Zastanawiasz się, dlaczego kobiety zmieniają nazwisko po ślubie? Jeśli czujesz, że maczał w tym palce patriarchat, oczywiście masz rację. Mamy jednak XXI wiek. Czy powinniśmy podtrzymywać tę tradycję męskiej dominacji?
Bo o tym, że przyjmowanie nazwiska męża przez kobiety jest pewnym wyrazem językowego seksizmu jestem w 100% przekonana.
Dlaczego kobiety zmieniają nazwisko po ślubie?
Ponieważ kobieta dopiero od niedawna jest suwerenną jednostką (z czym część konserwatystów na pewno by polemizowała). Przez wieki kobiety stanowiły własność mężczyzn. I do tej pory tak jest w państwach afrykańskich, arabskich czy wysuniętych jeszcze bardziej na wschód, jak np. w Nepalu. Najpierw dziewczynka przynależała do swojego ojca. (To doskonale jest widoczne w nazwiskach odojcowskich, np. w Rosji). Potem zaś, kiedy rodziny dobiły handlu, przekazywano ją innemu mężczyźnie. Mężowi, którego nazwisko przyjmowała.
Każdy, kto zderzył się literacko choćby z książkami Jane Austen, Jacka Londona, Louisy May Alcott czy choćby Bolesława Prusa, wie zapewne, w jakich czasach jeszcze niedawno żyliśmy. Czyli w takich, gdy kobiety nie miały nawet prawa do samodzielnego zarabiania pieniędzy. Bale debiutantek, kiedy panny prezentowały się na rynku matrymonialnym to tylko wierzchołek góry lodowej, pod którą kryją się zbrodnicze przepisy. I tak wyobraźcie sobie, że dopiero w 1928 roku Kościół wykreślił z przysięgi małżeńskiej słowa o tym, że kobieta ślubuje mężowi posłuszeństwo.
A jeśli by się sprzeciwiła?
No to kijem przez łeb i załatwione.
Bo w Anglii do końca XIX wieku legalnie można było pobić małżonkę, jeśli zupa była za słona. Albo jeśli odmówiła współżycia.
Takie było prawo.
Od tego czasu minęło tylko sto lat.
Nic więc dziwnego, że współcześnie żyjące kobiety uważają za naturalne przyjąć nazwisko męża. Bo taka jest tradycja, tak się robi.
Ale czy któraś z nas, między wyborem białej sukienki a zaklepywaniem zespołu muzycznego na wesele zastanowiła się, skąd w ogóle ta tradycja się wzięła?
Jeśli pomyślała o tym, że może jednak zostanie przy własnym nazwisku (jak zaledwie 25% kobiet z wyższym wykształceniem), to z pewnością zderzyła się z wątpliwościami, czy to aby na pewno dobry pomysł.
No bo może lepiej przyjąć podwójne nazwisko? Tylko czy to nie będzie zbyt długie, jeśli będzie wypełniało się jakieś dokumenty? Co z nazwiskiem dziecka? Czy ludzie potem w ogóle uwierzą, że jest się zamężną? Może to po prostu zbyt egoistyczne albo dziwaczne? Rodzina z pewnością będzie oburzona, trzeba będzie dyskutować z narzeczonym… Kto by miał siłę to wszystko udźwignąć?
Cóż. Nie od razu Rzym zbudowano i nie od razu pozwolono nam nosić spodnie.
Ale teraz je nosimy i korzystamy z wielu innych praw. Jak to się stało?
Znalazło się całkiem sporo kobiet, które poświęciły swoją społeczną reputację, naraziły na gniew rodzin oraz cierpienia w więzieniach, byśmy mogły chodzić do szkół, odebrać wyższe wykształcenie i głosować w wyborach.
Mi osobiście byłoby głupio, z szacunku do nich, rozstać się z własnym nazwiskiem, choć jak wiadomo Nowak jest totalnie banalne.
Dlaczego nie chciałabym zmieniać nazwiska po ślubie?
Ponieważ nie rozumiem, dlaczego miałabym to robić. Bo mój przyszły mąż byłby bardziej dowartościowany? A co ze mną, skazaną na dziesiątki wniosków do wypełnienia? Nowy paszport, dowód osobisty, karta bankowa czy komunikacji miejskiej, prawo jazdy (na szczęście jeszcze nie mam, ale nie wszyscy mają tyle farta)… A co na to urząd skarbowy, ZUS, inne formy ubezpieczeń, adres zameldowania w urzędzie miasta, i tak dalej, i tak dalej…?
Dlaczego to ja mam mieć więcej roboty przy załatwianiu papierków, kiedy mój potencjalny przyszły małżonek w tym czasie będzie mieć święty spokój?
A co, jeśli wziąłby potem na mnie (bez mojej wiedzy) kilka kredytów, by hulać z kochanką na Bahamach? Albo ja bym wzięła te kredyty, żeby wyjechać z dwadzieścia lat młodszym Hiszpanem w podróż dookoła świata? Po rozwodzie znowu odkręcanie tego wszystkiego, dziesiątki papierków i zero satysfakcji?
Nikomu takiej sytuacji nie życzę, ale wiecie, przezorny zawsze przygotowany.
To są po prostu sprawy, o których warto pomyśleć.
Poza tym jestem już obecna w świecie literackim jako Emilia Teofila Nowak. I nagle miałabym się zamienić w Kowalską, Wiśniewską czy Żukowską? Bez jaj. Gdzie wtedy podziałaby się nie tylko moja marka osobista, ale i tożsamość, z którą żyję blisko trzydzieści lat?
