Splendor, hajs i kąpiele w szampanie tuż po debiucie literackim? To typowe myślenie debiutanta. Jeśli napisałaś książkę i chcesz się dowiedzieć, co dalej, ale nie zamierzasz tracić swoich optymistycznych wyobrażeń o byciu sławną pisarką, zdecydowanie odradzam Ci dalszą lekturę. Ale jeśli pragniesz wiedzieć, jak nie wtopić kasy albo nie zostać zniewoloną przez okowy wydawców, powinnaś czytać dalej.
Kiedy myślałam o publikacji pierwszej książki, myślałam, że zachwycony wydawca odezwie się do mnie i wykreuje mnie na młodą pisarkę-buntowniczkę, przedtem inwestując w wydanie i promocję. Pierwsze wydawnictwo, które się do mnie odezwało, zaproponowało, bym pokryła koszty wydania… Jako studentka dzienna, której ledwo starczało na papier toaletowy, na takie warunki nie mogłam przystać, ale okazało się nagle, że nie ma tylko jednego sposobu na opublikowanie tekstu.
Trzy drogi wydania książki
Jako debiutant, możesz starać się o opublikowanie książki w wydawnictwie tradycyjnym, które zainwestuje w Ciebie pieniądze i wykreuje w większej lub mniejszej mierze Twoją literacką karierę. To chyba marzenie każdego debiutanta, ale udaje się to naprawdę nielicznym. Bo debiutantom brakuje cierpliwości, siły przebicia oraz znajomości w branży. Nie wiedzą, jak się zaprezentować, by wydawca w ogóle wziął ich tekst pod uwagę. Do kogo dotrzeć, by redaktor, który ma na swoim biurku oraz w skrzynce mailowej setki tekstów, poświęcił im chwilę swojego cennego czasu. Niewielkiemu pierwiastkowi autorów udaje się jednak zadebiutować właśnie w ten sposób, dzięki determinacji. Własnej albo agenta literackiego, z którym zaczęli współpracę. (Taki na ten przykład Remigiusz Mróz).
Plusy i minusy wydania książki w wydawnictwie tradycyjnym
Nie musisz wkładać grubych tysięcy złotych w wydanie swojej książki oraz jej promocję. Tym zajmuje się wydawca, jednak wówczas licz się z tym, że Twoje honorarium może oscylować wokół 1 lub 2 zł z jednego sprzedanego egzemplarza. Pocieszające, iż wydawnictwo tradycyjne nie zainwestowałoby w Ciebie, gdyby nie nosiło się z zamiarem wydrukowania kilkutysięcznego pierwszego nakładu. Niestety bywa tak, że na odpowiedź od wydawcy możesz czekać miesiącami, a bywa, że i tak nie dostaniesz odpowiedzi zwrotnej. Kiedy jednak znajdziesz się w gronie wybrańców, podstawioną przez wydawcę umowę koniecznie skonsultuj z zaufaną osobą (sugeruję prawnika). Nie daj się złapać w pułapkę, że wydawnictwo ma pierwszeństwo wydania każdego kolejnego Twojego tekstu! Z jednej strony może to być wygodne, ale z drugiej uniemożliwia Ci spróbowanie sił w innym domu wydawniczym. Zastanów się też, czy nie przeszkadza Ci nadmierna ingerencja wydawnictwa w Twój tekst. Praca redaktorska w takich wydawnictwach potrafi być bardziej twórcza niż odtwórcza. Reasumując:
+ brak inwestycji własnej w wydanie,
+ beztroski proces wydawniczy,
+ dobra promocja książki,
– długi czas oczekiwania na odpowiedź wydawcy,
– brak wpływu na finalny wygląd Twojej książki (zarówno wewnątrz – tekst, jak i na zewnątrz – okładka),
– niebezpieczne kruczki prawne.
