Choć akurat wydawnictwa typu vanity press są w naszym kraju bardzo popularne, to jeszcze popularniejsze jest oburzenie ich klientów i skandale z tym związane. Część z Was pisze do mnie z pytaniem: co robić?, rozgoryczona i rozczarowana kontaktem z poprzednim wydawcą. Jak oszukują wydawnictwa? Na co uważać? Czytaj dalej.
Na dobry początek: łapka w górę dla mojej działalności.
Dzięki.
A teraz jedziemy z tematem.
Usługi wydawnicze, vanity press a self-publishing. O co w ogóle chodzi?
Zarówno wydawnictwa usługowe (vanity press), jak i firmy wydawnicze wspierające samowydawców oferują autorom usługi wydawnicze: najczęściej kompleksowe wydanie książki.
Czyli zapłać naszej firmie, a my zadbamy o redakcję, korektę, okładkę, czasem nawet o dystrybucję.
W przypadku fajnych firm wydawniczych, które wspierają self-publisherów, z reguły jest tak, że autor otrzymuje zamówiony produkt, czyli pewien nakład swojej książki. 100, 500, 1000 lub więcej egzemplarzy. Samodzielnie kontaktuje się z hurtownią czy księgarnią i zajmuje się sprzedażą swojej książki, nie musząc z nikim szarpać się o honorarium. Sam też ponosi 100% inwestycji, jaką jest wydanie książki, a fachowcy z firmy wydawniczej służą mu radą. (Tak jest między innymi w Fabryce Dygresji).
Obecnie mamy wysyp samozwańczych ekspertów, a duże skandale zdarzają się co najmniej raz na pół roku, więc warto uważać, z kim się współpracuje w tej branży i zapoznawać z portfolio danej firmy.
Ale wydawnictwa vanity to od dekad zakała branży. Najczęściej mówią autorowi, że dorzucają się do wydania tej książki (to chwyt marketingowy). Używają tu różnych nazw: to model wydawania subsydiowany, hybrydowy, pół na pół, itd. W istocie autor płaci jednak nie 100% kwoty wydania swojej książki, ale często… 200%. I więcej! Bo duże wydawnictwo (z jego sprzedawcami i agresywnymi reklamami w Internecie) trzeba utrzymać. A za to płaci oczywiście klient. Jest więc drożej i wcale nie lepiej. Taki wydawca podpisuje z autorem umowę wydawniczą i rości sobie jeszcze prawa do wypłacania mu honorarium, które będzie niewielkie, bo w interesie wydawcy nie jest sprzedawanie utworu. Kusi on tym, że oferuje dystrybucję, ale najczęściej jest ona tylko na papierze i do faktycznych działań z hurtowniami dochodzi rzadko albo wcale. A jakość książki wydanej w takim wydawnictwie budzi naprawdę sporo do życzenia.
Jakie wydawnictwo usługowe wybrać?
Wielu z Was pyta mnie o najlepsze w kraju wydawnictwo usługowe. Powiem otwarcie, że nie ma idealnego. Każde ma jakieś mankamenty.
Najgorsza jest jednak nieuczciwość.
Prawdziwym kluczem do porozumienia między autorem a wydawcą jest więc umowa, w której zostaną opisane wszystkie warunki wydania książki. I nie tylko! Bo co dalej z wydrukowaną książką będzie się działo, również musi zostać opisane szczegółowo w takim dokumencie. Uważajcie na nie, gdyż wydawca stara się jak najlepiej zabezpieczyć przed Waszymi pretensjami. Na co powinniście zatem zwrócić szczególnie uwagę?
1. Promocja. Jak oszukują wydawnictwa w zakresie marketingu książki?
Jak wiecie lub właśnie się dowiadujecie, marketing i sprzedaż to mój konik. Niejednego twórcę dzięki konsultacjom wyciągnęłam z dołka, a moje strategie marketingowe służą autorom w rozwijaniu marki przez całe lata. Z mojego szkoleniowego pakietu marketingowego korzystają zresztą nie tylko pisarze, ale i wydawnictwa. Wiedza zebrana podczas moich piętnastu lat pracy w sprzedaży oraz dekady w branży wydawniczej jest profesjonalna, zawsze aktualna i przystępnie podawana, więc dobrze pracuje i dla wieloletnich firm, i dla autorów, którzy stawiają dopiero pierwsze kroki w tym świecie.
Ale wydawnictwa usługowe nie mają ochoty pomagać autorowi w promocji jego książki i spychają na niego całą odpowiedzialność. Jak oszukują wydawnictwa? Oto przykład.
