Wydawanie debiutanckiej książki było dla mnie tak intensywnym przeżyciem, że kiedy wreszcie przyszły z drukarni pierwsze egzemplarze, doznałam szoku. Nie chciałam nawet sprawdzić, jak prezentują się świeżutcy Piromani i omijałam paczkę szerokim łukiem. Naprawdę dopięłam swego? Faktycznie spełniłam własne marzenie?

I takie właśnie myślenie o tym, że wydana książka to sukces sam w sobie sprawiły, że po początkowym bumie (bo na książkę rzucili się moi znajomi, znajomi znajomych, itd.) sprzedaż po kilku miesiącach od premiery po prostu zdechła. Teraz, kiedy mam ostatnie kilkadziesiąt egzemplarzy, obserwuję jej renesans. W ciągu czterech lat nauczyłam się sporo i nie zamierzam popełniać już podobnych błędów. Czyli… jakich konkretnie?

Błąd pierwszy. Naiwne przekonanie, że księgarnia sprzedaje książkę

Oczywiście, że to nieprawda! Co z tego, że przepięknie wydana książka trafi najpierw do hurtowni, a stamtąd do księgarni, jeśli nikt nie będzie wiedział o jej istnieniu? Jakiś czas temu, czekając na odjeżdżający pociąg, weszłam do księgarni. Było tam sporo książek nieznanych mi autorów. I mnóstwo takich, o których słyszałam w radiu lub widziałam na Instagramie. Rzadko kupuję książki, bo otrzymuję je od wydawców w zamian za opinię na blogu. Ale skusiło mnie #sexedpl i kupiłam książkę Anji Rubik z dwóch powodów. Po pierwsze, widziałam cudny wywiad autorki z Moniką Olejnik na TVN24 i bardzo mnie zaintrygowała zawartość książki. Po drugie, kosztowała niespełna 20 zł.

Choć w Świecie Książki pracują wspaniali ludzie, podchodzący do klientów i pytający, czy może w czymś doradzić, mnie akurat omijali szerokim łukiem. Podobnie i ja, lekko zaspana, nie zbliżałam się w ogóle do regałów rozstawionych przy ścianach księgarni. Choć półki uginały się od książek, które zapewne były warte uwagi, ja kręciłam się niezdecydowanie wokół stołów z ekspozycją.

A zatem podziałał tu marketing autorki i wydawnictwa. Bo Anja Rubik to celebrytka. Nie boi się pokazywać w mediach i na spotkaniach autorskich. A wydawnictwo? Zainwestowało w eksponowanie książki. Bo nie wiem, czy wiecie, ale umieszczenie egzemplarzy książki w dobrze widocznym punkcie księgarni, to usługa, jaką wydawca może wykupić przy współpracy z siecią księgarń. Tak samo jak to, że sprzedawca poleca przy kasie jeszcze inny tytuł. A zatem marketing, marketing, marketing.

Zaś księgarnia to tylko miejsce, gdzie czytelnik, do którego dotarły informacje z różnych źródeł, może kupić interesujący go tytuł.

Błąd drugi. Nie ma po co robić zamieszania, póki książka nie miała swojej premiery

Marketing służy sprzedaży książki. Faktycznie więc, jeśli produkujemy się w radiu na temat naszej książki, a zainteresowany czytelnik nie może jej odszukać, bo np. wydawca zawalił i nie wysłał egzemplarzy do hurtowni na czas, mamy klops. Zdarzają się takie sytuacje, zwłaszcza jeśli zdecydowaliśmy się na wydanie książki na drodze vanity press. Ale nawet, jeśli dopiero przymierzamy się do podpisania umowy z jakimś wydawnictwem lub myślimy o selfpublishingu, powinniśmy pracować nad własną marką osobistą. To ona przyciągnie do nas ludzi, dzięki którym wspólnie zbudujemy fantastyczną społeczność.

Publikacja książki w wydawnictwie usługowym – zalety!

Wiem, że niektórzy z Was myślą, że społeczność to już trzysta polubień na Facebooku. I że nawet, jeśli co trzeci kupi książkę, to i tak dobrze.

Złapałam się w pułapkę własnego optymizmu, próbując zrobić projekt crowdfundingowy te cztery lata temu. Opisałam projekt, powiedziałam, na co zbieram. Znowu: kilka wpłat, a potem klops. Moje trzysta łapek w górę to nie była społeczność, tylko osoby, które coś tam o mnie słyszały. Chciały podejrzeć działalność, poczytać trochę bloga, no i tyle.

A zatem róbmy zamieszanie już wcześniej! Mówmy ludziom, że piszemy książkę. Opowiadajmy o niej ciekawie. Piszmy o niej w Internecie, szukajmy poparcia dla naszego projektu. Na miesiąc przed premierą zróbmy przedsprzedaż. Niech ludzie już mają możliwość zamawiania książki w atrakcyjnej cenie, której nie będzie już od dnia premiery. A przez ten czas szukajmy patronów medialnych, wysyłajmy egzemplarze recenzenckie blogerom, umawiajmy się na wywiady i zaklepujmy terminy w bibliotekach. Tak, by moment premiery był już przez czytelników od dawna wyczekiwany. I by ten wyjątkowy dzień był przede wszystkim dla nas. Premierowy wieczór autorski z debiutancką książką zdarza się raz w życiu. Do tego momentu stańmy się rozpoznawalną marką, a przynajmniej próbujmy to osiągnąć.

