Oczywiście, że chcesz wydać swoją książkę, w końcu ją napisałeś! I masz świadomość, że nawet jeśli nie jest genialna, to w życiu przeczytałeś mnóstwo gorszych historii. Dlaczego więc Twoja nie miałaby się sprzedać lub spodobać się ludziom? Przecież Twoi znajomi lub osoby w podobnej sytuacji życiowej przeczytały tekst i stwierdziły, że jest pomocny! Tylko czy to oznacza, że jesteś gotów na wydanie książki?
Cóż, Twoje środowisko przeczytało Twoją książkę, ponieważ mieli do niej dostęp za darmo. Pewnie kupiliby też jej wydaną wersję, jeżeli grzecznie byś ich poprosił. Zrobiliby to z sympatii albo dlatego, że ich nazwisko pojawia się w podziękowaniach. To, co następuje po wydaniu książki, jest jednak o wiele trudniejsze niż cały proces wydawniczy. Podczas wydawania książki możesz liczyć na wydawnictwo, że ogarnie redakcję, korektę, projekt graficzny, skład i druk. Ale kiedy chodzi o sprzedaż i promocję, bez znaczenia, z jak wielkim wydawcą współpracujesz, 99% sukcesu zależy tylko i wyłącznie od Ciebie. 1% to szczęście, a cała reszta to Twoja ciężka, sumienna praca.
Przygotowałam dla Ciebie test. To 10 zdań. Jeśli zgodzisz się z przynajmniej ośmioma z nich, jesteś gotów na wydanie książki. Możesz się kontaktować z wydawcą tradycyjnym, a jeśli ten nie jest przekonany co do Twoich umiejętności, z czystym sumieniem możesz się zabrać za selfpublishing.
1. Ukończyłeś warsztaty literackie lub kurs kreatywnego pisania; Twoje krótsze teksty już były publikowane.
O tym, że potrafię dobrze pisać, przekonałam się wcale nie przy publikacji Piromanów. Wręcz przeciwnie, kiedy chciałam wydać moją debiutancką powieść, otrzymałam uwagi z wydawnictw. Tekst trzeba było gruntownie przerobić, a ja nie chciałam o tym słyszeć, bo buta debiutanta podpowiadała mi, że albo po mojemu, albo w ogóle. Dopiero kiedy moje opowiadanie O trzech wykastrowanych kotach przypadło do gustu redaktor naczelnej i ukazało się w kwartalniku Fabularie, poczułam się właściwie doceniona. A już największą radość poczułam podczas warsztatów kreatywnego pisania, na które dostałam się wskutek zostania laureatką konkursu literackiego. Wtedy faktycznie okazało się, że potrafię pisać, bo powiedział mi o tym doświadczony już twórca, pisarz z kilkunastoma publikacjami na swoim koncie. Widziałam też różnice między swoim pisaniem a innych osób w grupie. Zobaczyłam, jakie są moje mocne strony, a gdzie mam braki i co powinnam jeszcze dopracować.
2. Otrzymałeś o swojej książce przynajmniej jedną pozytywną opinię profesjonalisty.
Wydawnictwa nie recenzują tekstów, które się do nich zgłasza, ale są firmy, takie jak np. Fabryka Dygresji, które za odpowiednią opłatą podejmują się przeczytania książki od deski do deski. Oceniają tekst szczerze, sumiennie i z uwagą, starając się jak najlepiej doradzić autorowi. Może być to też doświadczony, publikujący pisarz. W każdym razie chodzi o to, by ostateczna opinia takiego niezależnego sędzi brzmiała: możesz (być może po redakcji) wydać książkę. Jeśli ostatni akapit szczegółowej recenzji brzmi: poczekaj, doczytaj materiały, dojrzej do tematu, to na pewno nie jest to zielone światło. Zastosuj się do porad recenzenta, odpocznij od tekstu, weź się za pisanie czegoś innego. Spróbuj swoich sił w konkursach literackich albo zacznij intensywnie blogować. Twój warsztat musi zostać poprawiony! Wróć do książki, gdy będziesz pewien, że się rozwinąłeś.
3. W książce nie popełniłeś błędów ortograficznych.
Niestety, wydawałoby się, że skoro edytor tekstu podkreśla błędy czerwonym szlaczkiem, to błędy ortograficzne już się nie zdarzą… A jednak, edytory przepuszczają sporo byków. Dlatego powinieneś być z ortografią za pan brat, a potem dodatkowo skorzystać z usług redaktora, jeśli chcesz, by Twój tekst nadawał się do publikacji. Inaczej zarobisz całe mnóstwo niepochlebnych opinii.
