Rafał Skwarek w swojej recenzji The Barbie Movie dla Filmawki napisał, że dał się nabrać, i że trochę wstyd. A ja wcale tak nie uważam, bo choć prawda jest oczywista: kasa się liczy, zwłaszcza dla, jak wspomina Skwarek, wartej ponad 7 500 000 000 dolarów korporacji, to równie ważne są i inne aspekty, o których mówi w swoim filmie Gerwig ustami bohaterów. Reżyserka jednak w jednej ze scen wzbudziła mój sprzeciw. Zatem przejdźmy do sedna.
Na Barbie byłam dwa razy. Raz z Justyną, z którą prowadzimy Drogę Świadomości na YT, raz z mamą, na wersji dubbingowanej, która niszczy przekaz tego filmu, jest obrzydliwa i odradzam każdemu. Ale to, co najważniejsze: zarówno na pierwszej wersji z w oryginale, jak i przy tym żałosnym doświadczeniu z przerysowanymi, totalnie sztucznymi głosami polskich aktorów, film wywoływał u mnie wzruszenie. I smutek. Że dzieje się tyle zła. Że my pozwalamy na to zło. Bo go po prostu nie widzimy.
Emilkowa recenzja filmu Barbie. Start!
The Barbie Movie to historia lalki, żyjącej w na pozór idealnym świecie. Dla mnie świat ten jest satyrą matriarchatu, ostrym wypaczeniem nie feminizmu, a trendu z Instagrama. W Barbie Landzie nie ma ani napojów (od których można byłoby mieć wąsy na górnej wardze), ani piasku (przecież wszędzie włazi!), ani negatywnych emocji. Przynajmniej takich nie miewają Barbie, bo Keni – żyjący tylko po to, by być zauważonymi przez swoje ukochane – muszą borykać się z całą paletą nieprzyjemnych uczuć; wstydem, presją, odrzuceniem, frustracją, zazdrością, beznadzieją… Świetnie to wszystko ilustruje postać Kena granego przez Ryana Goslinga. Bohatera wkurzającego, ale tragicznego.
Pierwsze około półgodziny filmu przez moją mamę było nazwane nudnymi. Ja tę nudę zobaczyłam również, za drugim razem, wcześniej niezbyt wysublimowane poczucie humoru robiło mi całkiem dobrze. Takie przyjemne, dobrze znane z amerykańskich komediowych produkcji, jakie oglądałam za dzieciaka. Może i banalne albo wręcz głupie (Hi, Barbie), ale nie zakładałam, że amerykański film familijny kierowany do mas, a przede wszystkim: DO DZIECI, będzie zawierał elementy humoru rodem z niszowego francuskiego komediodramatu. Poza tym to domena idylli. Jak nie ma kryzysów od czasu do czasu, to jest po prostu nudno.
Na szczęście kryzys w The Barbie Movie się wreszcie pojawia.
Jestem ogromną fanką kryzysów. Kryzys oznacza rozwój.
A w tym przypadku cellulit i lęki egzystencjonalne.
By się ich pozbyć, główna bohaterka (Margot Robbie) wyruszy do świata ludzi, zmierzyć się… z prawdą. O samej sobie i świecie dookoła. To będzie też wielkie zetknięcie matriarchatu z patriarchatem. Idei z życiem. Dobrych chęci z tym, że nie zawsze wszystko nam się udaje, a już na pewno nie w taki sposób, w jaki zakładaliśmy.
Co mogę napisać na temat gry aktorskiej? Dla mnie Margot Robbie niewiele miała do zrobienia, ale to subiektywna opinia. Może aktorka wiele musiała trenować, by zagrać lalkę? Może. Robi to z lekkością, dokładnie tak, jak powinno być. Tyle że w realu takie Barbie istnieją i ich gesty łatwo oraz sposób mowy łatwo zobrazować. Wystarczy się trochę powygłupiać… Przerysowane zachowania Ryana Goslinga też raczej szału nie zrobiły. Dla mnie gwiazdą w tym filmie była America Ferrera. Jej postać, pracownicy firmy Mattel oraz mamy, ze wszystkimi autentycznymi emocjami, których tak sporo, od zachwytu przez poczucie samotności, złość, odrzucenie i bunt, dostała scenariusz, w którym aktorka mogła się popisać. W jej przypadku wyszło świetnie. To dzięki niej właśnie, dzięki jej prawdziwości, którą wniosła na ekran, mogłam przeżyć tyle wzruszeń.
