Jeśli ktoś kiedyś powie, że jestem bezwstydna, potraktuję to jako największy komplement. Pracuję nad tym, by wstyd na dobre usunąć nie tylko z własnego pojęciowego słownika, ale w ogóle ze zbiorowej świadomości. Bo dla mnie wstyd oznacza śmierć za życia.

Kiedy trafiłam na książki Davida R. Hawkinsa (Siła czy moc była dla mnie absolutnie przełomowym dziełem), jasnym stało się, dlaczego miałam depresję okraszoną suto myślami samobójczymi. Oraz czemu ten fakt tak skrzętnie ukrywałam.

W Przekraczaniu poziomów świadomości o wstydzie możemy przeczytać tak:

Poziom ten znajduje się niebezpiecznie blisko śmierci, którą można wybrać jako świadome samobójstwo lub też w bardziej subtelnej formie niepodejmowania kroków koniecznych do przedłużenia życia. Na tym poziomie często występuje śmierć w wyniku zaniedbania, obojętności, lekkomyślności czy wypadku. Każdy zna ból wiążący się z „utratą twarzy”, dyskredytacją czy staniem się „osobą niepożądaną”. Na poziomie wstydu ludzie spuszczają głowy i schodzą innym z drogi, pragnąc stać się niewidzialnymi. Banicja jest tradycyjnie związana ze wstydem, a w pierwotnych społeczeństwach, z których wywodzi się ludzkość, oznaczała śmierć. Jest to podstawa strachu przed brakiem aprobaty, odrzuceniem czy porażką1

Jakub Żulczyk i Juliusz Strachota w jednym z pierwszych odcinków genialnego podcastu Co ćpać po odwyku mówią, że doświadczenie wstydu było dla nich czymś pierwotnym, a ja pozwolę sobie rozwinąć tę myśl, bo kiedy usłyszałam ich opowieść, natychmiast przed oczyma stanęły mi sceny z Biblii. A konkretnie sceny z Edenu, gdy Ewa zrywa owoc z Drzewa Poznania Dobra i Zła. Już abstrachując od tego, czy to było jabłko, gruszka czy śmierdzący durian, skupmy się na tym, co wydarzyło się potem. Zjedli oboje, choć mieli tego nie robić. Złamali zasady, a potem nagle zobaczyli, że są nadzy i zasłonili się listkami figowymi. Poczuli wstyd. Czy dlatego, że skosztowali magicznego owocu, czy zawiedli swojego gospodarza, skutkiem czego przerazili się, że wyrzuci ich za płot rajskiego ogrodu?

Kierowany wstydem Adam totalnie zrzekł się odpowiedzialności za to, co zrobił i palcem wskazał swoją własną małżonkę, że to ona jest przyczyną całego tego fuckupu. Stał przed Bogiem i nie dość, że trząsł nowymi figowymi majtami przed własnym ojcem, to jeszcze łgał w żywe oczy (o ile Bóg ma oczy, ale kto jaką tam ma fantazję, nie będę nic nikomu narzucać, to jest parabola przecież), byle tylko uchronić się przed konsekwencjami, w istocie tylko je potęgując.

Załóżmy, że wydarzyła się historia alternatywna. Bóg przychodzi do Adama i pyta, co żeś zeżarł, synu?

A Adam na to, że owoc, bardzo dobry był, przepraszam. Wiem, że nie powinienem, ale to zrobiłem. Czy mogę jakoś zadośćuczynić? Nie chcę, żebyś się smucił, Boże, bo Cię kocham. Może pomogę Ci zrobić dżem z tych owoców, bo widzę, że samemu tak Ci przykro i ciężko z tymi całymi zaprawami na jesień? A potem wybierzemy się na wycieczkę do Kalifornii? Ewa może jechać z nami czy wolisz wyprawę tylko ojciec-syn?

