Możesz płakać, gdy jest Ci przykro. Możesz skakać pod sufit, gdy ogarnia Cię radość. Możesz robić wszystko, na co masz ochotę, jeśli nie narusza to wolności i szacunku drugiego człowieka. Ale jedno, czego nie możesz, to zwątpić w siebie.
Niewiele o życiu wiem, ale gdyby nie pewność o tym, że wyjdę zwycięsko z każdych tarapatów, nie dałabym rady dźwignąć tego miesiąca. Lipiec był naprawdę bardzo intensywny, nie tylko przez premierę mojej drugiej powieści, Hotelu Aurora. Musiałam dokończyć kilka projektów, ładowanie baterii odbywało się głównie wieczorami, a weekendy wiązały się z wyjazdami.
Zaczęło się od wesela Ani i Jacka, na którym bawiłam się do samego rana, tańcząc w mokrej trawie tuż obok stodoły. Kiedy disco polo trzyma się z daleka od imprezy, a króluje Abba, Spice Girls i muzyka lat ’70., nikt nie chce schodzić z parkietu. Ale kiedyś trzeba, by razem z koleżankami jechać w góry. Pierwszy raz byłam w Tatrach. Ale na pewno nie ostatni. Spędziłam fantastyczny weekend w dziewczyńskim towarzystwie, podczas którego zjadłam przepyszne pierogi z bryndzą, poczytałam, połaziłam. I skąpałam się w zielonym strumieniu życia płynącym prosto z gór. Tęcza, która pojawiła się w ostatni dzień wyjazdu, przypieczętowała udaną wyprawę.
Brzmi beztrosko, co? Ale mimo wakacyjnego klimatu weekendów cały czas byłam w środku rozmaitych procesów.
Miałam pewnego szczególnego klienta, od którego nauczyłam się mnóstwo o ludziach oraz o swoim wnętrzu. O tym, jak reaguję na komplikacje i jak sobie radzę w kryzysach zawodowych. Stresu było pod dostatkiem, jak się okazało, nie zawsze wciąż potrafię nad nim zapanować. W wywiadzie dla Granice.pl, który przeprowadziła ze mną Adrianna Michalewska, odpowiedziałam, że czuję się momentami, jakbym siedziała na aktywnym wulkanie. I wiecie co? Jestem naprawdę ciepłą osobą, właśnie dzięki temu wulkanowi. Dosłownie. Mam gorące ręce, chcę szybko działać, irytuje mnie zbyt długie analizowanie sprawy. To są właśnie cechy choleryka. Choć ostatnio jedna ze znajomych powiedziała, że w życiu by nie wpadła na to, iż jestem cholerykiem, w tym miesiącu naprawdę to odczułam.
Nie rwać włosów z głowy pomogło mi bardzo bycie tu i teraz. W tym szczególnym miejscu, w którym jestem bezpieczna. I niesamowicie było obserwować, jak wszystkie poprzednie długie miesiące rozwoju zaowocowały właśnie w tym pełnym wyzwań czasie. Choć harmonogram wydawał się momentami bardzo obfity, to dzięki priorytetom nie wybuchł żaden pożar. Do warsztatów, spotkań i konsultacji udało mi się przygotować z dużym wyprzedzeniem. Zazwyczaj stosowałam formę autosabotażu, robiąc wszystko na ostatni moment, a potem karałam się w myślach, że czemu nie wcześniej? A wszystko to przez uzależnienie od hormonów, kortyzolu i adrenaliny…
W tym miesiącu odwiedziłam Zakopane, Gdańsk i Kraków. A w każdym z tych miejsc spotkałam cudowne istnienia.
Rozmawiając np. podczas ostatniego wieczoru autorskiego z Sylwią, wspomniałam o małej karteczce, którą co prawda ściągnęłam już ze ściany, ale hasło to wciąż mam ze sobą w sercu. Spektakularnie albo wcale. Dlatego, promując Hotel Aurora w największych miastach Polski, oprócz tego, że przygotowałam upominki dla każdego z uczestników i dopilnowałam, by sieć Radisson Hotels obdarowała jednego z nich specjalnym voucherem (np. na obiad we francuskiej restauracji albo weekendowy pobyt dla dwóch osób). Ale wcale nie te niespodzianki są w całym wydarzeniu najważniejsze.
I tak, każda osoba, która prowadzi spotkanie autorskie, jest jednocześnie niesamowitą osobistością, od której sporo się uczę. W Poznaniu premierowy wieczór prowadziła Klaudia Ekert, zjawiskowa postać, potrafiąca jak mało kto docenić ulotność chwili, zaraża optymizmem i zapałem do działania. W Gdańsku miałam sposobność poznać bliżej Tomasza Betchera, starszego kolegę po piórze, autora powieści Tam gdzie jesteś i Szczęście z piernika, które ukazały się pod szyldem wydawnictwa W.A.B. Nagraliśmy też aż dwa odcinki na mój kanał na YouTube, więc polecam, byście nie tylko subskrybowali, ale i zapisali się na newsletter, żeby dostać powiadomienia o publikacji. Tematy, które poruszyliśmy, były całkiem ważkie. Rozmawialiśmy m.in. o tym, jak zadebiutować oraz na temat pisania jako formy terapii.