Jak powszechnie wiadomo, życie pisarza to same blaski, żadnych cieni. Wszyscy cię lubią, cenią za to, co napisałaś, zapraszają na każdą imprezę, widzą w tobie guru, szampan leje się strumieniami, a hajsu nigdy nie brak.
A tak naprawdę to nie.
Często masz przerąbane z różnych powodów. Bo napisałaś coś w książce w narracji pierwszoosobowej i teraz ludzie uważają, że to ty tak myślisz. Albo gorzej! Główna postać postanawia zamordować irytującą znajomą i potem część koleżanek patrzy na ciebie spode łba, zastanawiając się, czy nie jesteś chorym pojebem oraz bojąc się wyjść z tobą na drinka do miasta.
Na początku takie sytuacje bardzo mnie irytowały. Krzywdziły. Bolało mnie serce, bo nie wiedziałam, dlaczego niektórzy nagle przestają się do mnie odzywać, a inni wyłaniają się z mroku przeszłości i nagle chcą się znów przyjaźnić. Szczególnie dobijały mnie stwierdzenia, które słyszałam na każdym kroku, bo często przelewały szalę goryczy, a ja nie wiedziałam, jak się zachować. Być miłym i się uśmiechać? Mówić, że wszystko jest spoko, podczas gdy w środku szaleje demon wściekłości? Asertywności jeszcze do niedawna było we mnie za grosz. Teraz usilnie nad tym pracuję. Top 10 irytujących tekstów przedstawiam poniżej z komentarzami, których kilka lat temu niektórym osobom nie powiedziałam, a powinnam.
-
— Czy mogę ci przesłać swój tekst? Bardzo potrzebuję, żeby ktoś rzucił na niego fachowym okiem.
— Naturalnie, moja stawka za jeden arkusz wydawniczy wynosi trzysta złotych.
To zdecydowanie najczęściej zadawane mi pytanie. Najgorsze, kiedy pojawiasz się na imprezie, nie zdążysz jeszcze ściągnąć z siebie futra, a już masz w rękach czyjś maszynopis.
Wiecie, teksty debiutantów często są po prostu złe jak odbyt szatana. I kiedy próbujesz przekazać im to na twarz, nie są w stanie uwierzyć, więc po co robić sobie kłopot?
Rzecz jasna, to nie jest tak, że nie chcę pomagać, bo jestem zadufaną w sobie szmatą. (Nie aż tak). Lubię pomagać, ale jestem dosyć zajętą osobą. A nawet, jeśli akurat mam wolne, to wolę sobie poczytać teksty Chutnik, Żulczyka, Twardocha, Orbitowskiego, teksty sprawdzone, renomowane, dla przyjemności własnej, nie czyjejś.
Inaczej się walczy o atencję, jeśli się nie chce za coś płacić. Stara się sobą zainteresować, przekonać do konceptu, polubić się i dopiero potem poprosić o przysługę. Nie mam nic przeciwko interesującym tekstom. A kiedy powiem Wam, że jeśli naprawdę kochasz pisanie, powinieneś robić to dalej, to wiedzcie, że daliście mi do czytania totalną szmirę. -
— Słuchaj, co mi się przydarzyło, to będzie na pewno dobry scenariusz do twojej kolejnej książki!
— No na bank. Pozwól, że ja o tym zdecyduję, dobra?
Bo pomysłów to mam swoich od zatrzęsienia i więcej nie potrzebuję. Ale jeśli chcesz mi dać trochę czasu, to przyjmę go, a w zamian oddam cokolwiek, co zechcesz. (Oprócz roślin i bliskich, istotami żywymi nie handluję). -
— Ile zarobiłaś?
Wkurza mnie to, bo nie znam odpowiedzi na to pytanie. Sugeruje wszak, że nadawca tego komunikatu ma jedną z dwóch motywacji. Albo chce zajrzeć do wnętrza mojego portfela, co nie jest wskazane, bo wewnątrz jest tylko mroczna odchłań i nie warto się tym interesować, bo można zostać pożartym przez nicość, albo sam chce napisać książkę i wydać ją dla kasy. Nie widzę w tym nic złego, acz pytanie mnie bawi, bo na debiucie raczej można stracić zęby niż zyskać hajsy. Kto zarobił na swoim debiucie, niech podniesie rękę w komentarzu i powie, jak to zrobił, nie mając wcześniej zbudowanej społeczności odbiorców.
