Gdybym miała porównać rok 2021 do zjawiska atmosferycznego, byłoby to tornado, które porwało Dorotkę do Krainy Czarów. A myślałby człowiek, że po pandemicznym 2020 nie czeka go już nic dziwniejszego.
2012, 2013, 2014, 2015, 2016, 2017, 2018 literacko i 2018 prywatnie, 2019, 2020.
Piszę te słowa na poddaszu domu osadzonego na skraju lasu. Przez tych dwanaście ostatnich miesięcy nie zmieniło się nic i zmieniło się wszystko.
Zaraz pojadę do biblioteki uczelnianej zwrócić w terminie książkę. Niby nic nadzwyczajnego, ale wypożyczyłam jeden tytuł, nie dziesięć. Ogarnęłam w pewnym stopniu moje pożądanie i skupiłam się na tym, by zrobić jedną rzecz na raz. Ostatecznie nie skończyłam lektury, bo była beznadziejna, co oznacza, że i perfekcjonizm udało mi się troszkę powściągnąć. Kilka lat wstecz nie byłabym w stanie oddać nieprzeczytanej książki czy żadnego projektu bez wykończenia od A do Z, przez głagolicę i cyrylicę, katakanę i hiraganę, abdżady syryjskie i hebrajskie, po alfę i omegę, kiedy normą większości osób jest realizacja założeń po prostu od A do Z, i nic poza tym, i to norma zupełnie akceptowalna.
Czytam Archetypy i symbole Carla Gusta Junga. Książkę kupił mi tata, zamówił z antykwariatu internetowego. Myślę o naszej relacji, bo dużo w tym roku przeszliśmy. Tyle, by na samą myśl wzruszyć się i doprawić klawiaturę laptopa kilkoma łzami.
Myślę o tych wszystkich trupach, które mogły przydarzyć się mojej mamie, ale ostatecznie tylko mi powypadały z szafy, metaforycznie. Obyło się bez wielkiej tragedii, choć danse macabre na ruinach związku można wliczyć w dramat. A że komedia to jeden z jego gatunków…
Kiedy patrzę na to wszystko z dystansu, śmiech sam pojawia się na ustach.
Wspominam inne sytuacje, które prozę mojego życia zmieniły w poezję.
Intymność. Głębia. Czułość. Kruchość. Ulotność.
To są pojęcia, których nauczył mnie w tym roku najgorszy ból, jakiego w życiu doświadczyłam. Ból, jaki przychodzi, kiedy jesteś pewien, że prawda zapewni ci wolność. I zamiast tego spotyka cię niezrozumienie, wykluczenie, niesprawiedliwość, zwątpienie, potępienie i wreszcie nie fizyka kwantowa, a fizyczna krzywda.
W pewnym momencie myślisz już, że więcej nie wytrzymasz. Zatem zbawienie musi być blisko, bo sytuacja jest krytyczna. Pokłady cierpliwości dawno się wyczerpały.
Lecz jednak nie.
Sytuacja wskazuje na to, że od początku mogłeś się mylić. Dokonać złych wyborów. Samemu ściągnąć na siebie i innych ogrom niezasłużonego cierpienia. Być winnym całej katastrofy. Stanowić jedyną przyczynę rozkładu.
Co wtedy?
Rzucić wszystko lub chociaż część, no i jechać.
W 2021 byłam dwa razy we Wrocławiu. Razem z Anią w mieszkaniu potężnej wiedźmy, prowadząc pewnego rodzaju badania terenowe. I raz z Justyną, Klaudią i Tomkiem na konferencji Influencers LIVE Wrocław… Też w pewnym sensie prowadząc badania.
I trzy razy w Bieszczadach. Tam rozmawiałam z górami.
Czasem zadawałam nurtujące mnie pytania na głos. A czasem tylko w myślach, ale i tak zostały usłyszane.
Za pierwszym góry przemówiły ustami zielarki, żyjącej w drewnianej chacie na szczycie góry, w opozycji do klasztoru. Trafiłyśmy na siebie zrządzeniem losu. Kiedy zapytała mnie, co mnie do niej sprowadziło, powiedziałam, że trapi mnie niepewność.
A co sprawiło, że nie wierzysz w siebie? Kto ci naopowiadał, że się mylisz?
Mogłam się tylko uśmiechnąć.
Kilka nocy później, targana stanami lękowymi, wpuściłam do siebie wszystkie obawy, zamiast z nimi walczyć. Otoczyłam ramionami każdy możliwy najgorszy scenariusz. I ruszyłam na szlak. Podążając Kamienną Lawortą, pozwalałam, by wiatr wyjął z mojego ciała resztki strachu.
