Już od pierwszych stron lektura mnie zauroczyła. Fruwające wokół ptaki, napominające mieszkańców tytułowej wyspy, czyli Pali, by być tu i teraz oraz dialogi tak bardzo oderwane od kultury Zachodu… Fajnie było, ale się skończyło. I zaraz Wam powiem, w którym momencie.
William Farnaby przybywa na Palę jako posłannik naftowego bossa. Ma się wkupić w łaski osób decyzyjnych tego niewielkiego kraju i przedstawić najlepszą ofertę, by wygryźć konkurentów. Jest to absolutnie tajna misja, więc mężczyzna obnosi się raczej ze swoim pierwszym zawodem. Jest przede wszystkim dziennikarzem, zaciekawionym kulturą Palanczyków i jako takiemu, mieszkańcy pozwalają zostać w swoim kraju, przynajmniej przez okres rekonwalescencji.
Bowiem w trakcie podróży na Palę, William doznaje dosyć poważnego urazu. Spokojna żegluga zmieniła się w walkę o życie, kiedy nagle Willa i towarzyszących mu marynarzy spotkał okrutny sztorm. Ranny Will, wycieńczony i z poranioną nogą, zostaje odnaleziony przez dwójkę młodych Palanczyków. Okazuje się jednak, że dużo gorsze rany nosi jego dusza…
Poznając kolejnych mieszkańców Pali, Will nie tylko poznaje sekrety tajemniczej wyspy, na której do tej pory nie było jeszcze żadnego wysłannika prasy, ale i leczy swoją duszę. Rozmowy, zmiana punktu myślenia a także sporadycznie rytuały, działają uzdrowicielsko.
Tylko co z misją, dla której naprawdę przybył na Palę? Okazuje się, że Palanczycy nie chcą mieć nic wspólnego z ropą, ale rządzący nimi młody maharadża ma inne plany…
Wyspa jest bardzo mądrą książką, napisaną przepięknym, wysokim językiem literackim.
Naprawdę, jeśli chcecie lepiej pisać albo po prostu pragniecie wzbogacenia swojego słownika, skosztujcie koniecznie tej lektury. Zobaczcie sami:
Pamiętał teraz dokładnie – biały żagiel wybrzuszony przez wiatr jak olbrzymi płatek kwiatu magnolii, bulgot wody ciętej dziobem, diamentowe błyski z każdego grzbietu fali i pomarszczony nefryt każdej doliny. A jakiś widok na wschodzie, po drugiej stronie cieśniny! Oszałamiające arcydzieło rzeźbiarskie bieli chmur ponad wulkanami wyspy Pala!
Aldous Huxley potrafi malować słowem jak mało kto, prawda? Opisy w książce są naprawdę świetne, ale… No, jest to książka filozoficzna, więc dialogi i objaśnianie wynalazków cywilizacji Pali, łączącej świat Zachodu ze Wschodem, mają tu pierwszeństwo nad fabułą.
W pewnym momencie akcja po prostu znika.
Dlatego lektura niestety po pewnym czasie zaczęła mnie potwornie nużyć. I zamiast czytać tę książkę, dawałam się jej skatować. Ale tylko dlatego, że takim jestem typem czytelnika: po prostu lubię, jak się dzieje. Najlepiej dużo i z solidną porcją patosu. Wyspa jest inna, co nie oznacza, że postanowiłam ją rzucić w kąt. Wręcz przeciwnie. Choć lektura stanowiła dla mnie wyzwanie, jej trudność i powolność w brnięciu przez kolejne strony, dała mi czas na refleksje.
Wyspa to doskonała lekcja zarządzania społecznością. Rozwoju duchowego i psychologicznego. Opowiada o różnych rodzajach związków, o prawidłowym wychowaniu rodziny. Ten temat bardzo mnie ciekawił, gdyż na Pali każde dziecko, które ma konflikt z rodzicami, może zrobić sobie przerwę od ich towarzystwa i na kilka dni zamieszkać w rodzinie zastępczej, których jest kilka do wyboru. Potwierdza się, że do właściwego wychowania małego człowieka potrzebna jest cała wioska, o czym mówi w jednym z nowszych filmików Kasia Sawicka. Że to, iż rodzice wiedzą zawsze najlepiej, jest po prostu mitem, w które nasze pokolenie za dzieciaka musiało wierzyć.
Wyspa obala mity i kłamstwa, w jakich wychowuje się dzieci w naszej cywilizacji.
