Wiem, możecie nie lubić Science Fiction. Mnie też średnio przekonują zieloni kosmici, teleportacja walki na lasery, chociaż miecze świetlne to akurat wręcz przeciwnie. W Interstellar dużo mniej bajki, a lewitujących zielonych mędrców raczej się nie uświadczy (choć zależy, co paliłeś przed lub w trakcie seansu). Najnowszy obraz Christophera Nolana ukazuje dramatyczny wyścig z czasem, piękno i potęgę miłości oraz walkę z własnymi ograniczeniami. Jeżeli lubicietakie filmy, Interstellar może Wam się spodobać. 
W nie tak odległej przyszłości, gleba niemal totalnie jałowieje, zanieczyszczenia uniemożliwiają wykonywanie podstawowych czynności, a ludzie głupieją. Na szczęście trafia się niegłupi chłop, Cooper, którego całkiem przystępnie zagrał Matthew McConaughey, mogący uratować ludzkość. Wcześniej jednak musi pokonać ogromne połacie czasoprzestrzeni, by odnaleźć dla swoich bliźnich nowy dom; planetę, która zastąpi Ziemię. W tym celu rusza w Kosmos i eksploruje go z pomocą między innymi młodej pani naukowiec Brand (Anne Hathaway, która nie miała raczej zbyt wielkiego pola do popisu) czy sarkastycznego robota wojskowego TARS. Walka głównego bohatera z mnóstwem przeciwności losu (oraz złośliwościami praw fizyki) jest tym dramatyczniejsza, że na Ziemi ratunku oczekuje jego córka, Murph (Jessica ChastainInterstellar to pierwszy utwór, w jakim miałam okazję oglądać jej rolę i po takiej uwerturze na pewno obejrzę jeszcze więcej). 

To tak w gigantycznym skrócie. Resztę roboty zrobi za mnie zwiastun. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji go obejrzeć, w co właściwie wątpię, to proszę bardzo, voilà!



Dokładnie ten trailer widziałam na długo przed pojawieniem się filmu i natychmiast zapragnęłam go obejrzeć. Niestety musiałam trochę poczekać. Całe szczęście, że wówczas nie znalazłam cudownych plakatów inspirowanych tym dziełem (prezentuję je Wam tu i ówdzie po bokach), bo wtedy chyba zaczęłabym już chodzić po ścianach do momentu premiery. 

Największą zaletą najnowszego filmu Nolana jest chyba obraz. Przepiękne, dramatyczne pejzaże umierającej Ziemi oraz nowych planet autentycznie zachwycają. Wizualizacja zjawisk astrofizycznych, choćby takich, jak czarna dziura czy tunel czasoprzestrzenny, to według mnie prawdziwy majstersztyk, tym bardziej, że obrazy te zostały oparte na badaniach współczesnych naukowców. Świetnym uzupełnieniem wizji jest cudowna muzyka. Nic dziwnego, w końcu jej komponowaniem zajął się Hans Zimmer, a więc jesteśmy w domu. Czasem trudno było mi stwierdzić, co robiło na mnie większe wrażenie. Czy fragmenty tego magicznego utworu:


czy momenty tragicznej ciszy. Ostatecznie do tej pory nie mogę się zdecydować, więc uznaję, że

całość stanowi świetną kompozycję.

Podobał mi się również przebieg akcji. Interstellar to prawie trzy godziny jazdy bez trzymanki. Nie nudziłam się ani sekundy i bez przerwy targały mną skrajne emocje. Czułam prawdziwy stres poprzez utożsamianie się z sytuacją bohaterów. Może wczułam się zbyt mocno, bo w kilku momentach łkałam bez opamiętania. Jeszcze nigdy nie widziałam filmu, w którym tak pięknie przedstawiona zostałaby więź między ojcem a córką. Pod tym względem prym dla mnie wcześniej wiódł nieco podobny do Interstellar słynny Armageddon Michaela Bay’a, ale dzieło Nolana przebija ten wątek po tysiąckroć. Tu więcej jest subtelności, oddziaływania na psychikę widza i suchych, choć zatrważających faktów. 
Jeśli chodzi o postaci i aktorów, to bardzo spodobała mi się Merph. Uwielbiam babki z charakterem, a gdy są jeszcze rude, mądre i stanowcze, to już w ogóle super sprawa. Co się zaś tyczy głównego bohatera, to muszę przyznać, że zostałam bardzo zaskoczona. Matthew McConaughey kojarzy mi się wciąż z gwiazdą komedii romantycznych przez nieszczęsne Powiedz tak z Jennifer Lopez. Na mojej liście już dawno zakotwiczył się Wilk z Wallstreet oraz Witaj w klubie, za który to McConaughey otrzymał Oscara, ale nie miałam okazji jeszcze zapoznać się z tymi obrazami (wiem, wstyd), więc dojrzałość sceniczna gwiazdora napawdę mnie zdziwiła. Ale tak miło. Cieszę się, że się chłopak nie zmarnował. 

