Oj, biedactwo ty moje! Pogłaskałabym cię po główce i przytuliła, bo życie jest takie paskudne i nic się w nim nie dzieje! Wokół tylko szare budynki, ci sami nudni ludzie i wkurzający szef. Nikt nie zasłużył na tak miałkie życie. To absolutnie nie jest twoja wina, przecież jesteś ciekawą, inteligentną osobą, to ze światem jest coś nie tak!
Gówno prawda. To jest twoja wina, pieprzony malkontencie. Weź się w garść, dobra? Już ja cię nauczę!
To może najpierw o mnie, bo to mój tekst czytasz i to najwyraźniej w jakimś celu.
W przyszłym tygodniu skończę dwadzieścia sześć lat. W ubiegłym miesiącu zrezygnowałam z pracy na etacie. Nie mam żadnych oszczędności.
Państwo oferuje mi na szczęście ubezpieczenie jako osobie bezrobotnej oraz dotacje na założenie działalności gospodarczej. Mam głowę na karku, w 90% wypełnioną pomysłami, a w 10% obawami. W sercu marsza gra mi wolność, ale w weekend i tak rzucam wszystko i jadę w Bieszczady, w maju prawdopodobnie wybieram się do Warszawy, w lipcu jadę na 10 dni na Mazury oraz najprawdopodobniej w Tatry, w sierpniu – Sopot, we wrześniu – Londyn?, a w listopadzie powinnam wylądować na co najmniej 4 dni w Krakowie.
Nie jeździłam tyle nawet pracując w wydawnictwie podróżniczym.
Facebook pokazuje mi, że od stycznia poznałam siedemdziesiąt nowych osób, tyle samo polubiło mój blog na przełomie marca i kwietnia.
Nie jestem przemęczona, wysypiam się wreszcie solidnie, nie chcę za bardzo narzekać, a gdybym już chciała, to nie mam na co.
W tym momencie naprawdę wiem, że ze wszystkim sobie poradzę, nie od razu, powolutku, ale z uśmiechem na twarzy.
Myślicie, że jestem szalona?
Myślicie, że mnie obchodzi to, co myślicie?
Brutalna prawda o byciu szczęśliwym jest taka, że nasz komfort uzależniamy bardzo często od oczekiwań ludzi, którzy nas otaczają. Chcemy, by dobrze o nas myśleli, więc marnujemy nasz własny czas (najcenniejszy surowiec w tym uniwersum, kochani!), by spełnić ich wymagania. Pragniemy być przez nich lubiani, akceptowani, bo jeśli nie, to kto nam pomoże? Kto nas wesprze w trudnej sytuacji?
Wyobraźcie sobie, ze nawet, jeśli przez całe życie będziemy komuś pomagać i latać wokół niego z wywieszonym jęzorem, będąc na każde skinienie, ta osoba i tak może nas zawieźć, gdy my będziemy jej potrzebowali.
A co z tego, jeśli inni powiedzą, że jesteśmy egoistycznymi borsukami albo niewdzięcznymi kapibarami?
Może jesteśmy, i co?
Jeśli nie ty zadbasz o siebie, to nikt inny za ciebie tego nie zrobi.
Ale jeśli ty nie zatroszczysz się o swój własny czas i swoje własne priorytety, zrobi to kto inny. Dostosowując je pod siebie.
Bo jeśli po ośmiu godzinach pracy przychodzisz do domu i snujesz się z kąta w kąt, ktoś z rodziny na przykład nie będzie miał skrupułów, żeby wetknąć ci dziecko do opieki, choć nie masz na to najmniejszej ochoty. Jeśli nie masz odwagi powiedzieć szefowi w pracy, że nie chcesz wypełniać nowych obowiązków, to będziesz je wypełniać. A gdy ktoś cię irytuje swoją paplaniną, a ty nie powiesz mu, żeby zamknął twarz, bo boisz się, że ta osoba się obrazi (sic!), to dalej czeka cię wysłuchiwanie głupot.
Czy już wiesz, dlaczego w Twoim życiu nic się nie dzieje?
Dalej uważasz, że to nie jest Twoja wina? Okej, to teraz ja posłucham Twoich wymówek.
Nie mam kasy
Brakuje mi pieniędzy, żeby gdzieś pojechać.
(Ale żeby sobie pójść codziennie na obiad za pięćdziesiąt złotych to spoko).
To była moja wymówka praktycznie od urodzenia do zeszłego roku, przez ćwierć wieku, dacie wiarę? Człowiek strasznie wolno uczy się nowych rzeczy.
