Nie lubię kobiet, które pachną mydłem […]
Tych kobiet nogi nigdy się nie rozkładają,
Tych kobiet ręce zastygłe czekają
— Tomasz Organek, Nie lubię
Odwiedzam te blogi lifestyle’owe i aż mnie mierzi od rozprzestrzeniających się po nich treści. Nie dość, że na stronach www roi się od postów na temat inteligentnego zorganizowania przestrzeni w miejscu pracy oraz powierzchownych wskazówek dotyczących robienia porządku we własnej głowie, co tak naprawdę jest chuja warte (Wali Ci się życie? Wypij ciepłą herbatę z cytryną, zapal świeczkę i ubierz ciepłe skarpety, na pewno wszystko się ułoży!), to jeszcze są całe blogi na temat sprzątania! Blog o pucowaniu domu? Czy Małgorzata Rozenek aż tak bardzo imponuje Polkom jako Perfekcyjna Pani Domu?
Wkurza mnie mania planowania i organizacji życia co do minuty. Kiedy widzę kalendarze blogerek albo młodych gospodyń domowych, gryzę się w język. Widzę piękne tabelki, kaligraficznie wypisane dni tygodnia, czynności oznaczone kolorami zakreślaczy, czasem jakiś przeuroczy rysunek liska, muchomorka czy innego brokatowego gówna i zastanawia mnie, jak dużo czasu można poświęcić na tylko i wyłącznie planowanie, uzupełnianie kalendarzyków i sprawianie, by były jak najpiękniejsze, żeby pochwalić się nimi koleżankom na insta?
I ten udawany naturalizm i minimalizm, który jest kolejną przykrywką dla obmierzłego kramarstwa XXI wieku, największe zło, które czai się wszędzie.
W księgarniach na przykład. Książka o sztuce minimalizmu? Kup ją i ustaw na półce, na pewno nie zajmie tak wiele miejsca jak pozostałe, w końcu traktuje o minimalizmie.
Koniecznie pamiętaj, by żyć zdrowo i naturalnie. Zamień doniczki z plastiku na doniczki z gliny, żeby dbać o środowisko. Dzięki temu będziesz bardziej eko, rośliny będą Ci wdzięczne, a to, że plastik i tak wyląduje na wysypisku śmieci, to już nie jest Twój problem, ktoś tam odpowiada za recykling, na pewno wszystko będzie super, no bo liczy się Twoje eko mieszkanie, a nie jakaś tam dziura ozonowa nad Antarktydą.
Pamiętaj, by zadbać o swój portfel! Oszczędzaj pieniądze, po co masz przepłacać? Nie idź do LeCrobag, tam kanapka kosztuje dziesięć złotych, idź do Maka na cziska, to tylko trzy pięćdziesiąt…
I don’t want to live on this planet anymore.
A jednak, muszę. Muszę żyć i z tej okazji przekazać Ci kosmiczny banał.
Włącz mózg i przestań przesadzać.
Byłam w tamtym miejscu. Ustalam sobie cel, rozbijam go na podcele, wyznaczam daty ich realizacji, zapierdalam. W dalszym ciągu tak działam, uważam, że ma to ogromny sens, takie porządkowanie swoich wątków życiowych, ale nie muszę tego wszystkiego notować co do minuty. Minimalizm szanuję, doceniam i akceptuję, bo przeprowadzam się co roku i męczy mnie targanie tobołów po schodach, więc pozbywam się ciuchów i przekazuję na jakieś cele charytatywne, no i po prostu staram się omijać sklepy. Zresztą, pisałam już kiedyś o tym. Jakieś trzy lata temu… O, tu. Wiecie, co się od tego czasu zmieniło? Troszkę zmądrzałam. Uczę się odpuszczać.
Życie w porządku nie jest dla mnie. Próbowałam, nie wyszło. Oczywiście, lepiej pracuje się w wysprzątanym pokoju, ale jeśli trzeba się uczyć do sesji albo pisać książkę, to wcale nie trzeba wcześniej przetestować wszystkich cienkopisów, czy jeszcze nie wyschły. Co jest pięknego w pomieszczeniu, w którym wszystko jest idealnie poukładane? Co takiego może nas nagle zainspirować? Te grzbiety książek, które są tak samo poustawiane od zamierzchłych czasów? Pachnąca ajaksem podłoga?
I tak, w dużej mierze lepiej wiedzieć, czy w przyszłym miesiącu będzie się miało dach nad głową, więc należałoby pilnować swoich środków na koncie, spinać rachunki zszywaczem, nie gubić bez przerwy karty przejazdowej… Ale żeby nie móc wypić wieczorem dodatkowego piwa, bo rano trzeba koniecznie wstać o 5:30, przez trzy minuty szczotkować zęby, dwie minuty układać włosy i potem poświęcić osiemnaście minut na przygotowanie i zjedzenie owsianki z mango, bo tak właśnie zaplanowaliśmy w kalendarzu?
Mniej naprawdę znaczy więcej.
Planowanie ma za zadanie urozmaicić nam życie, zobaczyć, jak często powielamy dane czynności, żeby ułatwić nam funkcjonowanie i zapewnić więcej czasu, a nie związać nam ręce i ostatecznie wpakować do pokoju bez klamek z powodu presji nie do udźwignięcia. Którą w dodatku sami sobie wytworzyliśmy.
Wychodzę z założenia, że póki mamy siły odkopywać się z bałaganu, który wokół siebie robimy, nie jest źle. Gorzej, gdy straci się kontrolę nad chaosem wokół. A łatwo się zapomnieć i stracić panowanie nad syfiozą, akurat wiem, co mówię. Dlatego chaos nie jest dla wszystkich i sprzątanie, zarówno przestrzeni zewnętrznej jak i wewnętrznej, tej duchowej, jest bardzo ważne. Apeluję jednak o to, by pomyśleć. O tym, co nas kręci. Najwięcej siły i czasu przeznaczyć na to, co po prostu kochamy robić. O ile nie jest to ćpanie i chlanie na umór. I obowiązki w kalendarzu obowiązkami, nie warto ich nie wykonywać nawet, jeśli ich nie znosimy. Im szybciej je wykonujemy, tym mniej zaległości, ergo jest więcej czasu na przyjemności.
A o przyjemności w życiu chodzi.
A ja lubię planować i prowadzić kalendarz, choć nie zawsze wygląda to pięknie i estetycznie. Po prostu łatwiej mi się zorganizować, kiedy zapisuję swoje plany i rzeczy do zrobienia 🙂
Jestem osobą, która musi mieć wszystko poplanowane, zapisane w kalendarzu. Lubię tak. Nie lubię, jak nie mam czegoś zaplanowane, lubię mieć pod kontrolą niektóre rzeczy. Jednak moja przestrzeń, czyli biurko, to jeden wielki chaos. Nie potrafię zapanować nad porządkiem na biurku. Co jakiś czas robię, ale potem i tak ląduje tam sterta książek i innych rzeczy, tak ważnych ja TARDIS, płyta i lakier do paznokci.
Chyba jesteśmy do siebie troszkę podobne. 🙂