Bałam się, że nic nie będę w stanie napisać o 2020, oprócz tego, że pandemia, kiła i mogiła. A wychodzi na to, że żyćko dało radę!
By być osadzonym w kontekście, sprawdź wcześniejsze podsumowania:
2012, 2013, 2014, 2015, 2016, 2017, 2018 literacko i 2018 prywatnie.
Oczywiście, w porównaniu z 2019, kiedy odwiedziłam kilka krajów, 2020 wypadać będzie raczej blado. Ale, hej, nie tyko podróże się liczą.
W styczniu dawałam czadu (czyt.: starałam się nie wykitować) w Yoga Academy,
szlifując pod okiem Mateusza pierwszą serię ashtangi. Rozpoczęłam też produkcję materiałów na najlepszym kanale YouTube o pisaniu. Na koniec miesiąca wybrałam się razem z koleżanką z liceum, Atagą, na Konwent Wiedzy Alternatywnej. Weekend był niesamowity. Sporo dowiedziałam się o medycynie chińskiej i pracy z obalaniem szkodliwych przekonań. Najcenniejszy był jednak zdecydowanie czas z Atagą. Ostatni raz w podobny sposób czas spędzałyśmy pewnie jakieś dziesięć lat temu. Dekada doświadczyła nas bardzo, a jednak czułam się, jakbyśmy widziały się ledwo wczoraj.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Luty to czas, kiedy chodziłam sobie do poznańskich knajpek i delektowałam pysznymi sernikami.
W dalszym ciągu skupiałam się na jodze, więc moje samopoczucie było świetne, mimo że kolejne wydawnictwa rezygnowały ze współpracy przy wydaniu Hotelu Aurora. Zamiast się załamywać, robiłam swoje. Pisałam kolejną książkę i przeżywałam niesamowite przygody. Jedna z nich jest nawet w pewnym sensie mistyczna! Pamiętam piękne słońce i wolność w sercu, kiedy zaczęłam szwędać się po mieście zupełnie bez celu, bo kolega, z którym miałam się spotkać, niestety nie dojechał na czas. Wreszcie weszłam do miejsca na Łazarzu, które już dawno chciałam odwiedzić. Był to antykwariat. Od razu, gdy do niego weszłam, moją uwagę przykuła maszyna do pisania. Przy zagraconym stoliczku siedział zaś mężczyzna, który okazał się być… mistrzem reiki! Przeżyłam totalny kosmos. Moja świadomość w mgnieniu oka tak się wyostrzyła, że musiałam się upewnić, czy wciąż stąpam po ziemi, czy już lewituję.
W marcu udało mi się wreszcie znaleźć odpowiadające mi wydawnictwo.
Po tygodniach korespondencji z kilkoma innymi wydawcami, zdecydowałam się całkiem szybko na współpracę z Szarą Godziną. W branży wciąż sporo się działo. Razem z Tomkiem odwiedziliśmy konferencję BookMarketing, która odbywa się podczas Poznańskich Targów Książki. Bawiliśmy się genialnie i przynieśliśmy mnóstwo cennej wiedzy. Zanim przyszedł lock down, byłam jeszcze na koncercie Ani Rusowicz. I wreszcie nadeszła pandemia. I nikt nie był pewien niczego. Pojechałam do rodziców, gdzie poprawiałam sobie humor simsami i pieczywem, które narodowo chyba wszyscy wypiekaliśmy w swoich domach. Skupiłam się na rozwoju. Pisałam trzecią książkę, do której ilustracje zaczęła przygotowywać Ataga. Równolegle odbywały się też dwie prowadzone przeze mnie edycje warsztatów kreatywnego pisania on-line, więc padałam na twarz.
Wyświetl ten post na Instagramie.
W kwietniu, miesiącu moich urodzin, stan permanentnego zapieprzu wciąż się utrzymywał.
Było mi przykro, bo otrzymałam wiadomość, że mój Hotel Aurora może wcale się nie ukazać pod szyldem Szarej Godziny. Pandemia mogła pokrzyżować nam szyki… Ale wierzyłam, że tylko spokój nas uratuje. Robiłam syrop z mniszka lekarskiego, podziwiałam pąki na drzewach i… naprawdę ciężko pracowałam. Pandemia sprawiła, że miałam roboty aż po łokcie. Choć morderczy wirus sparaliżował nas fizycznie, to wyzwolił część umysłów. Przypomniał ludziom, że mają pasje. A jeśli pasja ta jest związana z pisaniem, to koniecznie musieli się ze mną skontaktować. Miałam wysyp klientów, a każdy z nich okazywał się być naprawdę wspaniałym człowiekiem. To niesamowite.