Zdobywanie kasy samej w sobie jest genialną przygodą, obfitującą w całkiem sporo emocji. Ostatnie lata mojej kariery zawodowej uświadomiły mi, że kasy się nie zarabia, tylko kasę się organizuje. Do tego dochodzi kwestia priorytetów i chęci, ale jeśli zaplanujesz sobie wyjazd na lipiec, to od stycznia jesteś w stanie po prostu odłożyć te pieniądze – to najprostsza droga.
Czasami okazuje się, że na wyjazd na drugi koniec Polski na długi weekend wystarczy Ci 300 zł!
To naprawdę tak dużo?
Nie mam czasu
A prowadzisz kalendarz?
Bo właściwa odpowiedź brzmi: mam czas, co prawda dopiero za dwa miesiące, ale wtedy akurat widzę puste rubryczki w moim organizerze.
Jeśli nie potrafisz ogarnąć swojego kalendarza Google albo papierowego harmonogramu, to jest coś z Tobą faktycznie nie tak. Nie masz pojęcia, ile czasu przepierdalasz, więc może najpierw to sprawdź, potem zaplanuj kilkanaście minut na dziwienie się i mówienie wszystkim dookoła, jakie życie jest jednak proste i fajne, jak się człowiek zorganizuje, a potem zacznij korzystać z planowania! Przejrzyj sobie ten rok, wyznacz czas na urlop, poszukaj dłuższych weekendów i imprez, które się wówczas odbywają, po czym jedź na te najbardziej interesujące!
A za dnia – naprawdę nie znajdziesz dwóch, trzech godzinek raz w tygodniu na robienie czegoś nowego po pracy? Może sport, kurs gotowania, pisanie książki albo bloga, cokolwiek poza gapieniem się w telefon…?
Nie mam z kim
Pewnie dlatego, że jesteś za fajna.
Zarabiasz tyle i tyle, nie będziesz zadawać się z kimś, kto zarabia mniej. A może masz doktorat z tego i z tego, więc osoby z wykształceniem średnim z góry traktujesz jako opóźnione intelektualnie. Z tamtą laską też się nie będziesz przyjaźnić, bo ma kolczyk w złym miejscu i nazywa ludzi chorymi pojebami, a to przecież takie bez klasy czy taktu. Poza tym w twoim wieku to większość już jest ohajtanych i dzieciatych, więc naprawdę trudno o nowych znajomych z podobnego rocznika.
Hm, a może skumpluj się z kimś 10, 20 lat starszym albo młodszym od siebie?
Odrzuć swoją dumę i uprzedzenia, ludzie są ciekawi niezależnie od tego, czy ich zainteresowania, religia albo statut społeczny pokrywają się z Twoim. Często wręcz przeciwnie.
Zanim kogoś ocenisz i zdyskwalifikujesz, spróbuj go poznać.
Mieszkasz w małej miejscowości? Spróbuj Internetu.
Nikt nie chce Cię zaprosić na piwo w dużej miejscowości? Sama kogoś zaproś, jak nie na piwo, to na planszówki.
Nie czekaj, aż ktoś przejmie inicjatywę, sama inicjuj!
Wyjdź człowiekowi naprzeciw z uśmiechem na twarzy, bo wszyscy mamy takie same potrzeby. Chcemy mieć z kim porozmawiać, obejrzeć serial, zjeść popcorn, pogadać o codzienności, bez względu na to, ile mamy lat!
A już ostatecznie: czy naprawdę potrzebujesz człowieka do wszystkiego? Nie możesz mieć jakiegoś zajęcia, którego podejmiesz się samodzielnie? Samotne wyprawy przecież też są cudowne!
Oto moje wiosenne przesłanie.
(Zimą pewnie bym powiedziała, że życie jest do dupy i nie warto się starać o cokolwiek, i tak wszyscy umrzemy).
No ale wiecie, ile razy można komuś powtarzać, żeby się ogarnął, skoro można napisać to raz i potem tylko wysyłać mu linka?
Trochę mi głupio, że zrzuciłam na Was tekst na grubo ponad tysiąc dwieście słów, ale jeśli obrana tutaj filozofia do Was w miarę przemawia, to polecam jako lekturę dopełniającą książkę Rafaela Santandreu Być szczęśliwym na Alasce. Uwaga: wewnątrz nie ma ani jednego słowa o Alasce. Za to sporo o byciu szczęśliwym albo przynajmniej o skończeniu ze szkodliwym, malkontenckim pierdoleniem.
Na koniec jeszcze jedna myśl do rozważenia, a propos zastanawiania się, dlaczego w Twoim życiu nic się nie dzieje.
