I wszyscyśmy zawyli żałośnie nad siostrą Ukrainą – tak zaczyna się jeden z rozdziałów w Piromanach. Pisałam to osiem lat temu i nie mogę uwierzyć, że historia tak szybko się powtórzyła. Że zbrodnie dokonują się na naszych oczach każdego dnia.

Kiedy trzeba pisać o wojnie, a pisać o wojnie trzeba, żeby nie zamknąć się w areszcie obojętności, każde kolejne słowo robi się coraz cięższe. Czuję jego wagę już w umyśle, a kiedy płynie przeze mnie, by skapnąć na klawiaturę, mrozi mnie od środka. Najpierw chce wyjść oczodołami, ale wie, że łzy, choć dobre i potrzebne, tamtym ludziom nie pomogą.

Z pomaganiem sprawa bywa skomplikowana, bo jak sam potrzebujesz pomocy, a nie umiesz jej sobie zapewnić, to stajesz się dla innych ciężarem i na wolontariacie doskonale to widać. Dziwny to wybieg naszych mechanizmów psychologicznych, ale właśnie tak jest i możemy to zaobserwować również w najbliższym środowisku. Często ci, którzy najwięcej radzą i gadają, jak coś powinno być zrobione, wiedzą o życiu najmniej. Codzienność to coś, co im się przydarza i na co zupełnie nie potrafią wpłynąć. Dlatego, by nie patrzeć na to, że są własnymi generatorami licznych niepowodzeń, a wręcz katastrof, skupiają się na innych. Używają zwrotów w stylu: musisz w końcu zrozumieć, że… albo co chwila wtrącają Widzisz? Miałam rację! Racja to jedyne, co mają. Jeśli im się ją odbierze, rozsypią się. Są jednocześnie Putinem i Ukrainą. Bardzo takim osobom współczuję.

Też taka byłam, bardziej sama dla siebie. Moje wewnętrzne monologi upewniały mnie w przekonaniu, że moje obsesje są moją świętą racją. A jeśli by mi się ją zabrano, zostałabym z pustką nie do zniesienia. Myślałam, że tam właśnie tkwi moja wartość, ale upieranie się przy swoim intelekcie za wszelką cenę, bez względu na konsekwencje, jest tak samo głupie jak branie narkotyków. I jeszcze bardziej uzależnia.

Zaakceptowanie rzeczywistości naprawdę bywa trudne, kiedy się jest romantyczką. I pacyfistką.

Na szczęście nie mam etatu, a mam plecak, więc spakowałam go i pojechałam na granicę.

Ostatni raz, gdy byłam tak daleko od domu, ściągnęłam na siebie okrutny wypadek. Ale tym razem się nie bałam ani ciut. Nie obawiałam się, że spotkam zaraz zupełnie obcych ludzi, że nie wiem, w jaki sposób pokonam te 700 km, prowadziły mnie spokój i odwaga. Czułam, że nie jestem sama, że jestem chroniona. A w drodze spotykałam anioły.

Chciałam zobaczyć. Może trochę na ten temat popisać. Teraz pisać już mi się na ten temat nie chce, bo to takie trudne, ale będę, właśnie dlatego, jeszcze bardziej.

Nalewałam więc czaju, kawu i robiłam zupu. Sprzątałam namioty, w których nocowali ludzie, rozmawiałam z nimi, nosiłam jedzenie i obserwowałam cichy, żałobny kondukt Ukraińców do wcale nie lepszego świata, po prostu do świata bez wojny. Widziałam dzieci, które przejmowały rolę rodziców, by zająć się tymi, którzy powinni się nimi opiekować. Ludzi, pragnących połączyć się z bliskimi, lecz którym odpowiadała tylko cisza. Samotnych, bezradnych starców, ograbionych z dobytku całego życia, którzy zostali skazani na doczekanie swych dni na obczyźnie, w hali sportowej na polówkach, ogromnym hałasie, duchocie i niemożliwej do dźwignięcia tęsknocie.

Dużo łatwiej wierzyć w spisek grupy reptylian przeciwko ludzkości niż w to, że ludzie tacy jak my, opętani pieniędzmi i władzą, są w stanie zasponsorować rzeźnię całemu narodowi.

A przecież każdy z nas, w mniejszym stopniu niż Putin czy oligarchowie, jest ogarnięty manią bogactwa.

Cały czas gromadzimy, chcąc podwyższać standard swojego życia. Pragniemy zdobywać awanse w korporacyjnych drabinkach, żeby czuć, że coś znaczymy. Zatem inwestujemy czas w rzeczy, których nie lubimy, zamiast spędzać go z rodziną, iść na spacer w piękny słoneczny dzień, cieszyć się pasją. Marnujemy się na koegzystencję z ludźmi, których nie szanujemy, oszukując się, że musimy tak robić, bo nie wybraliśmy środowiska pracy, że wszędzie jest stres, rywalizacja albo i mobbing. A tak naprawdę to chore pożądanie opływania w coraz większe luksusy czyni z nas chorowite kulki kotłujących się myśli. Nie potrafimy zasnąć w nocy, bo stresujemy się wyborem lepszej ścieżki zawodowej. Płaczemy przed zaśnięciem, bo nie mamy się do kogo przytulić. Zamarzamy, gdy przychodzi kolejna rata do spłacenia za aparat fotograficzny, który wcale nie był nam niezbędny, okazał się tylko kolejnym impulsywnym zakupem pod dyktando klienta, który nie patrzył na nasze umiejętności, tylko długość obiektywu…

Przestajemy być ludźmi. Zmieniamy się w cyfry i marki.

