Podpatrując, jak inni promują książki, możemy się sporo nauczyć. Albo chociaż zainspirować. Nawet, jeśli nie mamy kilkudziesięciu tysięcy złotych na marketing, wnioski z obserwacji są darmowe.
Przyjrzyjmy się zatem trzem różnym sposobom promocji nowych tytułów. Do czynienia będziemy mieli z prawdziwymi tytanami wśród pisarzy. Jakie rekwizyty wykorzystano, by wypromować ich twórczość? Uwaga, nie zawsze będzie idealnie…
Automat z książkami na dworcu PKP, który się zatnie
W marcu 2015 roku swoją premierę książkową mieli Piromani. Odbyło się huczne świętowanie w poznańskiej Meskalinie, bo wreszcie udało mi się zadebiutować… Ale chwila, nie o tym.
Prawie pół roku wcześniej, w listopadzie 2014 roku miała swoją premierę inna książka, a mianowicie Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa Harukiego Murakamiego. Agenci zajmujący się promocją powieści uznali zapewne, że skoro główny bohater pracuje przy projektowaniu dworców, a w japońskich automatach można kupić nawet używane majtki, to czemu nie połączyć tych dwóch skojarzeń?
W ten sposób na wybranych dworcach kolejowych w Polsce ustawiono automaty, w których można było kupić powieść słynnego japońskiego pisarza.
Albo próbować kupić, bo ten w Poznaniu zwyczajnie nie zadziałał. Nie pomogła nawet wcześniejsza przemowa słynnej poznańskiej blogerki książkowej. Ale nie moja, mnie tam nie było. Może gdybym ja przemawiała, automat by zadziałał? Kto wie.
Co sądzicie o tym sposobie na marketing książki? Wygląda na efektowny. Ale czy według Was sensowny?
Reklama, którą podeptasz
Po trzynastu latach od ostatniej publikacji, Thomas Harris (literacki ojciec Hannibala Lectera) popełnił kolejną powieść. Cari Mora ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Agora. I była wszędzie: na bookstagramie i BookTubie, w kącikach książkowych wysokonakładowej prasy, za oknami wystaw księgarskich oraz… na chodnikach.
Kiedy w tym roku odwiedziłam Warszawskie Targi Książki i wychodziłam z PGE Narodowego, miałam wrażenie, że w coś wdepłam. Ups… Na szczęście była to tylko wymalowana na chodniku ćma. Ponieważ umysł miałam już storpedowany promocją Cari Mory, od razu rozpoznałam owada i skojarzyłam go z Thomasem Harrisem.
Czy gdybym jednak nie znajdowała się w tęczowej bańce blogosfery książkowej, reklama w ogóle by do mnie dotarła? A może marketerom chodziło tylko o to, by podprogowo zakodować mi w mózgu rysunek ćmy? Bym po wejściu do księgarni od razu chwyciła najnowszą książkę Thomasa Harrisa, w myśl tego, że skądś już znam tego dziwnego owada z okładki? Bo robal wygląda znajomo, więc wezmę, przeczytam, dowiem się, kiedy już spotkałam się z tajemniczą ćmą?
Jest jeszcze jedna kwestia, która mnie zastanawia. Czy malunki pojawiły się tylko w okolicach PGE Narodowego akurat wtedy, gdy odbywały się targi? Jeśli tak, super, bo to idealny target: reklama powinna być tam, gdzie potencjalny klient. Gdyby jednak komuś przyszło do głowy smyrnąć farbą gdzie indziej, np. pod monopolowym, byłby to raczej chybiony pomysł.
Mnie osobiście taki pomysł promocji bardzo się podoba. Wygląda na niedrogi. Kilka puszek farby, szablon i wiele więcej nie trzeba. Oprócz dobrej kondycji do ucieczki przed policją, która być może zaczęłaby podejrzewać malarzy o zamiar wandalizmu…
Bagażnik, w którym coś znajdziesz
Królowa polskiego kryminału, Katarzyna Bonda, moim zdaniem zrobiła naprawdę przekozacką robotę przy promocji Okularnika. Na przełomie maja i czerwca 2015 roku ruszyła Mercedesem W210 (dosłownie wyjętym z fabuły jej książki!) w trasę po Polsce, rozwożąc darmowe egzemplarze powieści. Następnie miała szereg spotkań autorskich w pobliskich księgarniach. Każdy, kto chciał, mógł podejść, porozmawiać z autorką, uzyskać jej podpis i otrzymać książkę.
I co, pewnie zdziwisz się teraz: ale jak to za darmo? Przecież promocja ma służyć sprzedaży, a nie rozdawaniu…!
Promocja książki ma nie tylko służyć sprzedaży, ale i umacnianiu marki, jaką jest autor. Cóż z tego, że Katarzyna Bonda rozdała kilkadziesiąt, może kilkaset egzemplarzy najnowszej powieści? Przecież potem pojawiły się kolejne tytuły. A dobre wrażenie u czytelników, których spotkała podczas promocji i obdarowała upominkiem, sprawiło zapewne, że sięgnęli po następne dzieła pisarki. W końcu to już nie tylko odległa, niedostępna postać z telewizji czy gazety, ale kobieta z krwi i kości, z którą rozmawiali. Oprócz tego, że królowa polskiego kryminału, to i równa babka!
I w ten sposób wszyscy wygrywają.
Współpraca z Netfliksem i serial na podstawie „Trzydziestu kopert”. ;D
A na Canal+ pełnometrażowa ekranizacja. A na HBO GO dokument o powstawaniu. 😀
Ciekawy temat, jak zawsze. 🙂 Prawdę mówiąc, mam mieszane uczucia co do tej reklamy na chodniku – wydaje mi się niejasna. Z kolei promocja książek Bondy to moim zdaniem strzał w dziesiątkę, super sprawa. Na dodatek takie spotkanie z pewnością było czymś, o czym ludzie spontanicznie opowiadali znajomym, a to przecież poczta pantoflowa – kolejny sposób promocji. 🙂
Dziękuję Ci z całego serca za komentarz, jak zawsze! 🙂
Tak, ta Cari Mora jest niejasna, zgadzam się totalnie. Ale właśnie dlatego, że budzi we mnie zastanowienie, jest taka interesująca i tak mi się podoba.
Co do Bondy nie mam wątpliwości: tak, w 100% genialna akcja. Tylko nie każdy by się na to porwał. Bo jak ktoś jest introwertykiem? Haha, już to widzę… 😀
To proste. Przekupić dysydentów i wepchnąć się na listę lektur obowiązkowych.