Jeszcze nigdy nie widziałam tyle książkowego chłamu, ile w ostatnich miesiącach. Serio! Debiutanci zaczynają się ścigać i zaraz wyjdzie na to, że pierwszą publikację będą mieć na koncie jeszcze zanim wyjdą matce z brzucha. Mdli mnie już od tego.

Nie sądziłam, że będę wdzięczna kiedykolwiek za tę intensywną ciszę, którą uraczyły mnie wydawnictwa dziesięć lat temu, gdy postanowiłam wysłać im zbiór moich opowiadań. Wtedy było mi przykro. Wkurzałam się na rynek, wyzywałam redaktorów pracujących na punkcie styku z autorami od bezwzględnych, pozbawionych empatii dupków. AdWordsy nie były jeszcze tak popularne, więc wpisując w wyszukiwarkę Jak wydać książkę, wyskakiwała strona Prószyńskiego i S-ki. I nic poza tym, żadnych ściem z sektora vanity press. Wydawnictwa były ozięble milczące, lecz szczere.

Za oceanem redaktorzy często odpisują autorom choć jednym zdaniem. Tekst wymaga jeszcze sporo pracy, próbuj dalej. Albo Dzięki za propozycję, ale nie leży w kręgu naszych zainteresowań, szukaj gdzie indziej.

To brzmi może i smutno, ale motywująco. W końcu ktoś naszą powieść przeczytał (lub choć rzucił na nią okiem, to też się ceni) i wiemy już mniej więcej, co robić. Zmaganie się w Polsce z pustką, depresyjnym brakiem jakiegokolwiek odzewu, pcha początkujących i dobrze rokujących twórców w ramiona wydawnictw usługowych.

Jest jedna rzecz, którą musisz wiedzieć z tego tekstu, Początkujący Twórco. Napiszę to już teraz, żeby Ci ta puenta nie umknęła. Nie obchodzi mnie, czy przeczytasz ten tekst do końca, ważne jest, żebyś o siebie zadbał, toteż weź swoje piguły na skupienie i zapamiętaj:

Jeśli masz napisaną (ukończoną) dobrą powieść (lub książkę z innego gatunku), to zostanie ona wydana przez wydawnictwo tradycyjne. Czasem dużo szybciej niż myślisz.

Może być tak, że masz dobrą powieść, ale nikt się nie odezwie. Co wtedy robisz? Wydajesz ją w vanity? Nie. Albo robisz self-publishing, albo piszesz kolejną dobrą książkę. I może ta druga chwyci lepiej niż pierwsza, bo wpisze się w aktualne trendy. I redaktorzy Cię polubią, a wtedy, gdy wspomnisz im o wcześniejszej powieści, przypomną sobie o tym tekście i będą skłonni go wydać.

W przypadku fantastyki, czyli rynku wciąż niestety wypaczonego w naszym kraju, ale spokojnie, Andrzej, to jebnie, zasady gry właśnie się zmieniają, wciąż jest dosyć hardcore’owo. Fantasy, choć coraz bardziej popularne dzięki skomercjalizowaniu Wiedźmina czy Gry o tron, wciąż trafia głównie do niewielkiej rzeszy czytelników, kiedy porównamy ten rynek z powieściami obyczajowymi czy kryminałami… Ale coraz więcej wydawców pożąda współpracy z platformami streamingowymi oraz szuka źródła pieniędzy zagranicą, więc więcej graczy dołącza do fantastycznego wyścigu.

Najważniejsze to nauczyć się świetnego pisarstwa.

Co to znaczy? Chyba opowiem w kolejnym tekście, choć podejrzewam, że odpowiedź dla każdego człowieka będzie mieć indywidualny wymiar…

Jeśli nie będziesz cierpliwy i zboczysz ze ścieżki Jasnej Strony Mocy, Imperator Cię dopadnie. Narobisz głupstw. Stracisz pieniądze, a może i kończyny.

Zła legenda ciągnąć się będzie za Wami jak smród po gaciach albo gorzej, jak Kominkowa scheda za Jasonem Huntem (kto siedzi w marketingu, ten wie, że rebranding pomaga, ale nie zawsze – i o tej kwestii również napiszę).

