Pamiętacie, jak pisałam niedawno o uwierających, niewypowiedzianych słowach? Otóż nigdy nie powiedziałam bardzo bliskiej mi osobie, jak bardzo mnie tłamsi. Nie do końca też zdawałam sobie z tego sprawę. Dopiero kiedy przejrzałam zapiski z kilku minionych miesięcy, zrozumiałam, że muszę odejść w trybie natychmiastowym.
Potem wiele razy próbowałam. Mówić, ale nie byłam wysłuchana. Sprawy tej osoby zawsze były ważniejsze, chyba, że próbowała wyciągnąć ode mnie informacje na temat mojego życia, by potem wykorzystać je przeciwko mnie. Zamiast mówić, może byś poszła poćwiczyć, stwierdzała: jesteś gruba. Zamiast cieszyć się z kiełkującej relacji z moim obecnym chłopakiem, klepała mnie po ramieniu i mówiła: i tak ci z nim nie wyjdzie. Lista takich zachowań jest bardzo długa, a im bliżej końca, tym bardziej niepokoi. Zdecydowanie nie jestem gotowa na podzielenie się nią z Wami.
Nie oglądałam się za siebie. Wiele razy chciałam już podjąć tę decyzję. Ta osoba mi to ułatwiła. Spakowałam manatki (w czym bardzo pomogła mi Sikora, a mój chłopak dźwigał, jestem Wam, jak zawsze, ogromnie wdzięczna za pomoc) i odeszłam w siną dal. Bardzo trudno mi o tym pisać, ale nie czułabym się fair, gdybym przemilczała to bardzo ważne w moim życiu wydarzenie. To nie byłoby sprawiedliwe ani wobec tej osoby, która naprawdę wiele dla mnie znaczyła, ani wobec Was.
Są wśród nas różni ludzie. Jedni w życiu otrzymali dużo miłości i potrafią ją przekazywać dalej. Inni otrzymali tej miłości za mało i dlatego, by żyć, potrzebują jej od innych ludzi jak powietrza. Ale zamiast ją dawać, potrafią tylko i wyłącznie zabierać. Czy o tym wiedzą? Czy czerpią z tego satysfakcję?
Chciałabym Was ostrzec. Świat nie jest czarno-biały, tylko kolorowy, ale to nie znaczy, że ta czerń i biel nie istnieje. Czasem trudno ją rozpoznać. Ale jeśli w Waszym życiu są osoby, przy których nieustannie czujecie się zmęczeni, które zabierają Wasz czas, a może i Wasze rzeczy, bardzo intensywnie reagują, gdy widujecie się z innymi ludźmi i nie wyrażają się dobrze na ich temat, a sami nie mają poza Wami przyjaciół, to znaczy, że coś jest bardzo nie tak.
Nasza pamięć bywa zawodna. Dlatego po raz kolejny zachęcam Was do prowadzenia blogów czy dzienników. Jeśli coś Was niepokoi, piszcie o tym. Jeśli ktoś Was stresuje, notujcie to. A potem powracajcie do zapisanych kartek. Zobaczycie, co naprawdę się działo. Wszystko ułoży się w przejrzysty wzór.
Jesteśmy wolnymi ludźmi. Jeśli coś nas za bardzo obciąża, nie ma złego nic w obcięciu balastu. Nie czyni nas to gorszymi. Chęć zbawiania wszystkich wokół czasami jest niestety tylko ułudą.
Jak pisze Joanna Bator w swojej najnowszej książce, Purezento, przedstawiając filozofię japońskiej sztuki kintsugi, są naczynia, które można naprawić, ale są też skorupy, nad którymi się niepotrzebnie męczymy. I największą sztuką jest sztuka wyboru. Podjęcie decyzji, w jakie czynności bądź relacje warto się zaangażować, a w jakie nie.
W końcu nie liczy się ilość, a jakość.
Bardzo mnie ciekawi, czy ja się takimi ludźmi po prostu nie otaczam, czy nie umiem ich rozpoznać. Aczkolwiek jeżeli ktoś wyraźnie niemiło się wyraża o kimś innym, to ja pewno się z tym kimś nie zakumpluję, więc może to mnie ratuje przed tą specyficzną grupą.
Ja mam doświadczenie wręcz odwrotne, zdecydowałam się na utrzymywanie bardzo trudnej znajomości, która mi sporo namieszała w życiu prywatnym i towarzyskim, i po roku nadal nie wiem, dlaczego to zrobiłam, i nadal nie umiem ocenić, czy zrobiłam dobrze. Może niedługo uznam to z atoksyczną znajomość. Chwilowo staram się o tym nie myśleć.
Pisanie pamiętników polecam, sama robię to od dawna, ostatnio na papierze, bo odkryłam, że lepiej i dokładniej piszę, gdy robię szybkie wpisy na zajęciach albo w pociągu, gdy nie muszę wyjmować laptopa, gdy piszę ręcznie.
A ile dobrych pomysłów można tak wynotować!