Może nie jesteś w istocie typem, który lubi przygody, nowych ludzi, ciekawe doznania…? Może pasuje ci bura codzienność, ludzie, których spotykasz codziennie, nie potrzebujesz wcale nowości. Netflix, piwko i kanapa w domu też ma swój urok, zawsze można popisać z jakimś starym znajomym na fejsie… Ja nie mówię, że to jest złe, rozumiemy się? I nie chcę, żebyś to rzucił, jeśli taki tryb życia ci odpowiada.
Ale zrozum to, zaakceptuj i przestań gadać na około, że tak ci źle i niewygodnie, i przykro, i ciągle coś nie tak, bo… to twój wybór. Stałość, pewna doza rutyny, zaufane grono znajomych – w tym nie ma nic złego, a jeśli ktoś z tego powodu ci ciśnie, więc udajesz, że ci to nie pasuje, skończ z tym.
Po prostu bądź ze sobą szczery.
Ale wyjdź z chałupy od czasu do czasu, bo słońce pięknie świeci i warto pooddychać świeżym powietrzem.
Pozdro!
Jeśli tekst Ci się spodobał, daj mi kopa do kolejnych tekstów – zasadź mi lajka na fanpage.
Auć, poczułam się osobiście dotknięta, ale i zainspirowana! Teraz tylko ruszyć dupę…
omg Meysys jakie tempo ekspresowe 😀
Dobry wpis, daje kopa. Najprościej powiedzieć nie da się, karmić się żalami i być smutnym człowiekiem. O wiele trudniej zebrać swoje cztery literki i zacząć walczyć, aby było lepiej, aby było inaczej, aby było wow. Większość ludzi jest leniuchami, tak pewnie trochę z natury, tak trochę z wygody, albo z bezpieczeństwa. Reszta poznaje i żyję. Gratuluje Tobie, że się nie boisz 🙂
Dzięki za miły komentarz i dobre słowo!
To nie jest tak, że się nie boję. Po prostu przyjmuję na serio słowa Syriusza Blacka z Harry’ego Pottera: bez ryzyka nie ma zabawy. 😀
Tak, tylko jeszcze trzeba z czegos zyc, czyli chodzic do pracy. I nie wiem czym ty sie zajmowalas w swojej pracy, ktora rzucilas, ale ja po 8 godzinach czuje sie jak detka, mam ochote tylko polozyc sie i spac, a nie planowac wojaze. Zastanow sie zanim kogos skrytykujesz.
Cześć, Kasiu,
dziękuję za odwiedziny i komentarz.
Cóż, często pracowałam więcej niż 8 godzin, acz idealnie opisałaś mój stan psychiczny. Dętka, byłam dętką! Rozmemłaną i bez powietrza. Tak właśnie zdarzało mi się czuć, dlatego postanowiłam to zmienić i oddać się swoim pasjom. I dzięki nim zarabiać na życie.
Biorąc pod uwagę to, co napisałaś, rozumiem, dlaczego uznałaś, że mój tekst kogoś krytkuje. W rzeczywistości tak nie jest.
Życzę Ci, byś odnalazła drogę, która Cię rozwinie i zapewni wolność.
Pozdrawiam serdecznie!
Ja się nie do końca mogę z tym zgodzić. Obecnie jestem osobą szczęśliwą, dużo podróżuję, dużo robię i otaczam się fantastycznymi ludźmi. Jednak nie zawsze tak było. Jak byłam dzieckiem, później nastolatką, moje życie wyglądało tak jak opisałaś w przypadku malkontenta, z tym że nie było mnie stać na codzienny obiad za 50 zł. Ba, nie było mnie stać na hot-doga za 1,20 kiedy zapomniałam kanapki do szkoły i czekało mnie kilkanaście godzin nie-jedzenia. Moje życie było beznadziejne, i mimo że się naprawdę starałam, nie miałam fizycznych możliwości tego zmienić. Nawet nie miałam dostępu do internetu. Jedyne co mogłam zrobić to przeczekać i dorosnąć. Nie na wszystko mamy wpływ, sytuacja życiowa nie zawsze pozwala rzucić wszystko i spełniać marzenia. Warto do tego dążyć, torować sobie drogę, ale tak naprawdę dużo robi ten start, powierzchnia od której można się odbić.
Ja też się do końca z tym nie mogę zgodzić, że Ty się nie możesz z tym zgodzić. 😀 Bo przecież nie piszę o osobach, które nie są w stanie same zadbać o swój los, tak jak dzieci poniżej 18 roku życia. Piszę o ludziach dorosłych, którzy mogą się po prostu lepiej zorganizować.
