Wiosna wróciła do Doliny Muminków właśnie wtedy, kiedy Mała Emi nie mogła już znieść ponurej zimy, a jej rude włosy powoli brązowiały od zimna. Nowa pora roku przyniosła z sobą zapach morza, cudowne historie i dziesiątki pocałunków, jedne słodsze od drugich, zwłaszcza pocałunki słońca, od których na buzi Małej Emi powychodziły pierwsze piegi. I może dlatego, kiedy usłyszała pod swoim adresem, że jest nieprofesjonalna i nieprzyzwoita, stwierdziła, że strzeli focha, ale tylko profilaktycznie, potem zaś będzie się śmiała, ile wlezie.
Nie zamierzam ukrywać, że tegoroczna zima była okropna. Gdyby nie O trzech wykastrowanych kotach (moje najnowszew opowiadanie, opublikowane w kwartalniku Fabularie, polecam gorąco!), pewnie zapomniałabym, o tym, kim naprawdę jestem i pogrążyłabym się w otchłani rozpaczy niczym Ania Shirley, która jest mi jeszcze bliższa nawet niż Mała Mi. Zawinęłabym się w zielony depresyjny kocyk jak w 2013 i zastanawiała, dlaczego jestem taka beznadziejna. A potem bardzo chciałabym umrzeć, łykając kupiony gdzieś przez neta zolpidem.
Ale teraz świeci słońce. Na mnie świeci.
Nie jest idealnie, wciąż mam mało siły, ale zaczęła się batalia owoce kontra mąka i na razie te pierwsze wygrywają. Jeśli jestem tym, co jem, to przestałam być zapiekanką z pieczarkami Virtu i zostałam trzema gruszkami z Lidla. Traktuję to jako awans spożywołeczny.
A jeśli jestem tym, za kogo się uważam, to jest nieźle.
Jeśli nie jestem, to trudno.
Natomiast jeśli jestem tym, co ktoś o mnie mówi, to wychodzę na kretynkę do kwadratu. Bo ludzie nie wiedzą, co mówią. I mówią, żeby mówić zamiast myśleć, bo wyrzucanie z siebie słów jest łatwiejsze niż poskromienie szalejących w głowie myśli i zachowanie spokoju.
Piszę to, bo dawno nie usłyszałam krytycznego słowa, a nie bardzo przepadam za tym, gdy ktoś mi mówi, że coś źle zrobiłam. Podobno sangwinicy tak mają, taki typ osobowości i tyle. Piszę to, by powiedzieć Wam, że ludzkie słowa bardzo często mnie łamią, i część z Was pewnie ma podobnie. Ale piszę to przede wszystkim dlatego, żebyście zawsze pamiętali, by nie przejmować się za długo tym, co tam o Was kto mówi.
Bo od własnego chłopaka usłyszałam, że jestem nieprofesjonalna, kiedy powiedziałam mu, że specjalnie zostawiłam telefon w biurze, by uniknąć telefonu od nowego potencjalnego pracodawcy. Za moment się poprawił, że tylko zachowałam się nieprofesjonalnie, ale wiecie, powietrze między nami na chwilę zrobiło się kwaśne. Może miał rację, może nie miał, nie o rację tu chodzi. Może zamiast nieprofesjonalizmu zachowałam się jak dzieciak, nie wiem, może znowu to była jakaś forma autosabotażu, brakuje mi pewnie wysadzania siebie w powietrze, cóż z tego.
Słowo się rzekło, zabolało, a potem uciekło.
A potem usłyszałam o tym, że czegoś nie powiedziałam, coś zrobiłam, i przyzwoicie byłoby jednak najpierw powiedzieć, a potem robić.
Co począć?
Przeprosić.
Przeprosić nigdy nie zaszkodzi, tak jak zaszkodzić mogą słowa, które wypowiadamy pod czyimś adresem. Zwłaszcza, gdy niosą z sobą negatywną opinię.
Mama mi zawsze mówiła, że jestem za delikatna, za wrażliwa, że powinnam nauczyć się mieć twardą dupę. Ależ mnie to wtedy wkurzało! A teraz?
Teraz dalej się z nią nie zgadzam, bo to chyba dobrze, że słowa innych nas bolą. To znaczy, że liczymy się z innymi, nawet jeśli mamy inne zdanie. Tylko że zamiast zbytniego przejmowania się, warto się pośmiać. I wspomnieć sobie cytat z Carla Junga:
Rozumienie jest trudne, dlatego większość ludzi ocenia.
