Czy zastanawiałeś się może, co zmieniłbyś w swoim życiu, gdybyś mógł cofnąć się w czasie? Czy gdybyś przeniósł się w przeszłość razem z ukochaną osobą, Wasz związek dalej by istniał? Zygmunt Miłoszewski snuje wizję alternatywnej rzeczywistości nie tylko dla pary głównych bohaterów, którzy spędzili ze sobą 50 lat małżeństwa, ale i dla całego narodu polskiego. Co z tego wyniknie? Dowiecie się, czytając najnowszą powieść pisarza pt. Jak zawsze.
By celebrować pięćdziesiątą rocznicę pożycia małżeńskiego, Grażyna wybiera się do sex shopu. Budzi tym sporą konsternację u ekspedientki. Jak to, stara baba, tuż przed osiemdziesiątką, łudzi się, że przysporzy jeszcze jakiegokolwiek mężczyznę o erekcję? W końcu jednak udaje się jej wybrać komplet bielizny i wraca do domu, by świętować ze swoim mężem, Ludwikiem. Ten, naszprycowany wiagrą, wypachniony, z wypolerowanymi zębami (zarówno sztucznymi, jak i resztą prawdziwych), staje na wysokości zadania. Następnego dnia budzą się w obcym mieszkaniu, pięćdziesiąt lat wcześniej. Okazuje się, że to mieszkanie Ludwika, w którym mieszka z żoną (ale nie Grażyną!). Dokoła zaś otacza ich Warszawa. Zamiast znajomego PRL-u wita ich sojusz z Francją i prezydent Eugeniusz Kwiatkowski, zwany Inżynierem. Jak para odnajdzie się w tych nowych realiach i czy na pewno są nowe? Czy zmiana polskiej przyjaźni z radzieckiej na zachodnioeuropejską jest lepsza czy gorsza? I co na to reszta społeczeństwa, cierpiącego jeszcze koszmary po niedawno zakończonej drugiej wojnie światowej?
Ignorancją byłoby nazwać pomysł na książkę nieciekawym. Zygmunt Miłoszewski przedstawia losy naszego społeczeństwa, wbitego w kolejną niewolę, tym razem francuską. Obnaża typowo polskie przywary, demaskuje głupotę mas i ludzką próżność. Swoich bohaterów stawia w zabawnych sytuacjach i faktycznie, kilka momentów w książce naprawdę mnie rozbawiło (głównie wtedy, kiedy Ludwik starał się zbić fortunę, wykorzystując wiedzę o przyszłości — rozmowa z wydawcą moim zdaniem była przekomiczna, choć do bólu prawdziwa).
Niestety, niejasna jest dla mnie odpowiedź na jedno pytanie. Po co? Jaki był cel napisania tej książki, w której roi się od nic nie wnoszących do fabuły dialogów? Dlaczego mamy do czynienia z tyloma bohaterami o niewykorzystanym potencjale? Grażyna, choć niby odważna, wcale się tak nie zachowuje. Ludwik, choć od kilkudziesięciu lat zajmuje się psychoterapią, niestety nie wyróżnia się zbytnią inteligencją i znajomością ludzkich zachowań. Do tego mamy szereg niezbyt wprawnie zagospodarowanych wątków (jak choćby relacja Grażyny z bratem czy matką), i zakończenie, które równie dobrze mogłoby nastąpić mniej więcej w połowie powieści.
Nie mogę zatem powiedzieć, że lektura mnie ujęła. Nie tego spodziewałam się po autorze zekranizowanych już kryminałów. Moje pierwsze spotkanie z Zygmuntem Miłoszewskim wiązało się z nadziejami, które niestety szybko okazały się płonne. Nie oznacza to jednak, że nie warto czytać Jak zawsze. Bo znalazło się kilka rzeczy, jakie oceniam na zdecydowany plus.
