Gdyby nie Diana (czyli @si.seniorita na IG), pewnie nigdy nie zmobilizowałabym się do opowiedzenia o tej pragmatycznej, antyromantycznej stronie naszego wyjazdu, ale ok. Islandia. Koszty są ważne, hajs się musi zgadzać. No to zaczynamy.
Islandia nie była moim marzeniem. Hipsterska. Oklepana. Każdy tam już był, co nie? A w dodatku zimno. Ale z każdym dniem, im więcej dowiadywałam się o kraju lodu i ognia, mój entuzjazm wzrastał. W samolocie moja ekscytacja sięgała zanitu, ale to i tak było niczym w porównaniu z tym, co zobaczyłam na miejscu. O tym, jeśli będziecie chcieli, napiszę kiedy indziej. Dwie najważniejsze rzeczy: nasza eskapada była dla czterech osób, dwóch par. Prócz mnie i mojego ukochanego uczestniczyli w nim Michał i Ada, którzy w ogóle byli spiritus movens tego wypadu. Gdyby nie marzenie Ady o zobaczeniu zorzy i kryształowych plaż, mój luby pewnie nie powiedziałby mi w listopadzie: ej, kupiłem bilety na Islandię, lecisz ze mną.
Druga sprawa, o jakiej musicie wiedzieć, to przelicznik. W sklepie najłatwiej ogarnąć, co ile kosztuje, posługując się takim mykiem, że 300 koron islandzkich to 10 zł.
No. Tymczasem, skoro już wspomniałam o samolocie…
Koszt biletów lotniczych
Koszty noclegu
Rezerwowaliśmy apartament dla dwóch par w Reykjaviku na 5 nocy. Wyszło 486 £, czyli 2,431.17 zł. Idąc dalej, za jedną osobę na jedną noc dla wszystkich wyszło 486,20 zł, a na jedną osobę 121,55 zł.
Mieszkanko było rewelacyjne. Dwie sypialnie z podwójnymi łóżkami, salon z dodatkowym narożnikiem, stół i krzesła, cudownie wyposażona kuchnia… A nade wszystko wspaniałe książki. Ach, mogłabym nie wychodzić z tego mieszkania, a i tak bawiłabym się świetnie
Koszty wypożyczenia samochodu
Prawda jest taka: bez pojazdu po Islandii nie da się podróżować. Komunikacja (czyt. autobusy) są drogie i nieobliczalne. Dlatego wypożyczony samochód albo rowery znacznie ułatwiają sprawę.
Jako że jechaliśmy w marcu, zdecydowaliśmy się na auto. Nie miało napędu na cztery koła, ale poruszaliśmy się i tak po głównych drogach, więc nam wystarczyło. Wypożyczyliśmy Volkswagena polo.
W Internecie pełno jest informacji, że trzeba mieć kartę kredytową, by móc wypożyczyć auto, ale tak naprawdę wystarczy zwykła karta debetowa z środkami na niej, które zostają zablokowane na czas wypożyczenia auta. Tak w razie czego, gdyby przyszło Ci np. jednak nigdy nie oddawać auta albo wjechać nim do oceanu. Koszt wypożyczenia to 92 £ za 4 dni. Plus wykupienie 27 £ pełnego ubezpieczenia.
Zdecydowanie lepiej doinwestować niż potem płacić np. 800 euro za wstawienie nowej szyby, bo się okaże, że jest na niej jakaś rysa od kamyczka, który ją porysował… A kamyczków jest na Islandii pełno i bardzo łatwo uszkadzają karoserię auta. Zwłaszcza, gdy wieje, a w marcu wieje baaardzo… Oczywiście należy doliczyć także benzynę. 85 euro. Jeździliśmy całe 4 dni.
Po przeliczeniu złotówkowym wychodzi 595 zł w wypożyczalni + 365 zł za benzynę = 960 zł.
Na 4 osoby wychodzi w miarę korzystnie, bo 240 zł. I w ogóle było bardzo wygodnie z tym autem, bo wypożyczamy na lotnisku w Keflaviku i w Keflaviku na lotnisku też się autko zdaje. A w firmie, z której usług korzystaliśmy, pracowali sami Polacy. Przynajmniej my na samych Polaków trafiliśmy, więc było łatwo i przyjemnie.
