Ludzkość przeżywa rozczarowania od zarania dziejów. Osobiście czuję się zawiedziona naszą cywilizacją. Hitler, wynalezienie bomby atomowej, topienie bezbronnych szczeniaczków czy smog… Ale najbardziej bolało, gdy zawodziła mnie bliska osoba, dla której coś zrobiłam. Poświęciłam pieniądze albo coś o wiele cenniejszego. Mój czas. Kiedy później cierpiałam i nie doświadczyłam podobnej formy pomocy, albo nawet nie usłyszałam słowa dziękuję, doświadczałam uczucia odrzucenia, samotności i niezrozumienia. Czy można coś na to poradzić?
Tak. Sprzedam wam dobrego lifehacka na to, co zrobić, by pomaganie ludziom nie wiązało się z bolesnym rozczarowaniem, zarówno w pracy, jak i w życiu osobistym. Nie będzie to łatwe. Być może część z Was nawet mnie wyśmieje albo powie, że jestem wyzbytą z uczuć osobą. (Mimo że tak naprawdę jestem nadwrażliwa). Ale co tam, i tak Wam powiem!
Metoda składa się z trzech kroków. A pierwszy z nich to:
uświadom sobie, że wszyscy w pewnym momencie dajemy plamę.
Nie jesteś wyjątkiem od reguły. Część bliskich mi osób, nad czym ubolewam, widzą winę wszędzie poza sobą. Bo tamten nienormalny, bo ktoś oszukał, bo ja się przecież starałam…! Zdarza mi się też słyszeć hasło: wiem, że źle zrobiłam, ale to nie moja wina. Przykładem może być projekt, który zawaliłam na początku tego roku. Podkreślam, ja zawaliłam. Mimo że w firmie, gdzie pracowałam, była zdecydowanie zła organizacja pracy oraz okropna wręcz komunikacja. To była ważna rzecz, a ja poległam. Mogłabym mówić, że każdemu czasem coś nie wychodzi, co jest przecież prawdą, że nawet moja umiejętność wykonywania wielu zadań jednocześnie ma swoje limity. A potem brać kolejne projekty i… Co dalej? Co by było? Wiedziałam, jaka jest sytuacja i na kogo mogę liczyć. Na samą siebie w sensie że. Czasem jednak to za mało, więc postanowiłam zrezygnować. Moją winą było to, że zawaliłam, bo podjęłam decyzję, by zostać w firmie, choć kilka miesięcy wcześniej chciałam składać wypowiedzenie. Drugi raz nie zamierzałam popełnić tego samego błędu.
Każdy może dać plamę. Ale chrzanienie sprawy po raz kolejny na tym samym froncie, nie wyciągając żadnych wniosków, to już nasz wybór.
Zatem przypomnij sobie, ile razy Ty zawiodłeś czyjeś oczekiwania. Ile razy Ty sprawiłeś komuś przykrość. Ile razy Ty nawaliłeś, bo nie pomyślałeś, nie zastanowiłeś się, nie podjąłeś decyzji lub zdradziłeś czyjąś tajemnicę.
Wróć wspomnieniami do momentu, kiedy Ci wybaczono.
A potem zrozum, że nawet nie wiesz, ile razy kogoś rozczarowałeś, bo ludzie często nie mówią o tym, że coś ich boli. Dlatego za każdym razem, kiedy ktoś nie spełni Twoich oczekiwań, weź głęboki oddech i pomyśl, że Ty też nie jesteś idealny.
Krok drugi?
Zastanów się, dlaczego pomagasz?
Tym razem historia nie moja, a dziewczyny, która napisała do mnie na Instagramie. Przez jakiś czas miała przyjaciółkę, która nie radziła sobie w życiu. Dlatego dziewczyna postanowiła jej pomóc w walce z przeciwnościami losu, czyli okropnym mężem, brakiem wiary w siebie, opieką nad dziećmi, etc. Finał historii jest taki, że jej przyjaciółka oskarżyła ją o próby rozbicia jej rodziny i teraz na ulicy odwraca głowę w drugą stronę, kiedy się mijają. Dziewczyna ma zranione serce, w końcu tyle poświęciła dla tej osoby. I po co to wszystko, skoro teraz nawet nie napiją się razem kawy, jak za dawnych czasów?
Czy to znaczy, że ludzie są źli i nie należy im pomagać? Chyba że dopiero wtedy, kiedy poproszą?
