Grand Hotel Granit dojrzewa na dysku do redakcji, natomiast rozpoczęłam już szkielet Piromanek i bardzo się z tego cieszę. Ale są i gorsze chwile. Poniżej 3 inspirujące refleksje, które zmotywują Cię do tworzenia w trudnych momentach!
Bo, jak powiedziałam ostatnio w wywiadzie do Szuflady, dla mnie najbardziej liczy się pisanie. Uwielbiam to.
Ale nie zamierzam ukrywać, że bywa ciężko. Zwłaszcza, gdy moja twórczość spotyka się z odbiorem. Moje ego wtedy wariuje i zapomina, że każdy ma prawo do własnej opinii. To boli, ale tak jest.
Dzisiejsza notka opowiada o tych słabszych momentach, bo też mam niezbyt sympatyczny czas, ale nie poddaję się i mam nadzieję, że i Ty się nie poddasz.
Trzymajmy się ramy, to się nie zesramy.
Poniżej przedstawiam 3 inspirujące refleksje, które zmotywują Cię do tworzenia w trudnych momentach, a przynajmniej taką mam nadzieję. I mam też nadzieję, że lubisz moją stronę na Facebooku. Jeśli nie, daj łapkę w górę!
1. Gdybym zainwestowała 1/10 czasu spędzonego na użalaniu się i rozpaczaniu, dlaczego inni ludzie mnie nie rozumieją i jak bardzo to boli, pewnie miałabym już osiem napisanych powieści.
Nie rozumieją mojego pisania, mojej największej pasji, mnie? Najlepsze lekarstwo to robić swoje. Pamiętam, jaki spotkał mnie cios, gdy wydano moją pierwszą książkę, Piromanów, a najbliższa mi osoba powiedziała, przejrzawszy powieść pobieżnie, że się mnie za nią wstydzi. Auć. Chyba nie ma sensu ukrywać, tak, to była moja mama. Wyobraźcie sobie, co musiałam czuć. Przez całe lata wierzyłam, że w końcu mnie doceni. Że mnie zaakceptuje, a być może wreszcie usłyszę z jej ust, iż jest ze mnie dumna. W końcu wydanie książki to nie takie w kij pierdnąć. A stało się coś zupełnie odwrotnego i totalnie mnie to zdewastowało.
Ale tylko na początku.
Potem stwierdziłam, że skoro tak stawiamy sytuację, to mi już wszystko zwisa i powiewa. Czyli nie zamierzam się niczym przejmować, tylko dalej robić to, co kocham: pisać!
Dwa lata później moja mama zadzwoniła do mnie, by opowiedzieć o ogłoszeniu, które ujrzała w lokalnej gazecie. Chodziło o konkurs literacki, a mama chciała, żebym wzięła w nim udział.
— No jesteś tą pisarką czy nie? — zapytała wtedy.
— Jestem — odpowiedziałam, zebrawszy szczękę z podłogi.
A kilka miesięcy później została opublikowana lista laureatów konkursu. I wiecie co? Zaliczałam się do nich!
Kiedy ukazał się Hotel Aurora, a moja mama była w szpitalu, przekonała do zakupu każdą koleżankę z sali.
Niektórzy ludzie potrzebują czasu, by zrozumieć, inni nie zrozumieją nigdy. Jeżeli jednak my zamierzamy rozumieć więcej, pisać lepiej, być lepszymi ludźmi, to musimy dać im czas, by do zrozumienia dojrzeli. Im szybciej zaakceptujemy ludzi takich, jakimi są, nie licząc na korzyści dla nas (to przecież nasze ego chce być docenione, to ono potrzebuje uznania), tym prędzej ta zmiana się w nich dokona.
2. Nie wolno uciekać w alternatywne życie. Trzeba być dobrze osadzonym w rzeczywistości, jeśli chce się być dobrym pisarzem.
To połączenie słów psychiatry, u której kiedyś zagościłam oraz bestsellerowej autorki Amy Tan, której kurs pisania właśnie przerabiam.
Na początku mnie oburzyło, bo przecież po co ja piszę? No przecież po to, by przeżywać przygody, romanse, magiczne chwile, których nie sposób uświadczyć w rzeczywistości, heloł! A bohaterowie? Są tacy, jakimi ja chciałabym być! Robią rzeczy, na które ja nigdy sobie bym nie pozwoliła i chyba właśnie o to chodzi w pisaniu, nie? Żeby mieć alternatywne wersje życiorysu, prawda?
No właśnie jakby zupełnie nie.
Kiedy uświadomiłam sobie w pewnym momencie, że piszę dla siebie szczęśliwe zakończenia, zrozumiałam jednocześnie, że w moim własnym życiu czuję się nieszczęśliwa. Z nieszczęścia może wyniknąć obfita twórczość, ale jej szanse powodzenia są raczej nikłe i również skazane na nieszczęście. Zresztą, ile szczęśliwych zakończeń jesteśmy sobie w stanie wyobrazić, nie ruszając się sprzed laptopa? Ile nowych przygód wymyślić, ile odrębnych charakterów stworzyć?
Niewiele.
A to doświadczenia, przeżycia, uczestnictwo w relacjach rozwija nas jako ludzi. Uwrażliwia nas. Otwiera na nowe i uczy obserwacji oraz uważności. Dopiero dzięki temu nasza proza zyska prawdziwej wartości i stanie się dziełem, które będzie uwielbiane przez całe pokolenia. Słyszeliście o Erneście Hemingwayu, Jacku Londonie czy Virginii Woolf? Oni otworzyli się na świat, choć było to bolesne. Podróżowali, poznawali ludzi, zakochiwali się. Pękały im serca (i w niektórych przypadkach też wątroby), ale żyli pełną piersią. Nie chowali się za swoimi tekstami.
Najpierw wzrastali oni, potem ich warsztat pisarski.
Nikt nie stał się nagle wartościowym człowiekiem, bo jego książkę okrzyknięto bestsellerem.
Funkcja trackback/Funkcja pingback