Znam paru typków, którzy mówią: phi, napisanie książki? Też bym potrafił, co to za problem!, ale ci ludzie nigdy nie próbowali niczego napisać. To potężna grupa! Znam też osoby, które po spotkaniu autorskim podchodzą z pokorą w spojrzeniu do autora, wyciągają do niego dłoń i mówią: gratulacje. To ci, którzy próbowali, ale polegli. Tych jest dużo mniej, a wiesz, jakich osób jest najmniej? Takich, które wymyśliły książkę, napisały ją i opublikowały.
Dlaczego większość osób nie potrafi sprostać wyzwaniu napisania książki? Przecież tyle egzemplarzy piętrzy się w księgarniach…! Można by pomyśleć, że każdy, kto bierze się za pisanie, dwa tygodnie później ma gotowy tekst!
Rzeczywistość jest diametralnie inna. Proces, który się dokonuje od wymyślenia zarysu książki do jej finalnej, fizycznej postaci, czasami trwa kilkadziesiąt lat. Czasami zaś nigdy się nie ziszcza. Wiem o tym doskonale, w końcu wymyśliłam genialną (jak mi się wydaje) powieść, będąc jeszcze w liceum. W międzyczasie napisałam dwie inne powieści (w tym jedną całkiem opasłą) i kilkadziesiąt opowiadań.
Co więc stoi i mi, i Wam, na przeszkodzie do zrealizowania swojego marzenia o napisaniu książki?
1. Brak konspektu – planu zdarzeń
Stephen King wciąż święcie utrzymuje, że pisze bez planu i historia rozwija mu się tak, że na końcu przyprawia wszystkich o dreszcze oraz efekt wow. No cóż, przeczytałam kilka książek Kinga i śmiem się nie zgodzić. To jedyny znany mi pisarz, który działa bez konspektu.
Joanna Opjat-Bojarska jest tak dokładna, że dla swoich bohaterów zakłada kartoteki akt, a ja… Cóż. Nigdy nie śmiałabym brać się za jakikolwiek projekt bez zrobienia szczegółowej rozpiski, co po czym ma następować.
Nie żebym była jakimś organizacyjnym freakiem, wręcz przeciwnie. Gdybym nie miała na imię Emilia, pewnie nazywałabym się Improwizacja Nowak. Ale żeby gdzieś dotrzeć, trzeba mieć mapę. Albo GPS. Albo kompas i przewodnika. Najlepiej wszystko. Ugh, dość tych dygresji!
Dążę do tego, że
plan zdarzeń jest obowiązkowy,
jeśli nie tylko chcemy skonstruować wciągającą fabułę (punkt kulminacyjny bowiem musi znajdować się w odpowiednim miejscu i tylko dzięki planowi jesteśmy w stanie to zobaczyć), ale i dobrnąć do jej końca.
Pisząc Piromanów, napisałam bardzo szczegółowy plan zdarzeń, scena po scenie. Czasem jakiś fragment musiałam usunąć, gdzie indziej dodać coś nieprzewidzianego, ale generalnie trzymałam się głównego zarysu. Za każdym razem, kiedy kończyłam pisać daną scenę, brałam zakreślacz i zamalowywałam na zielono konkretny podpunkt w moim planie. W ten sposób całe cztery strony mojego planu szybko zaczęły przypominać łąkę, a powieść była ukończona.
Plan zdarzeń w Hotelu Aurora był o wiele bardziej szczegółowy. Nie dość, że wykorzystywałam moje specjalne karty pracy, Bohater Prawdziwy, to konspekt był jeszcze bardziej dokładny. (Zawierał m.in. konkretne dialogi). Dlatego po napisaniu pierwszego rozdziału sprawdziłam, jak się to ma proporcjonalnie do postępu w planie i na tej podstawie obliczyłam szacowaną liczbę znaków w całej książce. Każde kolejne pięć procent zaznaczałam na podziałce w zeszycie, kolorując kolejną kratkę. Wyszło genialnie. Wypełniająca się podziałka była dla mnie najlepszą motywacją! W ten sposób, ślęcząc nad książką głównie weekendami, w pół roku zakończyłam pracę nad pierwszą wersją Hotelu.