-
— Gdzie można kupić twoją książkę? Dostanę z rabatem?
— W sklepie.
Aż się prosi o taką odpowiedź, co nie? Aczkolwiek na forum odpowiadam, że można ją kupić też u mnie, wystarczy napisać na fabrykadygresji@gmail.com i zamówić, a dostanie się ją z fajnymi bajerami. Różnistymi. -
— Można z podpisem?
— No a co mam zrobić?
Po prostu nie mogę przestać się dziwić, dlaczego ludzie chcą mojego podpisu. Może po to, by zeskanować albo jakoś podrobić i wziąć potem na mnie jakiś kredyt? Jestem zwyczajną babką, po co mam gryzmolić po Twojej książce? Znaczy ja wiem, myślisz, że jestem albo będę fajna za kilka lat i to będzie wyjątkowy egzemplarz tej książki, więc opylisz go na Allegro po arcyhipsterskiej cenie. Może masz nawet rację, ale cały czas trudno mi się do tego przyzwyczaić. Uwiera mnie jakoś to podpisywanie. Pewnie za rzadko to robię. -
— Czy opisujesz prawdziwe wydarzenia?
— A czy ma książce napisałam, że to reportaż? Nie? To dobrze, bo to powieść. Fikcyjna.
Dajcie spokój, przecież wiadomo, że każdy pisarz w jakiś sposób, mniejszy lub większy, przetwarza otaczającą go rzeczywistość. -
— Kiedy kolejna książka?
— Im rzadziej będę musiała marnować czas na głupie pytania, tym szybciej się ukaże.
To pytanie już mnie nie irytuje, tylko wkurwia, więc darujcie sobie, dobra? Pracuję nad tym. Nie tak intensywnie, jakbym chciała. A może jednak właśnie tak, może to ślimacze tempo to moje nowe tempo. Ale przestańcie zadawać to pytanie. Błagam. Bo zejdę z wyrzutów sumienia i nigdy nic się mojego już nie ukaże. -
— Może wzięłabyś się do normalnej pracy?
— Jakbym potrafiła, tobym się wzięła.
Wszystko co robię i tak się wiąże z literaturą. Prawie trzy i pół roku pracy w wydawnictwie, teraz freelance w charakterze agenta literackiego, recenzje książek, robienie korekt, wieczorki prozatorskie, warsztaty, blog… Nie oszukujmy się. Potrafię tylko się babrać w literaturze. -
— Opowiedziałabym ci coś, ale nie mogę, bo to opiszesz.
— Ta, jasne.
No dobra, jest jedna osoba, która faktycznie, jeśli zaczyna mówić w ten sposób, ma coś bardzo, bardzo, bardzo ciekawego do powiedzenia i bez wątpienia wartego opisania. To moja mama. I ma wszelkie powody by sądzić, że będę chciała opisać to, co powie, bo szalone historie, które wydarzyły się kilkadziesiąt lat temu, inspirują mnie jak nic innego. Muszę znaleźć sposób na mamę, może ktoś mi pomoże? Czekam na pomysły! -
— Ja wtedy tak się nie zachowałem!
— Ja wtedy w ogóle o tobie nie pisałam.
Już chyba wspominałam, że zdarza się, iż z mojego dalszego otoczenia wyskakują znajomi z jakimiś dziwnymi jazdami. Faktycznie, inspirują mnie osoby z mojego otoczenia, ale tworzę fikcję. (Pewnie będę musiała to powtarzać do usranej śmierci). Łączę wątki, postaci, zachowania, miksuję wszystko z własną wyobraźnią, telewizyjnymi wiadomościami, snami, lękami, i tak dalej. Jeśli ktoś bierze to na serio, jest gorszy niż babcie Kunegundy, które myślały, że kiedy Hania z M jak miłość wjechała w kartony, Małgosia Kożuchowska też nie żyje.
Nie bierzcie tego tekstu za bardzo na serio.
Trochę mi głupio, że to piszę, bo robię z Was łochów, którzy nie łapią satyry, ale czuję, że niektórzy po prostu nie mają do siebie odpowiedniego dystansu i mogą sobie wziąć ten tekst zbytnio do serca. I niej jest to niczyja wina, może ja mam po prostu za dużo dystansu.
Co nie przeszkadza mi się niepotrzebnie wkurzać.
