Po 10 latach od mojego debiutu, Piromanów, czas na szczere wyznanie. Nie ma sensu ubarwiać rzeczywistości. Bo się można przebodźcować. Albo oślepnąć. Zapraszam na wpis o tym, jak twórczość zniszczyła mi życie. 10 lat tworzenia. Naga prawda. 

Zanim przejdziesz do lektury wpisu, na otarcie łez zagłosuj na mnie, żebym z moją prelekcją mogła dotrzeć do GirlBosskich. Żeby im pokazać prawdę o życiu. Żeby sobie przypadkiem go nie zniszczyły.

GŁOSUJĘ NA EMILIĘ

1. Po 10 latach tworzenia stałam się wybredną zołzą

Nie umiem cieszyć się niewybrednym żartem, choć zdarza się, że osoby, wśród których (przypadkiem) się znajdę, pękają ze śmiechu. Czasem silę się na uniesienie kącika ust. Najczęściej w ogóle nie, bo nie widzę w tym sensu. Wiem, że ludzie się zdziwią, że doskonały (w ich opinii) gag sitcomowy, kabaretowy występ czy fragment książki nie robi na mnie żadnego wrażenia. Tylko że ja podobne treści widziałam sto, a może i trzysta razy. I znam dokładnie mechanizmy wywoływania takich, a nie innych emocji u odbiorcy. Zatem coś, co jest nowością czy objawieniem dla niektórych, dla mnie trąci myszką. A zatem jestem wybredną zołzą. W dodatku zgorzkniałą. I wymagającą.

Ale kiedy spotkam już coś, co mnie zachwyci…

Gdy natrafię na coś, co poczuję każdą cząstką ciała, że jest dobre…

Nie szczędzę wtedy ani komplementów, ani działań, by opowiedzieć światu o takim kawałku twórczości.

2. Rozbite związki, zerwane więzi. 10 lat tworzenia potrafi wykończyć najbliższe otoczenie

Przetrwają tylko najsilniejsi. 😉

A tak serio: przetrwają te relacje, które są pełne poszanowania granic, wrażliwości, uważności, zrozumienia dla drugiego człowieka i najlepszych intencji. Dlatego jestem cały czas w kontakcie z moimi kumpelami z… podstawówki. Dlatego moja ekipa ze studiów widuje się co miesiąc on-line, bo jesteśmy w różnych częściach Polski, a nawet świata, ale chcemy zainwestować w naszą relację.

By być z drugim człowiekiem, trzeba tego naprawdę chcieć i starać się o to każdego pojedynczego dnia.

Tego też nauczyło mnie pisanie. Determinacji. Oraz poszanowania różnorodności.

Ale nie wszyscy to rozumieją.

No i dobrze!

3. Zmarnowane pieniądze. Zebrałam kilkadziesiąt tysięcy złotych na kursy, szkolenia, warsztaty i studia i je wydałam

Lekką ręką? Nie, często drżącą, w towarzystwie myśli: ale za trzy miesiące możesz jeść gruz.

Ale na szczęście nigdy tak nie było.

Wiem, że niektórzy ludzie będą uważali: zmarnowałaś pieniądze. Studia po trzydziestce? Oszalałaś. Wydałaś na studia ponad 60 koła, trzeba to było dać we wkład własny i już byś mogła płacić kredyt za mieszkanie. Nie masz stabilności, bezpieczeństwa. Masz tylko wiedzę, umiejętności i talenty. Pff. Umiesz świetnie zarządzać swoim potencjałem, wykorzystywać go i dzięki temu pomagać innym ludziom. Pffff! Ale wciąż nie masz kredytu ani nie jeździsz samochodem! Ogarnij się i bądź jak wszyscy, dobra?

Dla mnie inwestycja w siebie to nigdy nie są zmarnowane pieniądze. I nie mówimy tu tylko o studiach, mówimy też o inwestycji w mentoringi, kursy, konsultacje i inne, różnorodne formy pracy z sobą.