2. Brak sprecyzowanych celów
Moim celem w pisaniu Hotelu było zakończenie pracy w 2018 roku. Skoro zaczęłam pracę na początku czerwca, zostało mi pół roku. Miałam do dyspozycji tylko weekendy, bo trzeba było rozwijać Fabrykę Dygresji, by móc przeżyć. Założyłam zatem, że każdego dnia (sobota, niedziela) muszę napisać 5%, co dawało objętość blisko 40 000 znaków ze spacjami, czyli arkusza wydawniczego dziennie. Strona znormalizowanego maszynopisu ma 1800 znaków ze spacjami, więc trzaskałam ok. 22 stron na dobę. Przewidywałam koniec prac na koniec września, a i tak się opóźniło (jakieś badania u lekarza, podróże), więc skończyłam pisać 12 października 2018.
Czy było trudno? Było. Ale są trudniejsze rzeczy na świecie. Np. szukanie śladów wody na Marsie. A skoro ją znaleziono, to i książkę można napisać.
Wiem jedno: trzeba nakreślić sobie cele i siedzieć na dupsku, waląc w klawiaturę, póki się ich nie zrealizuje.
W naszej wspaniałej grupie Kobiety piszą jedna z uczestniczek stwierdziła, że to niemożliwe. Tyle pisać?! Każdego dnia?! A co z życiem społecznym, opiekowaniem się dziećmi?!
No cóż, w tym przypadku fakt, że nie mam dzieci, stawia mnie na uprzywilejowanej pozycji. Ale mam rodziców, ha! Prawda jest taka, że każdy kogoś ma.
Sekret tkwi w tym, by wszystko dobrze zorganizować. Jeśli nie możesz wyłączyć się na dwa, trzy dni z życia, by tworzyć, wyłącz się z życia na dwie godziny trzy razy w tygodniu i pisz tyle, ile możesz. Sprecyzuj jednak swoje cele liczbowo! I trzymaj się ich. Nawet, jeśli pisanie zajmie Ci 3 lata, realizuj plan.
I słonia można zjeść po kawałeczku!
3. Brak wizji zakończenia
Jeśli wcześniej nie skończyliście pisać żadnej książki, będzie trudniej, ale na szczęście innym istotom w naszym Wszechświecie się to udało, więc masz skąd wziąć przykład.
Kiedy zabieram się do pisania, wizualizuję sobie moment, gdy stawiam ostatnią kropkę w tekście. Kiedy wysyłam tekst wydawcom. I podpisuję umowę wydawniczą. Wizja skończenia jest najważniejsza, jak pisze John Irving w Świecie wg Garpa (to moja biblia, jeśli chodzi o świat literacki, polecam gorąco):
był prawdziwym pisarzem […] dlatego, że wiedział to, co powinien wiedzieć każdy artysta: że człowiek rozwija się tylko, kończąc jedno, a zaczynając drugie. Nawet jeśli te tak zwane zakończenia i początki są złudzeniami. Garp nie pisał szybciej od innych ani więcej; po prostu pracował ze świadomością zakończenia dzieła.
4. Zbytnia dbałość o szczegóły
Łukasz powiedział mi pewnego razu, że najbardziej w pisaniu spowalnia go… Internet. Kiedy pisze coś i nie jest pewien, czy dobrze zapamiętał coś z podróży, albo czy fakt, który chce przytoczyć, jest prawdą, szuka źródeł w sieci. I traci na to mnóstwo czasu, bo hiperlinki mają do siebie to, że nagle czytasz o Nanga Parbat, a w kolejnej sekundzie oglądasz już filmiki o Czapkinsie.
Wniosek jest jeden: wyłącz Internet i… olej to.
Kiedy dochodzisz do miejsca, w którym nie wiesz, co dalej (co nie powinno się często wydarzać, jeśli masz dobry research i plan zdarzeń), zostawiasz wolne miejsce. Zaznaczasz fragment na czerwono. Robisz komentarz: tu dopisać. Albo: to sprawdzić. Cokolwiek, byle nie przejmować się tym i ruszyć dalej! Inaczej można totalnie się zablokować. Kiedy zaś książka będzie gotowa, wracamy do takich miejsc i na spokojnie je uzupełniamy, bo najcięższe już za nami.
Kiedy masz flow, nie musisz też starać się, by Twój tekst był piękny niczym gotycka katedra! Dopieszczaniem zajmiesz się później. Bogate konstrukcje słowne zostaw na zaś, a teraz skup się tylko na jednym: by skończyć.