Plusy i minusy samodzielnego wydania książki (self-publishing)
Ostatnio w ręce wpadła mi karykatura książki, raczej taka broszurka. Redakcja paskudna, zdjęcia okropne, sama z siebie nigdy bym tej książki nie tknęła… Dla mnie był to przykład idealnego wtopienia mnóstwa pieniędzy oraz zmarnowania czasu. Uważam, że jeśli chcesz stać się self-publisherem, potrzebujesz najpierw odpowiednio się wykształcić. Nie wystarczy, że sam zatrudnisz redaktora, korektora, łamacza, grafika i znajdziesz odpowiednią drukarnię. Sam musisz nauczyć się redakcji i korekty, by wiedzieć, że osoby, którym powierzasz te zadania, wywiązują się ze swoich obowiązków. Najlepiej zaopatrzyć się w lekturę Edycji tekstów Adama Wolańskiego i przez kilka miesięcy uważnie studiować zalecenia autora albo chodzić na zajęcia z filologii polskiej na specjalności wydawniczej. Grafik zaś, którego wybieramy, powinien umieć połączyć swoje artystyczne umiejętności ze sztuką użytkową i przygotować okładkę tak, by miała szanse na odniesienie komercyjnego sukcesu… O ile zależy nam w ogóle na sprzedaży, bo tym też musimy się zająć. Jeśli nie masz zbudowanej własnej dużej społeczności, po prostu leżysz i kwiczysz, bo wejście do dużej hurtowni z ogólnokrajowym zasięgiem praktycznie z ulicy, graniczy z cudem. Nie mówię, że cuda się nie zdarzają, ale bywa cholernie ciężko.
+ decydujesz o wszystkim, co dzieje się z Twoją książką, zarówno na etapie przed wydaniem, jak i po,
+ masz dokładnie takie zyski, jakie wypracujesz,
+ cenne życiowe doświadczenie w nowej dziedzinie,
– brak zaplecza magazynowego, hurtowego i administracyjnego,
– zamiast autora – stajesz się wydawcą, sprzedawcą i księgowym,
– w przypadku braku wiedzy oraz kilkutysięcznej społeczności – wtopa finansowa.
Plusy i minusy publikacji w wydawnictwie usługowym
Wydawnictwo usługowe, często nazywane wydawnictwem typu vanity (od próżności, bo podobno w takich firmach żeruje się na podbudowywaniu ego autorów, którzy chcą płacić, by tylko stać się autorami), łączy elementy wydawnictwa tradycyjnego i self-publishingu. Część osób nie traktuje takich wydawców poważnie. Nie dziwi mnie to, na palcach jednej ręki mogę wskazać wartościowe firmy wydawnicze, działające w ten sposób. Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli zainwestujesz w wydanie swojej książki, zostanie ona wydana tak, jak chcesz, o ile się do tego przyłożysz i jasno wyłożysz swoje oczekiwania wydawcy. Do tego nie będziesz musiał magazynować swojego nakładu we własnym domu/garażu/piwnicy, ktoś z wydawnictwa rozliczy Twoje przychody ze sprzedaży w hurtowniach (uważaj, nie wszystkie wydawnictwa usługowe prowadzą dystrybucję w księgarniach stacjonarnych!), a jeśli masz fajną książkę, zależy Ci na byciu pisarzem i pragniesz działać, to pomogą Ci nawet w promocji (też nie wszystkie, ale są tacy). Ale nie oczekuj w tej ostatniej działce za dużo. Taki wydawca to wydawca, więc jest od wydawania. A promocją zajmują się agencje marketingowe albo agenci. To do nich powinieneś się zwrócić, jeśli już Cię stać.
+ masz ogromny wpływ na proces wydawniczy,
+ Twoje honorarium często wynosi nawet 75% ze sprzedaży jednego egzemplarza (nawet 15 zł!),
+ nie przejmujesz się dystrybucją, rozliczeniami i magazynowaniem,
– wybór wartościowej firmy wydawniczej jest trudny,
– nie każda firma zajmuje się promocją,
– musisz zapłacić za wydanie swojej książki.
Niebezpieczeństwo tkwi w szczegółach, o których nawet nie masz pojęcia
Najbardziej żałuję tego, że w czasach mojego debiutu nie istniały takie usługi jak recenzja książki przed wydaniem.
Gdybym wówczas wiedziała, co poprawić w powieści, mój debiut literacki być może trafiłby od razu do dużego domu wydawniczego, który należycie zaopiekowałby się moim tekstem oraz mną jako artystką. Ale że potrzeba matką wynalazku…
Minęło dziesięć lat, w trakcie których pracowałam na to, by nazwisko Emilia Teofila Nowak kojarzyło się w branży pisarskiej i wydawniczej w jak najlepszy sposób. Uczyłam się nie tylko pisania, ale i redagowania. Praca najpierw w wydawnictwie, później jako freelancer, wydawanie kolejnych książek, liczne programy, np. kursy pisarskie, rezydentura literacka czy warsztaty sprawiły, że ja i mój zespół teraz realizujemy takie zlecenia.
I to w sposób dokładnie taki, jaki potrzebuje autor!