Za drugim razem odpowiedź ukazała się w bezkresnym zwierciadle rozgwieżdżonego nieba. Znalazłam tam dużo więcej, niż się spodziewałam. Kiedy obserwowałam, jak zderzają się ze sobą burzowe chmury, czułam się nieskończona, a gdy wodziłam oczyma za świetlikami, byłam zupełnie maleńka. Zaglądałam do wnętrza mikroświatów i dawałam się wodzić za nos własnemu cieniowi, łudząc się, że już się przyjaźnimy.
Za trzecim razem prawie umarłam.
Taki prezent mi zgotował. Typowy cień. Potężny nauczyciel. Najtrudniejszy w obyciu, najciekawszy, najbardziej wymagający.
Na szczęście strzegły mnie bieszczadzkie anioły.
Nie mogłabym otrzymać bardziej klarownej lekcji.
Jestem tu, nieważne, czy tkwiąc w racji czy błędzie. Po prostu mam robić swoje, bez względu na nagrody czy reperkusje. To jest, w istocie, jedno i to samo.
A co z tą Krainą Oz?
Dorotka bardzo tęskniła za Kansas, gdzie czekała na nią ciocia Emilia. W powrocie nie pomogły jej ani najwybitniejsze czarownice, ani sam wielki Czarnoksiężnik. Za to Dorotka pomogła swoim przyjaciołom, których spotkała w swej wielkiej magicznej podróży. Wszyscy oni spełnili swoje marzenia. Strach na wróble zmądrzał. Drwal otrzymał jedwabne serce. Lew wypił całą miskę odwagi. Lecz Dorotka jeszcze długo potem nie mogła wrócić do domu. Ani mieszkańcy Szmaragdowego Grodu, ani nikt z otaczającej go pustyni, ani nawet nowi przyjaciele z plemienia Kwadlingów nie byli w stanie wskazać jej drogi powrotnej.
Wreszcie główna bohaterka powieści Lymana Franka Bauma dowiedziała się, jak wrócić do domu. I że rozwiązanie jej problemu było od początku w zasięgu jej możliwości.
Cała wiedza jest z nami od momentu przyjścia na ten świat.
Potrzebujemy jednak podróży, zewnętrznych i wewnętrznych, by sobie o niej przypomnieć.
I by przyjąć, że mimo tego… Zawsze będzie się trochę naiwnym idiotą, trochę wariatem, czasami wręcz persona non grata. To jest to, z czym trzeba się pogodzić, jeśli chce się postępować moralnie. Jeśli chce się być akceptowanym bez względu na popełniane błędy. Żyć prawdziwie, z ludźmi, którzy w oczach ogółu społeczeństwa raczej są na przegranej pozycji, lecz rozświetlają ciemność niczym fluorescencyjna nalepka z płatków śniadaniowych przylepiona prosto na serce.
Skoro w szczególnie obdarzonych duszach ludzkich pocznie świtać poczucie ich różnorodności, skoro one, podobnie jak każdy geniusz, przejmą urojenie jedności osobowej i poczują się wiązką wielu jaźni, wystarcza, aby to wypowiedziały, a natychmiast ogół zamknie je w kryminale, zawoła naukę na pomoc, skonstatuje schizofrenię i uchroni ludzkość przed tym, by z ust tych nieszczęśliwców przyjęła świadectwo prawdy.
Herman Hesse, Wilk stepowy
I taki to był właśnie rok 2021.
Na przemian dawałam radę i zupełnie sobie nie radziłam. Poszukiwałam pewności siebie, bo zapominałam, że ją mam. Cierpiałam z całego serca i z całego serca się radowałam. W prawdzie.
A co z planami na 2022?
Literacko chciałabym skończyć nową powieść. Opowiada o przemianie chłopaka w mężczyznę. W kwietniu odbędzie się premiera Grand Hotelu Granit. I moje trzydzieste urodziny. Życzę sobie tego, by Wszechświat pozwolił mi więcej pisać. By udało się utrzymać ten balans między prowadzeniem firmy, studiowaniem a pisaniem. I by go wzmocnić, poprawić.
A Wam, kochani? Czego życzyć? Napiszcie w komentarzu.
Wasza
Ten blog jest dla Ciebie. Wszystkie treści tworzę, byś dzięki mojemu wieloletniemu doświadczeniu w branży wydawniczej i artystycznej mógł rozwinąć skrzydła. Bym mogła zdobyć i przekazać Ci jeszcze więcej ciekawej wiedzy, pozwól mi rozwinąć skrzydła. Wesprzyj tę formę twórczości, stawiając mi kawę. Dobro wraca!
To o przegrywach rozświetlających naszą ciemność fajne i się zgadzam.
Tak myślałam, Bobku.