Ostatnie popołudnie października spędzam na powolnym pisaniu i głębokim oddychaniu. Trochę mam łzy w oczach, że przetrwałam kolejny ciężki miesiąc i ostatecznie jestem z siebie bardzo zadowolona. Tak więc są to łzy ulgi. Teraz jest mi dobrze i błogo.
Co się działo? Zacznijmy od życia osobistego.
Znaleźliśmy mieszkanie!
Dobrze, nie my znaleźliśmy, a zostało nam znalezione (:*). Praktycznie nie zaczęliśmy jeszcze na dobre szukać, a tydzień później wprowadzaliśmy się już do klimatycznego, przestronnego i schludnego mieszkanka w starej części Miasta Doznań. Nigdy jeszcze nie mieszkałam w tak sympatycznym miejscu. Stara kamienica, w powietrzu wiruje historia, jest dużo przestrzeni na uprawę kwiatów, więc niebawem zamierzam urządzić prawdziwe urban jungle.
Przez przeprowadzkę nie miałam w sumie sporo czasu na czytanie, skończyłam trzy książki. Jolantę, Czerwone dziewczyny i Szaloną geometrię miłości. Tej ostatniej nikomu nie polecam, chyba że najgorszemu wrogowi. Stek emocjonalnych bzdur, który w ogóle mnie nie zainteresował i muszę przyznać, że niektóre opisy po prostu pomijałam. Inaczej bym zasnęła. Totalna tandeta. Z każdej książki zawsze staram się wyciągnąć coś pozytywnego, ale losy bogatej lesbijki i jej nieustanne wzdychania w stosunku do nowej wybranki przez, uwaga, 448 stron, przyprawiły mnie o nic innego jak rozwolnienie mózgu oraz poczucie straty czasu. Fuj.
Myślałam sobie też, że uda mi się ominąć wątek #metoo, bo czy #jateż? Zaczęłam się zastanawiać. Czy kiedykolwiek zdarzyło się, by mężczyzna dotknął mnie wbrew mojej woli? Nie pamiętam. Czy kiedykolwiek i ktokolwiek molestował mnie psychicznie, czyniąc niestosowne uwagi? Możliwe. Ale też tego nie pamiętam. Natomiast dowiedziałam się dzięki tej kampanii, i uwierzcie mi, spadło to ma nie jak prawdziwy grom z jasnego nieba, że ktoś mi bardzo bliski owszem. Przez długi czas. I muszę przyznać, że ta wiadomość bardzo, ale to bardzo na mnie wpłynęła. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić cierpienia tej osoby. I nie wiem, jakim człowiekiem mnie to czyni, ale wreszcie wiem, po której stronie we Wzgórzu Psów Jakuba Żulczyka bym stanęła.
Konkluzja dalej jest ta sama. Trzeba żyć dalej. Naprzekór wszystkiemu.
Na przykład pracy.
Zatem co tam, panie, w wydawnictwie?
Mindfuck, mętlik, #turkus. Może nie za przyjemnie, ale na pewno i ciekawie, i kolorowo.
Wiecie, miałam taki moment, że strasznie się w tym miesiącu mazałam. No, czułam się jak kupa. Chciałam, żeby ktoś wreszcie zobaczył moje starania i powiedział: tak, Emilka, dobrze zrobiłaś. Doceniam, naprawdę, widzę to. I poklepał po główce. Ale, do cholery, to jest jednak praca na etat. Prawdziwa walka o przetrwanie. A ja już jestem za duża, żeby nie zdawać sobie z tego sprawy.
Na całe szczęście praca dalej przynosi mi mnóstwo satysfakcji. I tak, w tym miesiącu, premierę mają dwie wspaniałe książki. Dumna jestem, że mogę tytułować się ich redaktorem prowadzącym, bo współpraca z tymi autorkami była po prostu przecudowna, a oba tytuły są niesamowicie wartościowe. Teatr snów autorstwa Iwony Anny Dylewicz to tajemnicza, mroczna historia Rudej, która zostaje porwana przez szkielety (fantastyka, super szybko się czyta, choć to 342 strony, polecam zwłaszcza spragnionym wartkiem akcji kobietom). Natomiast mający dzisiaj premierę Podróżnik bez powodu. W 40 dni dookoła świata to zapis kolejnej podróży wspaniałej, niezrównanej, nieprzewidywalnej Katarzyny Maniszewskiej, którą Sikora określiła mianem Wonder Woman wśród podróżniczek. Zatem jeśli jesteście złaknieni przygód i poznawania świata, no to polecam. Kasia dodatkowo jest osobą obdarzoną świetnym poczuciem humoru, więc W 40 dni dookoła świata aż kipi od anegdotek.
