Od kiedy znam Ewę, słynącą z BookTube’owego kanału Ciocia Ebi, słyszałam bez przerwy, że bardziej udaje, że pisze, niż pisze naprawdę. Sama właśnie w ten sposób wypowiadała się o swojej twórczości, ale wreszcie, tuż przed ukończeniem trzydziestych urodzin, Ewa opublikowała debiutancką powieść. I to właśnie pod szyldem Fabryki Dygresji!

O czym opowiada Trzydzieści kopert i dlaczego powinniśmy wreszcie zacząć siebie doceniać? Dowiecie się tego z naszej rozmowy. Zapraszam!

Emilia: Jak zaczęła się Twoja przygoda z pisaniem?

Ewa: Dawno, dawno temu… Mała Ewunia odwiedziła Tatę, który pracował za granicą. Wśród licznych wycieczek znalazła się też wyprawa do supermarketu. Ewunia nigdy nie była w takim miejscu, ale od razu wiedziała, w którą stronę iść. Trafiła do różowego raju, gdzie od podłogi do sufitu były same lalki. Nie mogła uwierzyć własnym oczom.

I nagle zobaczyła tą jedną jedyną, która sprawiała wrażenie, że czekała właśnie na nią. Była to księżniczka Barbie Roszpunka w pięknej sukni, koronie i oczywiście, najdłuższych włosach na świecie. Ewunia wiedziała, że musi ją mieć.

Wtedy pojawił się problem. Ewunia znała już literki i cyferki, więc gdy przeczytała, ile kosztuje lalka, nie śmiała nawet prosić rodziców o jej kupno. Po powrocie do domu wzięła zeszyt, długopis i mnóstwo kolorowych kredek. W ten sposób zaczęła tworzyć opowieści o tym, jakie przygody miałaby z Roszpunką, gdyby miały szansę być razem.

Emilia: I co było dalej?

Ewa: A potem dziewczynka dorosła i odłożyła pisanie na półkę Kiedyś na pewno to będę robić w życiu.

Emilia: Ale dlaczego? co Cię powstrzymywało przed pisaniem? Przecież prowadziłaś bloga, a stamtąd do książki chyba droga niedaleka…?

Ewa: Blog (właściwie vlog) na samym początku był tylko pretekstem do wręczenia prezentu urodzinowego mojej przyjaciółce. Może kiedyś pojawiła się myśl, że dzięki niemu zgromadzę bazę odbiorców potencjalnej książki, ale nic z tym właściwie nie robiłam. Poza kupowaniem kolejnych zeszytów i zapisywaniem strony lub dwóch rewolucyjnymi historiami, które szybko lądowały na dnie szafy. Dlaczego tak się działo? Prawdopodobnie z refleksji, że są osoby dużo lepsze ode mnie, które to robią, więc nie ma potrzeby dzielić się moimi słowami, jeżeli nie mam takiego talentu jak inni.

Emilia: I myślisz, że jesteś odpowiednią osobą do tego, by osądzić, że masz do czegoś talent lub nie?

Ewa: Nie wiem, czy ktokolwiek jest to w stanie osądzić.

Dla niektórych będę grafomanką, inni mogą rozkochać się w moich bohaterach i ich przygodach.

Jedno jest pewne. Gdyby nie to, że obiecałam moim dzieciakom z biblioteki, z którymi mam regularnie zajęcia, że wydam książkę jeszcze w tym roku, nigdy bym się do Ciebie nie odezwała i prawdopodobnie nigdy bym nie napisała żadnej powieści. Udawanie, że się pisze, było zdecydowanie prostsze. Pozwalało mi marzyć i gdybać bez końca, a teraz przyjdzie się zmierzyć z konsekwencją „zmarnowania papieru” na Trzydzieści kopert.

Emilia: Czyli teraz wreszcie, po blisko trzydziestu latach, ciocia ebi ewoluuje w Ewę Mielczarek? Czy masz wrażenie, że dzięki napisaniu książki przybliżasz się do bycia osobą, którą zawsze chciałaś być?