A że mimo przeszkód i tak się starałaś już w tak młodym wieku przezwyciężyć te wszystkie życiowe trudy, no i teraz jesteś szczęśliwym człowiekiem, to tylko potwierdza, że jak się chce, to się można.
Więc ostatecznie wydaje mi się, że się zgadzamy. 🙂
Przepraszam, jestem smutnym i problemowym człowiekiem bez podziału na pory roku, czyli na wiosnę też, i teksty motywacyjne budzą we mnie tylko cynizm. Ale postaram się bez cynizmu. To znaczy, ja jakoś nie łączę szczęścia z podróżowaniem, wolnym czasem i robieniem rzeczy. Jasne, robię je, niektórzy nawet mówią, że jestem tym mitycznym „ciekawym człowiekiem”, bo jakby sucho opisać moje życie, to brzmi jak życie wygrywa. Czasu zawsze mam sporo, pieniędzy nie potrzebuję, ludzie się znajdą, pracy ani rutyny nie mam. Mam hobby i jakoś je spełniam, no cud i sama wspaniałość. Ale wewnętrznie jestem człowiekiem targanym różnymi sprzecznościami i problemami: swoimi, świata i swoich bliskich. Przejmuję się rzeczami wielkimi i małymi, jestem nadwrażliwcem. Wokół mnie dzieje się wiele strasznych rzeczy: ktoś cierpi, ktoś umiera, ktoś niszczy innych, ślimaki zeżarły nam znowu warzywnik, ktoś się kłóci, gdzieś trwa wojna a gdzieś rozpacz, umarł szczur koleżanki i muszę siedzieć nad problemem teodycei w „Dziadach”. Przepraszam za ten realizm życiowy, ale robienie fajnych rzeczy jest odpowiedzą tylko na nudę, i faktycznie, jeżeli ktoś się nudzi i nie jest dość kreatywny, żeby coś z tym zrobić, to niech jedzie do Dubaju albo nauczy się grać na organach; ale szczęścia to nigdy nie da. Na najfajniejsze podróże życie jechałam przywalona jakimś problemem lub nieszczęściem. No więc w moim życiu to niekoniecznie tak działa, że jak robisz fajne rzeczy, to jesteś szczęśliwy, i myślę, że nie tylko w moim.
To, że to miał być tekst motywacyjny, to była taka ironia, ale widzę, że słabo mi poszło. 😀 Bo po prostu w większej mierze wylewam swoje żale w tym poście. ^ ^
Przyznaję Ci rację, że szczęścia nie da się znaleźć na końcu świata, nie da się go w sumie w ogóle znaleźć. Idąc za słowami autora wspomnianej we wpisie książki, szczęście jest w nas. I albo to sobie uświadamiamy, albo nie.
Mnie też jest smutno albo się wkurzam, kiedy ktoś cierpi i tak dalej, co nie? Oburza mnie niesprawiedliwość, jedne rzeczy budzą we mnie niesmak, inne agresję, ale to tylko odczucia, a szczęście to stan umysłu.
Ale tak między nami, mój post wcale nie o tym traktuje. Mówię po prostu, żeby nie narzekać na rzeczy, za które sami jesteśmy odpowiedzialni i w łatwy sposób możemy je zmienić.
I to jest to, takiego kopa motywacyjnego mi potrzeba! 🙂
Super! No to do roboty! 😀
Wiesz, jesteś moją perełką. Bardzo mocny wpis, ale i ten przekaz! Dostałam kopa w dupę i cenie twoja szczerość. Postaram się zaglądać częściej, bo teksty świetne.
Dziękuję, kochana, bardzo mi miło i owszem, zapraszam częściej!
Uwielbiam odwiedzać nowe miejsca, poznawać zwyczaje – kiedyś marzyłam o życiu w podróży, na walizce. Gdy urodziłam pierwsze dziecko wszystko się zmieniło, potem drugie i moje życie zamyka się w czterech ścianach – uzależnione od szkoły syna i pracy męża. Nie, nie kipię szczęściem, coraz częściej czuję, że życie mi ucieka a ja jestem jakby obok.
Paulino, dziękuję za komentarz.
Trzymam kciuki za to, żebyś wymyśliła, jak się z tym uporać. Twoje szczęście jest najważniejsze, bo będąc nieszczęśliwa nie zadbasz należycie ani o siebie, ani o swoją rodzinę. Wiem, że dasz sobie radę! Nikt nie zasługuje na stanie obok, więc zapytaj siebie, co zrobić, byś mogła być znów w centrum? Na pewno znajdziesz słuszną odpowiedź!