Przede wszystkim: feminizm. Namalowany przez Miłoszewskiego szczegółowy portret Efy, czyli działu szkolnictwa, gdzie dziewczęta w patologicznych rodzin mogą otrzymać solidne wykształcenie, może być wielorako interpretowany. I zdecydowanie zmusza do refleksji. Intrygujący jest choćby wymóg otrzymania dyplomu. Badanie ginekologiczne, którego wyniki potwierdzą, że dana uczennica jest dziewicą, choć na lekcjach podobnych do naszych znanych WDŻ-ów szerzone są poglądu, jakie Grażyna przyniosła z sobą z XXI wieku. W Jak zawsze widzimy jak na dłoni, że paradoksy, które mogłyby się wydarzyć pięćdziesiąt lat temu, wciąż mają miejsce w znanej nam współczesności. Dobrze, że literaci nie tracą z oczu tego ważnego tematu.
Do gustu niezmiernie przypadł mi także portret Warszawy. O swoim mieście autor pisze z wielką czułością. Miasto, wyłaniające się spomiędzy wersów Jak zawsze, bez wątpienia żyje. Kipi energią, nawet w nieodbudowanych po wojnie dzielnicach, gdzie utworzono Rezerwat. Choć ludzie dalej poruszają się po ulicach w długich ciemnych płaszczach, mnóstwo jest kolorowych kafejek, wykwintnych restauracji, a na bulwarach rosną drzewa i panuje gwar. To się Miłoszewskiemu na pewno udało.
No i temat starości, nie do końca wyeksponowany (Grażyna i Ludwik, nawet jako staruszkowie, mają umysły maksymalnie, tak mi się przynajmniej wydaje, czterdziestolatków), ale niezmiernie dla mnie ważny. Umartwione długim życiem ciała, osamotnienie z powodu śmierci przyjaciół, snucie planów, z których pewnie nic nie wyjdzie, bo się nie doczeka… Ja się osobiście starości bardzo boję, bo nie pamiętam prawie żadnego z dziadków, ale Miłoszewski daje nam takie ziarenko nadziei… Że jeśli ma się obok bliską osobę, to i starość nie jest wcale taka straszna.
Książka wydana jest bardzo porządnie, z wielką dbałością o szczegóły — mam tu na myśli zarówno formę (zadrukowane, fajnie zaprojektowane wnętrze okładki ze skrzydełkami) jak i treść (bardzo dokładna korekta, ukłony dla trzech najwyraźniej wspaniałych w swoim fachu pań, Sabiny Raczyńskiej, Małgorzaty Denys i Elżbiety Kalinowskiej). Ale sama okładka trąci mi tandetą. Co prawda dużo Miłoszewski pisze o seksie, ale umieszczanie wyeksponowanego dekoltu na froncie wydaje mi się jakieś takie tandetne.
Mogło być dużo lepiej.
5/10
Miłoszewskiego jeszcze nic nie czytałam, ale chyba na pierwszy rzut złapię jakiś jego kryminał, bo „Jak zawsze” niespecjalnie mnie do siebie przekonuje pomysłem na fabułę.
Właśnie skończyłam. Mam mieszane uczucia. Też podoba mi się dbanie o kobiety przez pana Miłoszewskiego ( choć minus za to że opisując życie jako staruszkowie okazalo się że Ludwik byl wierny a Grażyna zdradzila go w sanatorium. Niby szczegół, ale jednak☺) Nie oglądam telewizji by nie patrzeć na tych ” dziwakow” rządowych więc polityka to nie jest to czego szukam w powieści. Topografii Warszawy nie znam aż tak dokładnie by podniecać się i rysować w wyobraźni wizje pisarza o niej, a dla mnie to książka przede wszystkim o Warszawie. Historia tych dwoje to tło. Pomysł świetny ,najbardziej ożywiłam się kiedy Grażyna przedstawiala przyszłość Adamowi😁 Super fragment. Trochę humoru nierzadko. ” oklepanych sloganów” ale rozumiem że to w sensie prześmiewczym. Łzy przy fragmencie ” Spędziłam z Ludwikiem, czyli tata Jacka, pięćdziesiąt lat. Czyli prawie dwadzieścia tysięcy dni. Każde wspólne śniadanie(…)to są wszystko cegiełki, z których zbudowany jest mój wspaniały zamek, w którym jestem bardzo szczęśliwa(…)”- dla mnie to jest puenta historii tych dwojga. Zakończenia chyba nie zrozumiałam, podobnie jak w Gniewie. Chyba za niski pułap inteletualny jak dla mnie😳😁 Mniej polityki i Warszawy a więcej historii ludzi żyjących wówczas ich wyborów, dramatów, radości – wtedy dla mnie, podkreślam dla mnie, byłoby10/10. W obecnym stanie 6/10. Dam tacie do przeczytania(64l) może on dostrzeże tego czego ja nie dostrzegłam. Na pierwszym miejscu jest u mnie Gniew. ( mimo iż wersji zakończenia mam w głowie kilka😁😂)
A ja chciałam dodać swoje pytanie do dyskusji- jak rozumiecie zakończenie? Wczoraj skończyłam czytać i ciągle się biję z myślami – rozumiem, że Ludwik umarł / zginął jako młody mężczyzna? A Grażyna nadal żyła w latach 60tych? Czy wróciła do XXI wieku? A Jacek – ich syn- na co umarł tak młodo?