Bardzo Was proszę, nie dajcie sobie wmówić, że recenzja Waszej książki zamieszczona na 5 blogach oraz udostępnienie postu na Facebooku to wartościowa oferta marketingowa ze strony wydawcy! Sama więcej robię dla książki, gdy obejmuję nad nią matronat medialny. Uważajcie, bo ostatnio dostałam wiadomość z jednego z takich wydawnictw, że wysłanie jednej wiadomości przez ich newsletter to usługa warta ok. 4 tys. zł z powodu rozległej bazy klientów. Nonsens goni nonsens, zwłaszcza w przypadku promocji. Newsletter tej firmy jest skierowany do piszących, nie do czytelników. Osoby, które chcą wydać swoją książkę, nie kupią książki innego autora, o którym dopiero się dowiadują. Do tego potrzeba całego lejka sprzedażowego.
Kiedy podpisuję z autorem umowę wydawniczą (a dzieje się to niezwykle rzadko, bo wybieram tylko naprawdę wyjątkowe projekty wedle mojego tajemnego klucza), jasno i dobitnie pokazuję mu już na etapie ofertowania, że wesprę go consultingowo w obszarze marketingu. Jeżeli autor jest zainteresowany dodatkowymi działaniami, pokazuję mu szeroki przekrój działań dostosowanych do jego książki i marki osobistej. Może on zrealizować je samodzielnie lub z kimś innym, a może ze mną. Pokazuję mu koszty, czas realizacji oraz zaangażowanie, jakie będzie po obu stronach. To wyróżnia mnie spośród innych firm wydawniczych.
W wydawnictwie vanity takiego podejścia nie uświadczysz.
2. Magazynowanie w vanity
Przechowywanie książki jest sporym problemem dla wydawcy, zwłaszcza usługowego, bo skoro nie promuje on książek, to jakim cudem mają się sprzedać…? Zalegają więc tylko na półkach i obrastają kurzem. Albo, co więcej, trzeba je przerzucać z miejsce na miejsce i nadwyrężać kręgosłup, by jakoś zapanować nad pogłębiającym się chaosem… W końcu co chwila dochodzą nowe niesprzedawalne tytuły! Dziesiątki tysięcy niesprzedanych książek to tabu wydawnictw usługowych. O tym nikt nie powie. Ale smutne cmentarzyska książek to drugie imię wydawnictw vanity.
3. Dystrybucja w wydawnictwie vanity. Jak oszukują wydawnictwa autorów w jej kwestii?
Bardzo wiele wydawców pisze, że współpracuje z hurtowniami. I jest to prawda – umowy o współpracę są podpisane! Ale jak ta współpraca wygląda?
Kiedy odwiedzam nową księgarnię, lubię zapytać o kilka książek wydawnictw, za którymi nie przepadam, by utwierdzić się w przekonaniu, że dalej oszukują swoich klientów i mogę ich dalej nie lubić. Na stronach www piszą, że dystrybuują książki do księgarń, ale w istocie można je kupić tylko i wyłącznie w ich własnych księgarniach internetowych.
Dlaczego tak się dzieje?
Bo sprzedając książkę bez pośrednika, czyli hurtowni, wydawca może włożyć więcej monet do własnej kieszeni, nie dzieląc się z nikim. Hurtownie zaś życzą sobie 50% rabatu od ceny detalicznej (drukowanej z tyłu okładki). Jeśli więc wydawca decyduje się przyjąć cenę 34,90 zł hurtownia otrzyma książkę za 17,45 zł.
Częściowo rozumiem takich wydawców, ale dlaczego nie powiedzieć tego klientowi wprost?
Nie robimy dystrybucji hurtowej, bo nam się to nie opłaca, Tobie też, drogi autorze. Ale nie powiemy Ci o tym, bo wtedy zażądasz wyższego honorarium.
A, racja, właśnie sama sobie odpowiedziałam na to pytanie.
4. Opóźnienia albo niezrealizowanie umowy
To się zdarza.
W wydawnictwach vanity częściej niż gdziekolwiek indziej na świecie.
Co z tego, że umowa jest podpisana?
Zacytuję anonimowe wiadomości, które wpadają regularnie na moją skrzynkę mailowa.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że każdemu może zdarzyć się spóźnienie, ale urywanie kontaktu z osobą, która nie tylko komuś zaufała, ale i dała pieniądze (zazwyczaj niemałe, przecież koszty wydania książki obecnie to kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy złotych), jest strasznie nie w porządku.
Jak się przed tym zabezpieczyć?
