Koluzja to taki typ związku (romantycznego, przyjacielskiego, zawodowego), gdy jedna osoba wiąże się z drugą, by w sposób nieświadomy odtworzyć rany z dzieciństwa. Czym są koluzje, jakie są ich typy i na czym polegają relacje, tak często zwane grami związkowymi? Dlaczego koluzje są niebezpieczne? W jaki sposób z nich wyjść i czy to w ogóle możliwe?
Wielu z nas prędzej czy później zostanie wywołanych do sprostania tematowi koluzji. Często w trakcie kryzysu relacyjnego, bo koluzja (z niemieckiego Kollusion – zmowa, z łaciny colludere – zagraj razem) przypomina słowo kolizja. Niewątpliwie bywa boleśnie, gdy okazuje się, że nasza relacja daleka jest od ideału.
Ja też nie jestem idealna, ale łapkę w górę na fanpage’u możesz dać, będzie mi bardzo miło, a Ty otrzymasz więcej inspirujących treści. 🙂
To, co dla mnie najważniejsze, to świadomość, że związek tworzą dwie osoby (co najmniej). Wina więc zawsze leży pośrodku. Choć w trakcie koluzji często czujemy, że to osoba partnerska staje się wobec nas np. przemocowa, roszczeniowa albo słabowita czy wycofana, przede wszystkim powinniśmy zwrócić się do siebie i obejrzeć, co nam to robi. Bo to klucz do rozwiązania konfliktu, uwolnienia skumulowanego napięcia czy zmiany szkodliwych schematów. Zatem jest nadzieja. Lecz zmiana taka jest bardzo trudna, bo znajdują się w polu wspólnej nieświadomości, nie jesteśmy do końca sobą. Włączają się w nas automatyzmy, nad jakimi nie jesteśmy w stanie zapanować, jeżeli nasze potrzeby nie są zaspokojone.
Ale od początku.
Jakie etapy mogą mieć koluzje? Jak wygląda taki rodzaj gry związkowej?
Wyobraź sobie, że wreszcie znajdujesz TĘ OSOBĘ. Nagle pojawia się w Twoim otoczeniu i bardzo szybko zaczynacie spędzać ze sobą dużo czasu. Okazuje się, że macie sporo wspólnego, choć jednocześnie jesteście bardzo inni, jakby z dwóch odległych biegunów. Potraficie się jednak spotkać w połowie. Uzupełniacie się. Jak puzzle. Łączycie się mentalnie, jeden z puzzli ma taki wystający dzióbek (jest bardziej), a drugi ma w sobie takie wklęsłe miejsce (jest mniej). Ale razem to jest właśnie to. Idealny kochanek, z którym wreszcie można zaznać ekscytacji, odkryć niezwykłość życia. Świetna koleżanka, idealnie nadająca się na współlokatorkę. Przyjaciel, któremu możesz się wreszcie wypłakać z trwających całe miesiące problemów w pracy. Albo lider projektu, który przedstawia Ci gotowe rozwiązanie problemu, przed jakim stoisz.
Ale po jakimś czasie okazuje się, że idealny kochanek przede wszystkim zajmuje się byciem idealnym, a Ty, zamiast iść obok niego po czerwonym dywanie, zaniedbana, zmieniasz pieluchy Waszemu dziecku, płacząc z samotności. Współlokatorka po raz kolejny udaje, że nie widzi grafiku, a Ty rzucasz jej mopem w drzwi i przy okazji robisz jej siniaka, bo właśnie wychodziła ze swojego pokoju. Przyjaciel przestaje odbierać telefon. A lider projektu oskarża Cię coraz częściej o bierność i brak inicjatywy.
Przecież to wszystko jest takie niesprawiedliwe i bolesne!
Tracisz energię na niepotrzebne konflikty. Wydaje się, że ta osoba, tak bliska Tobie, zaczęła mówić zupełnie innym językiem. Nie umie też już słuchać. Jesteście w tym samym pomieszczeniu, a jednocześnie na dwóch różnych planetach. W końcu pojawia się uczucie mdłości. Nie możesz już patrzeć na tę drugą osobę. Dochodzi do eskalacji konfliktu. Robicie sobie krzywdę podczas awantury. Nie chcecie tego, ale tak się dzieje.
Puzzle się rozłączają, a miejsce, gdy kiedyś przylegały do siebie, intensywnie krwawi.
Do momentu, aż pojawi się inna osoba.
Albo samoświadomość…
Najpierw jest więc pozornie idealne dopasowanie. Potem, pod pierzynką wygody i spełnienia, zaczynają się piętrzyć problemy, które zmieniają się w intensywne napięcie. Wreszcie napięcie sięga zenitu. A potem do rozpadu związku.
Jakie (zgodnie z koncepcją twórcy teorii koluzji, doktora Jürga Williego) 4 typy koluzji wyróżniamy?
