Ponieważ mamy czasy, w których nie powinno się dzielić, tylko łączyć, a tak się składa, że zawsze mamy jakieś czasy i w moim przekonaniu tylko do drugie ma sens, postanowiłam wsadzić nie kij w mrowisko, a wyjąć. Kijek z dupy. Tych, co to czytają moje felietony, myśląc, że trzy książki ledwo wydała i już się wymądrza.

Nie wymądrzam się, po prostu jestem mądra.

I głupia też.

Czasami.

Bywam.

Nie wnikając już w poziom mojej inteligencji, chciałabym przemówić z poziomu obserwatorki, aktywnej uczestniczki zdarzeń, marketingowczyni oraz czytelniczki. I przy okazji podziękować Żanecie, że zainspirowała mnie do napisania tego felietonu.

Czy będę tu kogoś napiętnować?

Nie. Ci, którzy trafili tu, by obserwować igrzyska szyderstwa, mogą spokojnie nacisnąć czerwony krzyżyk. Albo przejść do mojego sklepu internetowego, kupić Piromanów z zamiarem okraszenia mojego debiutu hejterskim komentarzem, po czym stwierdzić, że kurczę, nie można, bo to dobra książka jest.

Będę zaś wytykać bezlitośnie paluchem pewne postawy, które nie sprzyjają rozwojowi czytelnictwa w naszym kraju. I rozdzierają ludzką wspólnotę, zamiast budować zrozumienie, wsparcie, przyjacielstwo. Nawet je wypunktuję.

Jak ulubiony pisarz nie odpisuje, to znaczy, że ma Cię w dupie, więc posyłasz w jego kierunku armię złorzeczeń, kąsających niczym wściekłe dobermany.

Dostęp do mediów społecznościowych sprawił, że utworzyliśmy globalną wioskę i otworzyliśmy drzwi dla tak naprawdę obcych sobie ludzi. Czasem bywa to świetną przygodą, innym razem, niestety, do naszych mentalnych domów starają się wejść natręci, przed którymi lepiej zamknąć drzwi na klucz i jeszcze włączyć alarm przeciwwłamaniowy. W czasie, gdy pisarze stają się twórcami internetowymi (widzieliście, jakie show robi Remigiusz Mróz w grupce Imponderabilia Karola Paciorka?) a twórcy internetowi pisarzami (przykładów jest mnóstwo, wystarczy zerknąć na stronę wydawnictwa Radka Kotarskiego, Altenberg), wydawać by się mogło, że odpowiedź od literackiego guru powinna nadejść zaraz po wysłaniu zapytania.

Najczęściej jest to prośba o przeczytanie książki i napisanie o niej kilku słów z feedbackiem lub poleceniem u wydawcy. Niestety, często sformułowana w formie roszczenia lub niechlujnie sklecona.

Wiecie, że dokładna lektura książki, liczącej kilkanaście, a często kilkadziesiąt arkuszy wydawniczych (bo do takich rozmiarów urastają teraz nieoszlifowane teksty debiutantów, nie zdających sobie sprawy, ile warte jest dobrze wycyzelowane zdanie), to robota na kilka tygodni? Dlatego część freelancerów i firm wyspecjalizowała się w usłudze recenzji książki przed wydaniem. To bywa ciężka, mozolna praca redakcyjna, za którą osoba powinna otrzymać konkretne wynagrodzenie. Pisarze, którzy mają na swoim koncie już kilka opublikowanych tytułów i są troszkę dalej na ścieżce literackiego rozwoju, często są zwyczajnie zajęci pisaniem kolejnych książek i wciąż starają pogodzić się to z pracą zarobkową, na etacie. Większość wciąż nie żyje z pisania na etat. W tej branży naprawdę bywa trudno utrzymać się na powierzchni.

Dlatego, kiedy ktoś Ci nie odpisuje, pomyśl, że naprawdę by chciał. I cieszy go, że się do niego odezwałeś, bo to znaczy, iż obdarzyłeś go zaufaniem. Ale naprawdę, nie zawsze da się odpisać, tym bardziej, że wiadomości jest wszędzie coraz więcej. Nas ludzi jest coraz więcej.

