Jedno jest dla mnie jasne: to nie jest młodzieżówka. Agla. Aurora, druga część epickiego fantasy autorstwa Radka Raka, wciągnie zdecydowanie i dojrzałego, wymagającego czytelnika. I mimo naszpikowania odniesieniami do innych dzieł kultury, wciąż jest najoryginalniejszym, co kiedykolwiek czytałam. Dla mnie jest to definicja artyzmu.
(Uprzejmie proszę o łapkę w górę na Facebooku. To dla mnie motywacja do przygotowywania dla Was kolejnych recenzji. Gotowe? To płyniemy).
Nie sztuka wziąć to, co się sprawdziło i napisać jeszcze raz, modyfikując troszkę fabułę czy bohaterów.
Dwie dotychczasowe części Agli pokazują, że Radek Rak osiągnął wybitny poziom w znajomości rzemiosła pisarza.
(Nagroda Nike oczywiście pokazała to już wcześniej, ale że jest dużo genialnych twórców, którzy Nike nie otrzymali, a zasługują, nie będzie to w 100% miarodajny wyznacznik). Sztuką jest uczynić takie dzieło, by zabrzmiało w sposób unikalny, eksponując jakości, które tylko ten jeden jedyny twórca potrafi zaprezentować. Można więc wziąć piosenkę The Beatles i zaśpiewać ją tak jak John Lennon. To będzie trudne, ale realne. I przeciętne. Ale można wziąć piosenkę The Beatles i zaśpiewać ją po swojemu. I to będzie genialne. Radek Rak bierze wszystko, z czym się w życiu spotkał, i przepuszcza przez siebie, i to jest już do niczego innego nie podobne, tylko właśnie do twórczości Radka Raka. Fajerwerki strzelają.
W drugiej części Agli, Aurorze, od samego początku możemy być zdumieni, że nie podążamy śladami Sofii Kluk. Do czynienia mamy z Tymianem Drakowem. Chłopak, który chciał rozpętać rewolucję, będzie musiał zmierzyć się z konsekwencjami swoich lekkomyślnych działań. Ściga go ojciec, agent bezpieki. A narrator snuje wątek Tymiana w niespieszny, refleksyjny sposób.
Klatka Tymiana nie miała bowiem prętów ani łańcuchów krępujących ruchy. Nie takich ze stali czy z kutego żelaza. To była klatka zupełnie inne natury, taka, która siedzi głęboko w głowie i którą nosie się ze sobą wszędzie, dokąd tylko się pójdzie. Większość ludzi żyje w takich klatkach, ale moment uświadomienia sobie własnego uwięzienia zawsze przynosi cierpienie. Tymian przeczuwał istnienie prętów i okowów, ale dopiero przed kilkoma dniami dotarło doń, z czego są one wykonane.
Nie z nadopiekuńczości matki. Nie z cichej, podszytej drwiną pogardy ojca. Więzy Tymiana wykute były z tchórzostwa.
Wspaniale przenieść się znów do twierdzy Katów i poobcować z wielkim Plotynem Wernyhorą. W tej części Agli rozwija się jednocześnie wątek prześladowania goblinów oraz tajemniczego Cara. Przy tym ostatnim zostanie wreszcie uchylony rąbek tajemnicy. Jak i dowiemy się wreszcie, co wydarzyło się z ojcem Sofji Kluk. Te finalne sceny, gdy spotykamy się z bohaterką i prawdą o niej samej, są bardzo emocjonalnymi momentami, które we mnie poruszyły wiele strun. Nie mogłam powstrzymać łez. Końcówka jest naprawdę mocna.
Radek Rak w powieści Agla. Aurora pokazał wirtuozerię, z jaką podchodzi do zagadnienia czasu.
Niczym Chronos (albo Loki, kto wie, ten wie :P) poszatkował linię czasu. Cofa swoich bohaterów, a potem przenosi ich do teraźniejszości, sprawnie manewrując nielinearnością akcji, która rozbija się na postrzeganie rzeczywistości przez wielu bohaterów.
No i właśnie, wielu bohaterów. Zupełnie nie uwiódł mnie wątek bezdusznego Kozy (choć dobrze, że jest taki totalnie czarny, barbarzyński charakter, dla wyważenia) oraz Tamary i Ousji, przewożących ciężarówką feralny ładunek. To, co się dzieje w gułagu, jest tak złe, że nie wiem, czy mam bić brawo autorowi, bo mnie aż powykręcało, kiedy musiałam czytać o wszystkich tych okropnościach. A przestać nie potrafiłam. Ale litości, ile można, chciałam czytać dla rozrywki, a tu razem z bohaterami muszę przeżywać gehennę… Ponieważ wiem, że Radek Rak już jest świadomy, jak się do wielotomowych historii podchodzi (czyli że rozważa się życzenia czytelników), chciałabym złożyć zamówienie na więcej magii, mniej gułagu. Żeby nie musieć rzucać Kindlem przy czytaniu kolejnej części Agli.
Bo właśnie! Mimo że książka jest przepięknie wydana, to twarda oprawa i papier offsetowy są tak ciężkie, iż zdecydowałam się na wydanie elektroniczne. Nie żałuję. Ilustracje także zjawiskowo prezentują się w tej wersji. Być może, jeśli wszyscy dotrwamy do końca tej szalonej przygody, kupię wszystkie tomy, by finalnie postawić na półce. Chciałam tak zrobić z Grą o tron, ale autor spękał. Także zobaczymy, jak to się wszystko ułoży.
Smaczkiem, który dodatkowo rozpalił moje serduszko, były liczne odniesienia do twinpeaksowej twórczości Davida Lyncha.
Agla. Aurora spełniła moje oczekiwania. Choć ojciec Sofji Kluk jednak nie okazał się takim bohaterem, którego grał James McAvoy w roli ojca Lary w Mrocznych Materiach. ale może to i lepiej.
Czekam z niecierpliwością na kolejny tom Agli!