A jakie newsy z blogowego światka?
Jestem z siebie wyjątkowo dumna. Licząc ten wpis, napisałam w październiku aż 8 notek! I, uwaga, do każdej się przyłożyłam. Wam zaś najbardziej spodobał się tekst pt. Nie jestem matką i nie chcę być, dopóki istnieje Instagram, a zaraz za nim Mając depresję, jesteś wrzodem na tyłku dla całego świata, czyli o tym, jak wstałam z łóżka i Ty też to zrobisz. W ogólnej rocznej klasyfikacji zaś cały czas wygrywa kontrowersyjny wpis Blogowa prostytucja, czyli pisanie recenzji za hajs. Ech, ta kasa, tyle emocji budzi, a niepotrzebnie.
Z drugiej strony miło byłoby mieć kiedyś taki komfort psychiczny, żeby na koniec miesiąca nie walczyć o przetrwanie i zastanawiać się, czy iść do dentysty teraz, czy w przyszłym miesiącu. Tymczasem masło kosztuje dalej 8 zł, a w necie pojawiają się takie piękne rzeczy…!
PolecamWam zatem dzisiaj dwa sklepy z ciuchami,
które absolutnie mnie ujęły.
Pierwszy to Floral Escape, absolutnie niesamowite kurtki, szorty i plecaki we florystyczne wzory, na które nie mogę się napatrzeć. Zresztą, sami zobaczcie:
Rewelacja, prawda?
A drugi sklep, który pokazała mi Sikora, to Dzień dobry. Sukienka Zielnik to moje małe marzenie, chyba będzie trzeba odżałować. 😉 Podziwiajcie na Insta, to firma jest Polska, a warto wspierać rodzime biznesy, to forma patriotyzmu, chyba wszyscy się z tym zgadzamy, a nie jakieś ali ekspresy, co nie?
Kończę. Napracowałam się w tym miesiącu. Biorąc pod uwagę trudy, z jakimi się zmagałam, nie ma tragedii. Żyję. Doceniam to. Najważniejsze to nie zapominać, co w życiu ważne i dbać o to, a potem o dziwo większość rzeczy sama się układa.
Moi mili, życzę nam wszystkiego najlepszego na listopad. Dużo energii, zieleni i ciepłych skarpet. Przesyłam Wam uściski i pozdrowienia!
Wasza
Dobra, to już wiem, po jaką książkę na pewno nie sięgnę. 😉
Gratuluję sukcesów w pracy. Tak, bo bycie redaktorem dwóch książek, które z resztą wydają się bardzo ciekawe, to jest sukces! I oby tak dalej!
A w ciuchach z Floral Escape się zakochałam. Dzięki. Przez Ciebie zaraz zbankrutuję 😛
Gratulacje z powodu przeprowadzki. Na początku wielki galimatias i urwanie głowy, ale potem bedzie przyjemnie. Nie ma jak własne cztery kąty z klimatem.
Jej jakie fajne te profile na Instagramie. Nie znałam ich 🙂
Oo, Poznań jest cudowny, szczególnie starsza część, bardzo warto tu mieszkać.
Właśnie zamierzam zacząć męczyć profesorów o jakieś dokładniejsze info w temacie praktyk w wydawnictwach, zabawnie byłoby trafić do tego, w którym pracujesz 😀 Nie no, byłabym strasznym praktykantem, jestem prawie pewna, że szlakiem moich wypraw praktykanckich będzie szedł obłęd wśród wydawców i literówki w tytułach, ugh.
Akcja z metoo nie dotknęła mnie, bo nie obserwuję żadnych znajomych na fb, no więc nadal nie wiem, czy ktoś napisał, czy nie. Ale szanuję tych, co napisali. Ja bym pewnie nie napisała. Na szczęście raczej nikt nie próbuje molestować kogoś o aparycji chłopca w glanach.