Na każdą koluzję składają się zachowania progresywne i regresywne. Czyli jedna osoba zawsze będzie w jakimś wzorcu bardziej, inna mniej.
Nazwy koluzji odnoszą się do faz rozwoju dziecka. Najprawdopodobniej właśnie wtedy wystąpiły jakieś braki w obu jednostkach. Doszło do jakiegoś wydarzenia, wskutek czego dziecko wytworzyło schemat radzenia sobie z sytuacją. To pomogło mu przetrwać trudne momenty, najczęściej w relacji z rodzicem czy opiekunem. Dziecko może tego jako dorosły zupełnie nie pamiętać. Ale wzorzec postępowania działający (jako tako) wtedy, zupełnie nie działa, gdy jest się dorosłą osobą. Zaczynamy odgrywać role, zapominając o tym, jakimi osobami jesteśmy w istocie. Stajemy nie na swoim miejscu. Dla partnera zaczynamy być ojcem lub matką. Zmieniamy się w partnera lub szefa dla naszej koleżanki. Z kolei dla szefa przyjmujemy rolę dziecka albo żony. To prowadzi do naprawdę potężnych wypadków w systemie. Czasem rodzinnym. Czasem korporacyjnym. I społecznościowym, ogólnie, bo przecież nie funkcjonujemy w próżni. Jesteśmy też powiązani z innymi osobami.
W różnych okresach rozwoju relacji może dochodzić do poważnych spięć.
Dokładnie w tematach powiązanych z fazami rozwoju. Jednak z takich tarapatów da się wyjść, o ile jeden z partnerów czy nawet oboje nie traktują związku jako przestrzeni do zaspakajania własnych potrzeb. Niestety wtedy przydarzają się koluzje. Dojrzały związek dwójki osób polega bowiem na tym, że osoby, które potrafią samodzielnie zaspokajać swoje potrzeby, tworzą równą relację. Równą, to znaczy taką, że kiedy u jednej osoby jest większe przeciążenie przez jakiś czas, wtedy druga bez problemu daje od siebie więcej. Potem jednak ta pierwsza zwraca to, co otrzymała. Mogą to być np. pieniądze czy czynności do wykonania w domu lub w projekcie. W przypadku koluzji do takiego wyrównania nie dochodzi. Obie osoby zaczynają tracić. Bardzo dużo i bardzo szybko.
Jak to dokładnie wygląda w konkretnych typach koluzji?
Koluzja narcystyczna
Nie trzeba mieć zaburzenia narcystycznego, by tworzyć koluzję narcystyczną. W tego typu grze związkowej chodzi o autonomiczne poczucie własnej wartości. Obie osoby będą go szukać w drugim człowieku, zamiast w sobie.
Na jednym biegunie stanie osoba, która będzie oczekiwała oklasków lub pochlebstw, zupełnie jak małe dziecko, które uczy się rysować czy jeździć na rowerze. Ponieważ jej poczucie wartości będzie uzależnione od tego, co powie partner. Na drugim biegunie, przeciwległym, stanie osoba, która będzie bić to brawo. Ale żadna ze stron nie będzie grać za darmo. Co to znaczy?
Partner może zapisać się na studia tylko po to, by uzyskać aprobatę. Nie po to, by się rozwijać czy podnieść swoje zawodowe kwalifikacje. Wie, że jest to ważne dla drugiego partnera, więc otrzyma w ten sposób nagrodę. Zapunktuje. A dzięki pochwale poczuje się bardziej wartościowy. Jako że jednak ta potrzeba nie należy do niego, tylko bardziej do partnera, wkrótce zrodzi się frustracja. Ta osoba zacznie czuć się przeciążona tyloma czynnościami do zrealizowania, oczekiwaniami ze strony partnera, niemożliwymi do udźwignięcia… Pojawi się przeciążenie, niechęć, wycofanie i złość.
Druga osoba w tej parze może być rozczarowana, że w trakcie rozwoju partnera większość obowiązków spada na niego. Że trzeba sprzątać, gotować i prać. I choć początkowo robi to samodzielnie, niby z ochotą i z totalnie własnej inicjatywy, to jednak nie słyszy słów wdzięczności.
Jej wysiłki są niezauważane. W tym przypadku też rodzi się frustracja.