Fabuła filmu o Barbie jest sprawnie rozegrana, ale jest rysa
I zupełnie przewidywalna. Może dlatego tak dobrze się ogląda ten film. Ale jest scena, która bardzo mi się nie spodobała. Nie chcę robić spoilerów, ale w pewnym momencie Barbie uwodzą Kenów, a potem wywołują u nich skrajną zazdrość. Jest to tak manipulacyjne zachowanie, tak wręcz niegodziwe, że nie wiedziałam, na co patrzę.
Okej, gdyby to się wydarzyło na wcześniejszym etapie The Barbie Movie, może by przeszło. Ale jeśli wymową ma być zbudowanie świata, w którym mamy podejście, że jesteśmy dla siebie wystarczający, akceptujemy siebie i podchodzimy ze zrozumieniem do drugiego człowieka, by go nie krzywdzić, to skąd oko za oko, ząb za ząb? Po raz kolejny?
Po części rozumiem, że to odzwierciedlenie obecnej wersji świata, w dodatku rządzonego przez mężczyzn, ale Barbie – malowane jako kobiety bardziej świadome, a ta wizja przynajmniej ma z filmu wypływać – z premedytacją ranią Kenów, by osiągnąć swój cel. Może ma to być śmieszne, kolejny element satyry na gry damsko-męskie, a przy okazji polityczne, ale mnie się zrobiło przykro.
Na szczęście w tym widowisku jest coś o wiele ważniejszego.
Film ma tylko 114 minut, ale Greta Gerwig zdołała opowiedzieć całą historię wojny płci
I nie tylko, bo komedia to istny wodotrysk przekazów socjologicznych, politycznych, filozoficznych, psychologicznych, no i popkulturalnych. Odniesienia do Matrixa mnie szczerze rozbawiły i zachwyciły. Ileż tu treści również na temat tego, jak kobiety traktują się wzajemnie! (Dziwna Barbie zdecydowanie jest moją ulubienicą). Albo jak patrzą na to, co dzieje się z ich ciałem… Przekaz jest prosty i w erze TikToka takiego przekazu właśnie potrzeba. A w dodatku historia lalki została tak przystępnie wyłożona, że widzę tutaj również wartości do mojej pracy zawodowej, którą jest przecież w głównej mierze marketing.
Cała otoczka budzi mój zachwyt, bo film o Barbie to też doskonała kampania wiralowa, w którą zaangażowali się… Chwila, kto się nie zaangażował? Nawet moja mama ubrała się do kina na różowo, a Paweł Tkaczyk dostarczył ciekawy merytorycznie materiał o tym, kogo tak naprawdę spotyka Barbie, gdy trafia do szkoły Sashy…
Połączenie tej premiery z Oppenheimerem i rywalizacja tych dwóch hitów z pewnością zostaną w mojej pamięci na długo. To wydarzenie kulturowe, które pokazało, że w świecie streamingów wciąż jest sporo miejsca dla kina.
Aczkolwiek The Barbie Movie obejrzałam dwa razy i może, może obejrzę trzeci, gdy wejdzie na platformy. Kiedyś. W porównaniu z Małymi kobietkami, wcześniejszym dziełem Grety Gerwig, które obejrzałam z dziesięć razy i wiem, że na tym się nie skończy, Barbie wypada blado. Bladoróżowo, niech będzie. Nie zawiodłam się co prawda, dostałam nawet więcej, niż zakładałam. W kontekście kontekstów właśnie.
Reasumując, to jest fajny i potrzebny film. Rozrywkowy, ale z głębią. I warto go obejrzeć, polecam.
A jakie są Twoje wrażenia?
Daj znać w komentarzu!
Twoja