Koszty jedzenia
Na Islandię można wwieźć 3kg jedzenia, więc polecam to zrobić. Wszystko tam jest drogie. Naprawdę. Zatem paczka makaronu, kostka sera, owsianka i inne proste dania, przygotowane samemu, mogą Was zbawić.
Zakupy w sklepie spożywczy Samkaup, który mieliśmy najbliżej, złożone 500 g jogurtu (prawdziwy islandzki skyr of course, trzeba było spróbować), paczuszki zwiędłej mięty 30g, dziesięciu jajek, jednej limonki, sprite’a i litra mleka wyniosły nas 2 293 korony czyli 72 zł.
Ale już w Netto (które na Islandii jest niebieskie, nie żółte, jak u nas) to już o wiele większe zakupy za mniejszą cenę. Udało się nawet kupić coś w rodzaju piwa, Viking Pilsner, chociaż zawartość alko była tam znikoma. Oba paragony przedstawiam poniżej.
Kawa w kawiarni to z kolei wcale nie tak duży wydatek, ceny porównywalne do polskich. Za dwie kawy w Stofan Cafe zapłaciłam 1160 kr, czyli 36,88 zł. Co innego obiad w restauracji… Poszliśmy na najlepszego burgera w Reykjaviku. Oczywiście zamówiłam opcję wege, bo, umówmy się, wegetarianizm to nie jest coś, od czego robisz sobie wakacje, jak niektórzy myślą. No i tam, w Le Kock, zjadłam solidnego burgsa z kotletem z soczewicy i boską wręcz sałatkę z pieczonych ziemniaków i fasoli. Ponieważ wcześniej nie wiedziałam, że można zrobić tak dobrą i ładnie wyglądającą sałatkę, a w ogóle w knajpie puszczali super muzykę i w ogóle tak fajnie tam było, to nie żałuję tych 100 zł, które tam wydałam.
Co więcej, dwa dni później wróciliśmy w to samo miejsce na lunch. I znowu nauczyłam się nowego dania, tostów z tuńczykiem i papryką. Chleb mieli w ogóle doskonały, dla mnie bomba. Idźcie tam, jedno danie to co prawda wydatek ok. 2 500 koron (czyli ok. 85 zł plus napój, czyli trzeba liczyć 100 zł). Obok jest też piekarnia i jakieś orientalne jedzenie, wszystko naprawdę wygląda super. Poniżej na zdjęciu Ada się zajAda. 🙂
Poza tym najlepszym daniem, jakie zjadłam na Islandii, było spaghetti Michała. Jedzenie było tak pyszne, że postawiło mnie na nogi, kiedy miałam gorączkę i dużo wskazywało na to, że będzie ciężko następnego dnia wyciągnąć mnie z łóżka.
Pamiątki i turystyka
Jeśli chcecie kupić niedrogo (heh, stosunkowo) pamiątki, to kierujcie się w Reykjaviku do Shopicelandic.com. Jedna pocztówka u nich kosztuje ok. 5 zł, nie tak, jak gdzie indziej, 15 zł czy więcej. Za skarpetki ze wzorkiem w maskonury dla taty zapłaciłam 15 zł, czyli bardzo, bardzo mało (podejrzewamy, że produkcja pamiątek odbywa się w Chinach). Wszędzie generalnie można płacić kartą (jeśli jeszcze nie macie, koniecznie obczajcie Revoluta), prócz słynnego już targu, który jest czynny w Reykjaviku tylko w weekendy. Tam trzeba mieć gotówkę, ale bankomat stoi niedaleko. Właśnie tam Ada nabyła niesamowite rękawiczki z wełny islandzkiej owieczki i przy okazji wreszcie mogliśmy obejrzeć islandzkie banknoty.
Trochę żałuję, że nie kupiliśmy gumy do żucia opakowanej w takie torebeczki. Pamiątka idealna. Niestety, trochę nam było żal pieniędzy, ale… Może następnym razem? Kto wie?
Wejścia na teren z atrakcjami turystycznymi są z reguły bezpłatne. Dużo kosztuje za to jedzenie w knajpkach obok. Ceny są horrendalne! Przy gejzerach dwie obrzydliwe kawy i talerzyk równie ohydnych frytek kosztowały 50 zł. Warto mieć zatem ze sobą kanapki i termos, to naprawdę genialna sprawa.