A Bóg na to, z lekkim jeszcze dąsem: Dobra, jak zrobimy dwa tysiące dwadzieścia dwa słoiki, to zgarniamy Ewę i jedziemy. Ale ty prowadzisz, bo ja chcę się winka napić. I nie rób tak więcej. Będziesz miał wzdęcie, zaraz zobaczysz. Myślisz, że czemu mówiłem, żebyś nie żarł tego paskudztwa?

W tej drugiej historii Adama prowadzi miłość, odwaga i zrozumienie emocji Stwórcy. Jest świadomy, że może czekać go kara, bo Bóg pewnie się wkurzy, ale wie, że wygnanie nie jest jedyną opcją. Do tej pory mieli dobrą relację, dbali o siebie. Może więc uda się inaczej rozwiązać ten konflikt?

To jest trochę też moja historia. Historia o pierwszych studiach, o tym, jak im nie sprostałam i jak próbowałam oszukiwać rodziców, że jeszcze się uczę, kiedy list o skreśleniu mnie z listy studentów już dawno trafił do ich domu. Tylko że wstyd związany z uwaleniem pierwszego kierunku, z zawiedzeniem rodziców (lub też moich chorych, demonicznych wyobrażeń na ich temat)  nie był taki gigantyczny w porównaniu ze wstydem, który od zawsze nosiłam ze sobą, od kiedy tylko przyszłam na świat.

Może właśnie wstyd jest grzechem pierworodnym, a nie zerwanie jabłka?

Bo czego my się wstydzimy?

Naprawdę bardzo długo się nad tym zastanawiałam i w końcu doszłam do wniosku, że wstydzimy się naszego człowieczeństwa.

A przecież to jest kurde totalnie bez sensu.

Jestem człowiekiem. To znaczy, że popełniam błędy. Ale to nie znaczy, że nie zasługuję na miłość. Dalej mam swoją wartość (o ile, ekhm, postępuję w zgodzie z wartościami, a nie podążam z wyścigiem szczurów, bez pomyślunku, nie wiadomo po co, nie wiadomo dokąd – wtedy jestem narzędziem tych, którzy ze wstydu robią swój oręż), dalej mam i złe cechy, i dobre, ale mogę wybrać, którymi posługuję się częściej.

Wczesne doświadczenia życiowe, takie jak bycie zaniedbywanym czy fizycznie, emocjonalnie lub seksualnie wykorzystywanym, prowadzą do wstydu i wypaczają osobowość na resztę życia, o ile problemy te nie zostaną kiedyś rozwiązane. Wstyd, według ustaleń Freuda, wywołuje nerwicę. Jest destrukcyjny dla emocjonalnego i psychologicznego zdrowia, a jako skutek niskiej samooceny wytwarza u danej osoby skłonność do chorób fizycznych. Osobowość opartą na wstydzie cechuje nieśmiałość, wycofanie, introwertyzm oraz pomniejszanie własnej wartości2

Większość społeczeństwa uważa, że wstyd jest potrzebny, żebyśmy na przykład nie chodzili na golasa po ulicy. Ja myślę, że to nie kwestia wstydu, tylko przyzwoitości – nie wszyscy mają ochotę oglądać moje nagie ciało (wręcz wolałabym, by robiły to tylko wybrane przeze mnie osoby), więc ubiorę się adekwatnie do sytuacji.

Najbardziej na świecie nie cierpię zawstydzania dzieciaków w szkołach. Tego, że boją się zadać jakiekolwiek pytanie, bo nauczyciel powie im: przecież już dawno powinieneś to wiedzieć! Bo inne dzieciaki będą się śmiać.

Wstyd jest narzędziem okrucieństwa, a jego ofiary często same stają się okrutne. Zawstydzane dzieci dręczą zwierzęta i siebie nawzajem. […] Mają oni skłonność do doznawania halucynacji o charakterze oskarżycielskim, paranoi, a niektórzy z nich stają się psychopatami lub popełniają mrożące krew w żyłach zbrodnie. 

