Patrząc przez wiele lat na moją mamę i jej obsesję na punkcie ogródka, bieganie po domu i podwórku z konewką, kompulsywne kupowanie nawozów i ustawiczne monologowanie o tym, jakiego kwiata kupi sobie w sobotę na targu, pukałam się w czoło. Wariatka, myślałam sobie. Córka podrosła, uciekła spod klosza, to teraz będzie chuchać i dmuchać na rośliny. Nie rozumiałam. Tymczasem lata minęły i mój pogląd zmienił się o 180 stopni.
W zeszłym roku, kiedy bliska mi osoba zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że choruje na depresję, przed wizytą u specjalisty postanowiła spróbować naturalnych metod poprawienia swojego stanu. W ten sposób wylądowałam w dziale z roślinami doniczkowymi Ikei. Ponieważ jestem zwolenniczką minimalizmu i nienawidzę marnowania czasu w sklepach, kiedy i tak wiem, że nic mi nie jest potrzebne, byłam zszokowana, kiedy wyszłam stamtąd z zielonym maluszkiem w ramionach. Do pierwszej doniczkowej roślinki szybko dołączyły kolejne.
Co zmieniły w moim życiu rośliny doniczkowe?
Nie martwcie się, to nie będzie akapit w stylu: od kiedy trzymam na parapecie zielistkę, oddycham pełną piersią, niczego się nie boję i schudłam 20 kilo. Przynajmniej nie do końca.
Zacznę od banału, może znajdzie się osoba, która jeszcze nie wie, że rośliny w wyniku fotosyntezy dostarczają tlenu w powietrzu (o dziwo podobno niektóre nawet w nocy, jak choćby storczyk czy wężownica), ale tak właśnie jest. Dodatkowo niektóre z nich absorbują szkodliwe substancje (np. skrzydłokwiat oczyszcza powietrze z pochodnych benzenu i formaldehydu, emitowanych przez drukarki czy monitory lub obecnych w farbach, klejach, tapetach, itd.*), a inne regulują poziom wilgotności. Oddychanie jest jedną z podstawowych funkcji życiowych. I czynnością, o której najczęściej w ogóle nie myślimy, bo dzieje się automatycznie. A powinniśmy, choćby po to, by się odstresować. Lepiej zdecydowanie oddycha się w towarzystwie roślin doniczkowych. Spróbujcie.
Na pewno też w podstawówce uczono Was o higienie… oczu. Tak, mam właśnie wspomnienie, że pani w szkole, zamiast mówić o brutalności życia, zwłaszcza, kiedy ma się depresję i wzywają z niewiadomych powodów do urzędu… Nic to, higiena oczu różnie ważna, zwłaszcza w naszych czasach. I na to pomagają zielone listeczki. Koją zmęczone mięśnie oczu i dają odrobinę nadziei. Tak się przecież powinien kojarzyć kolor zielony. Dlatego najlepiej ustawić roślinnego stworka nieopodal monitora. I w chwilach zmęczenia przypomnieć sobie, że poza miejscem pracy istnieje dzika, nieokrzesana natura, której namiastka stoi tuż obok.
Ale wszystko poniższe jest tak naprawdę niczym w porównaniu z rozwijaniem poczucia odpowiedzialności oraz walce z samotnością.
Trudno mi czasem zadbać o siebie, dlatego nigdy nie pomyślałabym o mieszkaniu z psiakiem czy rybkami. Podejrzewam, że łatwo skrzywdziłabym mimowolnie zwierzę, którym powinnam się zajmować. Ale dzięki temu, że dbam o to, co dzieje się w moich doniczkach, mam wrażenie, że rozwija się moje poczucie odpowiedzialności. Troszczę się o roślinki, jakby były elementem rodziny albo mojego ciała. Tak samo, jak mówię rano rodzicom dzień dobry, tak samo upewniam się, czy ziemia w doniczkach nie jest przynajmniej zbyt sucha. Kiedy nie ma mnie długo w domu, na widok zielonych maleństw po prostu nie posiadam się z radości, jakbym spotkała się z dawno niewidzianym przyjacielem. Wiem, że moje rośliny są ode mnie całkowicie uzależnione i muszę o nie dbać, by nie stała się im krzywda. W zamian za to, kiedy budzi mnie w nocy koszmar, rośliny są dalej przy mnie. Cztery ściany wokół nie są nieprzyjaznym pomieszczeniem, tylko pełną żywych istot ciepłą sypialną. Nie czuję się sama jak palec. Mam zielone wsparcie. I mam nadzieję, że nie brzmi to za bardzo psychicznie. Chociaż, nawet jeśli… Co z tego?