Ale nie będę przekonywać nikogo do swojego punktu widzenia.

Po prostu: ciąg dalszy nastąpi. 🙂

4. Przytyłam 3 kilogramy w Antoninie

Oj, pamiętam to cierpienie! Czy jest coś bardziej bolesnego niż czwórka literatów siedząca przy suto zastawionym stole posiłkiem przygotowanym przez genialnego szefa kuchni? Narzekaniom nie było końca. To, że się mieszka miesiąc w hotelu, gdzie się jest zadbanym ze wszystkich stron, da się przeżyć. Wieczorne koncerty fortepianowe, codzienne sprzątanie pokoju przez obsługę, wycieczki do winnicy z degustacją, powolne spacery nad jezioro, liczenie chmur, szwędanie się po polach kukurydzy i błękit nieskończoności spowijający całą tę beztroskę… Taaaak, można to jakoś znieść. Ale te obiady? A potem deser? (Chociaż deser chyba był najpierw, w formie lunchu…). I, co już zupełnie katastrofalne i budzące największą grozę, wieczorne deski serów oraz jeszcze więcej wina?

Do tej pory nie zrzuciłam tych 3 kilogramów, które przybyły mi na rezydenturze literackiej w Pałacu Radziwiłłów.

Gdybym nie pisała, byłabym szczuplejsza.

A mówią, że artysta zawsze głodny chodzi…

5. Odkleiłam się

Zgodnie z zaleceniami Julii Cameron, słucham głosów i jeszcze robię to, co mi mówią.

Mówię i piszę, że wierzę w Boga.

Doświadczam cudów na co dzień.

I nawet zaczęłam pisać wiersze.

Wariactwo level 100.

I generalnie polecam bardzo.

Przy okazji mam dla Ciebie kod rabatowy.

Wystarczy, że zapiszesz się na newsletter, a wszystkie książki Julii Cameron zamówisz z rabatem w wysokości 20%.

No, ale zapisz się na newsletter, bo to oferta tylko dla Załogi Fabryki Dygresji.

6. Wzięli mnie na języki

No wiadomo, że jak komuś szajba odbije, to się o nim gada. I w Wielkopolsce, i poza granicami.

Trzeba z tym jakoś żyć.

7. Nie do końca wyimaginowani przyjaciele, towarzysze tej artystycznej niedoli

Taki zniszczony, odklejony człowiek, jakim jestem, przyciąga do siebie innych dziwaków, bo chodzimy stadami.

Z samego rana tańczymy do muzyki i przytulamy się (Asia, Jarek, bardzo dziękuję za te piękne rytuały).

Chodzimy oglądać wiklinowe koszyki, nawet największe na świecie (Maciej, Monika, to był wspaniały spacer).

Wspominam w tym momencie tylko autorów, z którymi widziałam się w przeciągu trzech dni, bo wypisać wszystkie cudowne spotkania, w trakcie których rozprawiamy o literaturze, filozofii, duchowości, marketingu, prawie, moralności, wartościach, podróżach, psychologii… To się nie da.

Prawda jest taka, że moje dzieciństwo nie należało do najbardziej towarzyskich. Często dokuczała mi samotność, więc moimi przyjaciółmi w dużej mierze byli ci wymyśleni, książkowi.

Ale teraz spłynęła na mnie łaska morza cudownych ludzi i zupełnie ten okres został mi wynagrodzony.

Moje serce przepełnia wdzięczność przeogromna. Za każde spotkanie z drugim bijącym ludzkim sercem.

Jakież to ogromne błogosławieństwo, niesamowite bogactwo: być obok drugiej osoby, wymienić uśmiechy, uczestniczyć w swoich życiach.

I gadać tyle o książkach! 🙂

8. Egoizm albo i narcyzm, bo mam czelność dbać o siebie

Razem ze swoją twórczością i siebie stawiam na pierwszym miejscu. Dużo czasu spędzam ze swoimi myślami i emocjami.