A co konkretnie się może wydarzyć?

3 katastrofy, które Cię czekają, jeśli za szybko wydasz debiutancką książkę.

(bez znaczenia, czy w vanity, czy jako self)

1. Robisz bubla, którego nikt nie chce promować

Oczywiście uważasz, że Twoja książka jest materiałem na bestseller, więc już na okładce każesz napisać, że to bestseller.

Tymczasem w trakcie roku sprzedaje się dwadzieścia egzemplarzy.

Zastanawiasz się, dlaczego tak mało i idziesz ze swoją bolączką do Emilii z Fabryki Dygresji, która zastanawia się, dlaczego tak dużo, skoro Twoja powieść to niestety jeden wielki niewykorzystany potencjał. Emilia uświadamia Ci, co powinieneś zrobić lepiej i wtedy zstępuje na Ciebie olśnienie: Twoja książka to bubel, mogłeś faktycznie stworzyć z niej powieść, która sprzedałaby się w dziesięciu tysiącach egzemplarzy w ciągu dwóch lat, ale pospieszyłeś się, napisałeś byle co bez znajomości teorii literatury, bez oczytania w podobnych gatunkach, no i bęc. Teraz 2980 egzemplarzy leży w Twojej piwnicy i nawet przeokładkowanie nie pomoże, bo jeśli poprosisz recenzentów o opinię, to połowa odmówi (w końcu wydałeś w vanity), a połowa da w porywach 2/10 gwiazdek na Lubimyczytac.pl i zrobi sobie z Ciebie bekę w internetach.

Przynajmniej masz czym napalić w piecu, tylko to był najdroższy opał w Twoim życiu.

2. Twoi znajomi zmieniają do Ciebie nastawienie

Tak, wcześniej wiedzieli, że jesteś osobą z problemami, która nie miała lekkiego dzieciństwa, a i dorosłość dała Ci srogo popalić. Zazwyczaj nie opowiadasz im o szczegółach, więc po prostu się wspieracie w codziennych trudach i jest okej, Ty tolerujesz ich dziwactwa, np. smarowanie bułki masłem i nutellą jednocześnie, a oni akceptują, że czasami bez większego powodu wybiegasz z biura, by skopać najbliższy śmietnik, krzycząc, jakby opętała Cię armia piekielnych ogarów sir Lucyfera.

Ale od kiedy Twoja książka ujrzała światło dzienne, coś jakby się zmieniło…

Uśmiechają się dziwnie, nerwowo, i za żadne skarby nie chcą zostać z Tobą sami w jednym pomieszczeniu. Kiedy nadchodzi dzień Twoich urodzin, otrzymujesz od współpracowników karnet na wczasy w Kościanie, a kiedy się pakujesz, ktoś dzwoni do drzwi.

Otwierasz, a tam wezwanie do sądu.

Twój eks domaga się odszkodowania… Hm… Ciekawe za co?

3. Tracisz pasję

Myślę, że to najbardziej bolesne, co może się przydarzyć i mówię zupełnie serio.

Choć chyba najstraszniejsze jest to, że mimo zabawnej formy i delikatnego podkoloryzowania, historie opisane w punkcie pierwszym i drugim są również autentyczne.

Tak jak można się przyzwyczaić do palenia w piecu własną makulaturą oraz skorzystać z pobytu pod opieką specjalistów lub nawet wygrać rozprawę sądową (choć Żuławskiemu się nie udało i jedna z bohaterek Nocnika zafundowała pisarzowi mnóstwo finansowych zgryzot), to trudno odbudować wiarę w siebie oraz zamiłowanie do czegoś, co dostarczyło nam mnóstwo bólu.

To trochę jak z powrotem do byłego.

