Daleko mi chyba do Grincha. Albo do bycia satanistką, bo pewnie niektórzy pomyślą, że skoro nie cierpię Bożego Narodzenia, to albo wyznaję kult szatana, albo mam coś nie tak z głową. Nie uważam się za totalną antagonistkę Gwiazdki, ale są w tych świętach rzeczy, które totalnie mnie odstręczają.
1. Miejskie dekoracje świąteczne
Kiedy myślę sobie o tym, że na ulicy emerytki zaczepiają obcych ludzi i proszą o kilka złotych, bo im zabrakło w aptece na realizację recepty, a całe miasta są ozdobione mnóstwem światełek (za nasze pieniądze!), to nóż mi się w kieszeni otwiera. Z mojej wypłaty miesięcznie idzie tysiąc złotych na ubezpieczenie zdrowotne (za które i tak na przykład nie pójdę do dentysty, bo popsuła mi się siódemka, a żeby nie korzystać z ciemniejącej plomby, muszę iść prywatnie), składki emerytalne (ciekawe, czy doczekam) i jakieś inne pierdoły. Wolałabym zadecydować, czy ta kasa idzie na leki dla starszych ludzi czy świąteczne dekoracje. Bo zdecydowanie wolałabym to pierwsze. Nawet, jeśli przystrojona choinka na rynku wygląda efektownie, to nie może się równać z pięknem uśmiechu starszej osoby.
2. Kult konsumpcjonizmu
Reklamy świąteczne bazują na wyższych wartościach. Rodzinie, pomocy potrzebującym, miłości… Tylko po to, by coś sprzedać. Marketing jak o każdej innej porze roku, tylko w większym natężeniu, dobra jest, machnę ręką, bo tak to działa. Ale to, ile pieniędzy się wydaje, i to na jakie totalne pierdoły, po prostu mnie przeraża.
Nie kwestionuję tutaj tradycji obdarowywania najbliższych prezentami.
Upominek przemyślany, odpowiedni dla osoby, na której nam zależy, potrafi być najlepszym dowodem autentyczności naszych uczuć. Ale kupowanie wszystkiego, co podetkną nam pod nos w drogeriach (bo ładnie zapakowane już stoi na półce, to wezmę, mimo że droższe niż poza sezonem świątecznym), sklepach z elektroniką (cena niby rabatowa, a okazuje się, że wcześniej często dany sprzęt kosztował sporo mniej) czy innych, byle tylko nie przyjść na wigilię z pustymi rękami, bo co inni członkowie rodziny o nas pomyślą, uważam za totalnie chore.
3. Obżarstwo
Nie oszukujmy się, w większości polskich domów Boże Narodzenie spędza się na pochłanianiu kilogramów jedzenia i leżeniu na kanapie, oglądając telewizję. Czyli w zasadzie na robieniu tego samego, co w dni powszednie, tyle że w większym natężeniu. Poza wysłaniem pocztówki do znajomych niewiele robimy, by polepszyć więzi z dalszą rodziną czy przyjaciółmi z dawnych lat. Zamiast pomyśleć o tych, którzy kiedyś byli w naszym życiu, ale z jakichś powodów nasze drogi się rozeszły, skupiamy się na kupieniu świeżej ryby, pieczeniu placków i lepieniu pierogów. Bo niby najedzona rodzina to szczęśliwa rodzina i najważniejsze, żeby na stole wigilijnym pokazać dobrobyt. Bardzo mi się to nie podoba, tak samo jak późniejsze narzekanie na przybranie wagi.
— O, trzy kilo przytyłam, jestem taka nieszczęśliwa, jak ja wejdę w tę sukienkę na sylwestra? — Ile razy ja to słyszałam?
No to po co, chciałoby się zapytać, tyle żarłaś, dziewczyno?!
4. Ciężka praca
Zarówno ja, i część Was, kochanych Czytelników, przyjeżdża do domu na gotowe. Pracujemy w innym mieście, obowiązki pochłaniają nas na tyle, że przyjeżdżamy do domu na ostatni moment, ewentualnie po to, by jeszcze coś poodkurzać, umyć klozet czy dokupić pomarańczy. Ale przyszykowanie świąt jest dla pozostałej części, głównie kobiet, wielką harówą, która przysparza mnóstwa stresu. Na pewno nie wygląda to tak radośnie i schludnie jak na poniższym zdjęciu, przedstawiającym Annę Olson. Kolejki w sklepach, to, że pojawi się jakaś stara ciotka, która będzie bawić się w test białej rękawiczki, a jej mąż będzie marudził: to za słone, to za gorące, a ta galareta jakaś zbyt galaretowata. Aż się odechciewa jeść tego, co się tyle godzin szykowało. Potem ogrom zmywania po wieczerzy i za kilka dni już nikt nie pamięta o tym wielkim poświęceniu, jakim było zorganizowanie świąt dla całej rodziny.
5. Kłopotliwe pytania
padające już w trakcie pierwszego dania. Najczęściej adresowane przez seniorki rodu do młodszych reprezentantek, obranych za cel ataku z powodu pewnej asertywności, oryginalności lub ambicji.
