Potęga podświadomości Josepha Murphy’ego to globalny bestseller, który ma swoje zalety, ale w mojej opinii jest też pełen wad. Czy polecam Potęgę podświadomości? Szczerze? Ledwo przez nią przebrnęłam.
Są lepsze i gorsze książki samorozwojowe. W przypadku Potęgi podświadomości męczyłam się niesamowicie, choć początek wydał mi się naprawdę bardzo obiecujący.
O czym jest Potęga podświadomości?
Potęga podświadomości autorstwa Josepha Murphy’ego mogłaby być inspirującą lekturą, wzbogacającą wiedzę o umysłowej podświadomości, nawiązującą do prawa przyciągania. Takie jest założenie. Murphy przedstawia w swoje idee i techniki, które mają na celu pomóc czytelnikom w wykorzystaniu ich wewnętrznej mocy do osiągnięcia sukcesu i spełnienia w życiu. Murphy wierzy, że nasze myśli i przekonania mają ogromny wpływ na nasze doświadczenia i wyniki. Poprzez skupienie się na pozytywnych myślach i wierze w siebie, pokazuje, jak przyciągnąć pozytywne wydarzenia i osiągnąć sukces w różnych dziedzinach życia. Autor tłumaczy różne techniki, takie jak afirmacje, wizualizacje i autosugestia, które mają na celu przekształcenie naszych myśli i podświadomości. Wyjaśnia również, jak skonstruować celowe sugestie, które mogą wpływać na nawyki i zachowania.
Mój problem z Potęgą podświadomości
Nie byłoby w tym nic zdrożnego. Placebo jest skuteczne, hipnoterapia działa, a my mamy w sobie dużo więcej mocy, niż powszechnie się uważa. Ale na odbiór książki niszczą błędy merytoryczne i ogromne uproszczenia.
Praktykujący w Paryżu austriacki lekarz Franz Anton Mesmer (1734-1815) odkrył, że przykładając magnes do ciała chorego, można uleczyć najróżniejsze schorzenia. […] Twierdził, że uzdrawia chorych dzięki tak zwanemu „magnetyzmowi zwierzęcemu”, czyli tajemniczej magnetycznej substancji, która wedle jego teorii przepływa z dłoni lekarza do pacjenta. […] Od jego nazwiska pochodzi nazwa metody leczenia zwanej jako mesmeryzm. Dzisiaj nazywamy ją hipnozą.
W powyższym fragmencie możemy przeczytać, że mesmeryzm, leżący u podstaw bioenergoterapii, jest tożsamy z hipnozą. Bullshit większy niż na TVP Info. Autor porywa się też na wyjaśnienie sekretu stygmatów – wg niego za powstanie głębokich ran w ciele, które nieustannie krwawią, również odpowiada podświadomość. Przytacza przykład, który potwierdza tę tezę, ale, uwaga, przykład ten wcale nie dotyczy stygmatów. Niemniej jednak w kontekście logiki Josepha Murphy’ego ma to sens, ponieważ, największy absurd, podświadomość dla Murphy’ego w zasadzie jest Siłą Wyższą. No nie. Coś tu stanowczo poszło nie tak. Podświadomość to nie jest Bóg. To część naszej psychiki. Jeżeli chcemy szukać w sobie boskiego pierwiastku, do czego w gruncie rzeczy zachęcam, to świetnie. Ale utożsamienie podświadomości z Bogiem to jak powiedzenie, że Układ Słoneczny jest całym Kosmosem. Chyba że przyjmujemy, że Bóg jest wszystkim. To spoko. Pomodlę się do kubka, w którym właśnie piję kawę, bo co za różnica…
(To są właśnie te problemy, kiedy zaczyna się mówić o Bogu, więc zakończmy ten wątek, zanim w komentarzach wybuchnie jakaś krucjata).
Potęga podświadomości to ogromny galimatias. Często miałkie przykłady i liczne powtórzenia po prostu męczą odbiorcę. Jeżeli taka książka trafiłaby do mojej redakcji, to usunęłabym co najmniej połowę. I kazała autorowi poczytać najpierw trochę badań, bo niebywałe odkrycia, objawione prawdy, które przytacza Joseph Murphy, są już w części wyjaśnione i opisane. 23 lata starszy od Murphy’ego Carl Gustav Jung zrobił w tym temacie dużo lepszą robotę.
Czy warto przeczytać Potęgę podświadomości?
Moim zdaniem: nie.
Jeśli jest się początkującą osobą w zakresie rozwoju osobistego, to Potęga podświadomości może albo natchnąć pozytywnie, albo zupełnie zniechęcić. To zależy od indywidualnego podejścia czytelnika. Moje jest takie, że są dużo lepsze książki o rozwoju, które warto przeczytać. A konkretnie w temacie pracy z podświadomością, sugestiami i autohipnozą, najlepsza będzie lektura oraz praktyka oparta na metodzie Silvy. Samouzdrawianie metodą Silvy: popularna metoda leczenia siebie i innych jest dużo bardziej ustrukturyzowaną książką. Poradnik naprawdę ma sens. W przeciwieństwie do niektórych akapitów w Potędze podświadomości.
Reasumując: ogólne przesłanie Potęgi podświadomości ma jak najbardziej sens.
Ale jest tragicznie napisana.
I sprzedała się w milionach egzemplarzy.
To czemu ja się w ogóle czepiam?
Wydaje mi się, że Potęga podświadomości to taki szlagier lat 60. i 70. XX wieku. Ówczesne odkrycia psychologii zmiksowane z duchowością i podane w przystępnej formie dla mas. I może w Polsce taka książka jest dalej popularna, bo nasz stan zbiorowej świadomości można porównać troszkę do poziomu świadomości USA sprzed kilkudziesięciu już lat. Ale dla mnie Potęga podświadomości to już tylko retro ciekawostka.
A jakie są Twoje wrażenia związane z Potęgą podświadomości? Daj znać w komentarzu.
__________________________________
Ten blog jest dla Ciebie. Wszystkie treści tworzę, by dodać Ci wiatru w żaglach! Pomóż mi zdobyć i przekazać Ci jeszcze więcej ciekawej wiedzy: wesprzyj tę formę twórczości, stawiając mi kawę. Dobro wraca!