I przy okazji dorosłych. Dlatego pewnie dużo osób będzie uważać, że Wyspa to utopia, której nigdzie nie da się powtórzyć… Bo ludziom tam żyjącym nie zależy na posiadaniu. Nie mają pragnień, które da się zaspokoić w supermarkecie. Chcą się rozwijać, być potrzebni i świadomi. Jeśli zapytasz znajomych, czego pragną, co to będzie? Wycieczka na Hawaje? Wykupienie sklepu jubilerskiego? Duży dom z ogrodem? Dziecko? Palanczycy zaś w trakcie edukacji dowiadują się, w jaki sposób mogą wnieść swój wkład we wspólne życie na tej planecie i później z przyjemnością go realizują. Bo widzą dużo więcej, niż koniec własnego nosa…
Wiedzieli, że cierpienie ma związek z umysłem. Jeśli upierasz się, łakniesz czegoś, rozbudzasz swoje ego – sam sobie stwarzasz piekło. Jeśli uda ci się stanąć z daleka – żyjesz w pokoju.
Bardzo podobały mi się również rozdziały traktujące o edukacji. Dzieci na Pali uczono tego, jak się uczyć. Sposób prezentowania wiedzy był również dostosowywany odpowiednio do tego, czy dziecko było np. flegmatykiem czy cholerykiem, albo słuchowcem czy wzrokowcem. Jednymi z najważniejszych przedmiotów były jednak te psychologiczne. Wycieczki po górach ze wspinaczką, w trakcie których nastolatki mogli uporać się z szalejącymi w nich hormonami i emocjami, albo tańce, podczas których wyrzucało się z siebie złe uczucia i zastępowało dobrą energią pochodzącą prosto z natury.
Jeśli chcecie dowiedzieć się wartościowych rzeczy o podejściu do drugiego człowieka i własnym wnętrzu, koniecznie przeczytajcie Wyspę.
Być może, jeśli Wasz umysł pozostanie otwarty i czujny, zrozumiecie wiele rzeczy o swoim najbliższym otoczeniu. Jeśli nie, przynajmniej poznacie inny sposób na życie, zgodny z poglądami buddystów.
No to kiedy książka tak naprawdę przestała mi się podobać?
Kiedy główny bohater decyduje się napić leku moksza, zmieniającego percepcję i uchylającego wrota do innego wymiaru. Ech, zawsze te dragi…
Każda cywilizacja ma jakąś swoją świętą roślinę. Ayahuasca u Indian w Peru, gałka muszkatołowa w Indonezji, a u nas wilcza jagoda czy piołun… (Tylko teraz się nie rzućcie na łąkę z atlasem roślin i nie zacznijcie gotować zupy z chwastów). Cóż, podejrzewam, że odurzenie się w ten naturalny sposób jest dużo zdrowsze (a może w ogóle nieszkodliwe? Nie wiem), niż picie wódeczki czy wdychanie kleju. No i można zajrzeć za horyzont tej rzeczywistości… Ale wszystkiemu temu jestem (na dzień dzisiejszy, tj. 3 lipca 2019) po prostu przeciwna. Mogłabym zostać twarzą kampanii Zachowaj trzeźwy umysł. Czyli sztywna, jakby to niektórzy powiedzieli…
Wierzę, że można doznać oświecenia, trzymając się z dala od jakichkolwiek świętych roślin. To na pewno droga dłuższa i mozolniejsza, ale… Póki co, ufam, że słuszna.
A na Pali stosuje się mokszę tylko od święta, więc nie zrozumcie mnie źle: Aldous Huxley nie napisał książki o ćpaniu. Po prostu ten wątek przewija się przez książkę i nie do końca przypadł mi do gustu. No ale to Huxley. Od jednej z jego książek, w której opisał swoje przygody z meskaliną, wziął swoją nazwę zespół The Doors…
Ostatecznie polecam Wyspę osobom, które
- nie boją się książek o nikłej, niezbyt widocznej fabule,
- lubią psychologiczne rozkminki,
- chcą zobaczyć, jak może wyglądać lepszy świat (bez wojen, zawiści, chciwości gniewu, itp.),
- pragną dowiedzieć się więcej o związkach,
- lubią piękną prozę.
A jak ktoś jest w tematach rozwoju duchowego, to już koniecznie musi przeczytać!
Żartuję. Nikt z nas nic nie musi. Słowo muszę i jego znaczenie to kolejna bajka wymyślona przez naszą cywilizcję…
Jeśli czytaliście Wyspę i chcecie się podzielić opinią, to zapraszam do dyskusji w komentarzach. Natomiast jeśli chcecie polecić mi inne książki związane z duchowością, to… również zapraszam do dyskusji w komentarzach.
Ściskam serdecznie!
Funkcja trackback/Funkcja pingback