Życie potrafi dowalić. Zmiażdżyć tak, że jedynym wyjściem z zaistniałej sytuacji wydaje się być intensywne i ostateczne spotkanie z nadjeżdżającą ciężarówką. Tak po prostu się zdarza. Na szczęście mamy sztukę, która potrafi nas dźwignąć i postawić na nogi.

O terapeutycznej mocy pisania wspominałam już nie raz. Uważam, że pisanie, malowanie, filmowanie, montowanie, gra na deskach teatru czy wygłupianie się na TikToku, rzeźbienie, lepienie garnków… Cokolwiek, co budzi naszą kreatywność i nas wyraża, jest najlepszym lekiem na całe zło. Cierpienie, poczucie winy, żalu lub złości możemy wykorzystać w sposób kreatywny, co obudzi w nas zupełnie inne emocje. Uczucie flow potrafi zlikwidować odczuwanie stresu, a ból może być całkowicie zastąpiony przez satysfakcję z dzieła, jakie wykonaliśmy.* Żeby nie było, to poparte badaniami, a nie jakieś kocopalstwa czy inne duby smalone.

Czasem, kiedy spotykają mnie złe rzeczy, w których nie widzę żadnego sensu, zamiast paść rozłożona na łopatki (tak było kiedyś, teraz mnie już trochę znużyły te depresyjne nastroje), wzruszam ramionami i myślę sobie: okej, przynajmniej spotkało Cię doświadczenie, które albo Cię czegoś Emilka nauczy, albo sobie to ładnie przetworzysz i wykorzystasz w jakimś opowiadaniu lub powieści.

Są oczywiście utwory, które nie powinny zobaczyć światła dziennego,

tylko zostać pogrzebane głęboko w szufladzie, zniszczone w płomieniach czy zakopane. Nie chodzi mi o grafomanię, bo przy tym można się nieźle zabawić, a czasem i nawet zarobić (tak, piję cały czas do 50 twarzy Greya, potrzebuję nowych przykładów literackiej tandety – moglibyście tutaj w komentarzach podać mi jakieś żenujące tytuły?). Dla mnie wyznacznikiem są emocje, jakie budzi dzieło.

Jeśli, dajmy na to, straumatyzowana kobieta napisała powieść, w której każdy element faktycznie się wydarzył, w historii nie ma żadnej fikcji i jest to jej bardzo emocjonalna wersja wydarzeń, no to jest to pierwszy sygnał, by tego nikomu nie pokazywać. Jeżeli pisanie dało jej ulgę, świetnie, o to chodzi. Teraz dobrze byłoby schować ten utwór, wyjąć go po trzech miesiącach i się zastanowić. Jakie uczucia to we mnie budzi? Czy mogę przerobić tę historię tak, by ubrać ją w fikcję, która nie będzie traumatyzować czytelników?

Historie, po których odbiorca zaczyna czuć nienawiść, beznadzieję, gniew czy nienawiść, moim zdaniem nie powinny być publikowane. Bo to nie jest sztuka, tylko jakieś rzygowiny.

A czym jest sztuka?

Sztuka to na pewno nie jest sam obiekt. Jeżeli jest sobie pomalowany przez artystę garnuszek, to on sam jest po prostu wytworem jego umysłu i rąk. Artysta na niego patrzy i myśli sobie: hej, niezły ten garnuszek. Ale to jeszcze nie jest sztuka.

Sztuka jest wtedy, kiedy ktoś przyjdzie do artysty, zachwyci się garnuszkiem i pomyśli: piękny przedmiot. Chętnie wziąłbym go do domu i włożył w niego bukiet stokrotek, tak bardzo mi się podoba. Zaspokaja moje potrzeby estetyczne.

Albo też sztuka jest wtedy, kiedy do artysty przyjdzie jego matka, zobaczy garnuszek i pomyśli: co za szajs. Dlaczego mój syn nie może zająć się, jak każdy porządny facet, naprawianiem samochodów czy leczeniem zębów? Ten garnek ma jedno ucho większej niż drugie, co za porażka. To przypomina mi o tym, że i mój syn jest mentalnie pokrzywiony. I że dzieciaki się z niego śmiały, gdy chodził do szkoły, bo nie potrafił się dostosować. Może i ja się do tego przyczyniłam, bo kazałam mu być kimś, kim ewidentnie nie jest?

Sztuka rodzi się dopiero w zetknięciu z umysłem odbiorcy.

To nie jest tylko obiekt. To jest myśl, uczucie i historia twórcy włożona w owoc jego pracy. To czas, który włożyła artystka, by coś stworzyć. I interpretacja, rodząca się w duszy kogoś, kto się z tym dziełem zapozna. To połączenie, które zmusza do refleksji, budzi emocje, zaspokaja czyjś głód na piękno lub przeciwnie, burzy wyrobione w tej osobie przekonania na temat estetyki. Sztuka to kontakt. Obcowanie odbiorcy z nadawcą komunikatu, bez jego czynnego udziału. Wtedy i widz, czytelnik czy słuchacz może doświadczyć drugiej osoby, a dzięki temu i siebie.