Niektórzy z nas (na przykład ja) nie potrafią prosić o pomoc. Nie wiem do końca, dlaczego tak jest. Urodziłam się jedynaczką, może to ma związek z tym, że za wszelką cenę pragnę udowodnić sobie i wszystkim dookoła, że dam sobie radę. Kiedyś bardzo było mi wstyd przyznać, że w moim życiu nie jest wcale super. W zeszłym roku otworzyłam się przed znajomym. Na jego standardowe pytanie: Co tam?, opowiedziałam, jak bardzo jestem sfrustrowana pracą, jak bardzo nie mam czasu dla siebie, jak trudno mi zasnąć w nocy i jak okropnie jestem wkurzona, że nie mam ochoty pisać książki. Jego zdziwienie było ogromne. Przecież nigdy wcześniej nie słyszał, bym w taki sposób wypowiadała się o swoim życiu. Co więcej, mój Instagram pokazywał coś zgoła innego.
A zatem pomagajcie, jeśli widzicie, że osoba potrzebuje pomocy!
Parafrazując księdza Kukułę z filmu Kler: jesteś dobrym człowiekiem tak długo, jak pomagasz innym ludziom. Tyle w temacie.
Problem jednak w tym, że są na świecie osoby, które chcą to wykorzystać. Nie nazwałabym ich złymi ludźmi, ale potrafiącymi nieźle w naszym życiu zachachmęcić, owinąć nas sobie wobec palca dla własnych korzyści i totalnie zmanipulować. Pewnego ranka po prostu budzisz się i myślisz: rety, dlaczego ja tak mu/jej nadskakuję? Przecież ja nawet tej osoby nie lubię! Dlaczego pozwalam mu na tyle rzeczy? Może dlatego, że u podstaw mojego zachowania leży poczucie winy? Zrobiłem coś nie fair wobec tej osoby i teraz chcę załagodzić sprawę?
Hej, stop.
Czy pomyślałaś lub pomyślałeś kiedyś o tym, że ktoś mógł specjalnie wpędzić Cię w poczucie winy, żeby potem móc się Tobą wysługiwać do oporu?
Teraz powoli zaczniemy zmierzać do kroku trzeciego, najtrudniejszego. Ale zanim to się stanie, i zanim obrzucicie mnie hejtem w komentarzach, sparafrazuję Wam bardzo mądrą bajeczkę pewnego estońskiego komunisty, Augusta Jakobsona.
Pewnego razu po lesie hasał sobie jeleń. Jeleń miał w sobie sporo empatii, więc kiedy podczas porannej przebieżki spotkał leżącego pod przewróconym drzewem wilka, wyłączył Endomondo i podszedł do drapieżnika.
— Czy wszystko spoko, ziomeczku? — spytał, choć ziomalami wcale nie byli, ale zawsze lepiej nazwać kogoś ziomeczkiem niż głupim kutasem.
— Jak widzisz, nie, ale jak mnie wyciągniesz, to obiecuję, że cię nie zjem — wydyszał wilk.
Jeleń wyszedł z założenia, że skoro tak, to pomoże. Może wilk zaprosi go potem do gejklubu na drinka? Całkiem był przystojny, cudna byłaby z nich para. Dlatego zgiął szyję, uniósł porożem ciężki pień, a wilk wydostał się z pułapki.
Co było dalej? Ruski szampan i wczasy na Maderze?
Nie, ponieważ wilk zjadł jelenia.
Jeleń mógł podnieść konar lub go nie podnosić. Wilk mógł zjeść jelenia lub nie. Każdy z nich zrobił to, na co miał ochotę. A ludzie są jak zwierzęta, zwłaszcza te bajkowe.
Zatem krok trzeci:
miej oczekiwania, ale wobec siebie, nie wobec innych.
W ten sposób jedyną osobą, która Cię zawiedzie, będziesz co najwyżej Ty sam. I tak tych rozczarowań będzie sporo, gwarantuję! A jak się postaracie, to zaboli jeszcze bardziej niż zawód ze strony ukochanej osoby.
Bo powiedz mi, moja kochana Czytelniczko lub kochany Czytelniku, czy zdarzyło Ci się, że zauroczył Cię drugi człowiek? Niekoniecznie pod względem seksualnym, ale być może intelektualnym? Może zanim go poznałeś, miałeś okazję obcować z jego twórczością, która totalnie Cię zachwyciła? I kiedy wreszcie udaje Wam się nawiązać relacje, pierwsze miesiące lub nawet lata są cudowne, a potem nagle robi się
KWAS?
Przeżyłam kilka mniejszych i większych rozczarowań innymi ludźmi. Między innymi takimi z wyższej półki, jak mi się wydawało, bo wielokrotnie nagradzani artyści, tak sobie myślałam, to ludzie epatujący trochę większym splendorem? No nie, okazało się, że nie, bo tak samo jak ja czy Ty robią te cholerne błędy ortograficzne, uwalają się tabasco albo zwisają im z nosa gile. Co więcej, mogą się okazać fanami ruchów nazistowskich.