Większość istot z Doliny Muminków nie będzie w stanie przyjąć darów od wiosny, bo po prostu ich nie zauważy. Przejdzie przez Dolinę tak samo, jak robili to latem, jesienią i zimą. Uporządkuje tak samo swój ganek jak każdej soboty, napije się herbatki z jakąś Filifionką i powie, że Czarnoksiężnik to kawał kutasa, bo za plecami swojej starej jeździł na innej panterze. Ale nikt nie zapyta, dlaczego. Nie postara się zrozumieć.
Pozwólmy wszyscy wiosennemu wiatrowi wywiać zbędne słowa.
Na językach zamiast ciętej riposty albo zapiekanki Virtu niech pozostanie smak przygody, miłości i śmiechu.
Mam nadzieję, że udało mi się dzisiaj przekazać Wam troszkę wiosny. Chociaż jeden czy dwa promyki. W sercu mam ich całkiem sporo, dla nikogo nie powinno zabraknąć.
Dobra Wam życzę!
Wasza Mała Emi, czyli
Hej! Leżę na kanapie, pogrążam się w paskudnej wacie rezmyślań, że on powiedział tak, a ona inaczej, i co ja biedna nam z tym zrobić (ciężki wtorek). I nagle trafiam na Twój wpis. Wystarczająco dowcipny, żeby mnie rozbawić, i wystarczająco refleksyjny, żeby mnie natchnąć do solidnej refleksji. Nie nad tym co-kto, tylko nad sobą. Wielkie dzięki. Za wpis. I za wyczucie czasu😀
Dziękuję Ci za komentarz!
Miło czytać takie rzeczy, wiesz?
Inni nie liczą się tak bardzo, jak to, jak Ty się z tym czujesz. I czy powinnaś w ogóle z tym się jakkolwiek czuć. Bo może te emocje są niepotrzebne?
Ściskam i przesyłam wiosnę!!! :*
Czyli jestem owsianką D: Ale dość wykwintną jak na studenta. Z dużą ilością słoikowych orzechów, bananów, gorzkiej czekolady i innych rzeczy, które podobno są zdrowe.
Ja jakoś znoszę fakt, że ktoś mnie krytykuje, aczkolwiek strasznie mnie to peszy i przeraża, jeżeli ktoś mi powie, że robię coś źle, zacznę się tak bać i trząść, że zrobię to jeszcze gorzej. Nerwowa natura. Ale potem przegryzę to i zacznę robić dobrze. Przeważnie. O ludziach mówię częściej ze śmiechem niż niemiło. Nie wiem, czy zawsze jest to dobrze odczytywane, ale po prostu bawi mnie ten świat ludzkich spraw, tak małych, a tak ważnych; bawi mnie, jak ludzie są ślepi, jak sami sobie szkodzą, jak się napuszają jak koguty, jak walczą o głupoty, jak się obrażają jak dzieci; to takie pozytywne rozbawienie. Mogę nad tym światem albo płakać, albo się śmiać, wybieram więc to drugie. Nie widzę powodu krytykowania go, nic to nie zmieni. Głupi się urodziliśmy i debilami umrzemy. No i zwyczajnie jestem nieuważna. Gdy koleżanki plotkują, jak to się ktoś na nie krzywo spojrzał albo zrobił nieuprzejmy gest, to ja się dziwię, bo zwyczajnie tego nie zauważam i z automatu ludziom dużo wybaczam. Chyba jedyna cecha, której u ludzi nie trawię, to krytykowanie i hejtowanie wszystkiego.
To paradoksalne, że hejtuję hejtowanie D:
Neśku, bardzo dało do myślenia. Bo tak a nie inaczej, bo gówniarz, bo niedorosły i powiedział to i to. I jakoś zaczęłam myśleć, no dobra, ale dlaczego? l potem pomyślałam, że mnie nie obchodzi dlaczego, więc skoro mnie bie obchodzi to nie ma co oceniać. I dalej boli ale troszkę się poluzowało w piersi.
Też bym zostawiła telefon w pracy, litości, potrzeba trochę oddechu od roboty.