Dzięki temu działam roztropniej i jestem lepszym człowiekiem, bo rozwój przez pisanie sprawił, że lepiej rozpoznaję własne uczucia, skuteczniej się komunikuję i dużo mniej krzywdzę innych. Pielęgnuję tę moją introwertyczną część duszy, nie przekraczam się.

Ale i tak znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że to egoizm, bo wg nich kochanie siebie to narcyzm.

Wiecie, chciałam trochę obśmiać w tym tekście stereotypowy obraz artysty, taki, który wytworzył się w naszej narodowej narracji.

Że pisarz to biedak, zdany na łaskę innych, którzy są niewdzięczni. Właśnie to wydaje mi się takie narcystyczne – robienie z siebie ofiary własnego talentu. Serio? Człowieku, masz gorzej, bo zajmujesz się tym, co kochasz, mimo że uparcie twierdzisz, że tego nie lubisz? Albo że pisarz jest takim zblazowanym typem, uwielbiającym się kisić w swoich emocjonalnych problemach. Nawet, jeśli tacy się trafiają, to serio, nie wszyscy. Jest mnóstwo twórców pragnących się rozwijać, którzy biorą odpowiedzialność za swoje wybory, pracują ciężko i odnoszą sukcesy. To nie jest łatwe, rynek nie pomaga, ale bez przesady: da się w naszych czasach wieść artystyczny żywot, mieć środki na podróże, być zdrowym, zadowolonym z życia i spokojnie robić swoje w poczuciu sensu i frajdy.

Wszystko to kwestia odpowiedniej narracji.

Nie krzywdźmy się nią. Niech ona nam służy – w budowaniu pięknych relacji, w twórczym rozkwicie, w dbaniu o siebie.

Dlatego zapraszam na moje nowe warsztaty rozwoju przez pisanie.

A tej Emilii, która 10 lat temu płakała, bo usłyszała, jak ludzie obgadują ją za plecami, że co ona sobie myśli – że pisarką zostanie? Że napisała, żeby z siebie widowisko zrobić, po nic więcej? Chciałabym powiedzieć: dziewczyno, głowa do góry, przełknij to, niektórzy ludzie tacy są i usłyszysz jeszcze wiele przykrych rzeczy. Ale tyle dobra, ile otrzymasz dzięki swojej pasji i codziennym wybieraniu siebie, swoich pragnień, swoich potrzeb – to nie będziesz w stanie zliczyć! Posmuć się trochę, skoro tego potrzebujesz, ale ruszaj potem do przodu, bo Twoje pisanie spełni Twoje kolejne marzenia: o podróżach, o najlepszych osobach, o najpiękniejszych chwilach, o pieniądzach i wreszcie o tym, by zmieniać społeczeństwo na lepsze oraz zdrowsze.

I Tobie też to mówię.

Rób swoje konsekwentnie.

Zanurkuj do swojej głębi, poznaj siebie, twórz, działaj w zgodzie z wartościami, a wtedy nie odczujesz takiej podatności na teksty innych.

Zawsze wracaj do siebie i działaj dla siebie, bo inni też na tym skorzystają.

Twoja

__________________________________

Ten blog jest dla Ciebie. Wszystkie treści tworzę, by dodać Ci wiatru w żaglach! Pomóż mi zdobyć i przekazać Ci jeszcze więcej inspiracji oraz ciekawej wiedzy: wesprzyj tę formę twórczości, stawiając mi kawę. Dobro wraca!Postaw mi kawę na buycoffee.to

Warsztaty rozwoju przez pisanie

15 powodów, dlaczego warto prowadzić dziennik. Od autoterapii po produktywność i manifestacje

Jak promować debiut literacki? Porady marketingowe dla młodych pisarzy

 

 

 

Jak twórczość zniszczyła mi życie? 10 lat tworzenia

by Emilia Nowak time to read: 6 min
0

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!