Sztuka jest wtedy, jak się dzieje magia. W dwóch lub więcej osobach, znaczy się musi być twórca, jakiś wytwór (performance na przykład albo deklamacja wiersza) i odbiorca. A najlepiej kilkadziesiąt tysięcy odbiorców, idźmy na całość, zaszalejmy.

Jak robisz jakieś dzieło, wkładasz do szuflady i koniec, to jest to terapia, hobby, jakieś zajęcie, może i nawet pasja. Coś, co robisz, bo jest fajnie, ale to jeszcze nie jest sztuka.

Bo sztuka, skoro to wyjście do ludzi, to też odwaga. Gotowość na to, że innym się nie spodoba to, co robimy. Pokora w przyjmowaniu złośliwych komentarzy i chwile zakrawające na ekstazę, gdy ktoś, kto wiele dla nas znaczy, doceni owoc naszej pracy.

Ale prywatę powinno się trzymać z dala od pisania,

rzekła Katarzyna Bonda podczas spotkania autorskiego na konferencji Book Marketing, a ja, słysząc to, pewnie bym aż usiadła. Ale już siedziałam, więc nie wyszło. Może dlatego mimo kilku prób nie udało mi się przeczytać nic Bondy oprócz jej poradnika Maszyna do pisania?

Nie zgadzam się z tym. Może i w powyższym stwierdzeniu jest racja, bo ktoś w naszej twórczości może doszukać się elementów, które faktycznie wydarzyły się w życiu autora. Jakiś dziennikarz, ciekawski sąsiad, wróg albo przyjaciel, przed którym wolelibyśmy się nie kompromitować, bo w sumie chcielibyśmy mieć z nim płomienny romans. (Emilka? Dobrze się czujesz? No widzicie, to mogłaby być jedna z takich sytuacji). Ale w sumie… co z tego? Dlaczego to ukrywać? Że stała się nam kiedyś krzywda, że cierpieliśmy, że mamy pragnienia, pożądamy, popełniamy błędy, krzywdzimy?

Jak powiada jedna z postaci w Hotelu Aurora, wujaszek Soledad, Solo somo personas, co po hiszpańsku znaczy: Jesteśmy tylko ludźmi.

Warto pamiętać o tym, że konsekwencje naszych czynów, a zatem również i popełnionej sztuki, mogą być nieprzewidywalne.

Zwłaszcza, kiedy dotyczą innych ludzi. Ale jeśli nie o nich opowiada historia, którą chcemy snuć, tylko o nas?

Robienie sztuki dużo nauczyło o ludziach, jakich mam wokół siebie. Część osób domagała się, bym o nich pisała w swoich utworach, a kiedy już się to działo na dużą skalę, książka miała być opublikowana, ich poglądy radykalnie się zmieniały. Potrafiłam sporo ludzi na swojej drodze, bo jedni nie rozumieli, że dużo czasu spędzam w samotności, pisząc, a domagali się dużo więcej atencji. Nie mogli przeboleć, że nie zawsze jestem dla nich do dyspozycji. I w sumie z większości takich czystek się cieszę, chociaż może jeden przyjaciel, za którym bardzo tęsknię.

Moje relacje z mamą w stosunku do mojej twórczości też były niezłą podróżą. Najpierw mnie sabotowała i podcinała skrzydła, teraz mnie wspiera, jak potrafi. Ale było ciężko, zwłaszcza kiedy zaczęła się doszukiwać swoich cech charakteru w budowanych przeze mnie postaciach matek.

Czasem współczuję też moim byłym.

Może być zdjęciem przedstawiającym 1 osoba i tekst „NIE DRAŻNIJ PISARZA UMIEŚCI CIĘ w KSIĄŻCE I ZABIJE. ATIH STATYSTYC ZNYM CZYTAC KSIAZKI. NIE JESTEM STATYSTYCZNYM POLAKIEM, LUBIĘ CZYTAĆ KSIĄŻKI”

Najzabawniejsze jest jednak to, że ludzie doszukują się w moich historiach siebie tam, gdzie zupełnie nie powinni. Śmieszne są te zderzenia wewnętrznych światów: to, że myślimy o danej osobie w sposób, w który ona nigdy by o sobie nie pomyślała.

Jeśli Twoja twórczość nie rani drugiej osoby, a jedynym ograniczeniem jest tak zwane zachowanie prywatności, to nie bój się, publikuj z czystym sumieniem!

Na kursie u Amy Tan zrozumiałam, że nie ma co uciekać od tego, kim się jest. Od błędów, które popełniliśmy, od krzywd, jakie nam wyrządzono albo sami sobie je zgotowaliśmy. To czyni nas indywidualnością. Tylko zdając sobie sprawę z tego, jak dzięki naszej indywidualnej historii patrzymy teraz na świat, otrzymujemy moc, by tworzyć prawdziwe dzieło sztuki. W ten sposób odkrywamy nasz prawdziwy głos. To, co czyni nas absolutnie wyjątkowymi i sprawi, że zostaniemy zapamiętani.