Do Poznania wróciłam dopiero w maju, kiedy kupiliśmy z ukochanym nasz pierwszy samochód.
Cieszyliśmy się wolnością, ale pozostaliśmy nieufni. Restrykcje częściowo zniesiono, lecz liczba zachorowań powolutku wzrasta. Prace nad Hotelem Aurora ruszyły z kopyta mimo wcześniejszych obaw. Co za ulga! Podążałam Drogą artysty i puściłam do druku Po trzeciej stronie rzeki.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Czerwcowe wędrówki z Bohem to coś, co uwielbiam.
I cieszę się, że pandemia nie zabrała mi ani przyjaciół, ani długich, kojących duszę rozmów, ani podziwiania natury. W tym miesiąc po raz pierwszy uczestniczyłam też w wieczorze panieńskim, a kilka dni później bawiłam się na cudownym weselu w stodole. Wakacje rozpoczęły się na całego!
W lipcu razem z Atagą, Mary i Angie pojechałyśmy do Zakopanego.
Pierwszy raz chodziłam po Tatrach i samodzielnie sprawdzałam szlaki. Zdarzało się pomylić drogę, ale pogoda była świetna, więc w porównaniu z obozami wędrownymi nie groziła nam ani śmierć głodowa, ani totalne rozmoczenie z powodu nieustannych ulew. Jadłam pierogi, cieszyłam się naturą i obserwowałam, jak we cztery wzrastamy w sobie. Nie ma to jak babski wypad! W międzyczasie zagłosowałyśmy na prezydenta. I rozczarowałyśmy się wynikami… Za to naszą tatrzańską eskapadę zwieńczyła piękna tęcza.
Po powrocie rozpoczęłam tournée po Polsce, bo Hotel Aurora 20 lipca miał swoją premierę! Dzięki pomocy Ani i Agnieszki nawiązałam współpracę z Radisson Hotels, więc wszystkie moje spotkania promocyjne odbyły się w hotelach. Choć fantastyczne, czasem nieprzewidywalne i obfitujące we wspaniałe momenty, zwłaszcza że mogłam osobiście uściskać rękę ludziom, których znałam tylko z Internetu, dawały mi w kość.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Skończyłam podróże po Polsce w sierpniu, czyli dużo wcześniej, niż planowałam.
Wzrastał jednak poziom zagrożenia wirusem i po prostu nie chciałam narażać ludzi na wychodzenie z domu. To by było zwyczajnie nie fair. Wspaniale było nagrać aż dwa odcinki na YT z Tomkiem Betcherem oraz pozwiedzać jeszcze intensywniej Trójmiasto (co wykorzystałam, pisząc Grand Hotel Granit) i odkryć niesamowite zakątki w Krakowie. Moja samotnicza natura potrzebowała jednak skryć się na moment. Wróciłam do prowadzenia kolejnej edycji warsztatów kreatywnego pisania, tym razem stacjonarnie. Miałam sporo obowiązków również w sierpniu, a we wrześniu…
We wrześniu zdarzył się przełom.
Zdecydowałam się na realizację naprawdę długiego, wieloletniego projektu. Jak wiele emocji z tym się wiązało, opowiem Wam kiedy indziej, potrzebuję na to dużo więcej przestrzeni. Projekt ten szybko stał się moim priorytetem. Myślałam o nim naprawdę długi czas. I wreszcie zrozumiałam, że nie ma na co dłużej czekać, trzeba działać. Wrzuciłam więc sobie na głowę kolejne obowiązki, licząc na to, że jakoś uciągnę wszystko do końca roku, a potem się przeorganizuję.
Pisałam więc czwartą powieść, rozwijałam się, prowadziłam na raz kilka projektów wydawniczych. Po zakończeniu warsztatów kreatywnego pisania wpadłam w wir niekończących się obowiązków. Przypominam sobie, że odstawiłam jogę od lipca, o czym boleśnie dawał mi znać bolący kręgosłup.
W październiku i listopadzie zaczął się stres, spotęgowany przez chore akcje rządu.
Pojawiły się problemy. Chciałabym strajkować razem z kobietami, ale nie mogłam wyjść na ulicę. Wspierałam strajk on-line na moim kreatywnym instagramie. Doszła do tego wszystkiego bardzo ciężka sytuacja w mojej rodzinie pod koniec października, a na początku listopada podupadłam na zdrowiu. Miałam atak kamicy nerkowej. Długo dochodziłam do siebie. Walczyłam z bólem. Nie mogłam zrobić sobie wolnego, trzeba oddać do druku Od dukania do gadania i Utracony świat.
Wyświetl ten post na Instagramie.
W grudniu weszliśmy w Erę Wodnika.