Większy komfort pracy, zdrowsze oczy, lepsze powietrze i mniejsze poczucie samotności. Dużo zasług, prawda?
Ale to nie wszystko. W cenie jest też estetyka.
O co chodzi z urban jungle, czyli miejską dżunglą?
O wszystko, co napisałam powyżej oraz ciekawy design. Rośliny potrafią stanowić bardzo oryginalny design wnętrz. W świecie, w którym każdy może zaprezentować tysiącom użytkowników wnętrze swojego mieszkania, liczy się to, by wyglądało nietuzinkowo. Kiedyś gospodynie domowe rywalizowały między sobą, zapraszając do dopiero co odnowionego salonu koleżanki na herbatkę i serniczek. Teraz pstrykamy fotki na Instagramie i liczymy lajki. Ale tak bardzo, jak można trochę się podśmiechiwać z dżentelmenów po czterdziestce, którzy kupują super drogą furę, by zaimponować koleżkom i młodym duperkom, dbanie o rośliny doniczkowe w domowym zaciszu jest o wiele rozsądniejsze. To nie tylko styl, w jakim urządzamy sobie mieszkanie w tęsknocie za naturą, ale ogólnie styl życia. Za roślinami idą inne, daleko posunięte zmiany.
Kiedy wchodzisz z naturą w bliższą koalicję, a może nawet przyjaźń, stajesz się bardziej wrażliwy. Obserwujesz, jak ważna w życiu jest delikatność. Niektóre rośliny są gruboskórne. Sukulenty, które nie potrzebują dużo wody, ani w ogóle dużo troski. Rosną sobie spokojnie bez względu na to, czy je podlewasz, czy olewasz. Inne wymagają dużo troski i co chwila domagają się atencji, inaczej zaczynają im żółknąć liście. Czasem nieopatrzny ruch może skrzywdzić jakąś łodyżkę. Jak z ludźmi.
Ale obcowanie z roślinami nie uczy tylko dbania o relacje z ludźmi. Pozwalają się wsłuchać we własne wnętrze. Skoro dbasz o swoje rośliny, prędzej czy później bardziej zadbasz o siebie. Im więcej roślin wokół mnie, tym zdrowiej żyję. O wiele rzadziej palę fajki, patrzę na to, co jem i ruszam się. Sama chciałabym być jak najładniejszy kwiatuszek. Może to tanie i próżne, ale kto pięknie żyje, ten żyje długo. A ja mam kilka rzeczy do skończenia, więc nie mam zamiaru póki co schodzić z tego świata.
Na koniec chciałabym Was zachęcić do uprawy roślin doniczkowych w Waszych zakątkach. Jestem przekonana, że każdemu dobrze zrobi towarzystwo zieleniny. Co więcej, jeśli już macie jakieś zielone maluszki, miło mi będzie z Wami o tym podyskutować, więc dawajcie w komentarzach, jakie gatunki uprawiacie i w jaki sposób się o nie troszczycie.
Standardowo też na zakończenie proszę Was o łapki w górę, jeśli na przykład trafiliście na ten wpis w jakiś inny sposób, niż przez fejsa. Odwiedźcie fan page i dajcie znać, że byliście, gwarantuję kolejne treści, które przypadną Wam do gustu (a przynajmniej będę się bardzo starać).
Z pozdrowieniami,
Wasza
___________________________________________
* http://radiesteta.waw.pl/inne-zagrozenia/formaldehyd/ – Dobry, niesamowicie ciekawy artykuł, obczajcie, jaki syf mamy w domu i jak rozprawiają się z nim zieloni wojownicy w doniczkach!