Zaczyna się od: to co, masz jakiegoś chłopaka? Potem, gdy okazuje się, że nie: a może ty jesteś tą taką lesbijką? Gdy ofiara nagabywania starszej ciotki-klotki lub innej babki po raz kolejny odpowiada przecząco, seniorka dopytuje: to co jest z tobą nie tak? Kiedy jednak mówisz, że masz chłopaka, pada pytanie: to czemu nie chcesz go nam przedstawić? Wstydzisz się nas?
Inny rodzaj pytań dotyczy studiów albo pracy. Jedne z najbardziej konsternujących:
— To kiedy wreszcie ta obrona?
Albo:
— To kiedy zmienisz wreszcie pracę, skoro cały czas tak mało zarabiasz? To Halinka z Lidla już ma więcej na rękę.
Wszystkie te powyższe czynniki uniemożliwiają mi cieszenie się świętami. Bo owszem, lubię zjeść pierogi, posłuchać kolęd, obejrzeć To właśnie miłość (czy istnieje zabawniejszy film? jeśli tak, piszcie w komentarzach, z chęcią obejrzę, bo dawno nie widziałam dobrej komedii), a przede wszystkim nacieszyć się towarzystwem bliskich mi osób.
I to mi wystarcza, nie potrzebuję wypasionej choinki z lampkami o dwunastu funkcjach migania. Atrakcyjniejszym wydaje mi się wielki przytulas i kilka chwil trzymania za ręce.
Święta obchodźmy nie tylko na zewnątrz, lecz przede wszystkim w naszych sercach.
Z życzeniami zdrowych, spokojnych i pełnych miłości świąt Bożego Narodzenia,
Wasza
W tych punktach stanowczo się z Tobą zgadzam. Nie lubię świąt głównie z powodu tego, jak marketing żeruje na emocjach i ważnych wartościach, tym samym je spłycając. Zresztą, nie tylko marketing. Nie znoszę filmów o Bożym Narodzeniu, jak tylko słyszę hasło „magia świąt” mam ochotę utopić się w kompocie z suszu, tak bardzo te słowa są spłycone, pozbawione znaczenia i ogólnie wymęczone.
A ja nie jestem zbyt rodzinną osobą. Nie mam potrzeby spędzania z rodziną dużej ilości czasu, poza tym nie mam tabunów ciotek i wujków. Mam tylko najbliższą rodzinę i babcię z dziadkiem, z rzadka wpada na święta stryjek, znamy się wszyscy jak łyse konie i szczerze mówiąc, święta absolutnie nie różnią się od milionów innych dni. Nie wiem, po co robić takie halo. Od pewnego czasu coraz mniej gotujemy na święta (gotowania, stresu i urabiania się po łokcie też nienawidzę), a w tym roku rodzice zamierzają wyjechać w drugi dzień świąt do Wawy, pozwiedzać sobie, a ja mam zostać w domu i go pilnować, co zapewne zaowocuje jakąś małą imprezą. Wolę siedzieć z przyjaciółmi i oglądać Star Treka nad miską popcornu niż lepić tony pierogów, których i tak nikt nie zje, i robić z tego wszystkiego taką szopkę.
Nierodzinna i negatywnie nastawiona do utartych rytuałów, totalnie jestem najlepszą osobą do przeżywania Bożego Narodzenia 😛
No właśnie Emilia, kiedy wreszcie ta obrona ??
Skurwysyn
….
Zgadzam się z każdym punktem! Dla mnie Święta to kupowanie prezentów i objechanie rodziny mojej i męża (co też jest denerwujące bo połowę Świąt spędzamy w samochodzie). Zwykle jest miło i przyjemnie, ale już moja mama nie śpi kilka dni i nie jest w stanie zrozumieć, że w Święta można odpocząć :/ Lubię okres świąteczny, ale wolałabym, aby zamiast 12 potraw była jedna, a dzieciom nie kojarzyły się jedynie z prezentami (często bardzo drogimi :/)
Karolina
Jeśli chodzi o flimy, to „Zły Mikołaj” z Billym Bobem Thorntonem.
Ja stwierdziłem parę lat temu, że skoro jestem ateistą, to czemu mam w ogóle w tym wszystkim brać udział. I nie biorę, bawcie się sami…
Gdybym była ateistką, wszystko byłoby łatwiejsze. Ale teraz nie jestem w stanie do końca powiedzieć, jaki jest mój statut religijny. Cały czas poszukuję.
Dzięki za tytuł, dodaję do listy „do oberjzenia”.
No i jeszcze te biedne karpie ….
Zgadzam się całkowicie! Tak…straszne
I jeszcze te życzenia wysyłane smsem na zasadzie „wyślij do wszystkich”. Dwa miesiące po śmierci Mamy dostawałam życzenia : „Wesołych Świąt !!!!” Nosz kurna………………..
Dokładnie…też nienawidze swiat
Ja też nie lubię świąt… Najpierw jeden na drugiego warczy, pieklą się że nie zdążą z przygotowaniem wszystkiego, marudzenie na wszystko a potem przy stole wielce kochająca się rodzina… Jeszcze dobrze wigilia się nie skończy i zaczyna się wszystko od nowa…