Twój debiut literacki może być cudownym wydarzeniem, ale pamiętaj, że im większą wiedzą dysponujesz, tym łatwiej będzie Ci to osiągnąć.
Moim zdaniem, jeśli odczuwasz niezadowolenie ze sposobu, w jaki potraktowało Cię wydawnictwo, część winy niestety ponosisz właśnie Ty. Bo brakowało Ci wiedzy, na co zwrócić uwagę, doświadczenia na polu bitwy, którym jest branża wydawniczo-księgarska. Towarzyszył Ci pośpiech zamiast rozwagi. A przecież wokół jest tyle osób, które możesz spytać o radę!
Zapamiętaj więc sobie jedno: nie działaj od początku do końca niczym samotny wilk. Masz swoje stado! Konsultuj się ze swoim partnerem życiowym, przyjaciółmi, prawnikiem, agentem literackim, koleżankami z branży… Jeśli jeszcze takich nie masz, tu je poznasz:
Wydanie książki to nie jest pstryknięcie palcami. Wydawało Ci się, że skoro napisałaś tekst, to najcięższa praca już została wykonana? Droga do wydania i współpraca z wydawcą jest jeszcze męcząca, ale promocja… Och! Jeżdżąc po spotkaniach autorskich, udzielając wywiadów i uczestnicząc w targach, nieraz zdarzy Ci się zatęsknić za siedzeniem przy biurku i tworzeniem kolejnych stron… Choć nie ukrywam, że dla mnie promocja książki jest tak samo wspaniała jak tworzenie literatury…
Życzę Ci cierpliwości, energii i determinacji do spełniania własnych marzeń!
Twoja
Widziałam w swoim krótkim życiu tyle brzydko wydanych, źle promowanych książek z fatalną korektą, że pójście na edytorstwo pojmuję troszkę też jako misję szerzenia „oświaty”. I strasznie mi się ten post podoba 😀 To okropne, że książki wydawane nie w sposób tradycyjny często można poznać już po okładce (a zaraz potem po okropnym składzie i literówkach). A już nie mam komentarza na to, że książki z tradycyjnych wydawnictw czasami mają te same cechy! Właśnie tracę oczy i rozum na „Gambicie” Cholewy i jestem w szoku, że taki spoko ziomek, syn bardzo spoko ziomka-tłumacza, zgodził się na tak wołające o pomstę do nieba wydanie.
PS. Ach, i zmieniłam bloga i maila, jako że jestem tutaj dość zadomowiona to czuję potrzebę ostrzeżenia o tym, więc troszkę spamuję 😉
Dzięki za komentarz i obecność, Hipisiu!
Może Cholewa nie miał za dużo do gadania, jeśli chodziło o „Gambita”?
Okładki to jest horror jakiś, tyle z nich wygląda na projektowanych w Paintcie, że aż szkoda gadać. 😀
Nie miałam pojęcia o takich zasadach, które panują w wydawnictwach i zależnościach. Też zawsze myślałam ” naiwnie” jak o wydawca debiutujący ma super życie.
Ogólnie rzecz biorąc, pisarz ma super życie. Ale najpierw trzeba na to zapracować. Debiut to tylko pierwszy schodek na stromej ścieżce kariery. 🙂
Dobrze mieć pogląd na funkcjonowanie tych podmiotów, nieświadomość mechanizmów ich działania może być źródłem licznych zawodów i niepowodzeń. Ten post przywodzi mi na myśl analogię do świata muzyki, wokalistów, ściślej mówiąc. Nieświadoma konsekwencji, wzięłam udział w jednym z programów rozrywkowych. I choć była to najwspanialsza przygoda mojego życia, to, iż zobaczyłam jak odbywa się tworzenie show, czym jest w tym wszystkim człowiek i jaką część jego wartości w tym świecie stanowią umiejętności… Choć śpiewanie to moja miłość, od tworzenia w tej dziedzinie stopniowo się oddalałam, bowiem wiedziałam, że aby gdzieś występować, by móc wykonywać własne utwory i mieć kogoś, kto będzie ich słuchał, by osiągnąć sukces, trzeba mieć parcie na szkło, wchodzić drzwiami, oknami lub nawet rozbijać mury.
Może więc póki etap pisania przed nami, lepiej nie przejmować się wydawnictwami? Wtedy chociaż powstanie tekst! Ta naiwność i niewiedza bywa czasem błogosławieństwem.
Pozdrawiam!
Bardzo chętnie poczytam więcej artykułów o kulisach wydawnictw. Gratuluję książki:)!
