Jak każda młoda pisareczka jestem trochę egoistyczna, więc czytam komentarze pod recenzjami mojej książki. Żałuję, bo znalazłam coś takiego:
Okay, muszę przyznać, że zatrzymałaś mnie na te kilka akapitów. Książka nie rzuca się w oczy, jest niepozorna, a nazwisko polskiej autorki źle się kojarzy, bo jak to tak, polska literatura i jest dobra? Ale przekonałaś mnie i wiem, że muszę po to sięgnąć.
No tak, bo Szymborska to jakieś ścierwo, o którym nikt na świecie nie słyszał, Mickiewicz to jakiś, pożal się Boże, lamus, a Herbert… Zaraz, kto to w ogóle jest? Może coś mi się pomyliło. Z herbatą na przykład. I wcale ktoś taki nie istnieje.
Nie dość, że większość Polaków książki nie miało w rękach od ho-ho, to jeszcze ci, co czytają, śmią rzucać takimi z dupy wyjętymi hasłami? Co to się porobiło, hę?
Tak, czytam zagranicznych autorów. Tak, lubię amerykańską prozę. Zarówno klasykę, jak i literaturę popową. Nieważne, czy to J. K. Rowling, czy Ernest Hemingway. (Zasadniczo jest różnica, nawet spora, ale to po prostu inne ligi). Polską literaturę natomiast wielbię! Polscy pisarze są nie tylko mistrzami dbałości o słowo, wręcz architektami pięknych językowych bazylik i pałaców, ale potrafią dostarczyć także mnóstwo rozrywki oraz wychować. Wymieniać mogłabym bez końca, chciałabym jednak przedstawić kilku polskich twórców, bez których zapewne moje dzieciństwo, a w konsekwencji i całe życie, stałoby się jałowe.
Julian Tuwim – Stoi na stacji lokomotywa, / Ciężka, ogromna i pot z niej spływa! Znacie to? Biega, krzyczy pan Hilary: / „Gdzie są moje okulary?” A to? Albo jeszcze: Murzynek Bambo w Afryce mieszka, / Czarną ma skórę ten nasz koleżka. Pamiętam mnóstwo wspaniałych chwil, gdy recytowałam Lokomotywę razem z tatą, który inscenizował zabawne scenki i kupę śmiechu, mimo że ten sam wierszyk czytaliśmy już n-ty raz. Ale Tuwim dostarczył mi za dzieciaka nie tylko radości, bo i nauki. Dał między innymi rewelacyjną lekcję dystansu do siebie, bo pokazał, że można się śmiać z własnych słabości – roztargnienia, zapominalstwa, nawet głupoty… Nauczył też tolerancji. Prawdopodobnie Bambo był pierwszym czarnoskórym człowiekiem, którego spotkałam w życiu. A gdzie mała smarkula, dorastająca w niewielkim miasteczku, miałaby spotkać jakiegoś Murzyna? Tuwim pokazał mi, że to, co inne, również może być przyjazne i po prostu fajne. A w liceum i na studiach odkryłam inne oblicze Juliana Tuwima. Pokazał, że nic nie jest od początku do końca albo czarne, albo białe, skoro nawet wulgarność może emanować poezją (Wiosna. Dytyramb). Oraz że zdanie innych tak naprawdę mało znaczy, jeśli żyjemy w zgodzie z samymi sobą (Do krytyków). To jedne z najważniejszych nauk, jakie dostałam przez całe życie.
Jan Brzechwa niesamowicie rozwinął zaś moją wyobraźnię dzięki wszystkim częściom przygód Ambrożego Kleksa. Dzięki tym lekturom zrozumiałam, że na przekór przeciwnościom, trzeba wciąż wykazywać odwagę, by snuć marzenia. To z nich rodzi się wielkość. Każdy sen ma ogromną moc, bo to, co sobie wyśnimy, przy odpowiednim nakładzie pracy, możemy wcielić w życie. Pokochałam Brzechwę za mnóstwo zabawnych absurdów, które można spotkać zarówno w jego wierszach, jak i prozie. I może dlatego, gdy rzeczywistość atakuje mnie takimi absurdami, nie do końca miłymi, potrafię się z tego śmiać, zamiast bezsensownie wściekać i zgrzytać zębami. A to naprawdę przydatna umiejętność.