Ewa: Ciocią Ebi jestem od lat… Powiedzmy, pięciu. I to z przerwami, więc nie wiem, czy to dobry trop. Od dawna mam poczucie, że jestem taką osobą, jaką zawsze chciałam być, a wydanie książki (mam nadzieję) pozwoli mi po prostu dzielić się tą osobą z większą ilością odbiorców. Chcę inspirować, to robię na co dzień. Mam nadzieję, że ta książka, nawet jeśli będzie jedyną książką, jaką kiedykolwiek napiszę, zainspiruje choć jedną osobę do działania.

Emilia: Dlaczego tak często podkreślasz, że to jedyna książka, którą napiszesz? Słyszę tę adnotację już… trzeci raz?

Ewa: Może z następną się wyrobię do sześćdziesiątki. ;D

Emilia: Jak to możliwe? Przecież Trzydzieści kopert napisałaś… W miesiąc?

Ewa: Wolę napisać tylko jedną książkę, ale chcę, żeby miała ona znaczenie i to takie przez wielkie Z. Nie chcę co dwa miesiące wydawać kolejnych pozycji; może niektórym odpowiada taki styl, może też podyktowany jest on przez rynek wydawniczy.

Jeżeli kiedyś coś jeszcze napiszę, to musi być to coś ważnego.

Tu nie chodzi o szybkość pisania, przekonałam się, że jeśli chcę, to dam radę. David Nicholls, autor, którego stawiam na piedestale, wydaje książki raz na kilka lat, a jestem pewna, że też potrafiłby napisać ich dwanaście w ciągu roku. Po prostu uważam, że to nie o to chodzi.

Emilia: A jeśli ludzie będą się domagać kolejnych publikacji?

Ewa: To będę im mówić, że następna najwcześniej w 2020 <uśmieszek>. Może się zdarzyć, że pozwolę sobie na przygodę z literaturą dziecięcą, ale nie mam na to na razie żadnego pomysłu czy ram czasowych. Po prostu jest to część mojej codzienności, zarówno praca, jak i hobby, więc myślę, że kiedyś tego spróbuję. Może jako postanowienie przed czterdziestką <uśmieszek>.

Emilia: Co sądzą Twoi najbliżsi o tym, że napisałaś i wydajesz książkę? Tomek, Twój mąż, chyba był początkowo nieco sceptycznie nastawiony…?

Ewa: NIGDY! Do wydawania pieniędzy owszem, bo skąpy <uśmieszek>.

Emilia: <śmiech>.

Ewa: Zawsze powtarzał, że powinnam pisać, rozwijać się, akceptuje każdy mój, nawet najgłupszy, pomysł, który w jakimś stopniu rozwija naukowo, duchowo, artystycznie, wszelako wspiera. A wracając do głównego pytania, rodzinka mnie bardzo wspiera. Tata oczywiście nadal wypomina historyjki o Roszpunce, grozi, że opublikuje tamten zeszyt, ale wiem, że go nie posiada. Mam nadzieję! A do Trzydziestu kopert próbował dorzucić swoje pomysły i się obrażał, że nie chcę pisać nic o Kościuszce czy psa nazwać Torpedą.

Bracia i Mama też wspierają pięknymi słowami: Nawet jeśli to będzie największa szmira świata, to jest to twoja szmira.

Emilia: W Trzydziestu kopertach, na stronie redakcyjnej widnieje uwaga: Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe. Dlaczego postanowiłaś zawrzeć taki zapis? Naprawdę, w książce nie ma nic… prawdziwego?

Ewa: Prawdziwe są emocje. Mam nadzieję, że moi bohaterowie są ludzcy, a przez to, obawiałam się, że ktoś może dostrzec podobieństwa między sobą a postępowaniem tych postaci. To zwyczajna, małomiasteczkowa historia, co sprawia, że niektórzy mogą pomyśleć, że to o nich. Zaznaczam raz jeszcze, że tak nie jest. Prawdziwe jest usytuowanie geograficzne akcji powieści, ale też starałam się zrobić to subtelnie, żeby uczynić z tekstu coś bardziej uniwersalnego.

Emilia: Jak myślisz, ile wspólnego ma Twoja literacka bohaterka, Hania, ze swoimi rówieśniczkami z naszego rzeczywistego świata?

Ewa: Myślę, że całkiem sporo. Obserwuję siebie i swoich znajomych.

Codziennie działamy, tworzymy, pracujemy, a i tak rzadko odczuwamy poczucie spełnienia.