Bo wiecie, te wszystkie teksty tak naprawdę w ogóle nie sprawiają mi problemu. W głębi serduszka nawet cieszą, bo to oznacza, że ktoś się interesuje, ktoś czyta, ktoś chce się więcej dowiedzieć.
Słowa to tylko słowa.
He, he.
Fantastyczny tekst.Tym większa moja satysfakcja. Muchas gracias Emilia
Hej😀 Ostatnio odnoszę wrażenie, że świat pełen jest irytujących tekstów i powinni jacyś zmyślni wynalazcy wymyślić specjalne słuchawki wytłumiające. A tak poważnie – piszę tylko po to, żeby zamówić ten egzemplarz z bajerami. 😂😂 Pozdrawiam. I życzę wielu wydawniczych sukcesów
Nawet gdy w liceum pisałam jakieś gównoopowiadanka i mówiłam o nich znajomym, słyszałam całą litanię, począwszy od „A napisz coś o mnie” po „Ale ja nie chcę umrzeć w tym opowiadaniu!” Dzisiaj lubię śmieszkować ze znajomych, mówiąc że o nich piszę, i patrzeć jak zaczynają się niepokoić.
Trzeba mieć naprawdę słaby kontakt z literaturą, ba, z w ogóle kulturą, by myśleć że pisarz ma miłe, łatwe życie i zarabia miliony 😛 Przemyślałabym swoją znajomość z ludźmi, którzy głoszą takie tezy…
Ciekawy wpis 🙂 Może kiedyś ja zostanę pisarzem ? Pozdrawiam serdecznie
Ja w liceum pisałam teksty i wypracowania i najbardziej irytowało mnie to, że ktoś miał czelność nie zapłacić 😛
Trzeba się przyzwyczaić, ja od dawna w nowym towarzystwie milczę na temat mojej pracy. Kiedy ludzie dowiadują się, że jestem dziennikarzem zaczyna się koszmar. Kilka podpunktów dość podobnych.
Z przyjemnością przeczytałam, bardzo fajny tekst, chciałabym jednak, mimo wszystko, żyć kiedyś z pisania bo uwielbiam to robić, jedynie, że niszowa dziewczyna bardzo jestem i piszę dość kontrowersyjnie, przede wszystkim skłaniając do myślenia 🙂 Pozdrawiam serdecznie i chętnie zaprosiłabym do siebie na herbacianą stronę ale rozumiem osaczenie pisarskim narybkiem 😉
Sporo problemów bycia pisarka ale pewnie tez są dobre strony 😁
Tak ludzie się dziwnie zachowują, a myślą że normalnie.
Świetny tekst! Ależ się uśmiałam 🙂 To co, mogę Ci teraz przesłać mój maszynopis? Żartuję, nic takiego (jeszcze) nie posiadam 😉
Tekst ciekawy, jak to w satyrze miejscami uszczypliwy, ale jakże bardzo w punkt. Pozdrawiamy i czekamy na kolejne wpisy!
Przeczytam Twoją książkę po tym tekście, jestem jej ciekawy 🙂
Zauważyłam, że niektórzy ludzie ogólnie są przewrażliwieni na punkcie pytań o zarobki, ale to przeważnie ci, którzy zarabiają dużo. Z kolei pytanie „czy nie wzięłabyś się do normalnej pracy?” to zwykłe chamstwo. Każdy robi to, co może, aby przetrwać.
Pytanie o kasę pojawia się chyba w każdym zawodzie… Jest ono bardzo irytujące zawsze… Zero taktu, serio.
I te pytania o rabaciki, bleh. A „wzięłabyś się do normalnej pracy”… To chyba często słyszą osoby, które nawet jeśli dobrze zarabiają, nie siedzą 8h dziennie w biurze, na budowie czy gdziekolwiek indziej… Szczyt chamstwa i prostactwa. Już pomijam fakt, że to Ty decydujesz co robisz.
BTW. od nowego roku mam pracę przy biurku – papierki + obsługa klienta.;) często słyszę, że nie mam prawa być zmęczona, że tylko siedzę i że gdybym wzięla się za prawdziwą robotę… 😀 czyli – tak źle, tak niedobrze.
Hihi dobry tekst.;) No ale pewnie tak bywa jeśli ma się koleżankę pisarke.;)
Znam podobne pytania – pisanie i wydawanie wierszy dziwi sporo osób 😀