Słyszałam, jak ludzie śmiali się, że wydanie książki to inwestycja, która nigdy się nie zwraca. A ci, którzy wkładają kasę w publikację swoich tekstów, to frajerzy. Bo opłaca się tylko wtedy, jak ktoś w ciebie zainwestuje, najlepiej duży wydawca. Ale to nieprawda! Jeśli masz głowę na karku, możesz zarobić już na swojej pierwszej książce.
Do obliczeń przydatny jest mi kalkulator, który sama sporządziłam na bazie średnich stawek redaktorów, korektorów i innych podwykonawców. Oszacowałam je przez 3,5 roku mojej pracy w wydawnictwie. Podane tam ceny druku są również aktualne, więc… polecam gorąco używanie kalkulatorka. Możesz sprawdzić nie tylko, ile pieniędzy zainwestujesz w swoją książkę, ale również ile zarobisz na jej wydaniu.
A zatem wyobraźmy sobie to, co już niedługo nastąpi w moim życiu.
Napisałam nową książkę. To powieść dla kobiet.
Tekst liczy 574 642 znaków ze spacjami. Wpisuję te cyfry do kalkulatora wydania książki w pole B2. W polu B7 wyskakuje mi natychmiast informacja, że by przygotować właściwie książkę do druku, potrzebuję 7033,74 zł netto.
Więcej na temat kosztów związanych z wydawaniem książki w dwóch poniższych artykułach:
Liczę na to, że tak. Co więcej: zrobię wszystko, by tak się stało!
Stawiam na wydrukowanie 1000 egzemplarzy – mniej nie bardzo się opłaca. Im wyższy nakład, tym niższa cena jednostkowa. Skoro drukuję 1000 egzemplarzy, cena książki, która – wg kalkulatora – będzie liczyć ponad 383 strony (tak naprawdę troszkę więcej, w końcu musi być parzyście, ale to różnica tak niewielka, że nie rzutuje na cenę), wyniesie maksymalnie 9,66 zł. Ceny podane w kalkulatorze są bardzo bezpieczne, podają raczej ceny drukarń z górnych półek, więc więcej na pewno nie zapłacę. Jeśli chciałabym wydrukować np. 500 egzemplarzy, prawdopodobnie jeden egzemplarz kosztowałby dwa, trzy zł więcej.
Łącznie zatem muszę wydać, jak pokazuje pole B14, 16 695,63 zł netto. Należy do tego doliczyć 5% VAT, ale ja mam własną działalność gospodarczą, więc nie muszę się tak bardzo tym martwić.
Oczywiście nie sprzedam całego 1000 egzemplarzy. 83 egzemplarze postanawiam przekazać na cele promocyjne. Wyślę blogerom, bookstagramerom, znajomym dziennikarzom i na konkursy do radia. A 17 muszę przekazać bibliotekom, wymienionym w ustawie o nadaniu nr ISBN. Takie przepisy.
Zostaje mi więc 900 książek.
Nie zamierzam ich sprzedawać hurtowo. Dlaczego?
Hurtownia „zabiera” za dużo pieniędzy. Książki o podobnej tematyce do mojej kosztują w księgarniach nie więcej niż 39,90 zł brutto. Czyli 38,00 zł netto. Od tej ceny hurtownia przyjmuje książki z rabatem 50%, co oznacza, że w zasadzie od każdego sprzedanego egzemplarza hurtownia będzie musiała mi zapłacić 19 zł netto. A ja za druk zapłaciłam przecież 9,66 zł! Mam mieć 10 zł ze sprzedaży książki? A zatem, o ile sprzeda się wszystkie 900 egzemplarzy, mam otrzymać tylko 9 000 zł? Włożyłam dużo więcej. Nie chcę, by inwestycja mi się zwróciła. To za mało.
Chcę zarobić!
