Nie ma nic złego w korzystaniu z usług wydawniczych, co więcej, uważam, że jest to całkiem porządna droga debiutu literackiego. Wydawnictwa typu vanity press są w naszym kraju bardzo popularne, ale jeszcze popularniejsze jest niezadowolenie ich klientów. Część z Was pisze do mnie z pytaniem: co robić?, rozgoryczona i rozczarowana kontaktem z poprzednim wydawcą.
Kluczem do porozumienia między autorem a wydawcą nie są bowiem pertraktacje. Za pośrednictwem reklam oraz w czasie, kiedy autor wstępnie kontaktuje się z wydawnictwem, jego przedstawiciel stara się uwieść kandydata na klienta. Czasem niekoniecznie wyjawi całą prawdę, a specjalnie o czymś nie powie, kiedy indziej obieca za dużo, a zrealizuje za mało… To oczywiście zachowanie bardzo nieprofesjonalne i nie mające po drodze z etyką. Agresywna konkurencja między tymi wydawnictwami zmusza je jednak do pojedynkowania się między sobą, a sprzedaż rządzi się swoimi prawami…
Wielu z Was pyta mnie o najlepsze w kraju wydawnictwo usługowe. Powiem otwarcie, że nie znam idealnego. Każde ma jakieś mankamenty. Nawet Fabryka Dygresji… bo, jak się okazuje, pod szyldem Fabryki jeszcze w tym roku zostanie wydana osobliwa książka. Od razu mówię: nie moja, choć autorka, dziwnym zbiegiem okoliczności, również ma na imię… Emilia! Zupełnie nie planowałam działalności wydawniczej i tak naprawdę określiłabym moją usługę raczej mentorowaniem w samodzielnym wydawaniu książki. Ale stało się, a projekt jest tak zacny, że dołożę wszystkich sił, by został należycie wypromowany. Do meritum: dopiero podpisuję umowy z hurtownikami i muszę zaplanować posprzątanie garażu, by przemienić go w magazyn… Jak widzicie, każdy ma swoje za uszami.
Najgorsza jest jednak nieuczciwość.
Prawdziwym kluczem do porozumienia między autorem a wydawcą jest więc umowa, w której zostaną opisane wszystkie warunki wydania książki. I nie tylko! Bo co dalej z wydrukowaną książką będzie się działo, również musi zostać opisane szczegółowo w takim dokumencie. Uważajcie na nie, gdyż wydawca stara się jak najlepiej zabezpieczyć przed Waszymi pretensjami. Na co powinniście zatem zwrócić szczególnie uwagę?
1. Promocja
Jak wiecie, to mój konik. Uwielbiam marketing książki, choć uważam, że jest bardzo pracochłonny i kosztowny. Absolutnie nie dziwię się więc, że wydawnictwa usługowe nie mają ochoty pomagać autorowi w promocji jego książki i spychają na niego odpowiedzialność. Ale bardzo Was proszę, nie dajcie sobie wmówić, że recenzja Waszej książki zamieszczona na 5 blogach oraz udostępnienie postu na Facebooku to wartościowa oferta! Uważajcie, bo ostatnio dostałam wiadomość z jednego z takich wydawnictw, że wysłanie jednej wiadomości przez ich newsletter to usługa warta ok. 4 tys. zł z powodu rozległej bazy klientów. Nonsens goni nonsens, zwłaszcza w przypadku promocji. Jeśli Wasz wydawca kręci nosem w tej kwestii, nie powinniście się dziwić, to normalna sytuacja. Sprawdźcie tylko, czy za jakieś drobiażdżki nie wyłudza od Was dodatkowych pieniędzy.
2. Magazynowanie
Tak, tak, wielkie sprzątanie garażu dopiero przede mną. Dobrze, że go mam tuż obok domu! Niektóre wydawnictwa nie mają takiego komfortu i często zmuszone są płacić duże pieniądze za wynajęcie magazynu. Przechowywanie książki jest sporym problemem dla wydawcy, zwłaszcza usługowego, bo skoro nie promuje on książek, to jakim cudem mają się sprzedać…? Zalegają więc tylko na półkach i obrastają kurzem. Albo, co więcej, trzeba je przerzucać z miejsce na miejsce i nadwyrężać kręgosłup, by jakoś zapanować nad pogłębiającym się chaosem… W końcu co chwila dochodzą nowe niesprzedawalne tytuły!