5. Rozpraszanie się przyszłością
Modlitwa, medytacja, afirmacja, pranajoga… Przed pisaniem zrób cokolwiek, co sprawi, że skupisz się tylko na tym, co jest tu i teraz.
Kiedy masz ledwo pół książki bądź tylko pomysł na powieść (sic!), nie szukaj informacji o wydawcach. Nie zaprzątaj sobie tym głowy, bo co z tego, że zrobisz research wydawnictw w roku 2019, skoro książkę skończysz dopiero trzy lata później, a sytuacja może być wtedy diametralnie inna? Szykujesz działania promocyjne? Dobrze, ale czy kiedykolwiek je zrealizujesz, skoro Twoja książka jest w powijakach i nie wiesz nawet, czy dasz radę ją dokończyć?
Jesteś tu i teraz. Tylko Ty i Twoja wizja.
Poza Wami nie powinno być nic innego.
Aż do momentu postawienia ostatniej kropki.
Bez spokoju ducha i skupieniu się na obecnym zadaniu, nie uda Ci się skończyć pracy nad książką.
Ponieważ część z Was pisze do mnie na kontakt@fabrykadygresji.pl, pytając o coaching literacki, faktycznie zastanawiam się nad włączeniem takiej usługi. Co reszta z Was o tym sądzi? Czasem trudno ogarnąć pupkę i zebrać się w sobie, by zrobić coś od początku do końca, prawda? Sami dobrze wiecie, jak łatwo rozprasza nas ten szalony świat, w którym żyjemy…
Życzę Wam jednak na tę końcówkę roku, byście dali radę. Nie tylko z pisaniem, rzecz jasna! Macie moc, musicie tylko ją w sobie odkryć, a świat będzie Wam przyjazny i pomocny!
Trzymajcie się!
Wasza
1. Konspekt -mam!
2. Cel – jest ale taki nieco już przestarzały
3. Wizja zakończenia oraz ostatnie strony – są!
4. Szczegóły – to prawda! Mam mnóstwo takich zaznaczeń, które później o dziwo (w 90%) uzupełniłam! Ale nadal Internet przeszkadza.
5. Zdecydowanie się zgadzam
To teraz: czemu nadal nie ukończyłam? Chyba pkt 2 mi nie wyszedł ;(
Dzięki! Fajne jest sobie poczytać o czymś takim 🙂
Świetny post, bardzo pomocny. Ja pisałam opowiadania i powieści fantasy już od dziecka, teraz studiuję i nadal piszę, bo nie potrafiłabym chyba tego nie robić. Za dużo pomysłów w głowie, weny. Gdzieś trzeba to przelać. Bez planu wydarzeń jednak bym się nie odnalazła w tym wszystkim, chociażby ze względu na to, że po upływie dwóch lat już nie pamiętam, jak chciałam pociągnąć losy danych bohaterów itp. Wtedy zaglądam do planu i wszystko wiem. Muszę częściej tu zaglądać :). Pozdrawiam.
Bez konspektu pisze na przykład Wiesław Myśliwski. Gdy na spotkaniu autorskim ktoś zapytał go, o czym będzie jego kolejna książka (chodziło o „Ucho igielne”, nad którym pisarz wówczas pracował), odparł, że gdyby wiedział, o czym ma być, to by jej nie pisał. Ewentualnie skrobnąłby aforyzm.
„Wiem o tym doskonale, w końcu wymyśliłam genialną (jak mi się wydaje) powieść, będąc jeszcze w liceum.” – Może podziel się nią, autorko bloga, ciekawe, czy rzeczywiście taka genialna.
Zapraszam zatem na zakupy! 🙂
Szacunek za ten tekst…drugi raz go czytam i za kazdym razem robie sie glodny pisania.
Mega motywator
Pozdro
Tekst brzmi nieco protekcjonalno-mentorską nutą, skrajnie inne podejście do pisania autorka wciska w ramy osobliwości potwierdzających jedynie słuszny pogląd. Gdybym miał tak algorytmiczne pisać, targnąłbym się na swoje życie… co najmniej literackie 😉
Bardzo przepraszam, ale czy to niezbyt sprawnie zawoalowana zachęta, bym popełniła samobójstwo?
O kurcze… To jest drugi dzień po moim cudownym odblokowaniu i przeczytać taki wpis właśnie w tym momencie to jak wstrzyknąć sobie dożylnie adrenalinę!