Inny zawód? Kochasz kogoś tak bardzo, że jesteś gotowa dla tej osoby wyrwać sobie serce gołymi palcami z klatki piersiowej i podarować razem z całym swoim majątkiem, a ta osoba co robi? Mówi, że dziękuje, ale nie pomoże, ponieważ wraca do męża. Inny wariant: dziękuje kurtuazyjnie, przyjmuje Twoją kasę i ucieka.
Mało przykładów? Chodzisz z nią na shopping co sobotę, Wasze dzieci bawią się w piaskownicy, w niedzielę we dwie rodziny chodzicie do kościoła, a potem kiedy ty jesteś obłożnie chora na zapalenie płuc, ona nawet nie przyjdzie do ciebie z siatką pomarańczy!
KWAAAAAAASSSSS.
Słyszałam też wielokrotnie totalny bullshit. Że dobry związek to jest wtedy, kiedy obie osoby po tyle samo dają i po tyle samo biorą. Przepraszam, to związek to jest jakiś lombard? Nie wiem, rozliczamy się na faktury barterowe do 25. dnia każdego miesiąca czy jak? Kreski w zeszycie sobie rysujemy? Ty za mnie pościelisz łóżko to ja ci zrobię loda? Bo nie kumam. Dobra, przerysowuję, ale wg mnie w związku chodzi o to, żeby chcieć. Dawać. Tej drugiej osobie. Jak najwięcej. Żeby nieba jej przychylić! Nawet, jeśli ona nie może się nam odwdzięczyć w tej sytuacji. Bez oczekiwania na zwrot z inwestycji! Że ja Tobie kupuję na Mikołaja skarpety za trzydzieści złotych, to Ty mi musisz na imieniny krem pod oczy za co najmniej tyle samo. Albo ja opiekowałam się Twoją umierającą matką, to Ty też musisz się zaopiekować moim dogorywającym ojcem.
A jeśli ta druga osoba po prostu nie chce tego zrobić, bo to dla niej zbyt wielki ciężar? Bo się do tego nie nadaje?
Bardzo mnie rozczarowywało to, że bliska mi osoba notorycznie podejmowała złe wybory, przez co z każdym dniem stawała się coraz bardziej nerwowa i zgorzkniała. Każda próba powiedzenia jej czegoś, spotykała się z wyparciem. No przecież nie jest tak źle, żartowałam – tak reagowała na początku, gdy sugerowałam, by coś w swoim życiu zmieniła. Potem się obrażała, mówiła, że nie ma innego wyjścia… Bolało mnie to, że zbywa moje telefony, nie pyta nawet, co u mnie…
Zrozumiałam, że w głowie miałam zupełnie inny obraz jej osoby, wyidealizowany. Że ona tak naprawdę wcale nie jest osobą, za jaką ją miałam. Dalej darzę tę osobę ciepłymi uczuciami i trzymam za nią kciuki, ale jest dorosła. To nie moje życie.
Uświadomiłam sobie, że choć każdy człowiek potrzebuje rozwoju, to nie każdy jest tak odważny, silny, ciekawy świata, by faktycznie wprowadzić zmiany do swojego życia. A ja nie powinnam z góry zakładać, że jest faktycznie tak świetną osobą, jak mi się na początku wydaje. Że doceni moje starania albo podziękuje za dobre rady. Dlaczego miałby to robić?
To, że inni nas rozczarowują, jest naszym problemem, nie tych, którzy zawiedli. Z powodu dysonansu poznawczego mogą nawet nie wiedzieć, że zrobili coś nie tak, a kiedy zwrócimy im uwagę niezwykle się zdziwią!
Trudno jest nie mieć oczekiwań. Przyzwyczaić się do tego, że nikt nam nie musi za nic dziękować, nawet, jeśli bardzo, ale to bardzo się natrudziliśmy.
Kryształowy, to jest kryształ, a nie ludzie. Zapamiętajmy to oraz spróbujmy faktycznie pomagać prosto z serca, bez pragnienia odniesienia korzyści. By dobro innego człowieka było naszym priorytetem, a nie własna satysfakcja czy uznanie innych.
Zatem jeśli chcecie zrobić coś dobrego prosto z Waszego serduszka, możecie polubić mojego bloga na Facebooku albo zaobserwować mnie na Instagramie. Nic za to nie dostaniecie, więc to będzie dla Was dobry początek! 🙂 Natomiast za zapis do newslettera na NOWĄ LISTĘ poniżej, dostaniecie. Powiadomienia o tego typu postach, które nie mają nic wspólnego ze sprawami wydawania książek. Rzadko, bo rzadko, ale jak usuną Facebooka i Instagram, to dzięki temu pozostaniemy w kontakcie.
Chętnie porozmawiałabym z Wami na powyższy temat, bo czuję, że go nie wyczerpałam. Dlatego jeśli coś Wam leży na sercu lub wątrobie, śmiało, piszcie w komentarzach. Tymczasem pozdrawiam Was gorąco, bo na zewnątrz jesień rozgościła się chyba na dobre.