Nie wiem, czy to dołowanie się jest aż tak zakorzenione w naszej kulturze, w nas samych. Są osoby, które całe życie powtarzały mi, że muszę być bardziej skromna, nie chwalić się sukcesami, a ja mówię temu “basta”. Zacznijmy w końcu siebie doceniać. W przypadku Hani ten brak pewności siebie i przekonanie o własnej niewartości sprawiły, że utknęła w takim życiu, w którym scenariusz napisał ktoś inny.

Emilia: Tak naprawdę największą pomocą w rozwiązywaniu problemów Hani jest jej najlepszy przyjaciel. Bohaterka sama jednak, dzięki odpowiedniemu bodźcowi, układa swoje życie. Czy to jest największa nauka, która płynie z Twojej książki? Że sami jesteśmy odpowiedzialni zarówno za niepowodzenia, jak i za swoje sukcesy?

Ewa: O wiele łatwiej jest obwiniać innych. Największą nagrodą będzie dla mnie, jeżeli ktoś po przeczytaniu książki uświadomi sobie, czego pragnie i będzie do tego dążyć. Czasami te nasze marzenia są na wyciągnięcie ręki, wystarczy na nie zapracować. Nikt tego za nas nie zrobi.

Emilia: Co wyróżnia Twoją książkę spośród innych tytułów na rynku?

Ewa: Wspaniała okładka zaprojektowana przez zdolną Aleksandrę Grzanek! Do tej pory mam w uszach twoje słowa, kiedy powiedziałam, że mam koleżankę, która narysuje okładkę. “Jesteś tego pewna?”. Mam nadzieję, że jej piękna kreska ozdobi jeszcze wiele publikacji w naszym kraju i poza jego granicami. Co sprawi, że wtedy moja książka przestanie się wyróżniać na tym tle, ale przyjmę to ze szczerą radością.

Na jakim innym tle się wyróżnia?

To nie jest wydumana powieść. Bohaterowie są normalni, wychodzą na pole, są czasami leniwi, nie wstają rano w pełnym makijażu.

Wydaje mi się, że zwyczajność aż bije z kart tej książki, co w porównaniu do niektórych filmów czy powieści jest pewnym novum. Czasami, gdy oglądam serial, denerwuje mnie nieścisłość w świecie przedstawionym, na przykład masz bohatera, który uskarża się na swój los i pieniądze, a w tym samym czasie mieszka w apartamencie na Manhattanie. Hani nie stać na samochód, jeździ na rowerze nawet w zimie. Robert trzyma kurczowo się swojej pracy, bo wie, że dzięki niej może się utrzymać. Jedyną osobą, która szasta pieniędzmi jest Szymon, ale to nawet nie są jego pieniądze. Normalność i brak przesady. To wyróżnia Trzydzieści kopert. Czytelnikom pozostaje ocenić, czy to wada czy zaleta. Osobiście uważam, że to drugie.  

Emilia: Jakimi dziełami inspirowałaś się, by stworzyć Trzydzieści kopert? Wewnątrz jest całkiem sporo odniesień do współczesnej popkultury…

Ewa: Nie masz wrażenia, że jesteśmy przesiąknięci popkulturą? To wszystko sprowadza się do tego, o czym mówiłam wcześniej. Bohaterowie są normalni, ludzcy i mniej więcej w naszym wieku, a to oznacza, że jako dzieciaki zaczęli przygodę z Harrym Potterem, a teraz spędzają godziny przed Netfliksem. Poza tym, jedna z bohaterek (moja ulubiona!) jest totalną maniaczką, nerdem, geekiem, fanką w tak wielu obszarach, że mam wrażenie, że jest aż za mało odniesień do innych dzieł.

Emilia: Czy w trakcie pracy pojawił się kryzys? Jak wyglądał proces stwarzania tekstu?

Ewa: Tu znów pojawiasz się w roli głównej. Twoja rada, żeby

zacząć od pierwszego i ostatniego rozdziału bardzo mi pomogła. Wiedziałam, do czego zmierzam z moją historią już od pierwszego dnia.

