Podczas robienia noworocznego rosołu na kaca (co prawda Miłosz przygotował go już wczoraj – nie kaca, tylko rosół – ale podgrzewanie zupy na wolnym ogniu, kiedy zaczyna się chlać, może skutkować nieodwracalnym jej wygotowaniem się), postanowiłam napisać notkę. 
Właśnie doznałam zawrotów głowy. Może to od wyparowującego alkoholu ze śpiącego łóżko dalej Maćka, bo swój alkohol zdążyłam oddać matce naturze – choć akurat przyroda niewiele ma do czynienia z etanolem, już bardziej chemia i ręce Piotrusia, który wielkim gorzelnikiem jest. Sylwestra skończyłam dosyć szybko, wyzionąwszy praktycznie ducha przez rozpyloną gaśnicę, ale odratowana przez rodzeństwo ze Zbąszynia, czyli wspomnianego już Maćka oraz Kłaczka, będącą jak najbardziej kobietą. Koło ósmej, kiedy reszta powoli szykowała się do snu, otwarłam oczy i stwierdziłam, że cuda się zdarzają, bo, odpukać, nie bolała mnie głowa. Za to Kierownika chyba boli, bo słyszę z korytarza teksty: „Ale zabalowali”, „A, nie jest tak źle”, „Znowu gaśnica, kurwa mać”. Ponadto obudziłam się poniekąd w nowym-starym świecie. Ala znowu pytała Miłosza, czy ma fajkę, kiedy wspólnie czyniliśmy starania, aby stworzyć gastronomiczne coś z niczego (ale polegliśmy, więc wpieprzam chińską zupkę z automatu i zapijam ją mrożoną herbatą liptona w puszce, bo ktoś uprowadził mi cztery i pół litra wody mineralnej spod łóżka; aż dziw, że znaleźliśmy aparat i telefon). Niech się już wszystko samo ponaprawia, bo ja już dawno opadłam z sił, a czeka mnie dosłownie za moment najcięższa z walk. Albo chociaż niechże zyskam trochę supermocy, by stanąć na nogi i z odwagą spojrzeć w oczy życiu i innym ludziom. Tak bardzo mi tego brakuje. 
Wczoraj miałam jeszcze depresyjny nastrój. Ale wystarczyło, by jedna osoba powiedziała: kocham cię. I zabrzmiało to bardzo prawdziwie na tle pozostałych kłamstw, więc wydaje mi się, że mam dla kogo żyć. To trochę smutne, może nawet tragiczne albo zupełnie popaprane: wciąż nie nauczyłam się być dla samej siebie, ale czy wszyscy muszą? Przydałoby mi się wreszcie zrobić coś dla moi, i to coś poważnego, jak, nie wiem, poukładanie swoich spraw z uczelnią, pierwszy z brzegu przykład, błysnąć pracą licencjacką, zrobić praktyki, PISAĆ, cokolwiek. Tymczasem, miast tego, idę wybierać farfocle z rosołu. 
Ponieważ moje zeszłoroczne postanowienia, zamieszczone zresztą na blogu, jakoś mnie nie zmotywowały (schudnąć – może i ciut schudłam, ale i tak jestem grubasem, książek ile czytałam, tyle czytam, kasę roztrwoniłam w szokującym tempie i zostałam jebanym biedakiem, a po czwarte cały rok się chyba beztrosko opierdalałam w słodkim samozastoju), ogłaszam, iż ten rok będzie tak trudny z powodu błędów popełnionych przeze mnie w roku 2013 (Nie pozwól, aby wczoraj zabrało ci za dużo dzisiaj – chyba się trochę rozminęłam z myślą Willa Rogersa), że sukcesem będzie samo przeżycie. Jeśli dociągnę do 2015, to naprawdę będzie nie lada wyczyn. Na razie muszę się nauczyć wstawać rano z łóżka i nie wracać do niego po kilkunastu sekundach, gdy na dworze będzie śnieg, na korytarzu dostanę gęsiej skórki albo kiedy najdzie mnie przeczucie, że zaraz po opuszczeniu akademika rozjedzie mnie czołg. 

Miałam też rzucić fajki i alko z szacunku do pieniędzy. Na szczęście na razie nie muszę tego robić, bo w zamrażarce jest jeszcze słodziutka Pietraśna cytryna, a Maciek kupił mi w nocy na Orlenie paczkę fajek, więc może skończę z używkami po powrocie do domu.
Nikt mnie tak nie wkurwia jak facet chrapiący tak głośno, że sam się co chwila budzi od hałasu, który tworzy – dygresja z ostatniej chwili. 

Dygresja jeszcze świeższa – okazuje się, że jestem mistrzem rosołu! 
Bardzo proszę, ze zbioru esejów powoli robi mi się na blogu pamiętnik. 
Czego mam życzyć moim czytelnikom w Nowym Roku 2014?
Zdrowia, z pewnością. 
Niebycia życiową Emilką – chyba.
Poczucia, że warto nie schodzić za szybko z tego świata, a każdy nasz kolejny ruch ma w istocie jakiś sens.
Żeby czas tak szybko nie zapierdalał.
I zawsze smacznego ius carnium, czyli po prostu rosołu.

Silva rerum Babylon et ius carnium

by Emilia Nowak time to read: 3 min
7

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!