4. Przeczytałeś swój tekst dokładnie co najmniej 3 razy.
I to w różnych odstępach czasowych. Pierwsza przerwa powinna być najdłuższa i trwać ok. 6 miesięcy, to znaczy tyle, byś zapomniał, że jesteś autorem napisanych zdań i książka brzmiała dla Ciebie obco. Byś czuł się tak, jakby tekst napisała inna osoba. Wtedy dopiero nabierzesz odpowiedniego dystansu.
5. Umiesz wymienić co najmniej 10 tytułów książek, do których podobna jest Twoja książka.
Myślałeś, że Twoje dzieło jest jedyne, unikatowe i nikt jeszcze nic takiego wcześniej nie stworzył? Ależ z Ciebie żartowniś! Niestety, taki pogląd świadczy o tym, że nie zrobiłeś odpowiedniego researchu. Jeszcze przed pisaniem trzeba zapoznać się z gatunkiem, w którego obrębie będzie się tworzyć oraz jego sztandarowymi tekstami. Dlaczego? By wyłuskać to, co nie było wcześniej w nich poruszane, utwierdzić się co do przedstawianych informacji lub znaleźć inny punkt widzenia. Wszystko sprowadza się jednak do tego, by wiedzieć, o czym się pisze. 10 podobnych tytułów to pikuś w porównaniu z tym, co znajdziesz w pierwszej lepszej księgarni.
6. Wiesz doskonale, co wyróżnia Twoją książkę spośród innych tytułów na rynku.
Dzięki zrealizowaniu punktu nr 5, dowiesz się, jakie są mocne strony Twojej książki. To je będziesz uwypuklał w kontakcie z wydawcą tradycyjnym lub przedstawiał, promując książkę. Niech będą to 3 rzeczy, jakich nikt nigdzie indziej nie spotka, tylko w Twojej twórczości!
7. Masz zbudowaną grupę odbiorców, potencjalnych czytelników.
10 tysięcy obserwujących na Instagramie to już coś. 2 tysiące polubień na Facebooku? Ujdzie. Tutaj cyfry, dane, statystyki bardzo się liczą. Pamiętam, że pewnego razu napisała do mnie sławna blogerka podróżnicza. Tak się przynajmniej przedstawiła. Powiedziała, że jej fani czekają na publikację książki, ale ona nie ma pieniędzy, by ją wydać. Natomiast to, co napisała, sprzeda się jak świeże bułeczki! Okazało się, że jej sława to 300 polubień na Facebooku z zerową aktywnością pod postami i pięć wpisów na blogu. Nie zrozumcie mnie źle, media społecznościowe to wcale nie wszystko. Jeszcze ważniejsi są odbiorcy z krwi i kości. Czy jesteście popularni w swojej miejscowości? Ile razy podczas spaceru po mieście mówicie dzień dobry? Czy jesteś zaprzyjaźniony z najbliższymi bibliotekami w okolicy, instytucjami kulturalnymi, szkołami i dziennikarzami? Jeśli nie, masz co robić.
8. Opracowałeś strategię marketingową
Nie myśl, że tym zajmie się wydawnictwo. Ludzie tam pracujący mogą Ci pomóc, ale na pewno nie odwalą za Ciebie czarnej roboty. Dobra taktyka to podstawa. Twój plan musi być precyzyjny i dotyczyć trzech pól działania: w mediach tradycyjnych, Internecie oraz podczas bezpośrednich spotkań z czytelnikami. Powinien być też podzielony na okresy przed premierą, wokół premiery i na co najmniej rok po premierze książki. Do tego przyda się baza kontaktów. Jeżeli nie wiesz, jak się do tego zabrać, skorzystaj z usług specjalistki.
9. Wiesz, że główną osobą odpowiedzialną za sprzedaż książki jesteś Ty sam, nikt inny.
A zatem czeka Cię kilka intensywnych miesięcy. I tak istnieje ryzyko, że książka się nie sprzeda, na tym polega urok branży wydawniczej. Największy gniot może chwycić doskonale, a bardzo wartościowa literatura być zapomniana przez kilkadziesiąt lat i odkryta dopiero po śmierci autora. Lub nigdy. Obwinianie kogokolwiek nie ma żadnego sensu. A Ty, jeśli nie zrobisz wszystkiego, co w swojej mocy, będziesz mieć największe pretensje do siebie Nawet, jeśli nigdy się do tego nie przyznasz.