Pierwszy partner chce być cały czas chwalony, a w ogóle nie docenia starań tego drugiego partnera. Przecież to nie fair! Pojawiają się dokładnie te same negatywne uczucia. Ale przecież ta osoba, która zajmowała się domem, robiła to nie po to, by wesprzeć partnera, tylko też po to, by mieć udział w jego sukcesie i również zostać docenioną, pochwaloną…
Oboje partnerzy stają przed tym samym problemem: poczucia bycia w pełni wartościowym i zachowania własnej tożsamości. Początkowo się ze sobą zlewają i w tym widzą wartość. Jak dobrze, że jest ta druga osoba, bo gdyby nie ona, nikt by mnie nie oklaskiwał. Tylko że w dorosłym życiu nie klaszczemy sobie za zaspokojenie potrzeb. Obiad gotujemy i jemy, bo inaczej nie będzie siły do działania. Sprzątamy łazienkę, żeby nie zarosnąć grzybem. Do pracy chodzimy, żeby mieć pieniądze. Dobrze jest zostać docenionym, ale to nie powód, by przed sobą padać na kolana i bić pokłony w podzięce za dojrzałe podejście do codzienności. Poza tym kim jestem bez Ciebie? Czy wiem, o której godzinie na stole powinien pojawić się obiad? Czy mam swoją indywidualną osobowość i potrafię ją wyrażać bez Ciebie? Jakie mam zainteresowania i hobby? Co jest moim indywidualnym życiowym celem? Warto odpowiedzieć sobie na te pytania.
Koluzja oralna
Tutaj tematem przewodnim, dominującym problemem staje się zaopiekowanie.
Jedna osoba uważa, że wszystko jej się należy. Jest to dla niej fakt oczywisty i niepodważalny. Ta osoba poddaje się czyjejś opiece. Początkowo przywala na to, by partner sprzątał, realizował zadania projektowe, rozpieszczał, przytulał, a potem zaczyna wręcz tego wymagać. Uznaje to za naturalne, że relacja służy zaspokajaniu potrzeb. Jej potrzeb. Fakt, że partner może mieć odmienne potrzeby, budzi ostry mechanizm oceny i udowadniania, że jest w błędzie, poczucie utraty gruntu pod nogami, którego w rzeczywistości nie było tam już od dzieciństwa.
Druga osoba z tej pary uważa, że powinna służyć drugiej osobie. Traktuje to początkowo jako coś nobilitującego. Powinniśmy pomagać drugiej osobie, gdy ta jest w potrzebie, to piękne i naturalne. Ale wkrótce potem okazuje się, że uwaga tej osoby skoncentrowana na partnerze nie zarejestrowała, że za dużo mu się oddało, a za mało włożyło w siebie. Dochodzi do rozładowania baterii i przemęczenia. Przychodzi złość, że ma się tyle na głowie, a partner może pozwolić sobie na drzemki, oglądanie filmów do późna, no i ogólnie ma high life.
Po pewnym czasie okazuje się, że ta pierwsza osoba to po prostu duże dziecko.
Druga zaś występuje w roli przeciążonej matki. Kiedy „matka” zaczyna zdawać sobie z tego sprawę, jako osoba bardziej dojrzała w relacji (ale też nie zawsze skutek objawienia, tylko np. z powodu niekorzystnych wyników badań), próbuje wykaraskać się z kłopotów, np. ograniczyć kontakt i skupić się bardziej na sobie. Wtedy „dziecko” stara się przekroczyć nowo ustanowione granice, zobaczyć, na ile może sobie pozwolić. Partner występujący w roli matki często bierze na siebie z łatwością poczucie winy, w które wpędza go partner odgrywający rolę dziecięcą.
Zdarza się, iż myśli, że „jeśli bardziej się postara”, wszystkich zadowoli.
Ale to nieprawda. Dochodzi do absolutnego przeciążenia i gdy zupełnie odpuszcza, relacja, na którą tak naprawdę pracowała w większej mierze, rozsypuje się. Dlaczego? Bo nigdy by nie istniała. Ta osoba zabierała drugiej osobie możliwość rozwoju, dźwigania jej ciężaru w nauce życia. I albo partner występujący w roli dziecka nauczy się starać, albo pójdzie ze swoimi potrzebami do innej osoby.
Wina znowu więc leży po połowie.
Koluzja analno-sadystyczna
Inaczej nazywana jest koluzją władca-poddany albo „należysz do mnie”. Tematem jest oscylowanie w związku jako jednostka. Autonomia kontra posiadanie drugiej osoby. W naszej kulturze jest do podobno najczęściej występujący rodzaj gry związkowej.
Jedna z osób totalnie rezygnuje ze swojego zdania i jakiejkolwiek odpowiedzialności. Zrzeka się swoich celów i aspiracji na rzecz drugiej osoby. I ta druga osoba decyduje, prowadzi. Jest wielbiona za swoją siłę. Ale z czasem jeszcze bardziej wchodzi w swą rolę. Zaczyna kontrolować osobę, która się poddaje. Traktuje ją jako dodatek do swojego życia, a nie jako odrębną osobę. Im większy jej wpływ, tym cięższa staje się relacja, bo osoba kontrolowana oddaje siebie pod naciskiem coraz bardziej. Doprowadza to do wielu granicznych sytuacji.
