Niewielka objętość Podróży, raptem trzydzieści stron, sprawia bardzo skromne wrażenie. Ascetyczna wręcz okładka zaprasza do wnętrza koneserów win. Czy wielbiciel dobrej prozy odnajdzie się w świecie wykreowanym przez Krystynę Bezubik? Sprawdźmy.
Forma wydania mnie nie porywa i z własnej woli prawdopodobnie nie sięgnęłabym po Podróż. Tytuł, choć intrygujący, to zdecydowanie za mało. Skromna, zeszytowa oprawa i brak efektów specjalnych na okładce to nie mój świat. A jednak, biorąc pod uwagę treść, forma wydania jest jak najbardziej adekwatna do uczty znaczeń, którą czytelnik może się rozkoszować już we wnętrzu książki.
Tomik złożony jest z krótkich opowiadań. Każde z nich stanowi zbiór efemerycznych dygresji. Jako całość zbiór zaś stanowi świetną, spójną kompozycję. Pozornie nie dzieje się tu wiele. Nie ma linearnej akcji, proza oscyluje bardziej wokół przeżyć wewnętrznych narratorki. Jej emocje i burze myśli uaktywniają się w zetknięciu z elementami codzienności. Niewłączone radio przypomina o nieobecności kochanka, tak samo jak brak mleka w lodówce. Makijaż o tym, że nie da się zetrzeć własnej twarzy, jedynie maskę, którą przybieramy za dnia, by w nocy znów stać się tylko własnym odbiciem.
Słownictwo, z którym mamy do czynienia w Podróży, jest skromne, ale absolutnie nie ubogie!
Jest obfite w metaforykę i niesamowicie głęboką symbolikę. Pod jednym sformułowaniem kryją się dziesiątki znaczeń, które każdy czytelnik może zinterpretować wedle własnego doświadczenia. Podobało mi się, że przy opisywaniu prozaicznych czynności autorka pomaga odbiorcy odnaleźć we własnym życiu poezję. To zdecydowanie jedna z największych wartości tej książki.
To, co zaś nie przypadło mi do gustu, to część symboli. Bardzo zmysłowych, acz momentami przyciężkawych, bo zostały wykorzystane w prozie już wiele, wiele razy. To na przykład róża, kubek kawy, diabeł i czarownica. Do mojego życia niestety nie wniosły żadnej nowej wartości.
Miałam wrażenie, że w trakcie lektury znalazłam się w świecie wewnętrznym narratorki. W zupełnie innym wymiarze, który łączy jej codzienność, fantazję, nieustannie walczące ze sobą prozę oraz liryczność jej osobowości a także liczne tęsknoty. Pomiędzy wersami rzuca się wyraźny brak pierwiastka męskiego, który gdzieś odszedł, nie wiadomo gdzie. W pewnym momencie staje się diabłem, kiedy indziej służącym czarownicy demonem.
Myślę, że na temat głębi w utworze Krystyny Bezubik można napisać całą rozprawę, która będzie co najmniej dziesięć razy obszerniejsza niż jej zbiorek. I to powinna być najlepsza rekomendacja. Mam nadzieję bowiem, że pamiętacie o jednej z moich dywiz: mniej znaczy więcej. I Krystyna Bezubik idealnie w to powiedzenie się wpasowuje ze swoją zmysłową prozą.
Podróż to tak naprawdę chwila, do której się wraca. Ja przynajmniej zamierzam powrócić, a Wy możecie skosztować jej po raz pierwszy.
Za chwilę refleksji i wszystkie następne momenty z Podróżą dziękuję autorce, Krystynie Bezubik i zapraszam na jej www.
Przy okazji, jeśli chcecie zobaczyć, jak dywagujemy z Krzysią o stanie współczesnego rynku wydawniczego oraz poziomie literatury, a nawet chcecie się do nas dołączyć, to koniecznie przyjdźcie na spotkanie autorskie on-line! Wystarczy, że odpalicie komputer, wejdziecie na mój YouTube albo mój Instagram i proszę! Możecie zobaczyć się z nami na żywo i dzięki czatowi zadawać swoje pytania lub odpowiadać na te zadane przez nas. Chodźcie koniecznie, 8 stycznia o 19.00!
Czekam na Was!
Wasza
PS
Pamiętajcie, że jeśli chcecie, bym zrecenzowała Waszą książkę, wystarczy, że odezwiecie się na
Mam wrażenie, że recenzjami takiego typu prozy trudno się kierować, bo jednak to albo styknie, albo nie styknie, albo będzie porozumienie z narratorem, albo będzie dla nas jakimś nudziarzem który gada przez o wiele za dużo stron o swoim nudnym i pretensjonalnym życiu wewnętrznym. Musiałabym wziąć książkę do ręki, przeczytać kilka zdań… Albo o kilka za dużo, aż wyrzuciliby mnie z księgarni 😛