Niektóre jednostki działające w oparciu o wstyd rekompensują to sobie perfekcjonizmem i sztywnością, stając się zbyt ambitne i nietolerancyjne. Przykładem tego niezmiennie są moralni ekstremiści […], którzy przerzucają swój nieuświadomiony wstyd na innych ludzi, czym uzasadniają wymierzanie im sprawiedliwości. Seryjni mordercy często zabijają powodowami wstydem, nienawiścią i seksualnym moralizmem, uzasadniając ukaranie „złej” kobiety. 

Nie jesteś perfekcyjny i nigdy nie będziesz. Jesteś wystarczający, jeśli po prostu się starasz.

Kolejna historyjka to perypetie Oli Budzyńskiej, czyli Pani Swojego Czasu. Przedsiębiorczyni i influencerka, która chciała zbudować samodzielnie  i m p e r i u m  na sprzedaży planerów, organizerów, kalendarzy, promując wartości w stylu: masz mieć czas (motto na jej stronie brzmi dokładnie: zarządzanie czasem dla kobiet – mój komentarz: lol, chyba jak w gułagu), kierowała się kulturą zapierdolu. W taki sposób, że była tak zarobiona, iż nie zauważyła, że chodzi ze złamaną nogą. A w internetach cały czas uśmiechała się szeroko, nawijając jak antylopa na dopalaczach, bo przecież łzy notesu nie sprzedadzą.

No i w końcu zrobiło się w firmie tak źle, że wybuchł potężny kryzys wizerunkowy, bo jak można prowadzić wielką firmę, gdy jest się wycieńczonym?

Wielkie obroty to wielkie koszty. Zarówno finansowo, jak i fizycznie oraz psychicznie.

Ale czy to oznacza, że Ola Budzyńska jest hipokrytką, oszustką albo złą osobą?

No absolutnie nie. Może dopiero teraz właśnie nauczy się, jak być prawdziwą Panią Swojego Czasu. Tak jak kiedyś, po jej wystąpieniu na konferencji, myślałam sobie: omg, kiedy to jebnie, tak teraz myślę sobie: o, teraz to wreszcie będzie zajebiste.

Bycie wystarczającym to dla mnie staranie się na tyle, na ile mamy zasobów, nie więcej, nie mniej.

Są osoby otoczone wstydem, które próbują same przekonać się usilnym powtarzaniem sobie jesteś wystarczający, że faktycznie są wartościowi, ale jakoś to nie działa, ich depresja staje się potężniejsza z każdym dniem. Dlaczego? Bo w istocie się nie starają. Uciekają od problemu w mantry, medytacje, odjechaną duchowość, a wiedza o tym, że istnieją czakry, tak naprawdę nic nie załatwi. Żeby być wartościowym, trzeba kierować się wartościami. A to oznacza maleńkie, drobniuteńkie kroczki. Ruchy.

Pamiętam, gdy trzeci miesiąc leżałam pod zielonym kocem, którego już miałam szczerze dość. Gdy moje współlokatorki wychodziły, czasem płakałam, czasem spałam. Wiedziałam, że jestem na najlepszej drodze do stracenia wszystkiego. A jeśli nie mam już nic… Jeśli jestem jakaś taka naga, nie mam kasy, nie mam wokół siebie ogarniętych ludzi, co mi zostaje?

No ja właśnie. Siebie mam.

Może to się wydawać straszne, jeśli się widzimy poprzez pryzmat wstydu. Ale to dziecko, które jest w nas, nie zasługuje na takie traktowanie. Ono naprawdę było w porządku osóbką. I dalej jest.

Wreszcie, w środku nocy, usłyszałam głos, który powiedział: wstań.

No i półtora roku później trzymałam w rękach Piromanów.

Wstyd zyskuje na sile, gdy skupiamy się na naszej dualności.

Za dnia wybielamy się przed innymi oraz samymi sobą, wieczorami mrok w nas staje się tak mocny, że trzeba sięgnąć po używki, by wreszcie zasnąć.

To jest naprawdę efektywna droga do wykończenia się.

Powtarzanie: przecież ja jestem zawsze dobry, ze mnie to taki altruista totalny, nigdy bym nikogo nie skrzywdził, nie ma we mnie żadnej negatywności, jest ostrą formą ucieczki.

