
W końcu Aleksowi udaje się dotrzeć do celu. Dociera do Alaski i rozpoczyna życie w opuszczonym autobusie, który teraz nabrał już kultowego, symbolicznego znaczenia…
Film z początku dał mi ogromne wytchnienie. Fabuła płynęła spokojnie, acz ciekawie, ze względu na zmiany perspektywy, retrospekcje, przepiękne widoki i wprowadzanie nowych postaci w idealnych momentach. Niesamowicie przypadły mi do gustu liczne odwołania do literatury i etos wolności. Żaden z dialogów, jakie zostały wypowiedziane w filmie, nie był zbędny. Wszystkie można było spokojnie wynotować w charakterze jakże życiowych sentencji. Nad wydarzeniami jednak unosił się smutek, a sama końcówka była dla mnie traumatyczna. Tym bardziej, że dopiero wtedy dowiedziałam się, iż Chris McCandless naprawdę istniał, a film jest naprawdę wiernym odwzorowaniem jego włóczęgi…
Wszystko za życie pokazuje najważniejsze wartości w życiu każdego człowieka. Można się z niego naprawdę sporo nauczyć. Ja wiem, że niektóre osoby może znurzyć brak akcji w postaci morderstw i seksu, więc będą mieć zupełnie inną opinię na temat tego arcydzieła, ale proszę, jeśli tak będzie, to zachowajcie ją dla siebie. Nie psujcie mojego zauroczenia tym filmem. A jeśli macie go na liście utworów „do obejrzenia”, jak najszybciej to zmieńcie. Gwarantuję tak czy siak mocne wrażenia. Skończyłam oglądać chyba po pierwszej w nocy, a do czwartej nie mogłam zasnąć, rozmyślając o życiu Chrisa McCandlessa… I szukam wciąż puenty. I nie mogę jej znaleźć, choć czuję ją pod skórą. I na szczęście znów czuję inspirację.
A ja nawet zaczęłam oglądać, ale chyba nie byłam w nastroju na ten film tamtego wieczoru, także wciąż na mnie czeka, ale mam nadzieję, że w końcu gwiazdy ułożą się tak korzystnie, abym mogła obejrzeć Into the wild :>
Co prawda trafiłeś właśnie do Fabryki, ale postaraj się czuć jak u siebie w domu.
Jestem Emilia Teofila i mieszkam w Poznaniu. Nie przepadam za hygge, za to jestem wyznawczynią urban jungle. Podnieca mnie literatura z górnej półki, ciężki film, intensywne rytmy i popaprane historie. Jeśli uważasz, że w życiu nie musi być pięknie, ale koniecznie ma być ciekawie —
odwiedzaj mnie częściej.
Piromani
Intryguje Cię Poznań po zmroku?
Sięgnij po mój debiut. Poznaj pragnącą zostać pisarką Lidkę i jej niezwykłych przyjaciół: szaloną Szoszanę, czarodzieja Piernika i rycerskiego Kiryła! Zobacz, do czego prowadzi młodych ludzi brak zrozumienia ze strony rodziców oraz niewystarczająca dawka miłości.
Hotel Aurora
Powieść obyczajowa, w której różne pokolenia i temperamenty spotykają pod tym samym dachem w przeuroczej górskiej scenerii. Niebezpieczny romans, rodzinne sekrety, siła kobiet i dużo czarnego humoru!
Grand Hotel Granit
Duchy domagają się, by ich historia została opowiedziana.
Żywi milczą zaciekle, a upchane głęboko w szafie trupy nie są do końca martwe…
Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Czy ten, kto mówi, że kocha, może skrycie nienawidzić?
Zapraszam do lektury mojej trzeciej powieści!
Dołącz do nas i rozwijaj się!
Zapraszam do grupy kobiet z pasją, dla których pisanie stanowi treść życia. Wspólnie rozwijamy się, uczymy, motywujemy i promujemy.
W grupie można więcej!
Pamiętałam swego czasu, by obejrzeć i mi umknęło 😛 Dziś już nie zapomnę- dziękuję za film na wieczór 😉
Oglądaj koniecznie!!!
Nie ma za co – baaardzo się cieszę, że napisałam tę notkę, skoro będziesz mogła zapoznać się wreszcie z tym arcydziełem. 🙂
Chętnie obejrzę 🙂
A ja nawet zaczęłam oglądać, ale chyba nie byłam w nastroju na ten film tamtego wieczoru, także wciąż na mnie czeka, ale mam nadzieję, że w końcu gwiazdy ułożą się tak korzystnie, abym mogła obejrzeć Into the wild :>
Uwielbiam tą książką z resztą film również. W ogóle całą postać Christophera uwielbiam. Dzięki niemu sięgnęłam po Londona i Thoreau.
W takim razie muszę pójść w Twoje ślady, bo nie miałam jeszcze przyjemności poznać twórczości Thoreau.