Dlatego stawiam na sprzedaż bezpośrednią. Będę dystrybuować książkę przez moją witrynę internetową. Facebooka. Instagrama. Oraz spotkania autorskie, które sama sobie zorganizuję w całej Wielkopolsce. Napracuję się dużo więcej, ale może wleci jeszcze jakaś ekstra kasa z biblioteki. Dyskusyjne Kluby Książki dysponują w końcu funduszami na zaproszenie autora.
Zakładam odważnie, że jeśli moja historia porwie osoby, które przyjdą na spotkanie, będą skłonni zapłacić każde pieniądze za książkę. W przypadku sprzedaży internetowej, storytelling jest również ważny. Spróbuję przedstawić historię tak, by była frapująca, ale i by mój wizerunek budził zainteresowanie odbiorcy. Ustalam, że będę sprzedawać książkę za 35 zł. (Kosztami wysyłki się nie martwię, bo za to płaci przecież zamawiający).
35 zł x 900 sprzedanych egzemplarzy to… 31 500 zł!
Oczywiście, muszę odjąć od tego podatek dochodowy, który wynosi 18%. Przy odpowiedniej gospodarce kosztów w firmie, nie musiałabym go płacić (gdyby koszty były znaczne), ale przed VAT-em, jako podatnik deklarujący jego płacenie, nie ucieknę. To na szczęście tylko 5%.
Po zapłaceniu podatków, w kieszeni zostaje mi 24 538,50 zł. Na wydanie książki wydałam 16695,63 zł netto. Inwestycja się zwróciła, a ja jestem do przodu o 7842,87 zł. Na czysto.
Ale musiałam ciężko pracować przez cały rok, bo nie sprzedałam magicznie 900 egzemplarzy książki za pstryknięciem palcami. Musiałam podzwonić po bibliotekach, poumawiać się, popracować, wykorzystać znajomości. Dobrze też, że miałam bazę klientów w newsletterze na moim blogu. Bez niej raczej niewiele bym zdziałała w zakresie sprzedaży internetowej.
Podzieliwszy więc zarobek na 12 miesięcy pracy, wychodzi jakieś 653,57 zł na miesiąc.
Czy ten wynik mnie satysfakcjonuje? Nie.
Dlatego robię drugie wydanie książki.
Dodaję na okładce pozyskane w międzyczasie opinie blogerów oraz mniej lub bardziej sławnych postaci, które przeczytały książkę i były zafascynowane lekturą. Decyduję się wydrukować 800 egzemplarzy (na tyle zarobiłam) i dalej sprzedawać przez księgarnię internetową. W ciągu roku nazwisko mam już wyrobione. Sukces – samodzielne sprzedanie 900 egzemplarzy – niemała rzecz, jak na debiutanta. Wieść o książce się rozchodzi, więc po sprzedaniu kolejnych 800 egzemplarzy tylko i wyłącznie przez internet jestem do przodu o 28 000 tysięcy zł brutto. I znowu, podatek, VAT… Odjąć koszty druku… Zostaje zysku 21812 – 7729,51 = 14082,49 zł na czysto. To mi się już bardziej podoba!
Im więcej osób czyta moją książkę, tym więcej poleca ją swoim bliskim. Działa marketing szeptany. Biblioteki również przekazują innym bibliotekom wieści o tym, że spotkania autorskie ze mną są bardzo przyjemne i warto nawiązać ze mną współpracę.
A zatem tak, wydanie pierwszej książki i wielkim ryzykiem. To inwestycja, która wcale nie musi się zwrócić. Powyższy przykład to historyjka o osobie, która zdecydowała się na wydanie książki, bo miała doświadczenie oraz znajomości. Wiedziała też całkiem sporo o prowadzeniu strony internetowej – miała zaplecze kilkuset aktywnych adresów mailowych w newsletterze! Była świadoma, jak wiele czasu pochłania promocja własnej książki, ale nie zniechęciło jej to. I dała radę!