Mimo wszystko, uważam, że książka naprawdę zaskakująca i daje dużo do myślenia. Chociażby na temat mojego własnego małżeństwa i roli seksu w życiu.
Wydaje mi sie ze Ludwik umarl tam w gorach. Ja sluchalam audiobooka ( grazyne czyaly 2 lektorki starsza i mlodsza) i koncowy fragment czytala wlasnie ta starsza. Wiec mysle ze po wielu latach Iwona dala liGrazynie list od Ludwika. Wydaje sie ze nie wrocila do czasow starosco tylko zestatzala sie w nowej rzeczywistosci .
Końcówka to typowe życie. Wszytsko może się zdarzyć. Nie jesteśmy nieśmiertelni, część z nas się nie zestarzeje. Po chwili zastanowienia się dochodzę do wniosku, że koniec tej historii jest całkiem dobry.
Mnie właśnie olśniło, jak rozumieć zakończenie tej książki – przynajmniej wydaje mi się to najbardziej logiczne.
Bo tak, Ludwik i Grażyna obudzili się w innej Polsce, ale wciąż naznaczonej tym piętnem, że „Polak nie może być szczęśliwy, gdy nie jest uciskany”; Przez całą opowieść przewijają się wskazówki, które są aż nazbyt czytelne dla bohaterów, że Polska w gruncie rzeczy podąża tym samym, choć ufarbowanym szlakiem; A co robią? Grażyna wraca do Adama, by go porzucić i wrócić do Ludwika; pracuje w szkole, której idea jest dzisiaj aż kuriozalna. Z jednej strony próbuje coś zmienić, na tyle, na ile jest w stanie, ale ze szkoły odchodzi, gdy jest już za późno. A i same pobudki działań Grażyny są trochę wątpliwe – wydanie przez nią książki o gospodarstwie domowym przyniesie jej przecież sławę, pieniądze, choć to nie ona jest prawdziwą feministką, tylko zapożycza znane sobie hasła innych; Co robi Ludwik? Próbuje skondensować kilkanaście lat pracy, przeskoczyć mentalną granicę w psychologii; poza tym – próbuje wydać nie swoje książki (!), a potem sprzedać patent narciarski. Wszystko co robią jest podszyte egoistycznymi pobudkami. I choć widzą, że w Polsce dzieje się źle (radykalizacja społeczeństwa, te same hasła) – mają to w zasadzie gdzieś. Zakończenie jest więc gorzką satyrą nas samych teraz – w końcu historia lubi się powtarzać! A my (społeczeństwo Polski lat 2010-?) w większości kichamy na politykę, póki zgadza się wypłata, póki jest gdzie wyjść w piątek na piwo – zapominamy, że to już raz się zdarzyło i zdarzyć może się znów. „Jak zawsze”;
Także bohaterów, naszych przebiegłych Grażynę i Ludwika, spotyka kara – zostają rozdzieleni, bo dostali drugą szansę i jej nie wykorzystali!
Tak mnie teraz natchnęło 😉