Kiedy mam gorsze momenty wywołane jakimiś zgrzytami w rodzinie, przypominam sobie Awanturę o Basię Kornela Makuszyńskiego. I doceniam, że tę rodzinę mam, prawdziwą, tatę i mamę, i cieszę się, bo to prawdziwy skarb. Poza tym, zarówno Basia Bzowska, jak i Irenka Borowska, czyli Panna z mokrą głową, a także Ewcia Tyszowska (Szaleństwa panny Ewy), to dla mnie wzory odwagi, determinacji, oddania sprawie, empatii i dobroci. W każdej z nich widzę po trochu z siebie i wciąż, mimo tylu lat, mimo tego, że zestarzałam się niemiłosiernie, prześcigając wiekiem moje ulubione bohaterki, wolę być taka, jak one, niż jakaś tam Anastasia Steele, która przy tamtych dziewczynach wypada po prostu żałośnie.
Maria Kownacka, Maria Konopnicka, Dorota Terakowska – o paniach też nie mogłabym naturalnie zapomnieć! I jeszcze trzecia Maria, Maria Krüger. I Małgorzata Musierowicz, i Ewa Nowak! Znacie te damy? Kobietom, które mnie wychowały, chyba poświęcę osobny wpis. Kto, jak kto, ale one zasłużyły szczególnie.
To jakich mieliśmy (czas przeszły, bo dawno ich zmiotło z powierzchni ziemi) pisarzy w zasadzie odkryłem pod koniec lat 90tych, kiedy siłą oderwany od literatury obcojęzycznej zaczęło mi brakować książek do przeczytania, sięgnąłem po raz nty po rzeczy, które przeczytałem, bo musiałem. Na luzie zupełnie jest inny odbiór.
Co do Mickiewicza mam poważne zastrzeżenia, nie widzę i nie chcę go widzieć jako polskiego wieszcza, z różnych powodów jednym z nich jest Pan Tadeusz, gdzie przywalił Polakom, że do dzisiaj leżymy po tym knockout i nie za bardzo wiemy o co kaman. A Słowacki leży gdzieś skopany w niepamięć, i szarga się jego dzieła http://www.imdb.com/title/tt1263657/
Twoją listę uzupełniłbym nazwiskami Korczaka czy Buczkównej.
Zabawne i smutne refleksje. Świetnie mi się czytało przy kawie, dziękuję.
Wciąż mamy świetnych pisarzy, wcale nie zmiotło ich z powierzchni Ziemi, po prostu czasy się zmieniły i teraz pisze się inaczej. Niemniej Twardoch, Varga, Karpowicz, Ostachowicz, Żulczyk, Tokarczuk – oni wszyscy wciąż trzymają poziom.
W którym momencie Mickiewicz w "Panu Tadeuszu" przywala Polakom i w jakim kontekście?
No cóż, plakat filmowy raczej mnie nie zachęca do głębszego zapoznania się z ekranizacją, ale Słowacki zawsze niestety stał w cieniu Mickiewicza. Choć nie ulega wątpliwości, że "wielkim poetą był"!
Na pewno więcej nazwisk by się znalazło – Korczaka w sumie wstyd nie znać, Buczkównej pewnie też, ale nie na nich się wychowałam, więc niestety zostali pominięci. :C
Dzięki za przaśny komentarz! Pozdrawiam!
Ależ proszę!
I również serdecznie dziękuję!
"wulgarność może emanować poezją" – wyjęłaś mi to kurwa z ust 😉
Dziękuję również, że przypomniałaś mi o historii mojego dzieciństwa "Szaleństwa panny Ewy", aż mi się ciepło zrobiło 🙂
Ależ proszę. 😉