Na książce dystrybuowanej samodzielnie i wydanej własnym sumptem, można zrobić… miliony. Pisze o tym dokładniej Michał Szafrański i polecam wszystkim jego artykuł o Finansowym Ninja. To człowiek, który zrobił rzecz genialną – pokazał, że się da. Przy odpowiednim wcześniejszym obmyśleniu systemu sprzedażowego oraz zbudowaniu społeczności. Ale bez powyższych, nie jesteś sam w stanie tyle zarobić. Bez odpowiedniej wiedzy i kompetencji niestety możesz wydać bubla, którego nikt nie będzie chciał kupić.
Mam nadzieję, że choć troszkę Ci pomogłam. Postaram się w każdy czwartek do godz. 20.00 zamieszczać wpis na temat branży wydawniczej, by pomóc Ci zadebiutować lub wydać kolejne książki – z lepszymi skutkami. Jeśli chcesz być na bieżąco, koniecznie zapisz się na newsletter. Możesz mnie też obserwować na Instagramie lub polubić na Facebooku, do czego gorąco zapraszam.
Pamiętaj, że możesz odezwać się do mnie również bezpośrednio. Jestem dostępna pod adresem mailowym fabrykadygresji@gmail.com i bardzo lubię doradzać, jeśli chodzi o tematy wydawnicze. Nie krępuj się i pisz śmiało!
Totalnie nie ogarniam sprzedaży mojej pierwszej książki. Wydawałam ją w systemie usługowo – tradycyjno – selfpublisherskim. 😀 Nie mam pojęcia, ile egzemplarzy zostało wydrukowanych, ile jest w hurtowniach, ile sama sprzedałam… Jako debiutujący dzieciak (bo miałam wtedy niewiele ponad 20 lat) w ogóle nie sądziłam, że takie statystyki mi się przydadzą, cieszyłam się, że wlatuje ekstra kasa i tyle… 😀 Nie mam zielonego pojęcia, ile sprzedaje wydawnictwo. Sama sprzedaję kilka egzemplarzy miesięcznie. Piromani są idealnym przykładem mojego nieogarnięcia finansowego za czasów studiów. Boleję nad tym i nie ukrywam tego tematu, bo to idealny wzór, przed którym trzeba się wystrzegać. 😀
Kiedyś coś pisałam, ale do tzw. szuflady. Myślałam nawet o wydaniu książki, jednak szybko ostudzono mój zapał. Może kiedyś spróbuję, a na razie wybieram już wydane książki 😉
Ciekawe case study – na pewno przyda się tym, którzy myślą o własnej książce. Myślę, że ponad 1000 sprzedanych książek, to sporo, jak na pierwszą sprzedaż – gratulacje! 🙂
Dzień dobry,
dziękuję za ciekawy artykuł. Chciałabym poradzić się Pani w kwestii wynagrodzenia autora. Czy zaliczka 1500 zł oraz 10% przychodów Wydawcy netto (po potrąceniu VAT) ze sprzedaży książki drukowanej to dobre warunki?
Byłabym wdzięczna za odpowiedź, bo nie mam kogo się poradzić w sprawie takiej oferty.
Pozdrawiam,
Magda
To wszystko tak naprawdę zależy od konstrukcji umowy, nakładu książki, itd.
Wedle mojego doświadczenia na tę chwilę, zaliczka jest raczej nie wielka, ale… dobrze, że jest. 🙂
10% to standard dla autorów początkujących, ale trochę bym ponegocjowała. Może uda Ci się ugrać choć dwa albo trzy procent więcej? Zawsze warto spróbować. To są kwestie groszowe tak naprawdę, ale jeśli sprzedaż będzie dobra, to może się przerodzić w kilkaset albo nawet kilka tysięcy złotych. 🙂
Dziękuję za odpowiedź.
Czy mogę poradzić się w jeszcze jednej sprawie? Chciałabym zapytać, czy jest różnica między zapisem noty copyright:
Copyright+ imię i nazwisko autora
a
Copyright+ imię i nazwisko autora+ nazwa wydawnictwa
Dlaczego wydawnictwo proponuje ten drugi zapis? Czym on się różni od pierwszego? Przyjrzałam się różnym książkom, zazwyczaj stosowany jest w nich pierwszy model zapisu, a mnie wydawnictwo proponuje ten drugi, co z tego dla mnie wynika?