3. Dystrybucja
Bardzo wiele wydawców pisze, że współpracuje z hurtowniami. I jest to prawda – umowy o współpracę są podpisane! Ale jak ta współpraca wygląda? Tego nie wie nikt. Zdradzę Wam moje hobby, jest trochę wstydliwe, ale co mi tam, i tak niektórzy już mówią, że jestem dziwna. Otóż kiedy odwiedzam nową księgarnię, lubię zapytać o kilka książek wydawnictw, za którymi nie przepadam, by utwierdzić się w przekonaniu, że dalej oszukują swoich klientów i mogę ich dalej nie lubić. Na stronach www piszą, że dystrybuują książki do księgarń, ale w istocie można je kupić tylko i wyłącznie w ich własnych księgarniach internetowych.
Dlaczego tak się dzieje?
Bo sprzedając książkę bez pośrednika, czyli hurtowni, wydawca może włożyć więcej monet do własnej kieszeni, nie dzieląc się z nikim. Hurtownie zaś życzą sobie 50% rabatu od ceny detalicznej (drukowanej z tyłu okładki). Jeśli więc wydawca decyduje się przyjąć cenę 34,90 zł hurtownia otrzyma książkę za 17,45 zł.
Częściowo rozumiem takich wydawców, ale dlaczego nie powiedzieć tego klientowi wprost? Nie robimy dystrybucji hurtowej, bo nam się to nie opłaca, Tobie też, drogi autorze. Ale nie powiemy Ci o tym, bo wtedy zażądasz wyższego honorarium. A, racja, właśnie sama sobie odpowiedziałam na to pytanie.
4. Opóźnienia
Zdarzają się, a i owszem! I ja właśnie siedzę nad redakcją, którą miałam oddać mojemu autorowi dwa tygodnie temu. I wiecie co? Mnie samej cholernie to przeszkadza, ale tak to jest, kiedy się nie podpisuje umowy. Dlatego od teraz na każdą usługę zawieram z klientem umowę, w której przewidziane są sankcje za opóźnienia, by zmotywować się do lepszego rozplanowania czasu na pracę. I Wam również polecam zawarcie takiego opisu w umowie z wydawcą! Jeśli się spóźni z wykonaniem usługi, niech zwróci część kosztów. Chyba, że spóźni się z Waszej winy… (Bo na przykład macie zbyt dużo uwag w trakcie korekty autorskiej). Wtedy Wy również powinniście ponieść dodatkowe koszty, żeby było sprawiedliwie.
5. Ceny
Niestety, wydawnictwa usługowe narzucają gigantyczne marże na wykonywane czynności. Piszą, że jest tanio, a w istocie można by i tak dużo taniej! Dlaczego? Bo muszą utrzymać pracowników, którzy są odpowiedzialni za pozyskanie nowych zleceń, biuro, magazyn, zapłacić podatki (ach, jak ja tego nie cierpię!), a tu jeszcze jakiś wyjazd na targi książki, a tu trzeba na nową inwestycję odłożyć…
6. Redakcja
Często jest albo niewidzialna, albo trzeba za nią dodatkowo słono zapłacić. I wiecie co? I bardzo dobrze. W tym jednym aspekcie lepiej wyłożyć worek pieniędzy i mieć dobrze zredagowaną książkę, nić szczędzić kasy i potem chować głowę w piasek, gdy blogerzy, czytelnicy i inni redaktorzy zaczną wytykać błędy. Sprawdźcie, co się działo w ostatnio wydanej książce Zadie Smith. Jak widać, nawet wydawnictwa tradycyjne oszczędzają na redakcji…
7. Kiepska jakość druku
Wydawca usługowy lubi się chwalić, że ma zaufane, tanie drukarnie, i że dopilnowuje jakości druku. Tak, lubi się chwalić, dobrze to ujęłam. A co za tym idzie? Cóż, nie wiele. Jakoś nie widzę, by większość wydawców pędziła w środku nocy do drukarni, by sprawdzić, czy maszyny tną prosto okładki. Widziałam naprawdę wiele wpadek w druku i to każdego chyba rodzaju. Od pomieszanych stron, przez kiepską jakość zdjęć po braki literek ą w całym tekście. Ale nie da się wszystkiego upilnować, kiedy produkuje się książki taśmowo i jest jednym z klientów w firmie, która wydaje 20, 50, 100 i więcej tytułów rocznie! Nauczona takim doświadczeniem, postanowiłam, że jeśli będę pomagać wydawać książki moim autorom, to naprawdę w niewielkiej ilości. Jedna lub dwie rocznie naprawdę w zupełności wystarczą. Chyba, że moja firma kiedyś się rozrośnie, ale na razie tego nie mam w planach.
