Wychodzi na to, że pierwszy raz w życiu spędzam szczęśliwe Walentynki. Bez partnera! Wszystko dlatego, że wreszcie dowiedziałam się, jak pokochać siebie. O tym, jak do tego doszłam, dzielę się z Tobą w nowym wpisie.
Od roku jestem singielką. Choć kilka pierwszych miesięcy po rozstaniu bolało jak japierdolęmyślałamżenicgorszegoniżkamienienerkowemnieniespotka, to… Potem było dużo gorzej. Ale przetrwałam. I uświadomiłam sobie, że choć w moim związku przez większość czasu czułam się kochana, to w dużej mierze jednak nie.
Brało się to stąd, że nie dbałam o to, by pokochać siebie.
Wcześniej kochałam wszystkich naokoło zamiast siebie.
Byłam zakochana w różnych chłopakach, a potem mężczyznach, od kiedy pamiętam. Jeden zaimponował mi grą na gitarze, inny obudził we mnie kobietę, jeszcze inny… W sumie nie było tak dużo tych moich potężnych zauroczeń, ale cały czas popełniałam ten sam błąd. Patrzyłam na nich poprzez pryzmat… siebie. Tego, co mi mogą dać, co mi będzie odpowiadało, żebym trochę lepiej się ze sobą poczuła.
Traktowałam ich więc nie jak ludzi, a bardziej pokemony.
I przyjmowałam do wiadomości niektóre ich zalety, a to, co mi nie pasowało, po prostu ignorowałam i udawałam, że nie ma tematu.
Jakież to było wygodne! Tak oszukiwać samą siebie! Wmawiać sobie: okej, to jest problem, że on nie chce ze mną robić tego i tamtego, ale jak go odpowiednio podejdę, jak wystarczająco się postaram, to na pewno do niego dotrze, że to jedyna możliwość i uda się!
LOL.
Lololololololol. Lol.
Takie założenia były jak pułapka, a najgorsze, że sama się w niej uwięziłam.
Jak pokochać siebie? Co to znaczy?
To znaczy, że osobą, która najlepiej do mnie pasuje, jestem ja.
Z sobą nie idę na kompromisy. Jeśli coś mi nie pasuje, komunikuję to przede wszystkim sobie. W ten sposób nie jestem rozdarta, nie toczę wewnętrznych sporów, po prostu tuptam sobie z uśmiechem.
Nie walczę z moim ego – przyjaźnię się z nim. Nie ukrywam swoich wad – tak, bywam pazerna, tak, lubię opływać w luksusy, gdybym była zwierzęciem, to może lisem, a może francuskim pieskiem. Bywa, że brakuje mi pokory. I jestem tragiczną manipulatorką, od podstawówki się nie biorę za żadne intrygi, bo już kiedy się nad jakąś zastanawiam, to widać na kilometr. I co z tego? To czyni mnie tylko bardziej charakterną! Choć raz mi się udało – zeswatałam dwójkę przyjaciół ze studiów i teraz mają trójkę dzieci. Tinder powinien mieć upgrade: zdaj się na Emilkę. Myślę, że to by było skuteczniejsze rozwiązanie.

jak pokochać siebie
Pokochać siebie to wiedzieć, iż mam w sobie wiele części.
Aktywnie pracuję nad odnajdywaniem tych nowych elementów układanki, by wszystkie je skompletować, a potem oświetlić i wyeksponować. Jakbym sobie układała puzzle Mona Lisa, 1000 elementów. Kiedy część mnie, która jest wewnętrznym dzieckiem, wpada w histerię, bo nie może czegoś mieć (np. wolałaby mieć 5 godzin na pisanie powieści, a ma tylko 30 minut), to tłumaczę cierpliwie, że jutro też jest dzień. Gdy dziecko ryczy, bo jest straumatyzowane urzędami i nie chce mu się wysłać podatków, zabieram je na spacer i mówię cierpliwie, że przecież to nie pierwszy raz, kiedy trzeba to zrobić. Że wychodziliśmy wspólnie z gorszych opresji i teraz też sobie razem poradzimy. (Jeżeli przypomina Wam to postać Shauna z The Good Doctor, to powiem Wam, że każdy na swój sposób jest ciutkę autystyczny – i tylko momentami szkoda, że nie odrobinkę bardziej, wtedy może nie żylibyśmy w tak wielkim zakłamaniu).
Pokochać siebie, to znaczy mówić otwarcie o swoich granicach.
Asertywnie wyrażać swoje zdanie. Bo jeśli nie pokażemy, że jesteśmy na tyle silni, by powiedzieć: NIE, z szacunkiem do siebie, to inni ten szacunek zdepczą. Wejdą do naszego wnętrza jak do własnego domu, wyniosą stamtąd wszystko, a na końcu jeszcze postawią klocka na gołej podłodze.
Pokochać siebie to umiejętność zaplanowania swojego dnia tak, by się wyspać.
Wstać spokojnie o ósmej, na dziesiątą rozpocząć praktykę w ulubionej szkole jogi, o trzynastej zjeść pyszną owsiankę z malinami i poczytać książkę Olgi Tokarczuk. Bez upierdliwego faceta, który będzie niczym zdarta pyta gadał pod nosem: no ja naprawdę nie wiem, dlaczego nie chcesz mieć dzieci zamiast spojrzeć na siebie i poszukać przyczyny tego stanu rzeczy w sobie (aha, w sumie to jestem kierowcą i bywam w domu raz na dwa tygodnie, ona czuje, że będzie sama musiała wychowywać dziecko i nie ma na to ochoty). Bez dzieciaków, które co chwilę dopraszają się o naleśnika, paróweczkę czy mleko truskawkowe. (Chciałabym, by te dzieciaki się wkrótce zjawiły, ale póki ich nie ma, korzystam z chwil błogiego spokoju i cieszę się nimi przeogromnie).