Obie strony spotykają się z ogromnym lękiem. Lęk przed radzeniem sobie samodzielnie w życiu lub lęk przed znalezieniem równorzędnego partnera prowadzi do wytworzenia wypaczonego przekonania, że można jedynie albo rządzić, albo się poddać.
Tymczasem można żyć dłuższymi okresami pełnymi harmonii.
Na tym jednak osadzają się wszystkie koluzje, również koluzja analno-sadystyczna. Na tym, że nie wiadomo, jak inaczej, bo nigdy się tego nie doświadczyło.
Koluzja falliczno-edypalna
Tutaj tematem jest tożsamość płciowa. Partnerzy wiążą się w taki sposób, by zyskać potwierdzenie swojej męskości lub kobiecości, ostatecznie jednak dzieje się tak, że kobieta wykazuje więcej zachowań męskich, a mężczyzna kobiecych. I było tak od samego początku. Związek miał służyć zatarciu tych różnic.
Dzieje się tak, im bardziej mężczyzna wypiera kobiecy pierwiastek ze swojej świadomości, a kobieta męski. Każdy człowiek ma bowiem potrzebę bycia czasem biernym i zależnym albo zaradnym czy przywódczym. W trakcie koluzji kobieta będzie projektować na mężczyznę cechy, które potrzebuje rozwinąć w sobie. Będzie widzieć go silnym, sprawczym, zorganizowanym, ale na dłuższą metę mężczyzna zmęczy się tą iluzją. Z kolei mężczyzna w koluzji falliczno-edypalnej projektować będzie na kobietę lekkość, wdzięk albo czułość. To, co sam od siebie odrzuca. Sęk w tym, że kobiety też potrafią być niebywale silne. Każdy człowiek ma w sobie zarówno pokłady łagodności, jak i agresji.
Jeżeli się z nimi połączymy, przestaniemy wchodzić w koluzje falliczno-edypalne.
Ale czy możemy to zrobić jeszcze w trakcie trwania koluzji?
Jak wybrnąć z koluzji i przestawić związek na zdrowy tryb funkcjonowania?
W okresie trwania relacji poniekąd spotykamy się ze wszystkimi wyżej omówionymi tematami. Każdy bowiem z nas jest istotą mającą potrzeby. Jeżeli je głośno wyrażamy, a nie spychamy w odmęty podświadomości, zaciskając zęby i modląc się, żeby jakoś to było, mamy szansę na zdrową, piękną relację. Pytanie, czy druga strona chętna jest, by nas słuchać i czy my też mamy w sobie gotowość, by usłyszeć ją. Bywa, że trauma jednego z partnerów w koluzji jest tak silna, że nie pozwala iść dalej, dopóki nie zostanie przepracowana, a zgromadzone w ciele emocje rozładowane. Ukryta trauma zaburza samodzielne zaspokojenie jakiejś potrzeby. Bywa blokadą, która uwalnia się z czasem w niektórych przypadkach. W innych nie i potrzeba specjalistycznej pomocy, by ją uleczyć, bo zmienia się w zaburzenie.
To, że wikłamy się w koluzje, jest bardzo powszechne.
Ból, który z tym przychodzi, jeżeli zostanie przez nas dostrzeżony i potraktowany jako lekcja, może pokierować nas ku rozwiązaniu wewnętrznego konfliktu.
Tak, związki się rozpadają. Przyjaciele odchodzą. Miejsca pracy się zmieniają. Projekty nie wypalają.
Normalnym jest, że czasem trzeba odrzucić stare, by pójść dalej. Bo nie wyzdrowiejemy tam, gdzie się rozchorowaliśmy.
Lepiej wówczas nie wchodzić od razu w nowe relacje, tylko dać sobie czas, by zregenerować się psychicznie i fizycznie. Wtedy prawdopodobnie łatwiej zobaczymy czerwone flagi i unikniemy koluzji. Ważnym czynnikiem na pewno będzie ilość wspólnie spędzanego czasu. Jeśli za bardzo angażujemy się, a inne dziedziny naszego życia zaczynają przynosić mniej dostatku, to niewątpliwy znak, że w coś wdepnęliśmy.
Pytanie nie brzmi jednak: jak stąd wyjść, tylko dlaczego w to weszliśmy…?
Każdy przypadek jest indywidualny. Jeśli bardzo cierpisz, skontaktuj się z psychologiem lub terapeutą. Specjalistyczna pomoc to coś, na co zasługuje każdy z nas.
Jeżeli chcesz się czymś podzielić, zapraszam do sekcji komentarzy.
__________________________________
Ten blog jest dla Ciebie. Wszystkie treści tworzę, by dodać Ci wiatru w żaglach! Pomóż mi zdobyć i przekazać Ci jeszcze więcej ciekawej wiedzy i inspirujących opowieści: wesprzyj tę formę twórczości, stawiając mi kawę. Dobro wraca!