Błąd trzeci. Pisarz nie potrzebuje swojej strony internetowej

Dobrze, przyznam się, to nie jest akurat błąd, który popełniłam osobiście. Od kiedy poznałam słowo blog, wiedziałam, że chcę go prowadzić. Ale wiem, że niektórzy z Was myślą sobie, że nie potrzebują własnej strony internetowej, bo to tylko zbytnie obciążenie. Nie wiecie, co mielibyście tam pisać, w końcu piszecie już książki, no to po co jeszcze blog? Bez sensu, podwójna robota.

Ale za pośrednictwem www możecie dać się bliżej poznać Waszemu czytelnikowi. Przedstawić własne poglądy, a nie te, które należą do bohaterów Waszych powieści. To Wasza najlepsza wizytówka. Za jej pośrednictwem może skontaktować się z Wami dziennikarz czy biblioteka, zainteresowana zaproszeniem Was na spotkanie. Jeśli macie na swoim koncie sporo napisanych książek, jak np. Remigiusz Mróz, to w jasny sposób wytłumaczycie, od której należy zacząć. No i możecie prowadzić tam własny, autorski sklepik! Zresztą, polecam Wam przezabawny i w stu procentach trafny felieton Justyny, w którym wypowiada się szczegółowiej w tej kwestii.

Dlaczego pisarz powinien mieć swoją stronę internetową?

Błąd czwarty. Przekonanie, że dobry tekst sam się obroni

Nie w XXI wieku. Wejdź do księgarni. Zobacz, ile jest tam książek. Bez wątpienia roi się tam od wybitnych tekstów. Uważam, że Polska dobrą literaturą stoi. Czytam codziennie po kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset stron, no i co? I tak za mało, bo są setki książek, które pragnę bliżej poznać. Lista zaś wciąż się wydłuża!

Zresztą, nawet taka persona, jak Szczepan Twardoch, wie, że reklama dźwignią handlu. Trudno jego ostatnim książkom zarzucić, że nie są genialne. Nawet zagorzali przeciwnicy wulgaryzmów w prozie przyznają, że Król czy Drach to po prostu mistrzostwo. Przez kilka długich miesięcy Twardoch siedzi w swoich Pilchowicach, zbiera materiał, a następnie tworzy opasłe powieści. Po zakończeniu ciężkiej pracy zaś… znowu bierze się do pracy! Tym razem marketingowej. Pokazuje się w mediach i na spotkaniach autorskich. I wiem to z ostatniego wywiadu w Esquire, bo i tego magazynu pisarz naturalnie nie ominął.

Budowanie wizerunku autora. Trzy rzeczy, o których musisz pamiętać!

Błąd piąty. Zrzucanie odpowiedzialności za promocję książki na wydawcę

Żadne, ale to żadne wydawnictwo, bez znaczenia, czy tradycyjne czy usługowe, nie podejmie się promocji książki, kiedy autor tego po prostu nie chce. Czasem jest to powodem odrzucenia maszynopisu, nawet, jeśli książka jest świetna. Bo jeśli autor od samego początku zaznacza, że nie będzie pokazywał się w mediach, bo po prostu tego nie lubi, a spotkania autorskie są dla niego stresujące, to… Jak w ogóle można współpracować z taką osobą?

Myślicie, że Wojciech Chmielarz ma przydzieloną osobę z wydawnictwa, która razem z nim biega po lesie, by zrobić mu fotę, dobrać najlepsze hasztagi i wrzucić na Insta? Albo że Katarzyna Bonda zostałaby okrzyknięta królową polskiego kryminału, gdyby nie rozwinęła w sobie talentu do wystąpień publicznych?

Część z Was, która zdecydowała się na wydanie książki usługowo, ma pretensje do swoich wydawców, że nie zrobili nic, by pomóc Wam w marketingu. Ale odpowiedzcie sobie na pytanie, co Wy im zaproponowaliście i czy w ogóle poruszyliście ten temat przy zawieraniu umowy wydawniczej, jasno określając to, co Was interesuje?

Proponuję skończyć narzekać, zakasać rękawy i brać się do pracy. Rozwiązanie jest bardzo proste i skupia się na dwóch czynnościach.

Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Jeśli potrzebujesz motywacji, dzięki której wreszcie ukończysz swój tekst, szczegółowych porad na temat wydawania oraz marketingu książki, dobrze trafiłeś!
W gratisie też pierwsze strony mojego e-booka 7 grzechów głównych debiutanta!
* pola wymagane

Pisanie. Promocja. I tak w kółko.

Pisanie książki to poważne wyzwanie. Dobre przygotowanie i realizacja promocji promocja wcale nie są łatwiejsze. Wierzę, że dasz sobie radę, lecz jeśli potrzebujesz pomocy, sprawdź, co ma do zaoferowania Fabryka Dygresji na start lub w pakietach marketingowych. Możesz też po prostu napisać na fabrykadygresji@gmail.com Postaram się jak najlepiej doradzić!

Twoja

5 błędów, które popełniasz w promocji książki

by Emilia Nowak time to read: 6 min
5

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!