Halina Żyleta to główna bohaterka współczesnej powieści gangsterskiej Cwaniary. Autorka książki, będącej dramatem obyczajowym i wyciskaczem łez, to Sylwia Chutnik, którą poznałam literacko w trakcie lektury jej zbioru opowiadań (W krainie czarów). Pisarka nie bardzo życzliwa jest dla swojej pierwszoplanowej postaci. Halinę poznajemy na cmentarzu, kiedy stara się odpicować nagrobek nieżyjącego narzeczonego. Jest samotną, niedoszłą panną młodą a już wdową, w dodatku w ciąży. Na szczęście ma babcię, koleżanki i siłę własnych pięści.
Zarówno Halina jak i Celina, Bronka oraz Stefa, hobbystycznie piorą mężczyzn w bramach albo ciemniejszych podwórkach. Częściowo jest to przyjemność sama w sobie. Ale kobiety tyle razy dostawały cęgi od mężczyzn i życia, że w końcu nie sposób się nie odwdzięczyć. Tytułowe cwaniary zatem mszczą się i wojują. Tak, jak to się robiło kiedyś, w tymże właśnie mieście, czyli stołecznej Warszawie.
Walczę o to samo, o co walczyli ci wszyscy w hełmach i panterkach. O siebie walczę, o swoje koleżanki. O sprawiedliwość.
Okazuje się jednak, że miasto chcą znów zagarnąć dla siebie źli ludzie. Deweloperzy i inni biznesmeni, którzy wzniecają pożary ostałych cudem po bombardowaniu kamienic, wysiedlają ludzi, zabierają im przeszłość i skazują na życie na wygnaniu. A do tego mordują ludzi, chcących im się przeciwstawić. Cwaniary nie mogą na to pozwolić. To bohaterki codzienności, niewyróżniające się wśród tłumu, wszak wiedzące, co jest w życiu najważniejsze. Przystępują zatem do walki o wolność, niemal jak w ’44.
Zdrowaś, cwaniaro, łaskiś pełna, dasz radę. Błogosławionaś ty między samochodami, między tramwajami, a siła twojej pięści wielka.
Jedną z głównych zalet książki jest nietuzinkowe uchwycenie Warszawy jako miasta z krwi i kości. Nie stolicy ze szklanymi konstrukcjami w centrum, nie bezdusznej otchłani dla pracowników korpo, dojeżdżających z pomniejszych wiosek w okolicy i chcących w weekend nabombać się koki. Warszawa to dom. Z warzywniakiem, podwórkiem, zepsutym autem przy garażu, babcią gotującą apetyczny obiad, który pachnie na całą ulicę i sąsiedzką patologią. Z miłością i wyrwą po tym, jak miłości zabrakło. Dzięki opisom Sylwii Chutnik zapragnęłam mieszkać w tym mieście. Może kiedyś się uda.
Kolejnym istotnym motywem jest śmierć. Śmierć, która zostaje tu podobnie opisana jak w przypadku opowiadania pt. W krainie czarów.
Co zrobić z tymi klamotami po zmarłym?
Tysiące przedmiotów, które człowiek pieczołowicie zbiera wokół siebie. Śrubki posegregowane w pudełkach, buty, wyjściowe koszule. Tylko pierwszego planu już nie ma. Śrubki straciły cały swój sens. Buty i koszule zostały pozbawione kontekstu.
Bardzo podoba mi się, że pisarka edukuje czytelników, by świadomi byli nadchodzącego końca i oswaja ich z tym faktem. Śmierć jest tak naturalna jak życie, jedno wynika z drugiego. I tylko materializm nie ima się zupełnie tych dwóch stanów. Ostatnio za każdym razem, kiedy wybieram się do sklepu (co wszak zdarza mi się na szczęście rzadko), zastanawiam się, czy ta konkretna rzecz na pewno jest mi potrzebna. Oczyma wyobraźni widzę niebieskie worki z, jakby to mój tato powiedział, gargamelstwem; nikomu niepotrzebnymi przedmiotami, które ktoś spakował po mojej śmierci. Wolałabym, gdyby zostały po mnie tylko zapisane kartki papieru.
Bez naszej wiedzy i zgody ktoś po prostu odchodzi, znika, umiera. To jest nie do zrozumienia, nie do wybaczenia. Za śmierć należy się zemsta.
Język książki jest bardzo dynamiczny. Sama fabuła wydaje się prosta, ale nie oznacza to, że lekturę można określić jako lekką. W Cwaniarach jest tak dużo śmierci, wzruszających momentów i ciężaru do udźwignięcia, że człowiekowi robi się trochę słabo podczas lektury. No, przynajmniej ze mną tak było. Pomimo jednak początkowej słabości, odczułam wielką siłę płynącego z powieści przesłania. By żyć godnie, póki można. A to oznacza życie aktywne; mówienie nie i niedawanie przyzwolenia na krzywdę. Nawet, jeśli wokół nie ma innych cwaniar. Bo jeśli kobieta sama się o siebie nie zatroszczy, to nikt inny za nią tego nie zrobi.
Polecam. Gorąco. I młodym, i starszym. Bez względu na płeć.
Wasza
PS
Niestety, tak wyszło, że wpisy, powiedzmy, lifestyle’owe (o relacjach, o motywacji, o życiu po prostu) będą chyba raz w miesiącu. I tak już do końca roku. Bardzo mi przykro, ale mam czas ograniczony i dużo do zrobienia. Wiecie, druga książka sama się nie napisze. Ale jeśli uda się zebrać na FB 1000 lajków do końca roku, to w 2018 ruszamy z YT. Tak więc zachęcam do polubienia strony poniżej!
Funkcja trackback/Funkcja pingback