To znaczy, że wydawnictwo też ma Copyright, czyli prawa do Twojego tekstu. W formie, która powinna określać umowa. Ale właśnie nie powiem Ci dokładnie, bo nie widziałam umowy. 😉 Najlepiej po prostu zapytaj, dlaczego taki zapis i co on im daje, ponieważ w ciągu pięciu lat pracy w branży, spotkałam się z takim zapisem tylko raz, a wynikał on z niedoświadczenia wydawcy. 😛
Dzień dobry,
bardzo dziękuję za odpowiedź, bo mieszkam w małym miasteczku, gdzie naprawdę nie mam prawnika, który mógłby pomóc mi w kwestii prawa autorskiego.
Zgłosiło się do mnie następne wydawnictwo, więc uwierzyłam, że książka jest dobrze napisana. Jeśli mogę, chciałabym zapytać, co uważa Pani na temat takiej oferty finansowej:
tantiemy 6% od ceny okładkowej netto (czyli 12% od ceny zbytu, tj. przychodów ze sprzedaży w wydawnictwie). Przy wersji elektronicznej (e-book) proponujemy 20% od przychodu ze sprzedaży netto.
Wydawnictwo myśli wstępnie wydać 2000 egzamplarzy. Czy to oznacza, że w przypadku sprzedaży całego nakładu mój dochód wyniesie 3600 zł netto? Czy to standardowa oferta dla debiutanta?
Jeszcze raz będę wdzięczna za jakiekolwiek uwagi.
Pozdrawiam,
Magda
nakład jest dosyć niewielki, ale jak na debiut, myślę, że na początek całkiem OK.
Co do dochodu: musiałabym znać cenę detaliczną i cenę zbytu, a do tego system, w jakim rozlicza się Twoje wydawnictwo, żeby potwierdzić.
Jeśli potrzebujesz skonsultowania umowy wydawniczej, zapraszam pod kontakt@fabrykadygresji.pl
Z tego, co piszesz, propozycja wydaje się wszak całkiem OK.
Pozdrawiam!
Dzień dobry,
to jeszcze raz ja z zapytaniem o kolejne sformułowanie z umowy wydawniczej, ale tym razem od wydawnictwa, w którym po raz pierwszy mam wydać tekst niebeletrystyczny.
Zupełnie nie rozumiem, co dla mnie oznacza taki zapis:
wynagrodzenie autorskie to 10% uzyskanej ceny zbytu netto razy liczba sprzedanych egzemplarzy. Przyjmujemy, że uśredniona cena zbytu wynosi 60% ceny detalicznej.
Byłabym wdzięczna za pomoc w interpretacji.
Pozdrawiam!
Wynagrodzenie autorskie to 10% ceny zbytu netto książki (czyli bez 5% VAT) * tyle, ile się sprzedało książek.
Uśredniona cena zbytu to 60% ceny detalicznej.
Czyli jeśli książka po cenie detalicznej kosztuje 38 zł netto, to 60% z tej ceny wynosi 22,80 zł netto. I Ty z tego dostaniesz 10%, czyli 2,28. Oczywiście minus podatek, no i przy założeniu, że książka będzie kosztować w detalu 38 zł, bo może być to mniej lub więcej. No i to 2,28 trzeba pomnożyć razy tyle, ile się sprzeda, więc jeśli sprzeda się 200 książek, no to 2,28*200=456 zł brutto (bo trzeba odjąć podatek jeszcze).
🙂
Bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiem, czy skorzystam z oferty tego wydawnictwa, z którym jestem w kontakcie.
Przyznam, że to straszne otrzymywać dwa złote za jeden egzemplarz poradnika logopedycznego. Przecież napisanie go, by był rzetelny, ale komunikatywny wymagało ode mnie dużo pracy.
