To nie będzie długa lista. Wylewna chyba raczej też nie. Nie zastanawiałam się długo. Godzina z edytorem tekstu i załatwione. 31 rzeczy, za które jestem wdzięczna w 31. urodziny. Zapraszam.
Zanim zaczniemy, przypominam, że jeśli chcesz sprawić mi prezent w tym wyjątkowym dniu, możesz postawić mi urodzinową kawę na BUYCOFFEE.TO/FABRYKADYGRESJI oraz dać łapkę na Facebooku.
Za co jestem wdzięczna w 31. urodziny?
1. Za rodziców. Moje wsparcie, moją ekipę dobrego humoru, z którą tworzymy trzyosobowy klub zaangażowanego kibica tenisowego. Pracujemy nad relacją od lat. Nauczyliśmy zauważać się i mówić o sobie prawdę. Wychodzi raz lepiej, raz gorzej, ale wreszcie jest dobrze. Nikt nic nikomu nie musi już udowadniać. Dekadę temu nie uwierzyłabym, że pójdzie to w tak dobrym kierunku. A jednak.
2. Za rodzinę w ogóle, w ujęciu całościowym. Odkrywam dopiero, jak ważną rolę pełni w moim życiu. Jaką moc można czerpać z bycia razem. Nawet, jeśli pozornie dzieli nas wszystko, to w istocie łączy jeszcze więcej. Odległe gałęzie spotykają się we wspólnym pniu i sięgają korzeniami historii, która może i częściowo skryta jest mrokiem tajemnicy. Ale wszystko, co się kiedyś wydarzyło, jeśli nie zostało przepracowane, po prostu czuć. Naszą rolą jest zatrzymanie powtarzających się schematów. Inaczej owoce, które wydamy, będą cierpkie.
3. Za przyjaciół, towarzyszy drogi. Prawdziwych, którzy wsparli w kryzysie. Opatrywali rany (dosłownie). Wymyślali ratunkowe strategie (skuteczne). Pomagali w firmie (nie trzeba było o to prosić). Przyjaciele, którzy rozwijają się wspólnie, to skarb, bo fajnie jest iść dynamicznym krokiem w ekipie osób pragnących dobra. Za nowych i starych, z którymi nie mamy się dość od ponad 20 lat.
4. Za buddyzm. Nie jestem religijną wyznawczynią żadnego z pojazdów, ale badanie każdego z nich szlifuje moje kryształowe serce i ostrzy umysł. Medytacja zmienia mój mózg w skalpel, a ciało w mapę drogową. Wyłącza zmysły. Sprawia, że przestaję patrzeć, a zaczynam widzieć. I nie ukrywam, bywa to straszne. Zdawanie sobie sprawy z tego, jakie zło istnieje na świecie, potrafi człowieka przetelepać. Ale nic to. Om mani padme hum.
5. Za porozumienie bez przemocy Rosenberga, co wzmacnia moją asertywność. Jestem naprawdę wdzięczna, że z coraz większą łatwością nazywam moje emocje, mówię głośno o swoich uczuciach i rozpoznaję, co się we mnie dzieje. I znów: wychodzi raz lepiej, raz gorzej, ale każdy akt odwagi to potężny krok do przodu. Dziękuję za szlachetną ośmioraką ścieżkę. I tybetańską księgę umarłych.
6. Za Drogę Świadomości. Dobrze mieć hobby. Dla równowagi.
7. Za pracę! Bo dobrze mieć co do garnka włożyć.
8. Za studia! I nie chodzi mi tylko o to, ile się nauczyłam dzięki programowi. Chodzi też o to, co pomiędzy. O wspaniałą ekipę szalonych rusałek i diw marketingu. O to, że mimo tego, jak różni jesteśmy, to potrafimy się wesprzeć. Bez oceniania. Zrozumieć. Zainspirować i zmotywować. Czas na finisz z przytupem!
9. Za sztukę i możliwość robienia rzeczy nieszablonowych. Oddychanie artyzmem w ostrowskiej synagodze, słuchanie melodii słów w Galerii Jerzego Piotrowicza, syte posiłki w antonińskim pałacyku i dźwięki fortepianu.
10. Za możliwość pomagania ludziom. Ale wynikające z chęci pomagania ludziom, dla dobra wszystkich czujących istot. A nie dowartościowania w formie instant, które nacechowane jest bluźnierczym żebractwem o podziękowania. Bo to rodzi tylko niechęć i cierpienie. Tymczasem tam, gdzie jest szczera służba, rodzi się synergia.
11. Za rezerwowanie dni w kalendarzu tylko i wyłącznie na czas ze sobą.
12. Za śmierć, bo tylko dzięki niej życie ma znaczenie.
13. Za cuda, które dzieją się każdego dnia.
14. Za książki, które już napisałam, i które dopiero napiszę, ale najwięcej za książki, które mogłam przeczytać, bo dzięki nim wiem, że dobro zawsze wygrywa.
15. Za zielone liście na drzewach, woń kwitnącej wiśni i tykanie budzika na baterie.
16. Za masaże!
17. Za życie w Polsce. W kraju, gdzie nie ma trzęsień ziemi (choć zdarzają się zapadliska). W kraju, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie (albo wręcz idą do skipa i wyciągają pęk bananów, prawie świeżych). W kraju, który obecnie nie jest bombardowany (oby tak zostało).
18. Za obcych ludzi, no bo przecież ich nie znam, ale wiem, że działają. Nie siedzą w swojej strefie komfortu, bez względu na konsekwencje robią swoje, choć spotyka ich niewyobrażalne cierpienie. Jak Navalnego. I każdego, kogo nazwisko niestety nie może zostać zapamiętane.
19. Za wiarę, nadzieję i miłość. Nawet, jeżeli nadzieja bywa niebezpieczna, jak to w zwyczaju ma mawiać Kaz Breker. Nadzieja pomaga przetrwać złą godzinę, która musi minąć.
20. Za końce, które są początkami oraz za początki, które nigdy nie wiadomo, co przyniosą.
21. Za dzieła Carla Gustava Junga i Eliadego Mircei. Tollego i Hawkinsa.
22. Za latanie w snach.
23. Za czystą radość z istnienia, gdy słońce wisi nad wierzchołkami drzew. Za naukę współczucia turkuciom podjadkom. A więc za radosną nowinę i mettę.
24. Za talenty Gallupa!
25. Za pisanie dziennika, które pokazało mi, jaka nie chcę być, z kim nie powinnam się zadawać, a następnie do czego dążę, i że ostatecznie kocham siebie taką, jaką jestem.
26. Za niepalenie papierosów od 2019 roku i niezabijanie nawet komarów. Mniej więcej tyle samo czasu. Choć bywa to naprawdę trudne.
27. Za przypomnienie sobie o tym, że jestem kobietą i pragnę być traktowana właśnie jak kobieta.
28. Za świadomość, że nie muszę zadawać się z ludźmi, którzy nie spełniają moich standardów. Może brzmi to z wysoka, ale nie chodzi mi o wykształcenie czy reputację… Tylko o otwartość na drugiego człowieka, powstrzymywanie się od oceniania innych i chęć czynienia dobra. Tylko tyle i aż tyle.
29. Za prezenty i kozackie życzenia. <3
30. Boże, za Ciebie, że mnie trzymasz mocno.
31. Za wczoraj, które było, za teraz, które trwa wiecznie, za jutro, które może nadejdzie. A jeśli nie nadejdzie, to nic nie szkodzi, bo kocham i jestem kochana, więc choć jeszcze tyle świata do zmiany, to najistotniejsze, że udało mi się zmienić siebie.