Ja książki jeszcze nie napisałam
Ale Twój post z pewnością pomoże wielu osobom
Mam za sobą wydane dwie książki w systemie wspólfinansowania. Oczywiście jestem kompletnie z tego niezadowolony (chociaż nie mam na myśli akurat jakości wydania). Te wydawnictwa rzeczywiście najczęściej żerują na pisarzach, rzeczywiście starając się pompować ich ego.
Myślę, że kolejne książki wydam sam (Amazon proponuje ciekawą usługę, choć jest ona droga).
Pogodziłem się już z faktem, że wybitnym i sławnym pisarzem nie będę, nie mniej lubię pisać, a moi nieliczni czytelnicy nie narzekają na jakość mojego pisania.
Pozdrawiam
Tomek Niedziela
http://www.pieklaniema.wordpress.com
Wpis na czasie – ostatnio odnoszę wrażenie, że większość blogerów zaczęło przygodę z pisaniem książek. Wszystkim kibicuję i cieszę się gdy niektórym udaje się wydać i cieszyć swoim nowym „dzieckiem”.
A ja napisałam. Najpierw książeczkę dla dzieci, teraz trochę poważniejsze. Oba wydawnictwa nie należą do gigantów, może dlatego ich podejście jest inne. Sympatyczne, pełne empatii i zrozumienia debiutanta. Wszystkie zmiany konsultowane, okładka/ilustracje również. Po prostu bosko. A że zyski niewielkie? No cóż, jak będę Sapkowskim albo Grocholą, będę dyktować warunki: żądać wysokich tantiem i ogromnych nakładów. Na razie jestem szczęśliwa, że ktoś zechciał mnie wydać, bo czekałam na to całkiem długo.
Może miałam szczęście?
Nie miałam pojęcia że aż tyle trzeb przejść by wydać książkę
Tyle i jeszcze więcej, bo o marketingu nie zdążyłam w tym poście napisać. ^ ^
Skarbnica wiedzy dla tych, którym marzy się wydanie książki!
Twój wpis to świetne uzupełnienie wpisu Szafrańskiego o wydawaniu książki samej/samemu. W sumie patrzycie na to samo pod innymi kątami – ale wnioski które wyciągacie są takie same.
Jednym słowem – jeśli chcesz zarobić i wydać książkę tak jak sobie to wymarzyłaś – wydawaj sama – ale wcześniej zbuduj sobie kanał dystrybucji. Inaczej ciężko będzie Ci się wybić i zginiesz w tłumie innych osób marzących o byciu pisarzem. No i zdobądź odpowiednie środki na taką inwestycję 🙂 Dzięki za odsłonienie kulis od strony wydawcy
Wielkie dzięki za komentarz!
Studium Michała Szafrańskiego to naprawdę rewelacja. To, co osiągnął ten facet w zakresie selfpublishingu, powinno uczyć wszystkich, zarówno autorów, jak i wydawców.
Ja napisałam książkę z koleżanką, wydał ją Znak. To, co nas najbardziej zaskoczyło, to fakt, ze wydawnictwo było zainteresowane promocją tylko przez pierwszy miesiąc. Potem radziłyśmy sobie same, na szczęście jesteśmy dziennikarkami, więc dałyśmy radę. Ale współczuję tym, którzy nie mają takiego doświadczenia. Tyle miesięcy pracy, a potem książki leżą w magazynie. Dobrze jest poczytać wcześniej takie blogi, by wiedzieć, z czym przyjdzie się mierzyć.
Hej!
No widzisz. Ja bym chciała, żeby było tak, że nawet jak wydawnictwo nie ma czasu promować książki, to żeby uświadomiło o tym autora i go przygotowało do promocji. Pokazało mu, którędy iść, gdzie szukać pomocy, udostępniło bazę kontaktów… Takie podstawowe rzeczy chociaż.
Gratuluję wydania książki, byłam na www Twoim i Twojej koleżanki już kilka razy. Bardzo interesują mnie też techniki związane z rzemiosłem dziennikarza.
Dziękuję za odwiedziny i za to, że mimo potknięć ze Znakiem, aktywnie działacie w sprawie książki! Tylko brać przykład od Was!
Ściskam serdecznie!
Tak, zgadzam się: ważne jest przygotowanie. Wtedy można się pewniej poruszać na polu zainteresowania 🙂 Już wiem, czego potrzebuję do napisania książki! Takiej maszyny, śmiech 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂
Ciekawy artykuł, dzięki! 🙂
Również Ci dziękuję!