Jeszcze raz dziękuję za czytelne objaśnienia:)
Magda
Witam,
ponownie wchodzę na Pani blog, żeby zapytać o notę copyright. Wydawnictwo naukowe, które chce wydać mój podręcznik proponuje w umowie zapis copyright, w którym w ogóle nie ma mojego nazwiska: copyright+nazwa wydawnictwa. Czy umowa nie licencyjna, lecz o przeniesienie praw równa się całkowitemu wyeliminowaniu autora? Ja tę notę rozumiem tak, że wszystkie prawa do tekstu zostają przy wydawnictwie, czy tak?
Pozdrawiam,
Magda
Co prawda trafiłeś właśnie do Fabryki, ale postaraj się czuć jak u siebie w domu.
Jestem Emilia Teofila i uważam, że słowa mają moc. Kocham historie. Wierzę, że mogą zmienić ludzi i świat na lepsze. Prowadzę kursy kreatywnego pisania i tworzenia treści do Internetu. Jestem autorką książek oraz prelegentką. Pomagam twórcom w procesie, wydawaniu i promocji ich utworów utworów. Wspieram w budowaniu marki osobistej. Prywatnie podróżuję, także po rubieżach własnego umysłu. Wyznaje wiarę w wielką trójcę: literaturę, tenis i pierogi. Jeśli uważasz, że w życiu nie musi być pięknie, ale koniecznie ma być ciekawie — odwiedzaj mnie częściej.
Piromani
Intryguje Cię Poznań po zmroku?
Sięgnij po mój debiut. Poznaj pragnącą zostać pisarką Lidkę i jej niezwykłych przyjaciół: szaloną Szoszanę, czarodzieja Piernika i rycerskiego Kiryła! Zobacz, do czego prowadzi młodych ludzi brak zrozumienia ze strony rodziców oraz niewystarczająca dawka miłości.
Hotel Aurora
Powieść obyczajowa, w której różne pokolenia i temperamenty spotykają pod tym samym dachem w przeuroczej górskiej scenerii. Niebezpieczny romans, rodzinne sekrety, siła kobiet i dużo czarnego humoru!
Grand Hotel Granit
Duchy domagają się, by ich historia została opowiedziana.
Żywi milczą zaciekle, a upchane głęboko w szafie trupy nie są do końca martwe…
Kto jest przyjacielem, a kto wrogiem? Czy ten, kto mówi, że kocha, może skrycie nienawidzić?
Zapraszam do lektury mojej trzeciej powieści!
Dołącz do nas i rozwijaj się!
Zapraszam do grupy kobiet z pasją, dla których pisanie stanowi treść życia. Wspólnie rozwijamy się, uczymy, motywujemy i promujemy.
W grupie można więcej!
Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!
Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład!
Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!
Kusi wydanie własnej pozycji. Dokładnie – takie są plany. Ciekawy artykuł.Jak idzie sprzedaż książki?
Totalnie nie ogarniam sprzedaży mojej pierwszej książki. Wydawałam ją w systemie usługowo – tradycyjno – selfpublisherskim. 😀 Nie mam pojęcia, ile egzemplarzy zostało wydrukowanych, ile jest w hurtowniach, ile sama sprzedałam… Jako debiutujący dzieciak (bo miałam wtedy niewiele ponad 20 lat) w ogóle nie sądziłam, że takie statystyki mi się przydadzą, cieszyłam się, że wlatuje ekstra kasa i tyle… 😀 Nie mam zielonego pojęcia, ile sprzedaje wydawnictwo. Sama sprzedaję kilka egzemplarzy miesięcznie. Piromani są idealnym przykładem mojego nieogarnięcia finansowego za czasów studiów. Boleję nad tym i nie ukrywam tego tematu, bo to idealny wzór, przed którym trzeba się wystrzegać. 😀
Świetny tekst. Nawet nie spodziewałam się, że wydanie książki jest tak kosztowne. A dodatkowo chyba warto wydać samemu…
Kiedyś coś pisałam, ale do tzw. szuflady. Myślałam nawet o wydaniu książki, jednak szybko ostudzono mój zapał. Może kiedyś spróbuję, a na razie wybieram już wydane książki 😉
Same konkrety! Mega ciekawy wpis moja droga 🙂
Bardzo cenne wsakówki marketingowi szeptanemu najbardziej ufam.