Wydawać by się mogło, że od tego jest umowa wydawnicza, ale… jeżeli firma, z którą podpisujesz umowę, jest niekompetentna, nie trzyma się terminów i urywa kontakt, to jak wyegzekwujesz postanowienia z umowy? Jeśli nie masz na dobrego prawnika, w ogóle nie podpisuj umowy o wydanie? Przecież to szaleństwo…
Ale tak, mroczny wymiar szaleństwa reprezentuje część tych firm. Dlatego błagam, by je sprawdzać przed podpisaniem umowy. A że różne dziwne rzeczy dzieją się i w tradycyjnych wydawnictwach, to dzięki moim materiałom będziesz mieć najlepsze przygotowanie.
7 grzechów głównych debiutanta przekaże Ci sprytne wskazówki dotyczące poruszania się w branży. Otrzymasz porady od doświadczonych autorek. Żanety Pawlik, która wydaje swoje powieści u dużych wydawnictw tradycyjnych i należy do Unii Literackiej, Ewy Mielczarek, która prowadzi z mężem własne wydawnictwo, no i ode mnie, ekspertki od pisania, wydawania i marketingu książki. Uzyskasz głębokie spojrzenie w to, co dzieje się za kulisami w wydawnictwach, hurtowniach i księgarniach, a przede wszystkim zobaczysz, jak pracować jako autor, by osiągać najlepsze rezultaty. Nauczysz się na grzeszkach innych twórców działać tak, by samemu iść prosto po sukces, bez tracenia czasu na żale czy bicie się w piersi.
Z kolei WYDAWNICTWA to lista wydawców sprawdzonych, zaufanych oraz tych, od których lepiej trzymać się z daleka. Dzięki pracy z tym e-bookiem sformułujesz idealną propozycję wydawniczą i nawiążesz współpracę marzeń z idealnie dobranym do Ciebie wydawcą. To działa!
5. Jak oszukują wydawnictwa w kwestii cen? Są z kosmosu
Niestety, wydawnictwa usługowe narzucają gigantyczne marże na wykonywane czynności. Piszą, że jest tanio, a w istocie można by i tak dużo taniej! Dlaczego? Bo muszą utrzymać pracowników, którzy są odpowiedzialni za pozyskanie nowych zleceń, biuro, magazyn, zapłacić podatki (ach, jak ja tego nie cierpię!), a tu jeszcze jakiś wyjazd na targi książki, a tu trzeba na nową inwestycję odłożyć… Jeśli macie dużo pieniędzy, nie boicie się niedotrzymania umowy, nie zależy Wam na czasie i jakości… Śmiało. Korzystajcie z vanity.
6. Redakcja
Często jest albo niewidzialna, albo trzeba za nią dodatkowo słono zapłacić. I wiecie co?
I bardzo dobrze.
W tym jednym aspekcie lepiej wyłożyć worek pieniędzy i mieć dobrze zredagowaną książkę, nić szczędzić kasy i potem chować głowę w piasek, gdy blogerzy, czytelnicy i inni redaktorzy zaczną wytykać błędy.
7. Druk. Jak oszukują wydawnictwa? Kiepska jakość to nie jedyny problem
Wydawca usługowy lubi się chwalić, że ma zaufane, tanie drukarnie, i że dopilnowuje jakości druku. Tak, lubi się chwalić, dobrze to ujęłam. A co za tym idzie? Cóż, nie wiele. Jakoś nie widzę, by większość wydawców pędziła w środku nocy do drukarni, by sprawdzić, czy maszyny tną prosto okładki. Widziałam naprawdę wiele wpadek w druku i to każdego chyba rodzaju. Od pomieszanych stron, przez kiepską jakość zdjęć po braki literek ą w całym tekście. Ale nie da się wszystkiego upilnować, kiedy produkuje się książki taśmowo i jest jednym z klientów w firmie, która wydaje 20, 50, 100 i więcej tytułów rocznie! Nauczona takim doświadczeniem, postanowiłam, że jeśli będę pomagać wydawać książki moim autorom, to naprawdę w niewielkiej ilości. Jedna książka na rok, za to zachwycająca swoją wyjątkowością, to mi w zupełności wystarczy.
8. Okładka, która odstraszy czytelnika
Z góry przepraszam za to, na co właśnie patrzycie, ale nie mogłam się powstrzymać.
Tę okładkę bym w Paintcie lepszą zrobiła. Najgorsze jest to, że nie wiem, czy to tomik poezji, czy powieść, czy zbiór erotycznych grafik. Tytuł powinien delikatnie to sugerować.
