Życie nas nie oszczędza – dlaczego musimy sobie jeszcze dokładać? Autosabotaż. Używki. Toksyczne więzi. Kolejna drama, bo czemu nie? A do tego poczucie winy i żal, że znowu za słabo się staramy. Czy da się wreszcie zerwać z samobiczowaniem i ruszyć do przodu? Tak. W tym wpisie podzielę się z Tobą moimi doświadczeniami, które nazwałam strategią czułego rozwoju. Jak być dla siebie dobrym? Ta notka przyniesie Ci odpowiedzi i ukojenie.
Jedna z najdłużej żyjących osób na świecie, francuska Lucile Randon, znana jako siostra Andre, przed śmiercią w styczniu tego roku dała ludziom jedną cenną wskazówkę. „Bądź odważny i okazuj współczucie”. I na tym mogłabym ten wpis skończyć, bo to świetna wskazówka. W teorii. W praktyce bowiem… Jak to zrobić? Jak być dla siebie dobrym?
W moim przypadku było tak, że musiałam najpierw zobaczyć, iż jestem… niedobra.
Zobaczyć siebie z dystansu. Z nieco innej perspektywy. I w tym pomogło mi pisanie dziennika. Kiedy czytałam moje zapiski, popełniane często w wielkich emocjach, gdy gryzmoliłam, jak bardzo nienawidzę siebie i ludzi wokół, po pewnym czasie, już będąc w dobrym nastroju, poczułam wstyd. Oczywiście, czułam go dużo wcześniej, nie zdając sobie sprawy, ale wtedy przyszła do mnie refleksja, że nie chcę być dłużej osobą, która tak się zachowuje i w tak wstrętny sposób myśli o własnym otoczeniu. Bo to przecież ja wybieram to otoczenie, no to skoro tak mnie mierzi i drażni, dlaczego go po prostu nie zmienię?
Podeszłam do siebie jak do przyjaciółki. Jak do tej małej, kilkuletniej uroczej dziewczynki, którą przecież wciąż byłam. Czy ona zasłużyła na cierpienie? Co mogę zrobić, by jej pomóc?
A zatem odkryłam, że były we mnie dwie natury. Jedna, oszalała z bólu, z którym nie może sobie poradzić, dlatego sięga po wszystko, co przyniesie chociaż chwilowe ukojenie – alko, impry, dramy. Odwrócenie uwagi. Strzał znieczulenia.
I druga, zupełnie bezbronna, która tęskni za szczęściem.
Zwykłe, zasługujące na miłość, potrzebujące jej i chcące kochać – dziecko.
Pierwszy krok strategii: przypomnij sobie, jakim dzieckiem był_ś.
Co wówczas sprawiało Ci najprawdziwszą radość?
Jakie było Twoje hobby?
Co sprawiało, że było Ci błogo i bezpiecznie?
Wypisz wszystko, co przychodzi Ci do głowy.
Jeżeli na kartkę spływają negatywne doświadczenia, pozwól sobie na nie. Uroń nad nimi łzę. A nawet, zanim zaczniesz się odbudowywać i pracować nad strategią bycia dla siebie dobrym, pozwól sobie na żałobę. Smutek.
Że Twoje życie niekoniecznie potoczyło się w kierunku, w którym mogło.
Że czasem rodzice dali plamę.
Albo mnóstwo plam.
Albo to nie były plamy, a piekielny kocioł pełen wrzącej smoły. Bo bywa i tak.
Warto to opłakać, a jeżeli czujesz, że właśnie relacja z rodzicami to coś, co Cię uwiera (albo rozrywa na strzępy od środka), polecam Ci książkę Nie zaczęło się od Ciebie i zawarte w niej ćwiczenia.
Co dalej? Krok drugi: nie szarżuj, zatrzymaj się.
Mówię serio.
Totalnie zwolnij.