Zamiast się niepotrzebnie frustrować, przenieś swą energię gdzie indziej. Zapisz się na warsztaty do ulubionego twórcy, dzięki którym bliżej go poznasz i będziesz mieć opcję porozmawiania o swoim tekście. Najpierw spróbuj dać coś od siebie, okej?

Jak kupią jej książkę, to nie kupią Twojej. Dlatego musicie walczyć o atencję czytelników.

To jest kolejny mit. Jeśli ktoś lubi czytać książki, to czyta również podobne do siebie. Wystarczy spojrzeć na czytelnicze grupki na fejsiaku! Pełno tam zapytań: czy znacie książki podobne do powieści Kristin Hannah? Bo jak ludziom spodoba się konkretna tematyka albo pisanie danego autora, to szukają podobnych tekstów. A już nic tak dobrze nie działa na marketing książki, jak polecenie innego, znanego autora. Kiedy widzę, że jakąś książkę docenił John Irving, czytam ją w ciemno. Szanuję go i wiem, że nie poleciłby czegoś, co mu się nie spodobało, więc wiem, że zaraz spotkam się z wielkim prozatorskim kunsztem. Ale oczywiście niektórzy nie respektują własnej marki osobistej, więc polecają książki na chybił trafił, byle zgarnąć kilka stówek za blurba na okładce. I to może robić ogromny PR, ale czarny.

Rywalizacja to zjawisko dotyczące poprzedniego świata. Rzeczywistości rządzonej przez ego, zachodni, krótkowzroczny indywidualizm i pychę. Bo jak ktoś kupi moją książkę, a nie jej, to przecież jestem lepsza, tak?

Nie.

To, co napisałaś, nie świadczy o Twojej wartości jako człowieka. Możesz sprzedać bestseller i w jednej chwili być na topie, a potem się okazuje, że Twoja książka to plagiat i spadasz na samo dno. W każdym momencie, i chwały, i upadku, Twoja wartość była taka sama. Bo wartością jest przede wszystkim czyste serce, więc jak starasz w sobie tę czystość pielęgnować, to Twoja wartość wzrasta. Ale wciąż nie jesteś ani lepszy, ani gorszy od tego, co siedzi obok. A co było wczoraj, nie jest dziś. W każdej chwili możemy zacząć od nowa. Bywa to trudne, ale jeśli dbamy o transparentność, to nawet po dużej kraksie można wciąż powstać i iść dalej.

W świecie pisarzy ego gra ogromną rolę i jest to prawda, ale zdrowe ego góruje nad chorowitym.

Dlatego niektórzy twórcy wpadają w sidła vanity press. Ich książka się nie sprzedaje. Zostają z długami. I zniechęcają się do pisania. (Znam niestety sporo takich przypadków). Czasem po prostu wydajemy książkę z niewłaściwych powodów i potrzebujemy czasu, by to zobaczyć. Albo dobrego redaktora, który przeczyta w trakcie recenzji przed wydaniem taką książkę i powie: wybacz, ale musisz poprawić jeszcze to i tamto.

Natomiast społeczności pisarskie, choćby małe, mają ogromną moc. W grupie Kobiety piszą poznało się mnóstwo wspaniałych twórczyń. Nie ma to jak wspólne motywowanie się i celebrowanie kolejnej premiery książkowej koleżanki. Albo kolegi, bo i panowie są w naszej grupie!

Ty przeczytasz moją książkę, ja przeczytam Twoją, polecimy siebie wzajemnie na Instagramie, a może i zrobimy wspólnego lajwa, którego obejrzą i Twoi obserwujący, i moi… Będzie ich więcej! Widzicie, same benefity.

I naprawdę, nie ma co zazdrościć innym ludziom, którzy osiągnęli większy sukces w danej branży. Olga Tokarczuk jest dla mnie ogromnym wzorem do naśladowania, uwielbiam jej twórczość i cieszę się, że jest doceniana na całym świecie. Ale duże kręgi adoracji to także spore kółka antyfanów (w tym konkretnym przypadku: niemal cała partia rządząca, ałć).