Koniunkcja Jowisza i Saturna była dla mnie niesamowitym zjawiskiem. Zgodnie z postanowieniem o reorganizacji, skonsultowałam się z mądrymi, doświadczonymi ludźmi, co począć z Fabryką Dygresji, jak ją rozbudować. Miałam migrenę, ale próbowałam już tak nie szarpać, tylko się uspokoić. Patrzeć bardziej w gwiazdy. Mój organizm jest wciąż nadwyrężony, czuję to. Było warto, ale w przyszłym roku muszę pracować mądrzej niż w ostatnim kwartale tego roku, bo mózg mi wyparuje.
Nie jest łatwo być przedsiębiorczynią i artystką jednocześnie.
Mam bardzo długą listę osób, którym jestem wdzięczna za wsparcie w 2020 roku.
Dziękuję Ani, która była kolejny rok moim wielkim wsparciem w pisaniu. Atadze za odnowienie naszego kontaktu i wspaniałe ilustracje do książki Trzy kobiety w czerwieni, którą udało mi się szczęśliwie zakończyć w pierwszej połowie tego roku. Wydawnictwu Szara Godzina, a przede wszystkim jego szefowi, czyli p. Ireneuszowi za piękny przykład współpracy na najwyższym poziomie przy wydawaniu Hotelu Aurora. Kubie za uratowanie okładki. Agnieszce, która umożliwiła mi współpracę z Radisson Hotels. Moim tegorocznym autorkom: Zosi, Kasi i Oli, za obdarzenie zaufaniem i możliwość współpracy przy tak fenomenalnych projektach książkowych. Mariuszowi za możliwość przeczytania jego dzieła, za to, że przyjechał na premierę Aurory i za magiczne rozmowy o literaturze i emocjach. Klaudii, Tomkowi, Kasi, Angeli, Adzie i Ewelinie za świetne poprowadzenie moich spotkań autorskich. Tomkowi za sumienną pracę i zaangażowanie w Fabryce Dygresji. Marcinowi za debeściarski montaż. Sylwii za ogromny kunszt i profesjonalizm. Tomkowi za sporą lekcję pokory i empatii. Troyannowi za blogowe oświecenie.
Jest też ogromna liczba osób, które trzymają mnie w pionie w życiu prywatnym i bez nich nic nie miałoby sensu.
Podziękuję Wam osobiście.
Dziękuję też Wam, kochani Czytelnicy. 24 grudnia, w wigilię, były tu aż 642 osoby.
To najlepszy prezent gwiazdkowy, jaki mogłabym sobie wymarzyć. Dziękuję tym, z którymi mogłam współpracować w tym roku, i którzy przeczytali moją książkę.
Przypominam na koniec, że jeśli Wy jeszcze jesteście w gronie osób, którzy tego nie zrobili, mam dla Was specjalny pakiet: Piromani i Hotel Aurora łącznie za 44,90. Jeśli, tak jak ja, żyjecie pisaniem, to koniecznie przeczytajcie, bo to książki właśnie o trudnym żywocie i rzemiośle pisarza. Składając zamówienie robicie mi niesamowity prezent na Nowy Rok.
Reasumując: to nie był łatwy rok. Czułam się tak, jakbym przez 28 lat żyła w domu, w którym w tym roku zerwał się dach.
I wiecie co? Wydaje mi się, że przez kolejne lata będą walić się też jego ściany. Że system, do jakiego przywykliśmy, krzywdzący tak wiele osób, musi się załamać. Przetrwamy to dzięki uwadze, cierpliwości i determinacji.
Jak głosi przesłanie Hotelu Aurora: CZUJNOŚĆ I MOC!
Tego nam wszystkim z całego serca życzę.
Buziaki!
PS
Na blogu niedługo pojawi się wiele zmian. I to dzięki Wam! Wszystkie Wasze odpowiedzi z TEJ ANKIETY biorę pod uwagę i zachęcam do jej wypełnienia. Macie czas do końca roku!
Na pewno zmieni się newsletter. Opracowałam dużo literackich i wydawniczych ciekawostek, które już nie mogą się doczekać, by trafić do Waszych rąk i głów!
Na blogu postanie też cykl pt. Jak oni piszą. Pod lupę wezmę najciekawszych polskich blogerów. Jakie wtopy robią? Czego można się od nich nauczyć? By być na bieżąco, zapiszcie się do Załogi!
Wygląda na to, że Twój rok był na maksa intensywny, ale też taki bardzo świadomy. 🙂 U mnie też mnóstwo się działo, ale chyba nie podejmę się napisania takiego podsumowania (chociaż może?). Na razie padam z nóg. Oby początek 2021 był spokojniejszy – dla nas wszystkich. 🙂
Życzę Ci wszystkiego dobrego w nowym roku!