8. Okładka, która odstraszy czytelnika
Z góry przepraszam za to, na co właśnie patrzycie, ale nie mogłam się powstrzymać.
Tę okładkę bym w Paintcie lepszą zrobiła. Najgorsze jest to, że nie wiem, czy to tomik poezji, czy powieść, czy zbiór erotycznych grafik. Tytuł powinien delikatnie to sugerować.
Ta okładka to chyba nawet w Paintcie nie była robiona, tylko w Wordzie ’95…
Tutaj mamy do czynienia z tomikiem poetyckim. Ale jak mają się liście do naszego kraju? Nie mam pojęcia. Może Polska potrzebuje walnięcia z liścia? A może wydawca?
Ja rozumiem: autor ma swoją wizję na okładkę i trzeba ją uszanować. Ale świętym obowiązkiem każdego wydawcy jest służyć mu radą. I gdy widzi się, że autor popełnia głupotę, strzela sobie w kolano (tak jest zazwyczaj, dziwnym trafem autor w 90% zawsze wybiera ten najbrzydszy projekt albo najdalszy od marketingu), trzeba się ze wszystkich sił postarać mu to wyperswadować. A przede wszystkim dostarczyć mu dobre projekty, a nie takie… Hm. Wyjątkowo zabrakło mi epitetu. No, śliczności powyżej, prawda?
Przepraszam, mam nadzieję, że graficy i autorzy nie poczują się zbyt dotknięci moimi słowami. Tak, byłam brutalna, nie ukrywam. Potraktujcie to jednak jako mobilizację do czynienia lepszych okładek.
9. Zła marka
Znam blogerów, dziennikarzy czy artystów, którzy słysząc o danym wydawnictwie, nie chcą dotknąć nawet kijem od szczotki ich książek! I z góry skreślają tytuły, które zostały opublikowane pod nielubianym przez nich szyldem. Nie uważam, żeby to było fair. Wiadomo, książka książce nie równa, ale ostrzegam Was po prostu: sprawdźcie reputację danego wydawnictwa, zanim się z nim zwiążecie, bo możecie mieć bardzo pod górkę! Popytajcie innych autorów, czy są zadowoleni albo po prostu zróbcie research w Internecie czy grupach tematycznych na Facebooku. (Przy okazji, zapraszam do moich wspaniałych dziewczyn w grupie Kobiety piszą).
10. Brak honorarium lub ogromne opóźnienie w jego wypłacaniu
Czy znacie piosenkę Kultu Muj wydafca jest złodziejem? Podejrzewam, że gdyby nie wstyd, większość autorów wydających usługowo zaczęłaby chodzić po mieście, nieustannie nucąc tenże utwór. Jedno z wydawnictw typu vanity press obiecuje w swoim newsletterze i na stronie www, że dzięki wydaniu książki razem z nimi, autor stanie się milionerem, bo to najlepsza inwestycja. Bardzo chciało mi się z tego na początku śmiać, ale potem aż łezka mi się w oku zakręciła, bo to wierutne kłamstwo. W moim ostatnim (i pierwszym) podcaście, którego możecie posłuchać TU, opowiadałam, że wydawnictwa mają czelność podsuwać ludziom idiotyczne pomysły, by brali kredyty na wydanie książek. Ale jak to później spłacą, skoro wydawca nie raczy wypłacać honorarium? Załamanie nerwowe gotowe.
A ja bardzo nie lubię pułapek 🙂 Ciekawy tekst !
Trafne uwagi! Nigdy wcześniej się nie zagłębiałam w ten temat…
Z ciekawością przeczytałam 🙂 Chodzą mi po głowie, tak od czasu do czasu, pomysły o wydaniu książki z DIY, ale to chyba zbyt trudne i kosztowne ;P
Piszę i wysyłam kryminały do znanych wydawnictw. Należę do kilku grup pisarskich. O vanity nikt nie mam dobrego zdania. Patrząc na reklamy pisarzy ?Szkoda mi ich zmarnowanego czasu.
Bardzo fajny wpis, piszesz niezwykle ciekawie 🙂 Tak tylko chciałam dać znać, że mi się podoba 😀 Pozdrawiam!
Genialne 🙂
Przyznam się bez bicia – trafiłem na ten portal, ponieważ szukałem wiadomości, które mogłyby uzupełnić moją książkę… Gdybym trafił tu wcześniej… 😉
Pozdrawiam serdecznie