Wiem, że film budzi wiele kontrowersji. Na przykład typu: czy to najlepsze dzieło Nolana, czy najgorsze? To mądry film czy głupi? Jak to jest naprawdę? Dobrze go zrobili czy totalnie dali ciała? 
Cóż. Myślę, że to film dla przeciętnego odbiorcy. Tak jak powiedziała Julita, kiedy opuściłyśmy nie trzeba być geniuszem, żeby skumać, że facet kochał córkę i chciał do niej wrócić. Im dalej w las, tym więcej drzew. Moim zdaniem ostatnie sceny, chyba bardzo trudne do zrealizowania, były epickie. I stanowiły hołd dla kultury pisma. Kto widział, ten może sobie zaznaczyć i przeczytać, kto nie wie, niech nie psuje sobie wrażeń małym spoilerkiem: przecież wszystko zaczęło się w domowej bibliotece i w domowej bibliotece tak naprawdę skończyło. A pismo stanowiło klucz. 



Czytałam recenzję Kominka, którą możecie znaleźć TUTAJ, i powiem Wam, że raczej się nie zgadzam z jego opinią (śmieszną nawet, bo ciśnie i ciśnie, a końcowo daje 3 na 5, spoczi). To jest dobry film, jasne, zrealizowany za pieniądze i dla pieniędzy, ale historia oraz jej przedstawienie naprawdę porusza. Co zaś się tyczy gonitwy za dronem – moim zdaniem ta scena przedstawi świetnie relacje ojca z dwójką dzieci i w pewnym stopniu należy do klamry kompozycyjnej. (Ach, te pola kukurydzy, tak uwielbione przez literatów i filmowców…). A że kurz spadł nierówno i było wiadomo, że to jakieś przesłanie? Hej, na świecie nie ma przypadków, a Cooper należał do rodzaju bohaterów zdolnych, mądrych i cwaniackich, więc i na to znajdzie się wytłumaczenie. 
Co mi się najbardziej spodobało? To, że dzięki filmowi odkryłam niesamowity wiersz, autorstwa Dylana Thomasa (1914-1953), którego początek wypowiadany jest jak mantra przez profesora Branda. 

Do not go gentle into that good night,
Old age should burn and rave at close of day;
Rage, rage against the dying of the light.

Though wise men at their end know dark is right,
Because their words had forked no lightning they
Do not go gentle into that good night.

Good men, the last wave by, crying how bright
Their frail deeds might have danced in a green bay,
Rage, rage against the dying of the light.

Wild men who caught and sang the sun in flight,
And learn, too late, they grieved it on its way,
Do not go gentle into that good night.

Grave men, near death, who see with blinding sight
Blind eyes could blaze like meteors and be gay,
Rage, rage against the dying of the light.

And you, my father, there on the sad height,
Curse, bless, me now with your fierce tears, I pray.
Do not go gentle into that good night.
Rage, rage against the dying of the light.

Wiersz bardzo mnie zainspirował, tak jak i zresztą cały ten kinowy seans. Poczułam wielkie katharsis, gdy opuściłam salę. Pośmiałam się i popłakałam, jakie to szczęście. Jakie to szczęście, że nie muszę stawać przed tak ważkimi wyborami, jak bohaterowie Interstellar. Jakie to szczęście, że mogę wrócić do domu, wygooglować sobie wiersz, w spokoju zrobić herbatę, a potem jeszcze wyszukać przepiękne plakaty i podzielić się tymi znaleziskami na blogu, bez strachu, że jutro nie będę miała co jeść. Dlatego szczęśliwe 
10/10. 

Interstellar

by Emilia Nowak time to read: 5 min
7

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!