Nie będę recenzować Drogi artysty Julii Cameron, bo daję jej 10 na 10. Chciałabym, żeby ten wpis przekonał Was do sięgnięcia po tę książkę. Wydaje mi się, że jest to lekarstwo na wszystkie twórcze problemy. Jakie konkretnie? Przyjrzyjmy się bliżej.
Często pytacie mnie o to, jak radzić sobie z twórczą blokadą. Cóż, Julia poświęca temu tak naprawdę całą Drogę artysty. Sama miałam się za całkiem płodną literacko osobę, póki nie przeszłam kursu, po którym moja pisarska wydajność wzrosła o 100%. Okazało się, że zmagałam się z całym szeregiem blokad, które były umiejscowione w najróżniejszych moich przekonaniach. Autorka Drogi artysty bierze na tapetę wszelkie przyczyny zatorów twórczej energii, nawet takich najmniejszych. I kruszy je, ale nie bezlitośnie, wręcz przeciwnie. Z miłością i troską wyjaśnia, jak działa kreacja prawdziwego dzieła.
Brak Wam motywacji? Być może za mało radości sprawia Wam sam twórczy proces, który sam w sobie jest naprawdę świetną zabawą. Julia Cameron pokazuje, że twórczość może bawić, nie tylko rozwijać. A liczne cytaty na obszernych marginesach podnoszą na duchu i utwierdzają nas w tym, że warto tworzyć. Tutaj motywacji jest naprawdę bezliku.
Droga Artysty zwiększa również poziom samoświadomości. Lektura przenosi nas często w inne stany. Poprawia humor, uwzniośla, zmienia nasz nastrój na dużo lepszy. Jeśli borykacie się z niskimi, depresyjnymi lotami, chandrą, wstydem, gniewem i ogólnie trudnymi emocjami, to lektura podziała uwalniająco. Pokaże, jak te emocje spożytkować w twórczości, by nie raniły nas, tylko stanowiły napęd do działania. Tak, Droga artysty ma transformującą moc!
To właśnie z tej książki pochodzą kultowe już poranne strony, o których być może słyszeliście, jeśli stykacie się ze światem artystycznym. Czym są?
Jednym z dwóch podstawowych narzędzi twórczego odrodzenia. To forma przedmedytacyjnego oczyszczenia. Pozwalamy na to, by z samego rana strumień naszej świadomości wylądował słowotokiem na kartkach dziennika. W trakcie podróży z książką Droga artysty codziennie zapisujemy odręcznie trzy strony. Byle czym. To nieważne.
Po prostu piszemy, by pisać.
Czy nie brzmi to wspaniale?
Drugim narzędziem są artystyczne randki.
Póki ich nie spróbowałam, powątpiewałam w ich moc, ale… Działają naprawdę genialnie. To fenomenalna sprawa! A na czym polega?
Raz w tygodniu zabieramy samych siebie na randkę. Samotną, bez udziału kochanka, koleżanki czy siostry męża. Mamy spotkać się z naszym wnętrzem. Możemy robić cokolwiek, co sprawi nam radość, dostarczy estetycznych wrażeń lub po prostu podbuduje duchowo. Ja zabieram się na spacery po lesie, do muzeum czy księgarni. Koloruję, ozdabiam swój BuJo, czytam w nowo otwartej kawiarni, tańczę albo idę na spotkanie autorskie. Jest też kilka innych opcji, których nie wyjawię, bo chodzi o to, byście samodzielnie wymyślili, co Was ładuje energią albo po prostu przyjemnym ciepełkiem.
Połączenie tych dwóch narzędzi wyobraź sobie jako zestaw nadajnik-odbiornik. Jest to proces dwuetapowy, dwukierunkowy: wyjście-wejście. Pisząc poranne strony, informujesz siebie i wszechświat o swoich marzeniach, frustracjach, nadziejach. Na randce artystycznej nastawiasz się na odbiór – otwierasz się na wgląd, natchnienie, pomoc.
Na koniec każdego rozdziału, a jeśli chcemy przerobić Drogę artysty prawilnie, to czytamy jeden rozdział tygodniowo, znajdują się liczne zadania i ćwiczenia do zrealizowania. Czasem trzeba odpowiedzieć sobie uczciwie na kilka pytań, innym razem naskrobać coś więcej. Raz przyglądamy się otaczającym nam ludziom, innym razem własnym nawykom. To nie jest szybki proces, nie zawsze też bezbolesny, ale przynoszący ogromną ulgę!
Jak do tej pory, przerobiłam Drogę artysty dwa razy i… Wiem, że niebawem czas na trzeci. Jakoś nie czuję, by książka mi się znudziła, wręcz przeciwnie! Wiem, że obcowanie z nią to niesamowita frajda.
Garść ciekawostek o Drodze artysty
1. Pierwsze wydanie ukazało się w 1992 roku, czyli wtedy, kiedy pojawiłam się na świecie. To nie może być przypadek – ’92 to rocznik wybitnej jakości. 😉
2. Polski podtytuł książki brzmi Jak wyzwolić w sobie twórcę. 12-tygodniowy kurs odkrywania i rozwijania własnej kreatywności. Ale oryginalny podtytuł ma inne znaczenie i brzmi: A Spiritual Path to Higher Creativity, a więc Duchowa ścieżka ku wyższej kreatywności. Napiszcie koniecznie w komentarzu, który podtytuł jest bardziej w Waszym guście, okej?
3. Początkowo książka została wydana jako self-publishing przez Julię Cameron. Czemu? No chyba łatwo się domyślić: duże wydawnictwa nie były zainteresowane. Większość z nich odrzucała książkę z powodu nieciekawego tytułu, nie zagłębiając się w treść. Wreszcie Julia przejęła inicjatywę i po prostu powielała strony swojej książki na kserokopiarce, sprzedając samodzielnie tak wyprodukowane skoroszyty. W 1992 i tak już świetnie sprzedającą się książkę wydało wydawnictwo Jeremy’ego Tarchera, które później weszło do grupy wydawniczej Penguin. Morał chyba widzicie jak na dłoni, prawda?
Droga artysty Julii Cameron będzie idealną książką dla Ciebie, jeśli:
- naprawdę chcesz się rozwijać, a nie tylko tak mówisz,
- pragniesz spełnić swoje marzenia, a nie tylko tak mówisz.
Niezależnie od wieku, doświadczenia czy rodzaju twórczości, którą się zajmujesz!
Czytaj, odzyskuj pasję do życia, wypełniaj ćwiczenia i raduj się.
Polecam gorąco!
Funkcja trackback/Funkcja pingback