Traktujemy innych przedmiotowo, patrząc na ich wartość użytkową.

Nie podoba jej się, że co wieczór palę marihuanę? Swipe left. 

To takie łatwe, kiedy nie muszę się z nią spotykać twarzą w twarz i wysługuję się apką randkową.

Mówi, że chce być niezależna? Zbombarduję ją.

To takie łatwe, kiedy jestem od niej odgrodzony setki kilometrów i wysługuję się innymi ludźmi.

Odrzucenie bez próby zrozumienia zachowania drugiej osoby to jest w pewnym sensie morderstwo. Zabijam tą część siebie, która jest we mnie. Dostrzegam ją w drugiej osobie i albo dążę do jej całkowitego unicestwienia, albo, jeśli to niemożliwe, staram się jej pozbyć w inny sposób. Na przykład kłamiąc.

Ja wcale nie mam problemu z uzależnieniami, to ona ma problem, bo jest zbyt wielką sztywniarą. Wymyśliła sobie coś i się czepia.

Ja wcale nie boję się śmierci, że nic po mnie nie zostanie, wcale mi nie zależy, żeby przetrwało po mnie choć nazwisko jako wielkiego wodza, bo to jedyne, co mam, nie, nie, to Ukraińcy są barbarzyńcami. Wymyślili sobie wolne państwo i się stawiają bez sensu.

Wymyślenie sobie szczęścia, czyli wolności, spokoju, życia bez lęku, w prawdzie i zaufaniu, to wcale nie są chore imaginacje.

Ale rozumiem, że mogą być straszne dla osób, które ich nie doświadczyły.

Że mogą wydawać się nierealne, jeżeli od lat funkcjonujesz w cierpieniu, rozdzierając swoją duszę każdego dnia, bo gonisz za prestiżem, uznaniem elit, złotymi komnatami.

Bo myślisz, że wtedy udowodnisz swoim rodzicom, że jesteś dorosły. Godny ich szacunku.

A prawda jest taka, że to Ty siebie nie szanujesz.

I póki tego nie zrozumiesz, twoi rodzice, nawet, jeśli już nie żyją, a masz ich tylko w głowie i sercu, nie zobaczą ciebie dorosłym. Nie musisz się wybielać, udawać, że jesteś idealny, dojrzali ludzie wiedzą, że jest w tobie zło, ale i za to potrafią cię kochać. A wtedy to zło, dostrzeżone i odpowiednio zaopiekowane, zmienia się w dobro.

Dojrzałym, godnym szacunku stajesz się wtedy, kiedy pojmiesz, że jesteś wart bezwarunkowej miłości z racji tego, że po prostu istniejesz. I takim uczuciem siebie obdarzysz.

Inaczej jesteś tylko dzieciakiem, który bawi się swoimi żołnierzykami, samochodami, awansami, tocząc wojny i wojenki, za które powinien zostać wytargany za uszy i… I co dalej? Wsadzony do poprawczaka lub za kraty? Nie, wręcz przeciwnie. Gdzieś, gdzie jest dużo miłości.

Ja nie wiem, czy ten tekst jest o Putinie czy o cieniu każdego z nas. O tych nieukochanych dzieciach, które czasem zaczynają kontrolować nasze życie z poziomu podświadomości i robią niezły rozpierdol.

Może on jest o tym, że za miesiąc kończę trzydzieści lat i mam dosyć życia w lęku, który czasem nawet trudno rozpoznać, bo stał się tak naturalnym elementem codzienności, że się ze mną stapia.

Może napisałam o tym, że patriarchat, konsumpcjonizm i imperializm są głównym rakiem tej planety, ale chwila, to tylko nurty myślowe. To ludzie za nimi stoją.

Może chciałabym, żebyśmy patrzyli na siebie głębiej, czyli kim naprawdę jesteśmy. Nie wyindywidualizowanymi herosami, obdarzonymi kosmicznymi mocami. Nie władcami absolutnymi tej planety, bo wszyscy przychodzimy na ten świat w taki sam sposób i odchodzimy z niego w taki sam sposób, bez względu na to, na jakim stołku siedzimy przez większość życia, bo czasem to złoty tron, innym razem zwykła muszla klozetowa. Bywamy diametralnie od siebie różni, ale w głębi serca wszyscy jesteśmy tacy sami: warci bezwarunkowej miłości.

I nie musimy oszukiwać, by sobie na tę miłość zasłużyć.

Ona nam się z gruntu należy.

Tak jak wolna Ukraina.

Wolna Ukraina należy się nam wszystkim.

I wolny świat.

A wiesz, gdzie się on zaczyna?

W Tobie.

_____________________

Ten blog jest dla Ciebie. Wszystkie treści tworzę, byś mógł rozwinąć skrzydła. Pomóż mi zdobyć i przekazać Ci jeszcze więcej ciekawej wiedzy: wesprzyj tę formę twórczości, stawiając mi kawę. Dobro wraca!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

 

3 inspirujące refleksje, które zmotywują Cię do tworzenia w trudnych momentach

O tym, jak prezydent Zełenski zwrócił mi patriotyzm

Te 40 rzeczy chciałabym powiedzieć osobom, które mnie skrzywdziły

 

 

 

 

 

Wojna, wolontariat i wolność. A może o niekochanym dziecku?

by Emilia Nowak time to read: 6 min
0

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!