Pokochać siebie to głaskać swoje uda z satysfakcją, że się je ma.
Odczuwać ten dotyk i przeżywać dzięki niemu miłe chwile. To pielęgnować swoją skórę, obserwować, jak znikają blizny i wydmuchiwać nos z uważnością, bo jeszcze kilka tygodni wstecz jeden nieostrożny ruch i wyglądałoby się jak Michael Jackson.
Pokochać siebie to rozumieć, że energia seksualna jest tym samym, co energia twórcza: kundalini.
Ona stwarza życie. Jeśli powierzysz ją niewłaściwej osobie, uschniesz. Jeśli skierujesz ją ku sobie, otrzymasz nieprzebrane błogosławieństwa. Jeśli postanowisz obdarować ją kogoś naprawdę wyjątkowego… Stworzysz nowe życie.
Jak pokochać siebie krok po kroku?
W moim przypadku było to tak.
- Najpierw postanowiłam posłuchać wewnętrznego głosu. Słyszałam go zawsze, ale dzięki medytacji i uważności stał się dużo bardziej wyraźny. Nauczyłam się go rozpoznawać. Towarzyszył mi w chwilach największego spokoju, świetnej równowagi. W ciągu tych wszystkich lat zawsze, gdy go odrzucałam, działa mi się krzywda. Kiedy jednak postępowałam w zgodzie ze wskazówkami, spotykały mnie najcudowniejsze chwile.
- Zaakceptowałam swoje wady i słabości. W większości przestałam robić rzeczy, które mi się nie udawały i sprawiały, że obwiniałam się o bycie deklem. Wydelegowałam innym część spraw firmowych. Tak, czasem chlapnę coś głupkowatego, ale taka jestem. Nie zawsze potrafię ocenić, jaki dystans ma do siebie dana osoba, i że to, co mnie bawi, nie zawsze musi trafić w jej poczucie humoru. Trudno. Od kiedy zaczęłam się z tym oswajać, czuję się bardziej swobodnie i popełniam dużo mniej towarzyskich gaf.
- Dbam o siebie, bo jestem świadoma, że jedyną osobą, z którą muszę wytrzymać zawsze, jestem ja. Dlatego w kalendarzu notuję miejsce na odpoczynek i wcale nie traktuję pracy na pierwszym miejscu. Co mi po pieniądzach, jeśli będę musiała je wydawać na leczenie, bo doprowadzę mój organizm poza skraj wydajności? Mam więc rytuały, w których pielęgnuję moje ciało-świątynię duszy. Wzbogacam umysł studiami, dobrymi książkami i ciekawymi filmami, a duszę pielęgnuję na rozmaite sposoby, np. modląc się lub prowadząc dziennik.
- Unikam ludzi, którzy źle na mnie działają, czyli zamiast uszanować wiedzę, którą zdobyłam, czerpać z niej, nazywają mnie za plecami mądralińską. Albo którzy mówią, że chętnie mi w czymś pomogą, a gdy potrzebuję pomocy i się do nich z tym zwracam, oznajmiają, że nie mają czasu. Uciekam od osób mówiących o innych, że są przewrażliwieni, a lgnę do ludzi, którzy szanują wrażliwość. Potrafią poświęcić swój czas na zrozumienie drugiej osoby, a nie teoretyzowanie na jej temat. A najbardziej lubię spędzać czas z osobami, przy których cieszy się moja buzia i raduje serce.
- Praktykuję wdzięczność. Mam taką ulubioną praktykę, nazywa się Metta, czyli medytacja miłującej dobroci. Przenosi mnie do pięknego stanu świadomości, w którym kocham wszystko i wszystkich. Jeżeli znajdziesz na nią czas, gwarantuję, że też pokochasz siebie.
Kochanie siebie to trudna sztuka, dzięki której można dużo zyskać.
Poczucie wewnętrznego piękna, które przekłada się na to, co na zewnątrz, równowagę, mnóstwo mocy do podejmowania wyzwań, którym inni by nie sprostali, cierpliwość oraz satysfakcję z każdego przeżytego dnia. Ale to nie jest tak, że raz się pokochasz i laba, leżakowanie oraz drinki z palemką. To jest codzienny styl życia. Z ustalonymi zasadami, których na początku trzeba się trzymać, by przez przypadek ich nie przekroczyć. Z szacunkiem do siebie, bliskich i otoczenia, bo wszystko, co nas otacza, tworzy nasz świat.
To, jak traktujesz siebie, wpływa na Twoje postrzeganie.
To, jak traktujesz swój kwiatek na parapecie, również wpływa na Ciebie.
Możesz albo pomnażać miłość albo nienawiść. Istotna jest tak naprawdę każda jedna decyzja, każdy jeden ruch, każda jedna myśl.
Nie szukałam randki, ale właściwie to się na nią wybieram.
Kochając siebie, przyciągasz osoby, które również nauczyły się siebie kochać.
Wierzę, że dbając o siebie i odkrywając to, co jest dla mnie najlepsze, będę potrafiła zbudować w przyszłości relację, emanującą miłującą dobrocią. Piękną przyjaźń, a kiedyś piękne małżeństwo.
A jeśli za pięć lat okaże się, że to bullshit, to spoko, też Wam o tym napiszę. 😉
Buziaki.
Pozdrawiam czule!
Wasza
_____________________
Ten blog jest dla Ciebie. Wszystkie treści tworzę, byś mógł rozwinąć skrzydła. Pomóż mi zdobyć i przekazać Ci jeszcze więcej ciekawej wiedzy: wesprzyj tę formę twórczości, stawiając mi kawę. Dobro wraca!