Sprawa wygląda tak: zdolny Warszawiak, który jeszcze 3 lata temu miał ambicje do wydawania angielskich rapsów, na początku lipca kończy swój wakacyjny (jakby nie patrzeć) numer takimi wersami:
Moje życie się zmieniło, gdy zacząłem śpiewać po polsku,
teraz muszę uciekać, do zobaczenia na wosku.
Miesiąc później wydaje nową epkę całkowicie za darmo, bez wcześniejszych zapowiedzi o tytule WOSK. Well played, Mr. Hemingway. Do czego to prowadzi, skoro na jesieni pierwszy LP?
Zacznę od tego, że na serio lubię Taco Hemingwaya. Kilku blogerów rozpisywało się na Twitterze, cytując jego wersy z „Trójkąta warszawskiego” i mówiąc, że to jest prawdziwe życie. Potem przychodzi Open’er 2k15 i kariera Filipa Szczęśniaka zaczyna gwałtownie przyspieszać. Ja jego koncert odpuszczam, w domu żałuję, patrząc na relację na YouTube (dziękuję Alterartowi). Oglądam i jestem zamurowany – to ci raperzy to nie sebixy w dresach i co drugie słowo to nie „kurwa” albo „jebać”? Okazuje się, że wplątałem się w tą samą pułapkę, przed którą staram się przestrzegać innych, czyli ocenianie całego gatunku na podstawie kilku reprezentantów. Łatwo jest powiedzieć „nie słucham rapu”, ale ciężko wytłumaczyć, dlaczego.
Jak już zacząłem słuchać tego całego rapu, dostaję baty, że zaczynam od biedarapera, warszawskiego hipsterskiego chłopaczka, który pisze o dożylnym wstrzykiwaniu marihunaen, że on życia nie zna, że posłuchałbym sobie lepszych: Quebo, Małp i innych Słoniów a zaczynam tylko dlatego, że na Taco jest wielki hype, a nie powinien.
Dzięki temu jeszcze bardziej chce mi się go słuchać, taki jestem szalony i niepokorny.
Dwie pierwsze epki, czyli wspomniany wcześniej „Trójkąt warszawski” i „Umowa o dzieło”, z której pochodzi trójkowy przebój „następna stacja”, są wypuszczone o własnych siłach, pobierasz sobie za darmoszkę i słuchasz. Taco wyrusza w jesienną trasę, koncerty wyprzedane w kilka chwil, bukują się następne, Piotr i Paweł chcą wysłać do niego koszyk z gratisami (PS. to prawda), przychodzi Fryderyk a sam Fifi wydaje się co najmniej zaskoczony obrotem spraw.
Po miesiącach milczenia wychodzi Deszcz na Betonie, milion vievsów w 3 dni, wszyscy sobie przypominają o starym dobrym Taco, do którego tupali nad morzem, sącząc Fresco:
Przy okazji zapowiedź albumu. Myślę „w końcu!”, zaraz potem myślę „ej, ale dobrze że tak przeczekał ten czas niepotrzebnego szumu”, a jeszcze potem „skoro singiel jest najbardziej mainstreamową produkcją jaką pokazał to taki będzie cały album”? Odpowiedzi należy szukać w tekstach. A już na pewno w najnowszej epce, która znowu – nieco niepokornie – wydana jest jak dwie pierwsze, całkowicie za darmo i bez zbędnej promocji.
A w nich cały sekret tajemniczego zachowania Taco.
Pierdolę kasę z mptrójek, przychodź na koncerty
zależy mi, byś znał te teksty jak się zna kolędy.
Epka ma 6 numerów, z czego jeden z promocyjnym dodatkiem Pana Dawida Podsiadło (!). Przy niektórych oprócz zaufanego Rumaka (czyli producenta Taco, bo brzmi dziwnie) majstruje Borucci. Sam Filip nie traci formy, wręcz przeciwnie – słuchacz dostaje legalnie i za darmo (będę podkreślać, bo często te dwa czynniki nie współgrają ze sobą) solidną porcję błyskotliwych tekstów, dokładnie wyliczonych sylab i – też tradycyjnie – zajebistych bitów.
W zasadzie na tym mogę skończyć. Pan Filip, rzucony od razu na głęboką wodę dużego hype’u i całkiem sporej kaski chce konsekwentnie realizować swój plan zamiast bywać na galach, pisać teksty dla innych i wypowiadać się na tematy które go nie obchodzą.
A co najważniejsze – Taco przez ostatnie kilka miesięcy udowadnia, że chce nam mówić co u niego za pomocą sztuki którą z Rumakiem współtworzy a nie za pomocą wywiadów na Onecie i postów na fejsie czy twitterze. On chce, żeby mówiła o nim jego twórczość. A to jest znak, że mamy, drodzy Państwo do czynienia ze sztuką.
Polecam „WOSK” bardzo, jak i inne wydawnictwa pana Taco.
Matt
popoprawy.pl
Żaden facet z PR8BL3MU nie majstrował przy WOSKU.
Racja, pomyliłem pseudo 🙂
Dzięki za zwrócenie uwagi.