To nie wstyd być alkoholikiem. To znak, że ma się wrażliwość, nie potrafi się być zobojętniałym i życie bardzo bolało. Grunt, że mówisz o tym, co Ci dolega, starasz się żyć zdrowiej i kierujesz wreszcie miłością do samego siebie.

To nie wstyd mieć kryzys w życiu zawodowym. To znaczy, że ambicja nie jest Ci obca, że chcesz coś w życiu osiągnąć, że nie jesteś śmierdzącym leniuszkiem, tylko po prostu podjąłeś szereg niefortunnych wyborów, bo pewnie działałeś zbyt szybko. To lekcja, dzięki której masz szansę postąpić inaczej niż do tej pory i na nowo zdefiniować siebie.

To nie wstyd zadawać pytania. To nie jest objaw głupoty, wręcz przeciwnie: ciekawości, pragnienia zdobywania wiedzy, interesowania się czymś więcej niż tylko przetrwaniem. Kto pyta, nie błądzi.

To nie wstyd mieć wypadek drogowy czy długi, zmienić zdanie, nie odpisać od razu na maila, zrzucić sutannę, uważać za atrakcyjnych ludzi kogoś poza naszym partnerem, zjeść awokado, zapalić jednego papierosa na imprezie, nie napisać książki w obiecanym terminie, odpoczywać miesiąc, trzy, rok, jeśli doprowadziliśmy nasz organizm do wyeksploatowania energetycznego.

To nie wstyd być czasem słabszym. To jest element naszej natury.

Przyznawanie się do tego, branie za to odpowiedzialności, rozmyślanie o tym i znajdowanie rozwiązań, to lekarstwo lub nawet ratunek dla naszej cywilizacji. Im szybciej oswoimy się ze sobą, tym lepiej dla naszych najbliższych, dla współpracowników, partnerów, a w dalszej perspektywie dla narodów czy planety.

Wstydzić się po prostu nie opłaca, bo dostaniesz bilet w jedną stronę poza granice Edenu.

To, co się opłaca, to przyznanie się do błędu, z odwagą i godnością.

Wszyscy czasami jesteśmy małymi, skrzywdzonymi puchatymi szczeniaczkami, potrzebującymi pogłaskania. Po co wtedy ściągać na siebie ugryzienia rozwścieczonych bestii, które będą kąsać z tego powodu, że boją się, że zafundujemy im (być może po raz kolejny) sporą dozę bólu?

Trzymajcie się!

_______________________________

1. David R. Hawkins, Przekraczanie poziomów świadomości, Wydawnictwo Virgo, Wydanie I, 2012, s. 33.
2. Ibidem.
3. Ibidem.

Ten blog jest dla Ciebie. Wszystkie treści tworzę, byś mógł rozwinąć skrzydła. Pomóż mi zdobyć i przekazać Ci jeszcze więcej ciekawej wiedzy: wesprzyj tę formę twórczości, stawiając mi kawę. Dobro wraca!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Jak to jest mieć depresję?

3 pytania, które powinieneś sobie zadać, by uwolnić wewnętrzną moc

29 porażek na 29. urodziny

Ekonomia wstydu. Czy wstyd się w ogóle opłaca?

by Emilia Nowak time to read: 9 min
0

Chcesz napisać książkę, która będzie się dobrze sprzedawać? Dołącz do Załogi Fabryki Dygresji!

Razem pokonujemy literackie sztormy. Niestraszna nam twórcza blokada czy góra lodowa w postaci nieuczciwego wydawcy. Jeżeli potrzebujesz motywacji oraz profesjonalnej wiedzy o pisaniu, wydawaniu i marketingu książki, która poprowadzi Cię prosto do wymarzonego celu, jesteś w dobrym miejscu! Zapraszam na pokład! 

 

Dziękuję za zapis, a teraz sprawdź swoją skrzynkę mailową i potwierdź subskrypcję!