Niby minęło dziesięć lat, od kiedy się rozeszliście, niby uczucie przetrwało i na nowo pojawia się namiętność, ale strach, że znowu zdradzi Was z konsolą rzutuje na całą relację i uniemożliwia głębsze porozumienie. Boisz się, że znowu będą się z Ciebie śmiać koleżanki, że to, co wydawało się dawać największą radość w Twoim życiu, znów stanie się przyczyną najgorszego cierpienia…

Nie jestem fanką wchodzenia drugi raz do tej samej rzeki, ale, cytując mędrczyni:

Gdy wchodzisz w rzeki nurt drugi raz
Wiedz że to rzeka jest już nie ta
Bo woda ciągle płynie wciąż się zmienia*

Pytanie brzmi: czy zmieniliśmy się na tyle, by nie popełnić wcześniejszych błędów? By winą za rozstanie przestać obarczać partnera i wziąć odpowiedzialność za swoje niewłaściwe wybory? Bo może z tym partnerem wcale nie jest coś nie tak, może po prostu to my do niego nie pasujemy, a dla innej osoby będzie ideałem?

Chwila, bo zgubiłam się w metaforach.

Jeśli wysnuliście wniosek, że dążę do tego, by zakomunikować, iż być może pisanie nie jest dla każdego… Częściowo idziecie w dobrym kierunku.

Bo pisanie jest dla każdego. Każdy może pisać i według mnie każdy powinien.

Ale żeby zaraz publikować? Tutaj jestem kategorycznie na nie.

Nie każdy powinien wydawać, zwłaszcza swoje pierwsze teksty.

Jest wiele rzeczy, które mogłabym zrobić lepiej, gdybym nie spieszyła się z Piromanami. Wiem, dla niektórych dwa lata od napisania książki do wydania to będzie sporo czasu, ale nie chodzi o to, ile razy wskazówki wywiną pirueta na zegarze, tylko jak wiele twórczej świadomości uda mi się zyskać.

W teraźniejszości, która pędzi na złamanie karku (i kiedy zegar zagłady wskazuje, że ludzkości zostało jakieś sto sekund hulanek w smogu, zanim wszyscy zostaniemy ofiarami efektu cieplarnianego), mówię kategorycznie: zatrzymajmy się.

Pomyślmy, dlaczego chcemy wydać książkę?

Czy oprócz zaspokojenia naszej umysłowej próżności znajdzie się tam radość dla naszego serca? Czy czytelnik, sięgając po nasz tekst, poczuje nadzieję, szczęście, otuchę? Lub chociaż po zamknięciu książki stwierdzi: Ej, fajne to było, dobra rozrywka na wieczór? Czy może poczuje się, jakbyśmy puścili na niego emocjonalnego pawia i będzie chciał wyskoczyć przez okno? Albo po pierwszej stronie stwierdzi, że nie da się tego czytać i po prostu zrobi sobie z książki awaryjny papier toaletowy?

Twoja przyszłość zależy od tego, co robisz tu i teraz.

Powoli.

Świat poczeka na Twój geniusz. I trzeba liczyć się z tym, że może nawet go nie dostrzeże.

Najdrobniejsze potknięcie za to wychwyci natychmiast i rozdmucha do kolosalnych rozmiarów, których możesz nie udźwignąć. Jeżeli uważasz, że zła sława też sława, spoko.

To Twój wybór.

Powodzenia w byciu roztropną, czującą istotą!

Twoja

_____________________

Tekst utworu Alana Menkena Ten za łukiem rzeki świat w wykonaniu Edyty Górniak z filmu Pocahontas.

Ten blog jest dla Ciebie. Wszystkie treści tworzę, byś dzięki mojemu wieloletniemu doświadczeniu w branży wydawniczej i artystycznej mógł rozwinąć skrzydła. Bym mogła zdobyć i przekazać Ci jeszcze więcej ciekawej wiedzy, wesprzyj tę formę twórczości, stawiając mi kawę. Dobro wraca!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

8 etapów pracy nad dobrą książką!

3 zaskakujące rzeczy, których nauczył mnie Neil Gaiman podczas Masterclass

17 błędów, które dyskwalifikują Twój tekst u wydawcy

 

3 katastrofy, które Cię czekają, jeśli za szybko wydasz debiutancką książkę

by Emilia Nowak time to read: 7 min
0

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!