Niestety poezja jaka wydałam nuie dała mi zarobić, za to dała mi niesamowitą satysfakcję. Tego nie sa wstanie dać pieniadze:-)
bardzo ciekawy post,
z pewnością pomoże niejednej osobie, która myśli o wydaniu książki
WOW, jestem pod ogromnym wrażeniem konkretu! Świetny pomysł na artykuł!
Dzięki, od kiedy czytam Michała Szafrańskiego stwierdzam, że konkret to podstawa. 🙂
Ile egzemplarzy zostało wydrukowane twojej książki?
A dlaczego pytasz? I o którą książkę?
Świetny tekst tym bardziej, że i ja planuję napisać swoją książkę 😊
Świetnie ze dzielisz się taka wiedza. Wielkie uznanie dla Ciebie
Czytam sobie całego bloga, bo temat mnie żywo interesuje.A wnioski? To nie są kolosalnie duże zarobki, zwłaszcza biorąc pod uwagę nakład pracy.
Świetnie opisane! Ciekawe informacje, o których się nie mówi, a które są istotne dla przyszłych pisarzy.
Nie łatwy kawałek chleba ale jesli jest to pasja to nie ma takiej siły.
Az mi się przypomniało, jak wyszła moja pierwsza książka naukowa. Rynek książki naukowej, to jednak inny świat.
Ciekawe case study – na pewno przyda się tym, którzy myślą o własnej książce. Myślę, że ponad 1000 sprzedanych książek, to sporo, jak na pierwszą sprzedaż – gratulacje! 🙂
Własna książka to świetny pomysł, tylko potrzebne są jak widać fundusze i przede wszystkim treść książki.
Dzień dobry,
dziękuję za ciekawy artykuł. Chciałabym poradzić się Pani w kwestii wynagrodzenia autora. Czy zaliczka 1500 zł oraz 10% przychodów Wydawcy netto (po potrąceniu VAT) ze sprzedaży książki drukowanej to dobre warunki?
Byłabym wdzięczna za odpowiedź, bo nie mam kogo się poradzić w sprawie takiej oferty.
Pozdrawiam,
Magda
To wszystko tak naprawdę zależy od konstrukcji umowy, nakładu książki, itd.
Wedle mojego doświadczenia na tę chwilę, zaliczka jest raczej nie wielka, ale… dobrze, że jest. 🙂
10% to standard dla autorów początkujących, ale trochę bym ponegocjowała. Może uda Ci się ugrać choć dwa albo trzy procent więcej? Zawsze warto spróbować. To są kwestie groszowe tak naprawdę, ale jeśli sprzedaż będzie dobra, to może się przerodzić w kilkaset albo nawet kilka tysięcy złotych. 🙂
Dziękuję za odpowiedź.
Czy mogę poradzić się w jeszcze jednej sprawie? Chciałabym zapytać, czy jest różnica między zapisem noty copyright:
Copyright+ imię i nazwisko autora
a
Copyright+ imię i nazwisko autora+ nazwa wydawnictwa
Dlaczego wydawnictwo proponuje ten drugi zapis? Czym on się różni od pierwszego? Przyjrzałam się różnym książkom, zazwyczaj stosowany jest w nich pierwszy model zapisu, a mnie wydawnictwo proponuje ten drugi, co z tego dla mnie wynika?
Pozdrawiam,
Magda
To znaczy, że wydawnictwo też ma Copyright, czyli prawa do Twojego tekstu. W formie, która powinna określać umowa. Ale właśnie nie powiem Ci dokładnie, bo nie widziałam umowy. 😉 Najlepiej po prostu zapytaj, dlaczego taki zapis i co on im daje, ponieważ w ciągu pięciu lat pracy w branży, spotkałam się z takim zapisem tylko raz, a wynikał on z niedoświadczenia wydawcy. 😛
Dzień dobry,
bardzo dziękuję za odpowiedź, bo mieszkam w małym miasteczku, gdzie naprawdę nie mam prawnika, który mógłby pomóc mi w kwestii prawa autorskiego.