Ta okładka to chyba nawet w Paintcie nie była robiona, tylko w Wordzie ’95…
Tutaj mamy do czynienia z tomikiem poetyckim. Ale jak mają się liście do naszego kraju? Nie mam pojęcia. Może Polska potrzebuje walnięcia z liścia? A może wydawca?
Ja rozumiem: autor ma swoją wizję na okładkę i trzeba ją uszanować. Ale świętym obowiązkiem każdego wydawcy jest służyć mu radą. I gdy widzi się, że autor popełnia głupotę, strzela sobie w kolano (tak jest zazwyczaj, dziwnym trafem autor w 90% zawsze wybiera ten najbrzydszy projekt albo najdalszy od marketingu), trzeba się ze wszystkich sił postarać mu to wyperswadować. A przede wszystkim dostarczyć mu dobre projekty, a nie takie… Hm. Wyjątkowo zabrakło mi epitetu. No, śliczności powyżej, prawda?
Przepraszam, mam nadzieję, że graficy i autorzy nie poczują się zbyt dotknięci moimi słowami. Tak, byłam brutalna, nie ukrywam. Potraktujcie to jednak jako mobilizację do czynienia lepszych okładek.
Na przykład takich, jakie robimy w Fabryce Dygresji, współpracując z najlepszymi grafikami i ilustratorami.
9. Zła marka
Znam blogerów, dziennikarzy czy artystów, którzy słysząc o danym wydawnictwie, nie chcą dotknąć nawet kijem od szczotki ich książek! I z góry skreślają tytuły, które zostały opublikowane pod nielubianym przez nich szyldem. Nie uważam, żeby to było fair. Wiadomo, książka książce nie równa, ale ostrzegam Was po prostu: sprawdźcie reputację danego wydawnictwa, zanim się z nim zwiążecie, bo możecie mieć bardzo pod górkę! Popytajcie innych autorów, czy są zadowoleni albo po prostu zróbcie research w Internecie czy grupach tematycznych na Facebooku. (Przy okazji, zapraszam do moich wspaniałych dziewczyn w grupie Kobiety piszą).
Jak oszukują wydawnictwa? Warto jeszcze wspomnieć, że opinie zamieszczane na ich stronach są pisane… przez nich samych. Albo zamawiane w ramach marketingu szeptanego. Za kilkaset złotych nieuczciwy wydawca kupuje u copywritera kilkaset sztuk pozytywnych opinii, a copywriter zamieszcza je w internecie, podszywając się pod zadowolonych autorów. Fuj.
10. Brak honorarium lub ogromne opóźnienie w jego wypłacaniu
Czy znacie piosenkę Kultu Muj wydafca jest złodziejem? Podejrzewam, że gdyby nie wstyd, większość autorów wydających usługowo zaczęłaby chodzić po mieście, nieustannie nucąc tenże utwór. Jedno z wydawnictw typu vanity press obiecuje w swoim newsletterze i na stronie www, że dzięki wydaniu książki razem z nimi, autor stanie się milionerem, bo to najlepsza inwestycja. Bardzo chciało mi się z tego na początku śmiać, ale potem aż łezka mi się w oku zakręciła, bo to wierutne kłamstwo. W moim ostatnim (i pierwszym) podcaście, którego możecie posłuchać TU, opowiadałam, że wydawnictwa mają czelność podsuwać ludziom idiotyczne pomysły, by brali kredyty na wydanie książek. Ale jak to później spłacą, skoro wydawca nie raczy wypłacać honorarium? Załamanie nerwowe gotowe.
A ja bardzo nie lubię pułapek 🙂 Ciekawy tekst !
Trafne uwagi! Nigdy wcześniej się nie zagłębiałam w ten temat…
Z ciekawością przeczytałam 🙂 Chodzą mi po głowie, tak od czasu do czasu, pomysły o wydaniu książki z DIY, ale to chyba zbyt trudne i kosztowne ;P
Piszę i wysyłam kryminały do znanych wydawnictw. Należę do kilku grup pisarskich. O vanity nikt nie mam dobrego zdania. Patrząc na reklamy pisarzy ?Szkoda mi ich zmarnowanego czasu.
Bardzo fajny wpis, piszesz niezwykle ciekawie 🙂 Tak tylko chciałam dać znać, że mi się podoba 😀 Pozdrawiam!
Genialne 🙂
Przyznam się bez bicia – trafiłem na ten portal, ponieważ szukałem wiadomości, które mogłyby uzupełnić moją książkę… Gdybym trafił tu wcześniej… 😉
Pozdrawiam serdecznie