10. Jesteś gotów zawiesić inne projekty czy zobowiązania, by skupić się tylko i wyłącznie na swojej twórczości.
Bo to nie kaszka z mleczkiem, takie jeżdżenie na spotkania autorskie, udzielanie wywiadów, a potem ich autoryzacja, działanie w social mediach i pojawianie się na męczących targach książki. Co z Twoją rodziną i przyjaciółmi? Mam nadzieję, że potrafią być wyrozumiali i rozumieją, tak jak i Ty, co oznacza promocja książki. Nie chcę straszyć i przesadzać, ale część z moich znajomych już dawno wymiękła, kiedy odsunęłam się z życia towarzyskiego na czas pisania książki. A co z pracą? Całe szczęście, że początkowo pracowałam w wydawnictwie, które wydało moją książkę, więc przy okazji jej marketingu pozyskiwałam również cenne znajomości, więc w zasadzie był to jeden z moich obowiązków. Ale zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy są w tak komfortowej sytuacji. Nie ukrywam, że intensywna praca i napięcie w 2017 roku dały mi tak w kość, że odbiło się to na moim zdrowiu. Nie da się ogarnąć wszystkiego, jesteśmy tylko ludźmi i z pewnych rzeczy trzeba zrezygnować. Wóz albo przewóz.
Moją ideą jest niezaśmiecanie rynku wydawniczego, bo w naszym kraju przypomina on totalne wysypisko.
Wszystko przez wydawnictwa usługowe, które biorą pieniądze od autora, nie licząc się z tym, co dla niego naprawdę dobre. Nie biorą pod uwagę również preferencji czytelników. Liczy się zysk, który taka firma zarabia w momencie podpisania umowy wydawniczej. Zarobek to marża, którą narzuca się na poszczególne części procesu wydawniczego. Redakcję, korektę, skład, projekt okładki, itd. Nie zdziwiło Was nigdy, że w takich wydawnictwach można najwięcej mieć zysku ze sprzedaży książki, często aż 75 lub 80% od ceny detalicznej? Bo wydawca nie potrzebuje już pieniędzy ze sprzedaży, skoro swoje już zarobił, a magazynowanie, wysyłka do hurtowni i rozliczenia do koszmar, w który niech bawią się prawdziwi wydawcy, ci rzetelni, którym naprawdę zależy na wydaniu dobrej literatury.
Fabryka Dygresji nigdy nie wydałaby książki, która nie przypadłaby mi do gustu. Utwory pod moim szyldem niosą wielką wartość dla czytelnika. Czasem jest to refleksja nad samym sobą oraz przyczynek do interakcji z obcymi ludźmi (#10do100), inspiracja do spełniania marzeń i przejęcia odpowiedzialności za własne życie (Trzydzieści kopert), czy… No właśnie, kolejne tytuły już wkrótce! Do końca maja usłyszycie o dwóch kolejnych nietuzinkowych nowościach.
Ty jednak i tak postąpisz po swojemu.
Moim zadaniem jest uprzedzenie Cię co do konsekwencji zbyt pochopnych decyzji. Znam się na rynku wydawniczym, jestem tu nie od wczoraj, tylko od pięciu lat. To co prawda nie pięćdziesiąt, ale i tak już co nieco wiem. Jeśli chcesz więc wydać książkę, bez względu na to, z iloma zdaniami się zgodziłeś, okej. To Twoje życie. Ja też, wydając Piromanów, odpowiedziałabym twierdząco może na trzy zdania. Może dlatego, w cztery lata po premierze, wciąż mam w szafce kilkadziesiąt egzemplarzy. Żałuję, że wówczas nie trafiłam na takiego bloga, jak Fabryka Dygresji. Ale dlatego postanowiłam go stworzyć, bo jeśli nie ja, to kto…?
Przy okazji. Jeśli uważacie, że mój blog jest wartościowy, bardzo Was proszę o głos w plebiscycie Gala Twórców 2019. To bardzo dla mnie ważne, tak personalnie. Nie zależy mi na uznaniu, tytułach, splendorze czy kolczykach od Ani Kruk (i tak zgubię). Chodzi mi tylko o to, by zobaczyć, czy… jestem widzialna. Czy mój blog faktycznie ma czytelników, czy te statystyki w Google Analytics to nie jakaś bujda. Jeśli tu jesteście, zagłosujcie, okej? Wystarczy kliknąć: GŁOSUJĘ NA FABRYKĘ DYGRESJI.
Z góry dzięki.
Twoja
Dzięki za wpis. Właśnie piszę książkę i tekst bardzo mi się przydał. Zrezygnowałem niedawno z pobocznych projektów.
Bardzo mnie to cieszy! Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w pracy!
Ciekawy pomysł na wpis, ale prawda jest taka, że teraz każdy może wydać książkę i to niezależnie od tego jak zła by nie była.
Każdy może wydać, ale nie każdy potrafi sprzedać. 😉
Bardzo przydatny wpis, jak zresztą wiele innych na tym blogu. Dziękuję, że dzielisz się swoją wiedzą i doświadczeniem. Dzięki Fabryce już nie boję się rozsyłania meili do Wydawców!