Czyli albo uwielbieni, albo znienawidzeni.

Albo i jedno, i drugie. Ja np. jestem fanką Blanki Lipińskiej (nie jej twórczości, nie mylić), a ostatnio i Marty Linkiewicz (nie jej działalności, nie mylić).

Bo w istocie nieważne, co zrobisz, i tak pojawią się ludzie, którzy będą oburzeni albo po prostu chcący Ci dowalić. Ale będą i ludzie zachwyceni, którzy ścisną za Ciebie kciuka i napiszą miłą wiadomość, bo po prostu do nich trafiasz.

A tak w ogóle, to jeśli chcesz wyrazić swoją aprobatę, to zaobserwuj mnie na Facebooku.

Krótkie vademecum: co robić, jeśli masz wątpliwości co do publikacji utworu, który wydaje Ci się być bardzo intymny?

  1. Stwórz i daj mu czas, niech trochę poleży (np. 3 miesiące).
  2. Wyjmij utwór z szuflady i zastanów się. Jakie uczucia w Tobie budzi? Jeśli po przeczytaniu odczuwasz niesmak lub nawet odrazę, wszystko Cię boli i na nowo zaczynasz przeżywać traumę, to znaczy, że tekst Cię nie uleczył i nie nadaje się jako taki do publikacji. Albo go zmień, albo daj sobie spokój i napisz coś innego, a potem wróć do punktu nr 1. Jeśli po obcowaniu z utworem masz pozytywne uczucia, przejdź do punktu 3.
  3. Dopracuj utwór tak, jak najlepiej potrafisz. Przeczytaj parę razy (na głos!), wyeliminuj powtórzenia czy literówki. Jeśli to filmik, dopracuj montaż, dobierz muzykę. Jeśli to piosenka, sprawdź, czy rymy pasują, i czy ten most na pewno jest potrzebny, może wystarczy powtórzenie refrenu w tej samej tonacji?
  4. Pokaż utwór innym ludziom, zwłaszcza tym, którzy mogliby się poczuć w jakiś sposób dotknięci jego publikacją. Zbierz opinie.
  5. Jeśli ktoś z bliskich powiedział, że utwór nie powinien się ukazać, to nie rezygnuj. Zastanów się, czy można coś zmienić? A może po prostu ta osoba czuje się w jakiś sposób wystraszona, rozżalona lub chce Ci podciąć skrzydła z zazdrości? Bo i tak się zdarza, nie każdy potrafi przekuć trudne doświadczenia w piękne dzieło. Porozmawiaj o tym z innymi zaufanymi osobami. (Tak, to może być terapeuta). Daj czas tej osobie, może sama zmieni zdanie, gdy pokażesz jej, jak bardzo zależy Ci na publikacji? Pamiętaj też, że wcale nie musisz liczyć się ze zdaniem tej osoby, jeśli zgodnie z prawem autorskim i prawach pokrewnych nie naruszasz jej praw do rozpowszechniania wizerunku. Rozpowszechniasz wizerunek? Musisz mieć zgodę w mailu, SMS, na piśmie, sorry, od tego nie ma ucieczki, a konsekwencje mogą być porażające, jak w przypadku Nocnika Żuławskiego.
  6. Warto, byś uzyskał opinię profesjonalisty. Napisałeś tekst? Skorzystaj z recenzji przed wydaniem. Może to scenariusz? Pogadaj z filmowcem. Jeśli ktoś z branży powie, że Twój utwór jest po prostu dobry, publikuj. Jeśli nie, dopracuj go.
  7. Publikuj, raduj się, pracuj nad nowym, jeszcze lepszym projektem!

Co zrobić, gdy komuś się nie spodoba Twoja twórczość?

Wtedy sprawdź poniższe wpisy.

Hejt. To boli

6 sposobów, jak radzić sobie z krytyką

Jestem ciekawa, jakie wnioski macie po lekturze tego wpisu. Czujecie się zachęceni czy wystraszeni? Natchnieni czy zdemotywowani? Napiszcie o tym w komentarzu.

Jeśli zaś potrzebujecie więcej inspiracji, to koniecznie chodźcie na newsletter i dołączcie do Załogi Fabryki!

Ściskam Was mocno!

______________________________
*J.W. Pennebaker, J. M. Smyth, Terapia przez pisanie, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.

3 pytania, które powinieneś sobie zadać, by uwolnić wewnętrzną moc

Czym są afirmacje, czy zawsze działają i dlaczego warto spróbować?

Te 40 rzeczy chciałabym powiedzieć osobom, które mnie skrzywdziły

Cierpisz? Wspaniale! Przynajmniej zrobisz z tego sztukę.

by Emilia Nowak time to read: 8 min
0

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!