Negatywne opinie pod czyimś adresem rzadko szkodzą, nawet jeśli bolą. Bo to jest dokładnie tak, jak z bólem. Jest niezbędny do życia. Można go oczywiście nie odczuwać, ale nazywa się to anelgezja wrodzona, i jest chorobą. Dość problematyczną bo nie jesteś w stanie zauważyć, kiedy się draśniesz, oparzysz, a potem zakażenie, szpital, amputacja i bum śmierć w okolicach 20. Ból pozwala nam korygować stan organizmu, tak jak opinie pozwalają nam korygować styl zachowania. Oczywiście nie obędzie się bez nakładki w postaci miliona filtrów, kiedy generator owej korekty nie jest tak rozgarnięty jak Twój organizm, a może być losowym głąbem na ulicy, dlatego zazwyczaj liczymy się głównie z opinią bliskich. I bardzo dobrze. Nie zawsze trzeba, czy wręcz należy się tym kierować. Gdy się zatnę przy goleniu, albo oparzę piekarnikiem próbując w stanie Kwaśniewskiego podgrzać sobie pizzę o 4 nad ranem nie biegam do apteczki, nie smaruję się maścią, nie robię nic – mam to w dupie. Nie znaczy to jednak, że mam za złe swojemu organizmowi, że śmie mnie tak bezczelnie i bezkarnie boleć. Bardziej jestem mu wdzięczny, że ma rękę na pulsie.
Drugi plus – pozwala unikać tzw. konfliktów utajonych, będących o wiele groźniejszymi dla relacji, niż otwarta krytyka. Umówmy się – wszyscy oceniamy innych i nie ma w tym nic złego. Zbyt wielu jest ludzi, zbyt wiele historii, zbyt wiele hierarchii wartości, żebyś zastanawiała się nad tym, dlaczego kretynka spod Macedonii jest kretynką spod Macedonii i czy może ma jednak coś wartościowego do przekazania. Nie starczyłoby Ci życia. Nie mamy czasu na to, aby wnikać dlaczego Czarnoksiężnik jest kutasem i to jest całkowicie normalne. Ocenianie jest tak samo niepopularne, a jednocześnie tak samo potrzebne jak stereotypizacja 🙂 To się nie bierze znikąd, to jest efekt dostosowania się naszego gatunku do funkcjonowania społecznego. Oczywiście trzeba to robić z głową, świadomie. Można zwrócić komuś uwagę w taki sposób, aby doprowadziło to do konstruktywnych wniosków i zmian, a można w taki, że masz ochotę wyrwać tej osobie jelita i ją nimi udusić. Wracając do konfliktów, jeśli ktoś Ci się wyrzyga na twarz, to przynajmniej wiesz, że wyrzucił to z siebie i to w nim nie siedzi. Jeśli siedzi, to kiełkuje. Jeśli kiełkuje to wyrośnie jak czarodziejska fasolka i przy jednym, małym poślizgnięciu cała relacja może wziąć w łeb. Nie wspominając już o tym, że tacy utajeni krytycy mają niezwykłą tendencję do robienia Ci wokół dupy.
Się rozpisałem. Wyciągnij z tego, co zechcesz. Spokojnej wiosny 🙂
Robią swoje na tej wyyyspieeee, czy im dobrze jest, czy źleeee….!
Gdybym miała czapkę na głowie, to ściągnęłabym ją dla Ciebie. Niesamowicie literacki komentarz, dzięki, stary, za tak ważną wypowiedź. 🙂 Dużo mi dałeś do myślenia, nawet jeśli ze wszystkim się nie zgadzam – bo skoro jest tak wiele ludzi, poglądów i kryteriów oceny, to po co w ogóle opiniować? Może to, że wygłaszanie opinii jest teraz naturalne, w istocie nie jest dobre? Temat na głębszą rozkminkę socjologiczną, hue, hue.
Mega mnie rozbawił fragment o „stanie Kwaśniewskiego”, jaka piękna metaforyka. <3
Najważniejsze jednak napisałeś na końcu. Co w sumie jest logiczne, puenty na początku są do bani (choć i tak lepsze niż 15-minutowe dygresje, nieważne). Bo ja sama się boję ludziom mówić często na klatę, co i jak jest. A potem się to na mnie odbija. Więc właśnie to wyciągam z tego Twojego wpisu (bo to już notka chyba, nie komentarz!) jako najważniejsze. I naprawdę bardzo Ci dziękuję za odzew.
Buziaczki, pysiaczku! 🙂
A mnie się podoba Twoja nazwa i opis! :))))
Pięknie napisane. Ja dopiero niedawno nauczyłam się podążać za własną wolą i ignorować negatywne komentarze. Zrozumiałam też, że to, co słyszałam od rodziny w dzieciństwie zostało we mnie i miało destrukcyjny wpływ na moją teraźniejszość.