Oczywiście, w trakcie pracy ulegało to wielu modyfikacjom, ale sens pozostał. Dzięki temu powstała taka klamra, nie wiem, czy ją zauważyłaś. Zaczynamy od imprezy i kończymy na imprezie. Mamy tych samych bohaterów, ale widzimy, jak się zmienili. A kryzys? Pojawiał się aż zbyt często, żeby się do tego przyznawać. Począwszy od wątpliwości wobec tworzenia na denerwowaniu się tym, co robią moich bohaterowie, kończąc. To wszystko okazało się pikusiem, kiedy musiałam zmierzyć się z redakcją i wszystkie błędy zostały mi podkreślone. Bardzo to doceniam.

Emilia: Czy nie jesteś tym całym pędem troszkę zmęczona?

Ewa: Gdy zaczynam czuć się zmęczona, odczuwam wyrzuty, że inni robią zdecydowanie więcej niż ja, a nie narzekają. Napisanie książki w tak krótkim czasie było z pewnością intensywne i miałam poczucie, że nie wiem, jak się nazywam. Wiadomo, znamy osoby, które potrafią w tym samym czasie napisać dwie powieści i dorzucić trzy opowiadania, ale na mojej zachciance “wydania książki” nie mogła ucierpieć moja rodzina czy biblioteka. Odpocznę we wrześniu, kiedy będę musiała odebrać zaległy urlop.

Emilia: Jakie masz plany na najbliższe 10 lat Twojego życia?

Ewa: To trudne pytanie. Miałam wielkie plany na poprzedni rok, a niewiele z nich udało mi się zrealizować, co odbiło się na moim samopoczuciu. Nie wybiegam w przyszłość. Jeżeli pojawia się na mojej ścieżce nowe marzenie, nie marnuję czasu na planowanie. Wybieram działanie. Kroczek po kroczku, dzień za dniem. Kończąc czterdziestkę chcę być w podobnym miejscu jak teraz: szczęśliwa, spokojna, w dobrym towarzystwie.

Emilia: Teraz Twój moment. Jeśli masz cokolwiek do przekazania Czytelnikom Fabryki Dygresji, to nie krępuj się. Może jakaś zachęta dla osób, które, jak Hania, Twoja bohaterka, boją się ruszyć naprzód? Nie czują się zbyt pewne siebie?

Ewa: Tu powinnam poprosić, żebyście kupili moją książkę i oszczędzili mnie, gdy będziecie dzielić się opinią w internecie, prawda? Mam też dodatek do tej prośby. Jak już przeczytacie, może oddajcie egzemplarz do lokalnej biblioteki publicznej. Dzięki temu historia Hani, Roberta, Michaliny i Kai trafi do szerokiego grona odbiorców i może sprawi, że będziemy szczęśliwsi. Mam nadzieję, że takie przesłanie niesie ta książka. Oczywiście, zawsze możecie kupić dwa egzemplarze, dla siebie i dla biblioteki, to ucieszy mnie jeszcze bardziej. A tak na serio…

Przypomnijcie sobie ten moment, kiedy mieliście osiem, dziesięć lat. Wtedy wszystko wydawało się możliwe. Nie zapominajcie o tym w waszej codzienności.

Bardzo dziękuję Ewie za rozmowę. Mam nadzieję, że otrzymaliście dzięki niej dzienną dawkę zapotrzebowania inspiracji do pisania.

Jeżeli i Wy chcecie spełnić swoje marzenie z Fabryką Dygresji, zapraszam pod

kontakt@fabrykadygresji.pl

Nie krępujcie się i piszcie prosto z mostu, w czym Wam pomóc.

Do zaś!

Wasza

Temat może być jakikolwiek, póki jest mądrze poruszony – literacka wigilia z Ewą Giurkowicz

Mamo, plecak spakowany, wychodzę! – rozmowa z Tomkiem Jakimiukiem z jaktodaleko.pl

Katarzyna Maniszewska — Podróżnik bez powodu!

Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Jeśli potrzebujesz motywacji, dzięki której wreszcie ukończysz swój tekst, szczegółowych porad na temat wydawania oraz marketingu książki, dobrze trafiłeś!
W gratisie też pierwsze strony mojego e-booka 7 grzechów głównych debiutanta!
* pola wymagane

 

 

Zacznijmy w końcu siebie doceniać! – rozmowa z Ewą Mielczarek, autorką Trzydziestu kopert

by Emilia Nowak time to read: 9 min
5

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!