Aktualne prawo w Polsce pozwala na to, by mąż przyjął nazwisko żony.
Jest to pewna możliwość. Tak samo praworządna jak ta, która zakłada, że żadne z małżonków nie zmienia swojego nazwiska po zawarciu ślubu. Skoro tak, to znaczy, że nie krępuje nas prawo, a obyczaje. To, co o nas ludzie powiedzą.
I naprawdę nie ma się tym co przejmować, bo na dwoje babka wróżyła. Ci, którzy nas znają, i na których nam zależy, na pewno uszanują nasz wybór, jeśli są naszymi prawdziwymi przyjaciółmi. Sporej części z nich nie będzie to jednak w ogóle obchodzić. A te osoby, które nie akceptują naszych życiowych wyborów i potem głośno je krytykują, bo mają się za najmądrzejsze na świecie, choć nie wiedzą nic o empatii, tym wykałaczka w oko.
Im więcej kobiet, które zostają przy własnym nazwisku, tym normalniejsze to się staje. I tak na przykład Włoszki w ogóle nie mają opcji zmienić nazwiska po ślubie na to po mężu, bo to generuje dla urzędników zbyt wiele problemów, a kobieta, które nosi takie samo nazwisko, jak mąż, uważana jest za jego siostrę.
No, ale żyjemy w Polsce.
Czasem mam wrażenie, że nasz kraj funkcjonuje tylko po to, by mnóstwo osób marnowało swoje cenne istnienie na generowanie nikomu niepotrzebnych papierów.
Hej, urzędnicy, weźcie się do prawdziwej pracy! Zostańcie blogerami! 😉
Albo przynajmniej polubcie mój blog na Facebooku. Dajcie łapkę w górę!
Ostatecznie, jak wszystko, zmiana nazwiska po ślubie to nasza indywidualna decyzja. I potrafię zrozumieć osoby, które chcą przyjąć nazwisko męża, bo w ten sposób oddzielają się od poprzedniej rodziny, z którą nie mają albo za wiele wspólnego, albo nawet wiąże się z nią sporo niemiłych wspomnień i urazów. Gdybym nie miała oryginalnego drugiego imienia, pewnie rozważyłabym ślub z kimś, kto ma bardzo ładne nazwisko, by je przejąć, tak jak np. zrobiła to Maria Czubaszek (z domu Bacz, a po drugim mężu Czubaszek-Karolak).
Albo i nie.
Konkluzja?
Nasze obecne prawo sprzyja równouprawnieniu (póki co), więc warto z niego skorzystać (bo nie wiadomo, ile to potrwa).
Zróbcie to dla tych wszystkich dziewczynek, które w przyszłości będą chciały zmienić nazwisko. Żeby nie bały się podejmować decyzji, bo co rodzice czy teściowie powiedzą.
Dajmy im trochę więcej swobody, normalności, odwagi dzięki wyborom, których dokonujemy tu i teraz. Albo przynajmniej się nad tym zastanówmy.
Zmiana nazwiska po ślubie może przyprawić nas o zawroty głowy, dlatego teraz nieco lżejszy temat.
Jeśli interesują Cię ślubne klimaty, to polecam Ci Studio Brzoza, prowadzone przez moją serdeczną koleżankę ze studiów. Magda tworzy wspaniały, nastawiony na indywidualnego klienta biznes. Studio Brzoza zapewni Ci skrojone na Twoją kieszeń zaproszenia na ślub, oryginalne winietki, karty menu dla gości i wiele, wiele innych wspaniałych dodatków, dzięki którym ta uroczystość będzie nie tylko na poziomie, ale i zostanie na lata we wspomnieniach gości!
Sama chciałabym skorzystać, ale jeszcze długa droga przede mną, więc póki co: polecam gorąco i Wam!
Pozdro sześć!
Zgadzam się z wieloma kwestiami – może poza kredytem 😉 Dzisiaj ślub bierze się z miłości i obdarzając się zaufaniem. Nikt już nie mówi o podporządkowaniu. My z mężem mamy wspólne konto i gdybym nie ufała mu na tyle, by zdecydować się na taki krok, to tym bardziej nie wzięłabym z nim ślubu. Przyjęłam jego nazwisko, bo nie przepadałam za moim panieńskim (Nowak – nazwisko wygodne, zwłaszcza za granicą, ale nie czułam się związana z rodziną ojca). Niemniej chwała sufrażystkom i kobietom walczącym!
Chyba bym tego lepiej nie opisała. Mam bardzo podobne przemyślenia na ten temat i też uważam, że zmiana nazwiska kobiety po ślubie to rodzaj dyskryminacji. No więc wymyśliłam sobie, że ja dla odmiany nazwiska zmieniać nie będę – chyba że mój Luby weźmie sobie też moje i w ten sposób będziemy mieli obydwoje podwójne. Będę też walczyć jak lwica, aby dzieci nosiły moje nazwisko lub podwójne. To w końcu ja je urodzę, no i nie wiem, te 9 miesięcy wyrzeczeń i bólu chyba daje mi większe predyspozycje do dania oprócz życia – nazwiska. Tak sobie wykoncypowałam! 🙂
Nie zmieniłam, bo niby dlaczego miałabym zmienić.
Argumenty, że moje brzydsze lub bardziej banalne do mnie nie trafiają.
Nadal kojarzy mi się z własnością taka zmiana. Czy ja jestem taką własnością, żeby nazwisko zmieniać? Nie, w żadnym wypadku.