Zgłosiło się do mnie następne wydawnictwo, więc uwierzyłam, że książka jest dobrze napisana. Jeśli mogę, chciałabym zapytać, co uważa Pani na temat takiej oferty finansowej:
tantiemy 6% od ceny okładkowej netto (czyli 12% od ceny zbytu, tj. przychodów ze sprzedaży w wydawnictwie). Przy wersji elektronicznej (e-book) proponujemy 20% od przychodu ze sprzedaży netto.
Wydawnictwo myśli wstępnie wydać 2000 egzamplarzy. Czy to oznacza, że w przypadku sprzedaży całego nakładu mój dochód wyniesie 3600 zł netto? Czy to standardowa oferta dla debiutanta?
Jeszcze raz będę wdzięczna za jakiekolwiek uwagi.
Pozdrawiam,
Magda
Hej,
nakład jest dosyć niewielki, ale jak na debiut, myślę, że na początek całkiem OK.
Co do dochodu: musiałabym znać cenę detaliczną i cenę zbytu, a do tego system, w jakim rozlicza się Twoje wydawnictwo, żeby potwierdzić.
Jeśli potrzebujesz skonsultowania umowy wydawniczej, zapraszam pod kontakt@fabrykadygresji.pl
Z tego, co piszesz, propozycja wydaje się wszak całkiem OK.
Pozdrawiam!
Dzień dobry,
to jeszcze raz ja z zapytaniem o kolejne sformułowanie z umowy wydawniczej, ale tym razem od wydawnictwa, w którym po raz pierwszy mam wydać tekst niebeletrystyczny.
Zupełnie nie rozumiem, co dla mnie oznacza taki zapis:
wynagrodzenie autorskie to 10% uzyskanej ceny zbytu netto razy liczba sprzedanych egzemplarzy. Przyjmujemy, że uśredniona cena zbytu wynosi 60% ceny detalicznej.
Byłabym wdzięczna za pomoc w interpretacji.
Pozdrawiam!
Wynagrodzenie autorskie to 10% ceny zbytu netto książki (czyli bez 5% VAT) * tyle, ile się sprzedało książek.
Uśredniona cena zbytu to 60% ceny detalicznej.
Czyli jeśli książka po cenie detalicznej kosztuje 38 zł netto, to 60% z tej ceny wynosi 22,80 zł netto. I Ty z tego dostaniesz 10%, czyli 2,28. Oczywiście minus podatek, no i przy założeniu, że książka będzie kosztować w detalu 38 zł, bo może być to mniej lub więcej. No i to 2,28 trzeba pomnożyć razy tyle, ile się sprzeda, więc jeśli sprzeda się 200 książek, no to 2,28*200=456 zł brutto (bo trzeba odjąć podatek jeszcze).
🙂
Bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiem, czy skorzystam z oferty tego wydawnictwa, z którym jestem w kontakcie.
Przyznam, że to straszne otrzymywać dwa złote za jeden egzemplarz poradnika logopedycznego. Przecież napisanie go, by był rzetelny, ale komunikatywny wymagało ode mnie dużo pracy.
Jeszcze raz dziękuję za czytelne objaśnienia:)
Magda
Witam,
ponownie wchodzę na Pani blog, żeby zapytać o notę copyright. Wydawnictwo naukowe, które chce wydać mój podręcznik proponuje w umowie zapis copyright, w którym w ogóle nie ma mojego nazwiska: copyright+nazwa wydawnictwa. Czy umowa nie licencyjna, lecz o przeniesienie praw równa się całkowitemu wyeliminowaniu autora? Ja tę notę rozumiem tak, że wszystkie prawa do tekstu zostają przy wydawnictwie, czy tak?
Pozdrawiam,
Magda