Oj, czegoś takie mi było trzeba. Wydaje mi się, że tydzień przed skończeniem szkoły, chwilę po zerwaniu z chłopakiem jestem w stanie, gdy najchętniej bym leżała i nad sobą popłakała. ALE CHYBA CZAS SIĘ WZIĄĆ ZA SIEBIE! Dzięki!
To ja dziękuję za wypowiedź!
Trzymaj się, wiem, że jest ciężko i chce się ryczeć – masz do tego prawo, ale po prostu lepiej jest zadziałać, a mniej myśleć o własnej krzywdzie, zdrowiej, a czas leczy rany. Buziaki, dasz radę, ja to wiem!
To jest też moja dewiza życiowa: jak jesteś nieszczęśliwy w tym co robisz- zmień to i nie pierdol że się nie da!
Podziwiam Cię za odważny krok i trzymam kciuki, żeby ułożyło się po Twojej myśli to co chcesz robić. ( swoją drogą zdradzisz czy to będzie freelance czy własny biznes?)
ps. I na zapas- 100 lat!
Wielkie dzięki za odwiedziny i dobre słowa! Cieszę się, że mamy podobny sposób myślenia, to dosyć pokrzepiające. 😀
Szczerze? Nie wiem, czy freelance czy własny biznes, chyba na razie zacznę od tego pierwszego, a w miarę rozwoju usług i pracy zatrudnię pomagierów, więc przekształcimy to we własny biznes… Zobaczymy, jak się życie potoczy, na razie planuję absolutne minimum, z którego będę mogła wyżyć, a jak się sytuacja ustabilizuje, wtedy zabiorę się za plan nr 2, czyli rozwój. 🙂
Dzięki i gorące pozdrowienia!
Jak ktos fajnie pisze i ma ciekawy tok myślenia zawsze sprawdzam co sam tworzy i Ty robisz to świetnie- bo po swojemu i z pazurem :).
Trzymam zatem mocno kciuki i będę zaglądać, żeby sprawdzać co sie dzieje 🙂
Świetna mobilizacja 🙂 Jeśli nie ruszymy tyłka i nie zaczniemy działać, będziemy żyć narzekając na wiele rzeczy. A im dłużej będziemy narzekać i lenić się, tym trudniej będzie nam się zmoblizować.
Warto więc zacząć od zaraz, chociażby małymi kroczkami.
Dzięki Ewo, dokładnie tak myślę, ciepło pozdrawiam!
Słowo „nie” jest najrzadziej używane w moim słowniku (chyba, że w stosunku do dzieci, które akurat próbują jedzenia psa ;)). Każdy jest kowalem własnego losu i o tym też ostatnio pisałam u siebie – zapraszam!
No i to mi się podoba!
Wczoraj słyszałam podczas spaceru, jak matka krzyczy do dziecka: nie gadaj tyle!
To było dla mnie straszne, jak tak można… Jedzenie psa to co innego, wtedy słowo nie popieram i szanuję Twoje podejście, bo działa w dwie strony, jakby pies chciał zjeść dziecko też byś powiedziała nie, to wszystko jest bardzo logiczne.
🙂
A zajrzę, dzięki za zaproszenie i pozdrawiam!
Ja bardzo pilnuję tego, żeby żyć po swojemu – bo wiem, jak jest żyć zgodnie z cudzymi oczekiwaniami, i to jest po prostu straszne. Nie wszystkim musi pasować, że piszę bloga, że pracuję dla internetów, że bardziej troszczę się o swój rozwój niż idealnie wypucowane mieszkanie (choć porządek lubię) czy też, że wścibskie sąsiadki z blogu traktuję z maksymalnym dystansem. Ale mnie z tym wszystkim jest naprawdę dobrze, bo to są moje aktualne wybory 🙂
Drobna poprawka: *bloku, nie „blogu” 😉
U mnie takie idiotyczne wymówki skończyły się rok temu. Wtedy oto osiągnęłam 19 rok życia i stwierdziłam, że zrobiłam w nim NIC o czym marzę 🙂 a mam cudowne życie! Co prawda nie chodzę na imprezy (wolę góry, podróże), nie mam grona znajomych (ale mam jedną, cudowną przyjaciółkę) i na dodatek od 7 lat jest przy mnie mężczyzna z wielkim sercem i ogromną dozą cierpliwości. Mam przecież głowę pełną marzeń, które tylko czekają na realizację. I tak oto za niecały miesiąc wylatuje do obcego kraju żeby zacząć po części nowe życie 🙂 bardzo dobrze się czyta!
Jak to mawia Jack Sparrow – Problemem nie jest problem, tylko podejście do problemu. 😉