Uprzedź znajomych, że potrzebujesz więcej czasu ze sobą. Jeśli to możliwe, weź urlop, a jeśli nie – po pracy staraj się spędzić czas jak najbliżej siebie. Bez Netflixa, bez mediów społecznościowych. Jeśli jesteś w związku, nie bój się poprosić o nieco przestrzeni – to wyjdzie Wam wszystkim na dobre, zwłaszcza, jeżeli Wasza relacja od dawna Cię nie satysfakcjonuje. Chodzi o to, by nie tylko zyskać czas, na odnalezienie siebie, ale i wiedzieć, jak w ogóle wygląda to „ja”. Bo, uwaga, leci mały spoiler.
Krok trzeci: nie jesteś swoimi myślami. Ale jesteś tym, co o sobie myślisz.
Jeśli nie umiesz być dla siebie dobry, Twoim dominującym stanem jest samotność, poczucie niezrozumienia albo żalu do świata, to znaczy, że jesteś osobą w cierpiącą, w kryzysie. Traktuj siebie jak kogoś, kto ma przeziębienie. Czy w takim stanie się chodzi na imprezy? Nie. Bo można pogorszyć swoje samopoczucie i przy okazji zarazić ludzi wokół. Zrób sobie herbatę z miodem, połóż się pod kocem. I postaraj spojrzeć na tę leżącą osobę z boku. Ale nie poprzez wyobrażenia. Chodzi o fakty.
Cogito ergo sum – myślę, więc jestem.
BARDZO FAJNIE PANIE KARTEZJUSZ, ale widzę, żeś pan nie medytował.
Kiedy jest mi źle, mój mózg produkuje historie. To instrument, który nie znosi pustki, niewiedzy. Musi analizować, by chronić przed niebezpieczeństwem. W niskich stanach świadomości produkuje okropne scenariusze. Ale one nie są prawdziwe.
Zadaj sobie pytanie: jaka będzie kolejna myśl? I nasłuchuj.
Zobacz, co się dzieje.
Czy do drzwi Twojego umysłu nie zapukała właśnie błoga cisza?
Pytaj siebie dalej: kim jestem? Kim jestem?
I nasłuchuj, zamiast sobie odpowiadać.
Słuchaj.
W tym pomogą Ci medytacje.
Wiem, że trudno jest medytować, że może jesteś typem, który uważa, że medytacja jest dla kogoś innego, że to nie działa, jakoś po prostu NIE, BO NIE. Ale zanim skreślisz medytację na wieki wieków, nie wkładając w próbowanie nawet odrobiny zaangażowania, spróbuj medytacji prowadzonych. Załóż słuchawki i skup się na słowach przewodnika. No i tyle. Polecam medytacje od Chodź na słówko, Klaudii Pingot, Małgorzaty Leszczyńskiej, Ajahna Brahma czy Deepaka Chopry, m.in.:
medytacja miłującej dobroci METTA,
połączenie z ciałem wewnętrznym,
Zaznacz sobie w kalendarzu, że wtorek, czwartek i sobota (albo inne dni, to nie mój kalendarz, Ty decydujesz :P, no ale najlepiej robić to CODZIENNIE) puszczasz sobie z rana, po pracy albo przed snem medytację.
Po prostu to robisz. BEZ DYSKUSJI! To rozwydrzone dziecko teraz potrzebuje surowego rodzica. Tak, Ciebie. Dorosłego Ciebie. Aplikuj smarkaczowi lekarstwo, póki nie wyzdrowieje.
RÓB TO.
Bo inaczej nic się nie zmieni.
I jesteś w tym kroku tak długo, aż poczujesz, że jest lepiej.
Tylko tyle i aż tyle.
Możesz też uzupełnić praktykę medytacji lekturą książek rozwojowych, które gorąco polecam.
Zacznij od 10 książek o samorozwoju. A gdy ich lektura będzie za Tobą, dołóż wybrane tytuły 5 autorów, którzy zabiorą Twój ból istnienia.
A jak już będzie lepiej, a będzie, napisz mi to w komentarzu pod tym postem. To będzie dla mnie znak, że mogę napisać dalej o strategii czułego rozwoju, czyli o tym, jak być dla siebie dobrym.
Twoja