Ja rośliny i ogród uwielbiam od zawsze ale jak dorosłam to „przeprosiłam się” z robieniem przetworów
jak moja Mama kiedyś robila ja zastanawialam sie i po co tyle zachodu?
Niestety nie mam ręki do roślin, chociaż moje sukulenty całkiem dobrze się maja;)
Moja mama miała dobrą rękę do kwiatów. Ja nie mam, ale kocham rośliny. W 2 pokojowym mieszkaniu rośnie u nie ok. 30 kwiatów, a na balkonie mini ogródek. Bez tych zielonych listeczków i gałązek (nie zawsze hodowla mi się udaje, niestety 🙁 ) moje życie byłoby smutne.
Nie mam ręki do kwiatów. Już ich tyle wykonczylam ze gdyby zwalniali z tego powodu to mnie by dawno wyrzucili . Albo za dużo wody albo za mało. A może mi podpowiesz jakie kwiaty są dobre na mało słoneczne miejsce?
Ja też mam kochaną roślinkę! Na moim parapecie zagościł skrętnik w kolorze fiołka 😀 I przyznam, że to jak z tatuażami – jeszcze nie masz jednego, a chcesz już kolejny. 😉 Od pewnego czasu rozglądam się za nowymi okazami i w końcu pęknę, serio, zrobię we własnym domu szklarnie 😀 Faktem jest, że taka mała dżungla ma zbawienne działanie, kontakt z Matką Naturą, z którą łączy nas prastara więź, jest najlepszym co może nas spotkać. 😉
Twój wpis przypomniał mi o moim nałogu… już nie ma odwrotu 😀
Ja niedawno przeprowadziłam się do nowego mieszkania i na początku było mi tu dość smutno. Dopiero, kiedy przywiozłam sobie roślinki, zrobiło się bardziej… swojsko 🙂 Nie umiem za bardzo dbać o roślinki, więc ograniczam się do takich łatwych w obsłudze 🙂
Och no lubie takie zmiany o 180 ja sama susze rośliny za to mąż ma hodowle krzewów ozdobnych no wiec on podlewa i dba o kwiaty a kocham nature to co sobie rosnie zamo mi tam trawa w kwaiatkach czy inne chwasty nie przeszkadzają
„Ale wszystko poniższe jest tak naprawdę niczym w porównaniu z rozwijaniem poczucia odpowiedzialności oraz walce z samotnością.”
Strasznie smutny fragment. Skojarzył mi się z Leonem Zawodowcem i roślinką, o którą dbał.
Bardzo lubię doniczkowe kwiaty, zwłaszcza te zielone, które nie kwitną. Niestety u mnie żadne rośliny nie chcą być
Oj mam kilka roślin doniczkowych i wyobraź sobie, że one dalej żyją, chociaż w najśmielszych snach bym się tego nie spodziewała! ;D Wkręciłam się dość mocno i kurczę muszę w weekend zakupić kolejną!
Ja też kocham wszelkie rośliny chociaż czasami zdarza mi się zapomnieć je podlać. Na szczęście jeszcze żadna nie ucierpiała na moim zapominalstwie 😀
No ja czasem żałuję, że mam alergiębo wnętrze tyle zyskuje dzięki kwiatom :/.
Zacznijmy od tego że trafiłam na twojego bloga przypadkowo. Przeczytałam treść i w 💯 się pokryła z moimi doświadczeniami. Co najśmieszniejsze również nazywam się Emilia 🤔
Posiadam 24 roślinki m.in. Paprotka, monstera, bluszcz dwa rodzaje, skrzydłokwiat, zielistke, aloesy, kaktusy, grubosze, sansewierie, bonsai, pieniążek.
Mam rośliny w doniczkach, mam! Trzeba by je zapytać, co sądzą o mojej opiece. Bo czasami do nich zagadam, pogłaszczę, wykąpię, a czasami zapomnę na dłuższy czas, a czasami obiecam i czekają 🙂 Znajomi znoszą jakieś wyschnięte patyki, które po chwili rozrastają się na pół mieszkania. Czyli chyba mnie lubią? Ja je też 🙂