Nie zdziwię chyba nikogo mówiąc, że festiwale muzyczne wygrywają życie i są co najmniej tak zajebiste jak nowy singiel Jamiroquai. Nie każdy jednak chce wydawać 600 zeta za 4-dniowy pobyt na polu namiotowym, rozwodnione piwo i kolejki do toi toiów. Można taniej, bliżej i z tymi samymi emocjami.
Mowa o Enea Spring Break-u, czyli największym polskim Showcase Festivalu (jeżeli nie wiesz kolego o co chodzi spokojnie, wytłumaczę za chwilkę). Żeby nie przedłużać, poniżej 5 faktów, dzięki którym mam nadzieję pognasz do empiku po bilecik. Byłem raz, w zeszłym roku, ale już wiem, że mieszkać w Poznaniu i nie zaliczyć ani jednego Spring Breaka to grzech ciężki.
1 – ODKRYWASZ TO, CO NIGDY SAM BYŚ NIE ODKRYŁ
To główna idea tego typu festiwali – nie są nastawione na największe gwiazdy, ale na młodych, aspirujących dopiero do największych scen artystów. Jeden powie: „nie ma nikogo, kogo znam, po kij mam płacić za to pieniądze?”. Ja odpowiem: „nie ma nic lepszego, niż możliwość biegania po mieście i zapisywania sobie nowych muzyków, którym potem możesz kibicować i patrzeć, jak rosną”.
Tylko wspomnę, na scenach Spring Breaka (przed komercyjnym sukcesem) występowali: Natalia Nykiel, The Dumplings, Years&Years…
2 – KILKA DNI BIEGANIA PO 10 KLUBACH W MIEŚCIE
W ramach biletu (3-dniowy karnet) dostajesz możliwość do wejścia do ponad 10 miejscówek, rozsianych wokół poznańskiego starego rynku, gdzie występują artyści Spring Breaka. Łącznie możesz zobaczyć (biorąc pod uwagę moje zeszłoroczne doświadczenie) około 15 do 20 wykonawców. Cena karnetu to… 89 zł. A to nie wszystko…
3 – CZĘŚĆ KONFERENCYJNA
Zgodnie z pełną nazwą Enea Spring Break Showcase Festival & Conference – jego częścią są panele dyskusyjne, podczas których masz możliwość pogadania z przedstawicielami najważniejszych wytwórni, ZPAV-u, samymi muzykami czy po prostu fajnymi ludźmi. To oczywiście w ramach dodatkowej ciekawostki (dla przykładu: ja w zeszłym roku wstałem na panele na najcięższym kacu z największymi rumieńcami, Emilia wolała iść do roboty ¯\_(ツ)_/¯).
4 – SILENT DISCO
Zdecydowanie najlepsze silent, na którym kiedykolwiek byłem. Nie mam tu za dużo do dodania :). No, może to, że w zeszłym roku o oprawę muzyczną silent dbał spoko portal, czyli Brand New Anthem.
5 – NIESAMOWITA ATMOSFERA
Iście festiwalowa! Masz tutaj niesamowitą możliwość poznania ludzi, którzy albo są tak samo zajarani artystą, na którego czekasz, albo chcą odkrywać, chłonąć i poznawać tyle, ile się da. Poczucie, że wokół Ciebie stoi około setka ludzi, którzy przyszli w tym samym celu co ty na ten koncert sprawia, że czujesz dobrze, chcesz, żeby trwało, a wypicie piwka i pogadanie o nowej EP-ce tego i tego artysty to czysta przyjemność 🙂
Z oczywistych też względów, mniejszy rozmiar festiwalu znacznie skraca dystans między wykonawcami a publiką. Spokojnie możesz z nimi pogadać na terenie festiwalu, wymienić się spostrzeżeniami albo cyknąć sobie selfiaka.
6 – TOMASZ ORGANEK
Zróbcie sobie tę przyjemność i odkryjcie trochę nowej muzyki za grosze. Oficjalnie zatwierdzam. 🙂