Jedynym miejscem, w którym musieliśmy uiścić opłatę, był krater Kerið. Wulkan, którego zdecydowanie nie może zabraknąć na trasie Waszej wycieczki. Bilet kosztował zresztą niedużo, 350 ISK, no to proszę Was, co to za śmieszne pieniądze w porównaniu z burgerem…
O atrakcjach i przyrodzie następnym razem. Mam nadzieję, że tekst przyda się Dianie oraz innym zainteresowanym.
Tyle na dziś!
Wasza
Też mi się marzy wyjazd na Islandię, ale zawszegdy dochodzi do wyboru celu podróży, rezygnuję z Islandii. Ze względu na ceny, oczywiście.
Oj, oj! Nie robi się przerw od wegetarianizmu! A co z tuńczykiem? Jestem wegetarianka od 6 lat i nie nigdy nie zjadłabym ryby… Ryba to nie jest zwierzę? Hmm, ciekawe
Z pozdrowieniami
Ha! Dzięki za komentarz. Uściślając, w obecnej formie jestem jaroszem. Staram się rzucić ryby i mam nadzieję, że mi się to jeszcze w tym roku uda. Trzymaj za mnie kciuki!!!
Cieszę się z tego tekstu, bo ta Islandia nieco za mną chodzi, ale nie byłam jej do końca pewna. W końcu człowiek nie chce jechać tak daleko żeby uświadomić sobie, że się w danym kraju nie odnajduje i czuje paskudnie, albo że z braku funduszy będzie musiał jeść suchy chleb przez trzy dni. Islandia trochę brzmi jak bankructwo, ale czekam na wpis o przyrodzie, bo te darmowe wejścia na miejsca do zwiedzania brzmią jak coś, co może mnie uwieść 😀 Głównie kusi mnie klimat, północ jest najlepsza 😀
Nie byłem jeszcze na Islandii, bo moja ładniejsza połówka ciągle stawia veto. Że niby zimno, drogo i bez sensu. Jednak z tego co piszesz, to jakoś strasznie drogo, może poza jedzeniem, nie wychodzi. A na jedzenie też można znaleźć tani patent (podpowiedź: islandzkie ściany pokryte są całkiem smacznym tynkiem 😉
Mam tylko dwie uwagi:
1. Z tą kartą kredytową przy wynajmowaniu auta, to akurat dobrze w internecie piszą. Większość wypożyczalni nie honoruje debetówek, więc albo mieliście sporo szczęścia, albo po prostu specjalnie wyszukaliście jedno z tych niewielu miejsc, gdzie karta kredytowa nie jest wymagana.
2. Jeżeli chodzi o bramki na lotniskach, to zwykle czepiają się zbyt dużych walizek podręcznych. Wy mieliście plecaki, więc luzik, bo plecak zawsze się tam jakoś wepchnie w kratkę. A nawet jak się nie wepchnie (bo napchany do oporu), to można z niego coś wyciągnąć i założyć na siebie.
Hej, czy możesz przekazać swojej ładniejszej połówce, że ja też byłam na początku na nie? Z zupełnie tych samych powodów? Pojechałam, bo moja ładniejsza połówka powiedziała: to moje marzenie, a bez Ciebie nie pojadę. No i już nie miałam wyboru! Co do uwag, no trudno mi się z nimi nie zgodzić, ale akurat na Islandii serio nie było problemów z tą kartą. Postaram się zorientować, z usług jakiej firmy korzystaliśmy, by uzupełnić tę informację. I masz rację również co do bramek na lotniskach, zawsze bierzemy plecaki właśnie z uwagi na to, że a) łatwiej się tarabanić z takim bagażem, b) w razie czego można zrobić z siebie gigantyczną cebulę.
Dzięki za odwiedziny! Serdecznie pozdrawiam i Ciebie, i połówkę! 🙂
Islandia to moje marzenie, chciałabym tam pojechać w grudniu! I za kilka lat to zrobię, niech mi tylko dzieci podrosną na tyle, żeby babcia nie bała się z nimi zostać na dłużej 🙂