O tym często zapominamy.

Im bardziej popularny staje się autor, tym z większą porcją hejtu będzie musiał się zmierzyć. No i wtedy trzeba się zdecydowanie pilnować, co mówi się w mediach, bo nawet jeśli przekaz staje się jasny, to dużo osób będzie chciało go specjalnie zinterpretować w szkodliwy sposób. Chyba widzieliście, co ostatnio działo się z książkami Paulo Coelho…? Nie zazdroszczę, zdecydowanie.

Muszę ją dogonić, bo nie chcę przegrać w wyścigu!

Wyluzuj majty, dobrze?

To, że Twoja kumpela ma dziesięć tysięcy obserwujących na Instagramie, a Ty dwa tysiące, to nie znaczy, że jesteś gorsza. Bo te 10K może być kupione. Bo te 10K może być słabo zaangażowane. A Twoje 2K to Twoje 2K. Ludzi, którzy naprawdę Cię uwielbiają.

A w ogóle to zapraszam na mojego Instagrama, tak przy okazji. Zaobserwuj mnie, jeśli podoba Ci się… albo to, co piszę, albo ja, po prostu. A jak Ci się nie podoba, to też zaobserwuj, będziesz mnie dojeżdżać w komentarzach, a ja z cierpliwością odpowiadać, że i tak życzę Ci wszystkiego najlepszego.

Taka dygresja.

Wróćmy do wątku głównego.

To, że pisarz, którego lubisz, wydał już jedenastą powieść, a Ty dopiero trzecią, nie znaczy, że masz go gonić. Jeśli on mówi w swoich socialach, że stawia każdego dnia dziewięć tysięcy znaków ze spacjami, to nie znaczy, że Ty też musisz. Zrobisz tyle, ile możesz, ile będziesz chcieć lub potrafić. Jego jedenaście powieści może być miernych, a Twoja czwarta książka, dłubana skrupulatnie przez cztery lata, może być tak dobra, że przetłumaczą ją na sześć języków, kiedy żaden tłumacz nie zainteresuje się książkami tamtego pisarza.

Literacka ścieżka rozwoju to nie jest sprint. To nawet nie jest maraton.

Literacka ścieżka rozwoju to turboultrahipermaraton po Kordylierach, głównie nocą, w towarzystwie dzikich pum, z którymi albo się zaprzyjaźnisz i nauczysz, jak funkcjonować, albo nie, no i hasta la vista, miłego pełzania w wyścigu, który nie ma mety, więc nie jest wyścigiem, a podróżą. I to Ty decydujesz, czy będzie obfita w piękne doświadczenia, czy stres, od którego zyskasz tylko i wyłącznie kolejny siwy włos w Twojej sympatycznej poczochranej.

I w każdym momencie możesz odpocząć, gdy tego potrzebujesz.

A jak biegniesz sam, to nikt Ci nie poda koca i szklanki z białkowym koktajlem. Sam sobie będziesz musiał opatrywać zdarte kolano.

Pisarz nie musi być samotnikiem.

Weselej jest biec z kimś, serio mówię.

Twoja

_____________________

Ten blog jest dla Ciebie. Wszystkie treści tworzę, byś mógł rozwinąć skrzydła. Pomóż mi zdobyć i przekazać Ci jeszcze więcej ciekawej wiedzy: wesprzyj tę formę twórczości, stawiając mi kawę. Dobro wraca!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

7 myśli o pisaniu, wydawaniu i marketingu na 19 dni przed premierą Hotelu Aurora

Wydanie książki nic nie zmieni, ale za dwa lata Twoje życie może wyglądać inaczej

3 inspirujące refleksje, które zmotywują Cię do tworzenia w trudnych momentach

Mroczna strona pisarstwa: toksyczna rywalizacja i wyścigi z nożem na gardle

by Emilia Nowak time to read: 7 min
0

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!