Uściski!
Wasza
Bardzo ciekawy wpis daje do myślenia mam jedną serdeczna przyjaciółkę nie mieszkamy w tej samej miejscowsci i widzimy się raz w miesiącu ale rozmawiamy codziennie. I to jest nasz klucz do sukcesu wiem że zasze moge na nia liczyć i doceniam to że jest taka jak jest. Dajemy sobie tyle zasmo ile bierzemy.
Czasami lepiej przyjaźnić się na odległość. 😛
Ja również nie umiem prosić o pomoc, często również, gdy ktoś wyciąga pomocną dłoń – odmawiam mówiąc, że sobie poradzę. Druga rzecz jest taka, że zazwyczaj kieruję się zdaniem: nie pomożesz komuś, kto nie chce otrzymać pomocy. Wiem, że czasem nawet najszczersze intencje palą na panewce i przynoszą więcej złego niż dobrego.
No tak, też często mówię, że sobie poradzę, chociaż potem zgrzytam zębami i pluję sobie w brodę. Mogło być lżej, dlaczego więc odmówiłam? Totalnie tego w sobie nie rozumiem.
Z drugiej strony wiem, że jeśli ktoś ma depresję i odrzuca pomoc, to nie znaczy, że powinniśmy się poddawać.
Takie to zyciowe… Niestety… Wczytalam sie do konca…
Ja pimagam, kiedy ktoś ewidentnie mojej pomocy potrzebuje – i ją o nią poprosi. Bo jeśli sam sobie nie chce pomóc, a zewnętrzne wsparcie odrzuca – to i tak nic z tego nie będzie. Przede wszystkim w nim samym musi być wola dokonania zmian.
No tak, tylko skąd wiemy, że tak naprawdę ta osoba nie chce pomocy, tam głęboko w środku? Bardzo mnie to zastanawia.
Dobrze że przypomniałaś mi o tym, że oczekiwania powinnam mieć przede wszystkim wobec siebie 🙂
Sama również muszę sobie to często przypominać. 🙂
Bardzo realne, a może ujmijmy prawdziwe
Nie umiem i nie lubię prosić o pomoc. Niestety przez to za dużo biorę na swoją głowę, bo to ja muszę wszystko ogarnąć. Jednak jak nie uda mi się czegoś ogarnąć, obwiniam przede wszystkim siebie
Też tak miałam. Na szczęście to już za mną. Dalej staram się szukać przyczyn u samej siebie, ale staram się uwierzyć, że nie jestem odpowiedzialna za wszystko, co dzieje się w moim życiu.
Niestety takie mamy czasy, że ludzka znieczulica i patrzenie na czubek własnego nosa idą ze sobą w parze… 🙁
Trzeba starać się to zmienić. 🙂
Emilia, bardzo fajny post, samo zycie, czy jak to mawial moj szef: dobre uczynki mszcza sie juz za zycia… i cos w tym jest. Ale podoba mi sie ta mysl, ktora wylapalam w Twoim tekscie: jesteś dobrym człowiekiem tak długo, jak pomagasz innym ludziom. Po prostu nobody is perfect… I po prostu chodzi o to, by dawac najlepsze z siebie i jednoczesnie czerpac to, co najlepsze z zycia. Pozdrawiam serdecznie Beata
Dzięki Beato za dobre podsumowanie! Pozdrawiam równie serdecznie!
ciekawy tekst, warto się nad tym zastanowić.
Żeby móc oczekiwać czegoś od innych, trzeba najpierw zacząć wymagać od siebie.
zdecydowanie warto pomagac ale z glowa. zwlaszcza gdy w gre wchodzi klotnia z mezem, Nie znam tej historii, ale mysle ze ta dziewczyna mogla przewidziec ze to sie tak skonczy…
No właśnie nie mogła przewidzieć. Czasami nie jesteśmy tak domyślni jak inni ludzie. Trudno oceniać, nie znając szczegółów. A najlepiej w ogóle tego nie robić.
Ja pomagam ale osobom które znam i im ufam. Obcym z roznym skitkiem niestety
Ja zawszę, gdy chcę pomóc, to dostaję po łapach i jestem tą, na którą spycha się winę za ewentualne niepowodzenie (sukces tamta osoba bierze oczywiście na siebie). Dlatego uwielbiam pracować sama.
Mamy troszkę podobnie. 🙂
Pomoc innym traktuję w kategoriach pomocy sobie, to dla mnie tożsame elementy.
Możesz rozwinąć? Bardzo intrygująca myśl.
Pomaganie innym bez rezultatu, potrafi zamknąć w sobie najbardziej zmotywowane osoby.
To prawda, Patryku. Ale pogodziłam się już z tym i dalej będę chciała pomagać. Bez względu na rezultaty. 🙂